Porywacze, wciąż nie wierząc, że udało im się wyjść z opresji cało, wycofywali się rakiem, kłaniając w pas i wykrzykując raz po raz podziękowania. Trzeci z napastników prawdopodobnie wciąż ukrywał się w szopie i nie zamierzał wychylać nosa.
-
Nie chcę kłopotów - tłumaczyła Elvyra, która w końcu rozpoznała Wolfganga. Szli w kierunku jej zdewastowanego domu. -
To przeszłość mnie goni. Wybaczcie, ale nie będę się wam z niej spowiadała. Moje grzechy już wyznałam przed bogami i teraz za nie pokutuję. Załatwię ostatnie sprawy tutaj i znów wyruszę w inne miejsce, które być może będę mogła nazwać domem. Liza pojedzie ze mną, przyuczę ją do zawodu. To mały chuligan, ale jest pojętna.
Nieco później znów zjawili się u Elvyry, która zdążyła już przyprowadzić dziewczynkę do domu i nieco posprzątać. W sieni stały przygotowane kufry, a Liza znosiła do nich pierwsze pakunki. Aptekarka szykowała się do wyjazdu.
-
Mówcie czego wam potrzeba - Elvyra piła ziołowy napar z miodem, który zaproponowała również swoim wybawicielom. -
To co będę w stanie, przygotuję wam na jutro.
Gdy wracali od aptekarki, kierując się do Herr Ernesta Kocha, aby zmienić opatrunki, otrzymać nowe porcje leków i dowiedzieć się o stan zdrowia Szkiełka, przechodzili przez niewielki placyk. Przy wózku wypełnionym węglem drzewnym uwijało się dwóch usmolonych robotników. Gdy jeden z węglarzy zobaczył idącą kompanię, szturchnął drugiego, który natychmiast zaczął gmyrać przy nosie i uchu, dając tajemne znaki Zinggerowi.