Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2017, 22:27   #712
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Kurdebele...!
Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział. Chyba nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej. Nigdy wcześniej też nei zdażyło mu się, delikatniej mówiąc, dostać takiego plaskacza. Cios został wyprowadzony z taką energią, finezją i wśiekłością, że Verion z impetem wbijając się swoją cielesną powłoką w górskie zbocze, wzbudził falę uderzeniową i sporą lawinęm, przez co zmiótł prawie połowę pasma górskiego. Z cichym jękiem dźwignął się z wyrwy którą wygniótł przy uderzeniu i z niedowierzaniem otworzył lśniące, fioletowe ślepia, spoglądając w górę. Duch Lavendera spoglądał w dół, na niego, z równie przytłaczającym niedowierzaniem. Lavender nie mógł jednak zbyt długo dziwić się ani rozkoszować widokiem swojego zabójcy, rozgniecionego w skalnej rozpadlinie. Powrócił do ścigania wielkiego, czarnego huraganu, spowitego tumanami ognia.
- Nic ci nie jest?!
Nie wiedziała co innego powiedzieć. Co właściwie mogła powiedzieć? Głos się jej załamał. Verion jęcząc przez zaciśnięte zęby dźwignął się ze skały. Almanakh patrzyła na niego w przytłaczającym zakłopotaniu. Co się właściwie stało? Jakim cudem...? Wyraz twarzy Veriona nie napawał optymizmem. Spojrzał swoimi hipnotyzującymi, fioletowymi ślepiami w oczy Almanakh i powiedział łamiącym się szeptem:
- On wrócił!...
Almanakh zamrgała ze zdumieniem.
- Astaroth! – szepnął zaniepokojony, żeby nie rzec przestraszony Verion. – I can hear him!...
Almanakh wzięła głębszy wdech, ale nie powiedziała nic. Dopiero po kilkunastu sekundach spoglądania w fioletowe oczy dmeona, szepnęła:
- Astaroth nie jest naszym wrogiem!...
Verion zacisnął nerwowo szczęki.
- Hell Light!... Agh!... – otrząsnął się po raz ostatni po upokarzającym upadku. – Stracili Hell Light!
Oczy Almanakh zrobiły się wielkie ze zdumienia i zgrozy.
- Hell Light nie jest już przy nich! – powtórzył szeptem Verion. – Wiesz, co to oznacza?
- Czy to dlatego? – Almanakh uniosła dłoń i pogładziła zdumionego Veriona po policzku. – Czy Timewalker stał się silniejszy?
- Nie wiem, czy stał się silniejszy, czy ja się zmęczyłem, uganiając się za nim bez przerwy... – westchnął Verion. – Nie wiem czy... nie wiem, czy staje się silniejszy... Nie wiem, czy brak obecności jego boundera czyni go silniejszym, czy...! Nie wiem, czy Hell Light...
- Jesteś zaniepokojony.
- Oh my!;3 – Verion uśmiechnął się uroczo i zamknął ślepia. – Astaroth, słyszałem jego głos!...
- Astaroth nie powinien cię niepokoić, nie jest naszym wro...
- Odezwał się teraz! – Verion nie potrafił ukryć zaniepokojenia. – Odezwał się teraz!
- To nie musi oznaczać...
- Azmaer może mieć Hell Light! – syknął przez zęby w czystej desperacji.
Almanakh zamilkła.
https://www.deviantart.com/art/Compassion-483692403
- Azmaer nie mógłby go użyć – powiedziała w końcu. – Astaroth również nie.
- Oh my, nie mógłby go użyć do zabicia Timewalkera! Ale kto powiedział, że chciałby go użyć akurat do tego, a nie innego celu?
- Azmaer również nie jest...
- Agh...!
- Odpocznij.
- Są tam bezpieczniejsi niż tu... Ale to oznacza, że Azmaer i Last Soulbreaker wiedzą o Timewalkerze... – oczy Veriona nagle zrobiły się wielkie jak talerze. – Nie możemy pozwolić, aby Timewaler dostał się do Piątego Wymiaru!!! – jęknął nagle, chwytając Almanakh za rekę.
- O tym już wiemy!...
- Nie rozumiesz!... Nie wiemy, jaką moc będzie mieć klątwa rzucona przez Czarną Zorzę w innym wymiarze, gdzie nie ma Jej Chaosu! Nie wiemy, jak klątwa zareaguje na Chaos w królestwie Last Soulbreakera!!!
- Masz na myśli...?
- Nie wiemy, czy Azmaer nie mógłby użyć Hell Light! Kiedy klątwa była rzucana, Piąty Wymiar jeszcze nawet nie istniał akkkh...! Jeśli... jeśli aghh... jeśli Chaos i Azmaer w ogóle zainteresowali się Hell Light, widocznie mieli powód...
Verion osunął się nagle na kolana. Almanakh przytrzymałą go, aby nie upadł na płasko na skały.
- Musisz odpocząć!
- Yeah...
- Mogłeś mi powiedzieć...
- Wiem...;3 Przepraszam, sądziłem, że to przypadek... ogary Azmaera pałętają się często wokół... Być może... Być może to przypadek... right...? Ale... ale słyszałem go... czułem go... akh... Astaroth nie ujawniałby się bez powodu... Musiał coś zobaczyć... musiał coś usłyszeć... musiał coś poczuć...
- Być może jemu też nie jest na rękę szalony smok niszczący wszystko wokół...
- Oh... maybe...;3 Mam jednak wrażenie, że wcale nie chodzi mu o Timewalkera... Powinienem... akh...
- Odpocząć.
- Tak... heh... Przydałoby mi się trochę regeneracji w przytulnych Mgłach, gdzie nie jestem co kilka minut opiekany smoczym ogniem albo faszerowany strzałami elfów, które nie do końca mi ufają...;3
- Przepraszam za to.
- Ah, you know I don`t mind!;3 – mrugnął wesoło do Almanakh. – Idź już, zanim znowu zobaczą nas razem i spalą nas oboje na stosie ;3
- Ah, you know I don`t mind!
Verion zaśmiał się krótko.
- Odpocznę, ale ześlę Timewalkerowi mały prezent w postaci gromadki demonów, aby dotrzymały mu towarzystwa, gdy będziesz opatrywać rannych!;3
- To wszystko tylko opóźnia nieuniknione...
- Yes, ale póki jest zajęty nami, nie jest zajęty niszczeniem wszystkiego innego, a jego umysł jest na tyle schorowany i uszkodzony, iż tego nie zauważa.
- Nie możemy prowokować go w nieskończoność.
- Oh my, nie. Hell Light wyznaczył termin. Nawet jeśli się zmeczę, nie śpię, zregeneruję się, mogę się z nim bawić w kotka i myszkę całą wieczność, ale Hell Light wyznaczył termin, a istoty żyjące na tej planecie zaczną się interesować smokiem latającym im nad głowami ;3 Zlezie się mnóstwo towarzystwa, będą nam tylko utrudniali zadanie...
- Przepraszam.
- Hm?;3
- Przepraszam. Nie powinnam była... nie powinnam była wypowiadać wtedy tamtych słów! Nie byłoby tego wszystkiego...
- Well, widocznie tak miało być!;3
- Ranaantha...
Verion spoważniał.
- Nadal za nim tęsknisz...?
Almanakh westchnęła gorzko.
- Elficka tęsknota nie wygasa nigdy, zdaje się – pokręciła ze smutkiem głową. – Chciałabym już zakończyć tę klątwę dla niego.
- Well.... if that`s what you want...
- Wiem, jak to zabrzmiało, Verion, przepraszam. Był moim bliskim przyjacielem.
- Wiem;3 Widać po skali tej klątwy, jak wielki był twój gniew, kiedy zginął...
- Ciebie również nie chcę stracić. Idź, odpocznij.
- Oh!;3 Nie możesz mi rozkazywać, you`re not my Mistress!;3
Almanakh złapała go za włosy, przyciągnęła do siebie i pocałowała w usta. Verion zamrugał ze zdumieniem, uśmiechając się złowieszczo po pocałunku.
- Ooooh, w sumie warto było jednak tego Timewalkera zbudzić! ^__^ - zawołał wesoło i mrugnąwszy do Almanakh, teleportował się w Mgły.
* * *

Bestia Diritha wlazła w bagno, zatapiając się w nim nieznacznie. Jej ogon był jednak na tyle długi, że zdołała dosięgnąć celu. Chociaż Bestia była całkiem sporych rozmiarów i całkiem groźnie wyglądała, okazało się, iż kiedy chce, drzemie w niej niemal matczyna delikatność. Wydobyła z bagna kokonik ogonem, ostrożnie i z troskliwością, z jaką pani krokodylica zabiera do paszczy swoje młode, by przenieść je bezpiecznie do wody, z delikatnością, z jaką… koparka otwiera flaszkę…

https://www.youtube.com/watch?v=rkhw9aXQi_0

Załadowana Bestia rusy złą przed siebie. Wdepnęła w kilka rozłożonych pułapek muchołówki, ale po prostu je rozgniotła, same jej nogi były zdecydowanie zbyt duże, aby muchołówka mogła ją zatrzymać. Pomysł z dziurkami genialny. Była szansa, że wywietrzniki zwiększą żywotność towaru w środku. Towar był na tyle przerażony i zdezorientowany, iż wykrzyknął jedynie kilka razy imiona swoich byłych towarzyszy, ale słysząc głos Diritha zamilkł zupełnie.
Z kolei dociekliwa małpka nie odpuszczała i skakała z gałęzi na gałąź ponad wami, goniąc was i przyglądając się kokonikowi.

- Co chcieli ukraść?! – nie odpuszczała. – Co to jest? Po co ci to? Dokąd to zabierasz?

Co jakiś czas ignorowana małpka zaczęła ze złości wydawać typowo małpie okrzyki gniewu. Niby nic takiego, jedynie irytujące wrzaski małp w koronie drzewa, ale z czasem pojawiła się druga dociekliwa skrzydlata małpa. I trzecia. I czwarta. Po chwili po drzewach nad waszymi głowami skakało małe stadko skrzydlatych, wydzierających się małp.

Całe to zamieszanie zdecydowanie nie wpłynęło dobrze ani na wasze samopoczucie, ani na próbę pokonania dżungli w trybie incognito. O ile hałaśliwe, rozdrażnione i wrzeszczące małpy potrząsające konarami drzew na pewno wypłoszyły część ewentualnych nieproszonych gości na waszej drodze, o tyle zwabiły istoty, które nie pogardziłyby przekąską w postaci wrzeszczącej, latającej małpy. Musiało czaić się gdzieś w gąszczu i udawać drzewo. W pewnym momencie po prostu wyskoczyło zza większego drzewa [sic!] i dziwnym piskiem rzuciło się do ataku. Wybuchł chaos. Małpy latały we wszystkie strony, połamane gałęzie i deszcz liści sypnął wam na głowy.

https://www.youtube.com/watch?v=s94BlB53DlQ
Ta roślinka była zdecydowanie bardziej mobilna od przerośniętej muchołówki. Po kilkunastu sekundach zainteresowania skaczącymi i fruwającymi w koronach drzew małpami, roślinka skupiła uwagę na większej i bardziej dostępnej, naziemnej zdobyczy, czyli Bestii Diritha. Roślinka skowycząc dziwnym piskiem ruszyła do ataku, wspierając się na swoich dwóch zdrewniałych ramionach i ciągnąc za sobą długi korzeń.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline