Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 18:47   #24
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Po podpisaniu dokumentów, Ślepy wraz z Kilą wybrał się do wioski, aby przysłuchać się życiu jej prostych mieszkańców, ich bolączkom i żalom. Wiedziony hałasem dotarł do domu kowala, przed którym miała miejsce kłótnia. Mógł wyczuć zapach rozgrzanego do czerwoności metalu. Słyszał gniewne okrzyki mężczyzny, przerywane gwałtownymi uderzeniami młota o metal i zdenerwowany głos kobiety, próbującej przekrzyczeć panujący rwetes. Oprócz kłócącej się dwójki, troje lub czworo dzieciaków biegało dokoła domu, najwyraźniej walcząc na kije. Do czułych uszu Ślepego docierały głuche odgłosy uderzeń, wyzwiska i szczery, dziecięcy śmiech.
Nagle jedno z dzieci wpadło wprost pod nogi starca, przewracając się. Zaraz potem poczuł znikome uderzenie w stopę.
- Staszek, Jahan, zaatakowały nas bobołaki! Musimy dobyć srebrne miecze! – podekscytowany malec ukłuł Ślepego w łydkę końcem swojego kijka. Kila szczeknęła ostrzegawczo i usiadła przy staruszku, obserwujac bacznie chłopca.
Kłócąca się para zdawała się nie dostrzegać zaistniałej sytuacji.

- Spokojnie, Kila - Ślepy Pies przywołał swojego czworonożnego towarzysza do porządku. Następnie wspierając się na kosturze przykucnął, tak by mniej więcej znaleźć się na wysokości dziecka. Odwrócił na niego swoje ślepe spojrzenie i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Bobołaki są mniejsze i całe porośnięte futrem, a do tego mają zęby jak bobry - wyjaśnił pogodnie i przekrzywił lekko głowę. - Jak ci na imię, młodzieńcze?

- Jestem wiedźmin Drogan i wraz z moim bratem dbamy o porządek w całej Temerii! – odkrzyknął chłopczyk. Starzec usłyszał tupot małych stóp, pozostała dwójka zatrzymała się tuż przed nim. Dzieci oddychały szybko.
- Ja jestem wiedźmin Staszek, a to nasza służąca, Jaśka! – odezwał się drugi. Chłopcy zachichotali, zaraz jednak zaczęli głośno piszczeć. Na ziemię upadły małe kamyki. Starzec mógł usłyszeć, że dziewczynka wkłada wszystkie swoje siły w rzucanie, w złości wydawała ciche stęknięcia.
- Też jestem wiedźminem, dużo lepszym niż wy! – wykrzyczała. Ślepy poczuł na sobie jej spojrzenie.
- Od razu wiedziałam, że to nie bobołak, tylko zwykły dziadek – dodała dla poparcia swojej racji.

- Ah, sławni pogromcy potworów. Nie spodziewałem się was spotkać - starzec zaśmiał się miło i sięgnął dłonią do Kili, którą pogłaskał po łbie. - Dobrze wiedzieć, że pilnujecie porządku. Ciekawi mnie… Do jakiej szkoły należycie?

Mały Drogan dumnie wypiął pierś. Na sznurku wisiał mały kamyk.
- Ja należę do szkoły gryfa, nie widzicie mojego medalionu?
- Szkoła niedźwiedzia – dodał Staszek.
Dziewczynka nie odpowiedziała od razu.
- Nie pozwolili mi nosić medalionu – odparła smutno. Ślepy poczuł ciepłą obecność przy swojej dłoni. To dziewczynka wyciągała rękę trzymającą porwany sznurek z przywiązanym doń kamykiem. – A chciałam być ze szkoły wilka…
- Dziewczynki nie mogą być wiedźminami, musicie gotować i sprzątać, nie dla was są przygody! – wykrzyknął rozzłoszczony Drogan.

Ślepy puścił psiaka i sięgnął po kamyk. Zważył go w dłoni i pogładził kciukiem.
- Mistrzu wiedźminie Droganie powinniście wiedzieć, że wstępując na szlak, porzuciliście dawne zwyczaje i ustalone normy. Chłopak czy dziewczyna… wasze życie odtąd zostało poświęcone, by chronić ludzi przed potworami. Dlatego musicie się pogodzić i połączyć siły. Bowiem potworów na tym świecie więcej jest niźli wiedźminów. I tylko razem zapewnicie sobie bezpieczeństwo. - Przemawiając głębokim głosem, zataczał spojrzeniem po trójce maluchów. Chociaż ich nie widział, próbował wyobrazić sobie ich twarze. Kiedy skończył, złapał za rozwiązany sznurek i wyciągnął go w stronę dziewczynki.
- Noś go z dumą, wiedźminko Jasiu. Chociaż różne wasze szkoły, krew w waszych żyłach płynie jedna - powiedział uroczystym tonem i skinął na nią zachęcająco, bo się pochyliła.


