Zaszumiało. Trawa i chwasty ugięły się pod gwałtownym powiewem wiatru. Uciekający z szopy porywacz padł na ziemię, jak źdźbło ścięte kosą. Nie uciekł daleko, więc Lothar i Wolfgang nie mieli problemu z dopadnięciem go i obezwładnieniem. Już po chwili, jęczącego i błagającego o litość wlokli w kierunku znajdujących się z drugiej strony magazynu kompanów.
-
Tak. Elvyra Kleinestun - niewiasta dygnęła nieznacznie. -
Dziękuję waszmościom za uratowanie mnie z rąk owych opryszków. Doszło tutaj do pewnego nieporozumienia, o czym owi grubianie z pewnością zaświadczą. Nie mam do nich... - przerwała na chwilę, gdyż zza rogu wyszła druga para bohaterów wraz z pojmanym bandytą.
-
Żadnych pretensji i proszę waszmościów, byście im nie robili więcej przykrości. Puśćcie ich wolno, niech wracają skąd przyszli - na poparcie swoich słów, kopnęła w kostkę wciąż stojącego z podniesionymi rękami mężczyznę, na którego twarzy malował się wyraz niedowierzania.-
Dziękuję, żeście zaopiekowali się Lisą. Biedaczka tyle czasu spędziła w piwnicy. Więcej jej tam nie zamknę!
-
Myślę, że dam Wam jakiś rabat - puściła na koniec oko do Bernhardta, gdy wspomniał o tym, że chcieliby coś zakupić.