Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 11:17   #27
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
“How can I be substantial if I do not cast a shadow?
I must have a dark side also If I am to be whole.”

― C.G. Jung

Szarych prześcieradeł latających smutaśnie za oknem naliczył w sumie dwanaście, a to odrobinę przewyższało jego możliwości multitaskingu - nawet jeśli wziąć pod uwagę wiszące obecnie nad futrzaną łepetyną zaklęcie. Jeżeli naprawdę miał zamiar odparować wszystkie maszkary na raz, musiał wzmocnić się jeszcze bardziej. Z pomocą przyszły tu materiały dość błahe. Był to magiczny zastrzyk literatury pulpowej, kwestii wyciągniętych z komiksów oraz tandetnych dialogów z fikcji detektywistycznej. Przez moment kot był każdym czarnym charakterem poznanym podczas obcowania z tymi źródłami. Marzyły mu się rabunki banków, porwania ukochanej głównego bohatera, a nawet podbój świata przy użyciu maszyny manipulującej prawdopodobieństwem. Dopiero, gdy mistyczny haj opadł, jego wewnętrzny cynik mógł ponownie złapać za stery, bojkotując głupotę przetworzonych pomysłów.

Ale stworzeni z cienia obszarpańcy też nie próżnowali. Zmienili swoje trajektorie, zwiększyli prędkość i gwałtownie się rozpierzchli. Seign sądził przez chwilę, że byty przeniosły zagadkowe poszukiwania gdzieś indziej, jednak przypuszczenie to zostało szybko obalone. Cieniste smugi powróciły. Skupiły się na jednym punkcie w przestrzeni i uderzyły weń z siłą empirycznego tarana. Kotłowanina między nimi nie trwała długo, ale jej rezultaty były imponujące. Potwornie imponujące.


- Hmph. A w kolejnym odcinku ” H.P. Lovecraft Presents” przygotowaliśmy dla was coś naprawdę wyjątkowego. Zostańcie z nami, wracamy zaraz po przerwie… - stwierdził rzeczowo kot, próbując zamaskować niesmak oraz… cóż. Właściwie to tylko niesmak. Niemal każda istota spoza znanej rzeczywistości znacznie traciła na straszności, kiedy można było zobaczyć ją w pełnej krasie. Coś w stylu: „Och, więc tak wygląda Shoggoth? A to niby jest Acamoth? Inaczej je sobie wyobrażałem. Prawdę mówiąc, myślałem, że będą straszniejsze”. Z resztą, jedna wizyta na odpowiedniej stronie internetowej wystarczyła, aby przekonać się, kto jest prawdziwym potworem w tej bajce.

- I choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę. Bowiem to ja jestem największym skurwysynem w tej całej dolinie – oblizał wąsy i podsumował ponury tok myślowy.
Kontynuował obserwację i coraz mniej podobało mu się to, czego był świadkiem. Przeraźliwy męski wrzask, jaki rozległ się z kamienicy naprzeciwko, jednoznacznie potwierdził, że krocząca na dwóch nogach cienista aborcja nie zjawiła się w okolicy na ploteczki. Magiczne mapowanie terenu także nie pozostawiało w tej kwestii większych wątpliwości. Ale mówiąc szczerze, co go to wszystko tak właściwie obchodziło? To, że mackowaty drągal pochylał się właśnie nad pozbawionym przytomności młodym chłopakiem nie było jego sprawą. Ba, mogło posłużyć za okazję do ucieczki w bezpieczniejsze miejsce, dać szansę na schronienie się w szeregach innych czarokletów. Pragmatyk tak by postąpił. Skorzystałby z dywersji i nie oglądał za siebie.

Tylko, że Seign, mimo całej toczonej z pyska piany i regularnego jątrzenia o zaletach bycia amoralnym gnojem, nie potrafił się na to zdobyć. W futrzany zad ukuła go właśnie igła będąca mieszaniną dziecięcej naiwności oraz wyssanych z kreskówek mrzonek. Przecież nie taki przykład chciał dać dzieciakom śpiącym teraz smacznie na dole. Je też zamierzał zostawić? Pozwolić, żeby ta podróbka Zeirama z bloku naprzeciwko wyssała także ich wnętrzności? Co on by na to powiedział? On nie jest prawdziwy. Nigdy nie był. Zrujnowałeś sobie życie kazaniami nieistniejącej masy gryzmołów, a teraz wpędzisz nas nimi obu do grobu! – realista próbował ukrócić plany wiecznego dziecka, ale było już za późno. Klamka zapadła, a pazury zaskrobały o podłogę. Miał tylko nadzieję, że zdąży.

***

Cieniste stworzenie było w trakcie wynoszenia się w najlepsze na drugą stronę Zasłony, ciągnąc za sobą śmiertelnie blade ciało niczym pijany, nieczuły grabarz, kiedy Seign wylądował miękko na parapecie. Wejście nie było idealne; zachodzące słońce było pod niewłaściwym kątem i w tle nie grała dramatyczna muzyka. Ale i tak sprawa była jasna. Kto stał w słońcu, a kto w ciemności. Stwór porzucił ciało, i naprężył się gotowy do skoku odległy jedynie o kilka metrów wgłab kuchni; to że Seign był szybszy dawało mu niewielką, bardzo złudną przewagę pierwszego ruchu. Ale jeżeli stwór nie był wiele wolniejszy niż tamte, to on i koteł znajdą się w zwarciu w maksimum jednym skoku. Z którejkolwiek strony.

Tak, było mu dane zobaczyć wiele takich scenek sytuacyjnych. Niektóre nawet z perspektywy pierwszej osoby. Większości jednak uświadczył jako widz. Popkultura była ich w końcu pełna. Zakuci w metal mężczyźni na galopujących wierzchowcach, twardziele z trzydniowym zarostem sięgający po rewolwery, czy w końcu para roninów dobywająca mieczy w akompaniamencie opadającego kawałka bambusa. Do wyboru, do koloru. Tyle tylko, że powyższe obrazki cechowały się jakimś wrodzonym majestatem. Dawały dwojgu osób po przeciwnych stronach barykady możliwość skonfrontowania swoich przekonań, wartości i umiejętności. Walka jaśniejących płomieni – wygrywał zawsze ten gorejący najsilniej. Ale nie w przypadku Seigna. Tutaj oglądający musiał zadowolić się podmokłą świeczką i pękniętą butelką atramentu. Nawet stawka jawiła się mizernie, bo zamiast pięknej niewiasty w opałach na podłodze leżał jakiś rachityczny szczyl z dorodnymi wykwitami trądziku. Konfrontacja ziała parodią owleczoną w groteskę, a jej dłuższe odwlekanie nie miało sensu.

- Long is the way and hard, that out of Hell leads up to light.

Słowa oryginalnie spisane przez angielskiego wieszcza literatury opuściły koci pyszczek i nabrały na fizyczności. Z wolna zarysowały się ich kontury. W kształty ktoś wlał purpurowe światło. Niewidzialna dotąd seria dźwięków była teraz długą na kilka metrów wstęgą fioletu, wzdłuż której powtarzało się, pozornie bez końca, wybrane przez maga zdanie z Raju utraconego. Szast. Materiał smagnął do przodu, owijając się ciasno wokół tego, co z braku lepszego określenia można było nazwać głową cienistego stworzenia. Drugi koniec kuriozalnej szarfy znalazł się pod nosem czworonoga, a gdy ten zacisnął na niej swoje kły, kłębek oblepiający łepetynę wroga zaskrzył ostrzegawczo. Seign szarpnął za materiał i zamknął oczy na chwilę przed tym, jak nadeszło mentalne wyładowanie.

 
Highlander jest offline