Dziewczynka odetchnęła głęboko, zafascynowana. Starzec zawiesił naszyjnik na jej szyi i zawiązał go na mocny supeł. Chłopcy milczeli, Ślepy mógł się domyślić, że ich miny były nietęgie.
- Mam na imię Jahan! A wy, dziadku, też jesteście wiedźminem? Macie takie dziwne oczy – powiedziała mała Jaśka i nachyliła się nad staruszkiem.

- Ja… jestem z bardzo mało znanej szkoły Psa - odparł z przyjemnym uśmiechem i znów wrócił do głaskania Kili.
- Powiedzcie mi… ten kowal jest waszym tatą? O co się kłóci z mamą?

Jahan spojrzała się na rodziców. Chłopcy szeptali sobie coś na uszy, nieświadomi, że staruszek ich słyszy. Planowali bowiem zabrać mu kostur i wszcząć z nim walkę. Szkoła Psa? Nigdy o takiej nie słyszeli, poza tym nie wyglądał na silnego. No i oddał Jaśce medalion, teraz będzie się szarogęsić.
- Tatko chyba znowu przelulał pieniądze od interesantów na cholernych kościach – Jaśka wzruszyła ramionami, gładząc palcami swój naszyjnik. Zabrzmiała jakby nie rozumiała, co mówi, tylko powtarzała to, co usłyszała. – Zwykle o to się kłócą. Potem tatko wychodzi i wraca jak już śpimy. A mama się do nas nie odzywa i ma minę. I zapomina nas ucałować na dobranoc – dodała lekko naburmuszonym tonem.
Ślepy mógł wyczuć skradającego się za nim jednego z chłopców. Drugi znacznie się przybliżył do jego boku, gdzie opierał się na kosturze.

- Wiedźmini nie napadają na ludzi, Droganie i Staszku - odezwał się Ślepy Pies, nie poruszając się nawet o milimetr. - Mam jednak dla was zadanie, chłopcy. Chcecie się go podjąć?

Drogan i Staszek stanęli jak wmurowani. Rzucili sobie pytające spojrzenia, a następnie wbili zaciekawione spojrzenie w Ślepego.
- Jakie? Jak nas widziłeś, Staszek powiedział, że nie widzisz! Widzisz?
Ślepy Pies uśmiechnął się tajemniczo i pokiwał głową.
- W mojej szkole posługujemy się innymi zmysłami niż wzrok - odparł swobodnie i skupił na nich uwagę.
- To zadanie nie dla każdego śmiałka. Wymaga bowiem wielkiego poświęcenia i wytrwałości. Właściwie to nie wiem, czy mu podołacie… - zaintonował z faktycznym wydźwiękiem wątpliwości.

Jeden z chłopców energicznie stuknął kijkiem w ziemię.
- Oczywiście, że podołamy! – To był Drogan.
- Jesteśmy wytrwali i waleczni! Powiedzże, panie wiedźminie! – Poparł go Staszek.
Dziewczynka pisnęła z podekscytowania i zaczęła podskakiwać w miejscu.
- Ja też będę mogła, dziadku? – zapytała z nadzieją w głosie.

Żebrak umilkł na chwilę, robiąc efektowną pauzę trzymającą w napięciu.
- Chcę, żebyście pomogli dzisiaj waszej mamie w przyrządzaniu posiłków oraz sprzątaniu. Jako że wiedźmini nie pracują za darmo… w zamian dostaniecie to - Ślepy Pies sięgnął za poły szaty i wyciągnął z niej dwie monety, które wyżebrał w porcie tego dnia. Rozłożył je na otwartej dłoni i poruszył palcami.
- Pokażcie swojej mamie, że ją kochacie, a udowodnicie swoją wartość największych śmiałków. Żaden potwór wam wtedy nie dorówna. To jak, mogę na was liczyć, mistrzowie wiedźmini?

Całej trójce zaświeciły się oczy. Patrzyli na leżące na dłoni starca monety z otwartymi w niedowierzaniu buziami. Pierwszy do biegu zerwał się Drogan. Wtulił się w biodro kobiety, oburącz obejmując jej nogi. Za nim pognała Jaśka, przytulając się do mamy z drugiej strony.
- Kochamy cię, mamusiu, jesteś najlepszą mamą na świecie! – Krzyknął Drogan i ścisnął ją z całych sił.
- Nie lubimy, jak masz minę, nie bądź nigdy smutna, mamuś! – Zawtórowała mu Jahan.
Staszek zabrał monety z dłoni Ślepego i przez chwilę wpatrywał się w jego twarz. Jako najstarszy z całej trójki być może rozumiał najwięcej. Pogłaskał Kilę i przestąpił z nogi na nogę.
- Dziękujemy, panie wiedźminie. Czy... – chłopiec zwiesił głowę – będziemy mogli kiedyś razem potrenować? – Spytał nieśmiało, gniotąc w dłoni monety. – Nigdy nie widzieliśmy prawdziwego wiedźmina...
Zaskoczona kobieta rozejrzała się i dopiero teraz zauważyła obecność niewidomego starca. Zasępiła się i wolnym krokiem zaczęła podchodzić do Staszka.

- Właśnie rozpoczęliście swój trening. Czeka was jednak długa droga… - Ślepy Pies stęknął, podnosząc się na równe nogi. Przetarł kolana i wsparty na kosturze odwrócił się w stronę, skąd dochodziły go kroki kobiety. Uśmiechnął się uprzejmie i skłonił głowę.
- Ma pani wspaniałe dzieci. Takie pociechy to prawdziwy skarb - odezwał się, zawieszając spojrzenie gdzieś w otoczeniu żony kowala.

Kobieta, nadal otoczona przez Drogana i Jahan, przyciągnęła do siebie Staszka za kołnierz umorusanej koszuli. Ten w tym czasie chytrze schował otrzymane od starca monety do kieszeni.
Matka dzieci spojrzała niepewnie na Ślepego.
- Trudno w całym Vildheim znaleźć większe niecnoty niż ta trójka, dobry panie. Diaboł wie co mają za uszami – westchnęła i zabrała Droganowi kij z ręki. – Mam nadzieję, że panu nie dokuczali?

- Skądże, pani kowalowa. Sam kiedyś miałem syna w ich wieku - Ślepy Pies westchnął i spochmurniał lekko. - Zdrowia i szczęścia wam życzę. Niech się pani nimi dobrze zajmie, a one odwdzięczą się tym samym na starość - kiwnął głową i pokręcił kosturem w ziemi.
- A wy, moi mali wiedźmini, pamiętajcie o zadaniu - pokiwał ostrzegawczo palcem.

Kobieta spojrzała na zasępiałe lico starca i pogłaskała czupryny całej trójki.
- Dziękujemy, wam też wszystkiego dobrego, panie. Cieszę się, że znaleźliście wspólny język z tymi huncwotami. Wyglądacie mi na mądrego straca – skinęła głową i zamyśliła się.
- Lećcie przemieszać w kociołku, już dość pana namęczyliście – powiedziała do trójki, postukała ich po głowach i odczekała, aż się oddalą.
- Zajdźcie czasem odwiedzić tych nicponi. Myśmy z Mańkiem też dwa nasze dziatki pogrzebali, będzie osiem lat… – położyła dłoń na dłoni niewidomego, którą wspierał się na kosturze. – Ale trzeba żyć dalej, prawda, panie? Coby się bogowie nie pogniewali, że danym nam życiem wzgardzamy – zacisnęła dłoń i zapauzowała. – Zajdźcie jeszcze kiedy, panie. Urwisy się ucieszą.

- Jeśli będę w okolicy… nie omieszkam - potaknął i wolną ręką poklepał przyjaźnie dłoń kobiety. Skinął jej głową i odwrócił uwagę na swojego czworonoga.
- Kila, idziemy - zakomenderował, po czym raz jeszcze zwrócił twarz w stronę kowalowej. - Bywajcie i niech się wam darzy.
Kiedy pożegnania się skończyły, Ślepy Pies ruszył w dalszą drogę, spacerem przez miasto. Odchodząc, ani żona kowala ani żadne z trójki urwisów nie mogli dostrzec uśmiechu na twarzy starca. I pojedynczej łzy spływającej po policzku.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline