Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 21:16   #14
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Anna zasiadła w fotelu. Na chwilę animę wypchnęła z ciała by się rozejrzeć za ukrytym w wieży pokojem. Szybko odkryła, że na piętrze nie zgadzają się wymiary pomieszczeń i czegoś w istocie brakuje ale gdy przechodziła przez ściany, nie wykrywa żadnego ukrytego pokoju. Dziwne.
Jitka tymczasem Patrycjusza zapakowała do łoża z baldachimem, dała puchar z wyszynkiem, ściągnęła mu buty, ponarzekała, że gdzie pan się tak uświnił, opatuliła kocykiem, laskę postawiła obok i wyszła. Pan cały czas był spięty jak ta mimoza, choć przy Jitce i tak się zdawał bardziej ożywiony.
Anna zwiedza dalej.
Jedna klitka to chyba pokój Jitki. Suszy się tam babskie giezło. Kilka innych ubrań pieczołowicie złożonych w nogach pryczy. Przy ścianie na łóżku leży coś długiego zawinietego w skóry. Broń? Na zydelku ogarek i perkata buteleczka, taka sama jak ta, w którą sobie gangrelka krew tatula zlała. Nietknięta?
Anna wróciła do ciała. Oczy otwarła, Liborowi rzuciła bez entuzjazmu:
-Nie wygląda jakby potrzebowała ratunku.
- Nauczyłaś ją już, że trzeba kłamać.
Oczywiście, podła wstrętna Anna. Co złego to ona. Skrzywiła się. O ile kiedyś koniuszek lubiła za pewna jego szlachetność i zdrowy rozsądek to teraz… przestawała. Ileż można obrazy przyjąć i udawać, że cie to nie dotyczy? Bożywoj Skrzynski by pewnie wysłuchał malowniczych inwektyw jeno tylko raz.
Jitka wróciła niebawem, starannie zamykając za sobą drzwi do patrycjuszowskiej alkowy. Zeszła po schodach z dłońmi zaciśniętymi w pięści i zębami takoż zaciśniętymi, aż napięte mięśnie zniekształcały owal twarzy.
- Co ona tu robi? - rzuciła Liborowi.
- Pomaga.
Gangrelka prychnęła cichutko, przyklekła przy kominku i ogień zaczęła krzesać.
-O co chodzi z listem? - zapytała Anna stanowczo. - Chcesz stąd odejść czy nie?
- Nie mogę - odparła Jitka twardo, ale Annie się zdało, że skurczyła lekko ramiona… tyle że bardziej uderzająca była obserwacja, że ze zwitka kory brzozowej wetknietego między szczapy na odsłonietą dłoń Gangrelki skoczyła skra… a Jitka nie odskoczyła, choć powinna. - Nie mogę zostawić pana. Bo… - zacisnęła zęby. - Nie mogę odejść i już.
- Dlaczego? - drążyła Anna. - Więzy z nim trzymasz? Posłuchaj, przybyliśmy kawał drogi z powodu listu jakiś posłała Liborowi, ze cie trzeba ratować. A teraz się z tego wycofujesz? Co to było, kolejny kaprys niedocenionej i obrażonej córeczki? Moze cie wiec połechtała fakt, ze ojciec po ciebie tez idzie. Utknął natenczas w śnieżycy.
Wstała, podejrzanie wolno, by się równie wolno odwrócić i zademonstrować Annie dziewczęcą twarzyczkę odmienioną przez gniew.
- Nikt cię tu nie prosił - warknęła przez wysunięte kły. - Ani ojca. Przyjedzie, to cię może nazad zabrać do Pragi. Pisałam do…
- Momencik - Libor postanowił jednak interweniować i wtoczył się między wampirzyce. - Na razie nikt nigdzie nie jedzie. Zdaje się, utknęliśmy tu na dłużej, zamieć nas odetnie. Więc ty nam znajdź jakiś kąt do spania, ja zajmę się końmi…
Jitka splotła ramiona na piersi.
- … a potem mi powiesz, po co mnie wezwałaś?
- Mogę teraz. Bo lepiej czytasz niż ja - wypluła odstręczająco. - Idę z tobą. W stajni wam miejsce wyrychtuję.
-Lepiej czyta? - prychnęła Anna i gniew w niej zawrzał. Dopadła do dzierlatki i złapała ją za kaftan i potrząsnęła. - Po to misje ratunkową ci biegiem rychtowalismy, po to konia szeryfowi kradliśmy by w niełaskę na nowej ziemi popaść? Przez tereny wilkołaków leźliśmy. By mógł twojemu kuternodze poczytać do snu? Ty głupia… Gęsiom winaś rozumu zazdrościć.
Nie było odpowiedzi, tylko nagły cios, łupnięcie czołem między oczy, aż Anna usłyszała grzechot chrzastek pękających w nosie. Libor Jitkę złapał za ramiona i odciągnął, choć wierzgała i wiła mu się w uścisku. Etienne wsunął się cichutko przed Annę i równie cichutko poprosił.
- Nie mów lepiej już nic…
Lecz nie posłuchała.
-Jak dojrzale, gdy się kończą argumenty zaczynają się pieści - Anna przyjęła od Etienna husteczkę i przytknęła do jak nic złamanego nosa. - Rzuciłam wszystko i tu przyjechałam ale oczywiście nadal ja jestem tą złą…
Już się nie rzucała. Przygasła i usiadła w fotelu pana na wieży. Dłonie splotła na podołku. Nie zamierzała spać w stajni, o nie. Nikt jej nie zmusi. Przez chwile dumała jaki był sens wstawania z barłogu. Kilka ledwie dni minęło gdy wróciła na łono świata i już świata miała dość. Nawet pana Horaku nieco rozumiała. Byli, zabawne, bliźniaczymi na swój sposób duszami.
Właściwie teraz gdy jej się nie spieszyło mogła spokojnie pokręcić się duchem po wieży i znaleźć wreszcie ukrytą komnatę, tym bardziej że mniej więcej wiedziała gdzie szukać. Kusiło by znów zapaść w letarg. Młyn czy wieża na końcu świata, co za różnica… Nigdy nie potrafiła obcować z ludźmi. Przez chwile uwidziala sobie w Horaku sposób na nowy początek, ale skoro on się przed nim całym sobą wzbraniał to kim była Anna by mu rozkazywać. Pierwsze, co odkryła, to że Patrycjusz opatulony przez Jitkę jak dziecko sam z siebie podniósł się z łoża. W kącie stał, przed zbroją ustawioną na stojaku. Pod obojczykiem pysznił grawerowany feniks o oczach z drobnych rubinów. Ventrue przetarł puklerz wpierw palcem i zdało się Annie, że znak swój rodowy jak niektórzy zwierzęta prawdziwe z czułością tyka. Ale po chwili giezło zzuł i puklerz energicznie począł polerować. Przejrzał się w oczyszczonej z kurzu powierzchni. Zaś Anna dostrzegła na patrycjuszowskiej szyi ślady po ugryzieniu.
Kto mu się ząbkami w skórę wpił? Jitka? Z aury nie dało się więzów wyczytać.
Przywiązanie i troska - te są i są prawdziwe. Ale mogą wynikać z wielu rzeczy, nie tylko chłeptania pańskiej juchy.

Anna obserwowała Wawrzka czas jakiś by wreszcie powiekę podnieść i zapytać Libora jaki jest plan.
-Ołdrzych tu wpadnie i ją za włosy z tej wieży wyciągnie jeśli nie postanowimy co zrobić by było inaczej.
Podniósł ze stosu krzesło bez dwóch nóg, odłożył i pniak sobie podturlał, w ogień spojrzał zezem.
- Jako żywo. Toteż jak cię zaświerzbi, by Ventrue obdarzyć kolejnym celnym wyzwiskiem, ugryź się w język. I tak się już zbiesiła do imentu. Ledwie co z niej mogłem wycisnąć, zaparła się z wściekłości. Nie tak sprawy się załatwia, Anno.
Splótł dłonie razem, zdusił stropione westchnięcie.
-Przepraszam, złość mnie opanowała - Anna lekko się zawstydziła. - W istocie dyplomata ze mnie marny.
Przygryzła rant paznokcia, gestem wezwała Etienna i ściszyła głos, bo przyszedł czas na małą naradę.
-Myślę, że ona z niego pije. Widziałam ślady kłów na jego szyi.
Libor potarł skroń, poruszył się na pieńku niespokojnie, ale głos miał wyważony.
- Raczej nie. Tyle z niej wydobyłem, że uważa go za słabego. Jitka jest Gangrelem. Nie zobaczy w słabości czegoś wartego pożądania. Poza tym… nawet jeśli, to jeszcze z ojcem powinna być związana - wzruszył ramionami z perfekcyjną maską obojętności na twarzy.
-Nie ma z ojcem więzi, tego jestem pewna - weszła mu w słowo Anna. - Albo więź zelżała albo jej na dobre nie wypalono.
- A to się Oldrzych ucieszy…
-Nie chcemy chyba by się wściekł. Żadne z nas nie chce. Powiemy mu, że to nie Jitki wina, że jakaś magia wspierska ma ją we władaniu.
- Na razie, to mu może nic nie mów - zasugerował.
- Myślisz, że sam nie zauważy w trymiga?
- Na razie to jego tu nie ma, a my gówno wiemy.
Przyznała mu rację skinieniem i już nie ciągnęła kwestii Ołdrzycha, chwilowo odległej.
- Horaku ma też tajemnicę - mówiła dalej. - Gdzieś tu jest ukryta Komnata a w niej ktoś… chyba mu bliski. Kobieta. Boi sie ja stracić. Nosi klucz na szyi do tego pomieszczenia, co dziwne, widzę go tylko gdy zmysły wyostrze dzięki wapierskiej sztuce.
- Jitka gadała, że, hm… widziała zarys sylwetki kobiecej w lustrze. A kiedy indziej twarz o sinych ustach. I że on tak się w to lustro wgapiał, odsłaniał uparcie, gdy kirem je okrywała… że je w końcu zbiła. Przypadkiem, rzecz jasna.
-Hmmm… - Anna podrapała się bezwiednie pomiędzy łopatkami rękę wykręcając w supeł. - Może to klątwa. Wyjścia widzę dwa. Albo Horaku wyłączymy na chwile z gry i spróbujemy się rozeznać co tu się dzieje, albo… nie wbrew jego woli działać a próbować dalej przekonywać. On jest jeno cieniem teraz. Trzeba spróbować go przeciągnąć z powrotem na ten świat.
Nachylił się do niej bliżej.
- Nie waż się tknąć Patrycjusza końcem palca.
-Bo Jitka mi łeb urwie? - ta opcja nie wydawała sie Anny przerażać. - Boje sie, ze przekonanie go do czegokolwiek bedzie graniczyć z cudem a jeśli uda sie nam uwolnić go od klątwy daruje nam środki wiodące do celu, nawet jeśli środek ten jest krótki, zaostrzony i osikowy.
Koniuszy, a od niedawna koniokrad, wycelował palec w jej piersi.
- Nie ma mowy. Nie bez wiedzy i zgody Jitki. Nie zrobisz jej tego. Niezależnie od tego, co sobie o gospodarzu myslimy ty i ja… jest jedynym, co ona uważa w swoim życiu za cenne. Urwanie głowy, Anno, będzie końcem, aktem miłosierdzia. A myślę, że starczy jej fantazji, by ci każdą noc zamienić w piekło.
-To bez sensu bo ona nie ma szerszej perspektywy - Anna się nie kłóciła tylko zauważała fakty.
- Żeby ci nogi uchapać katowskim mieczem Oldrzycha, nie będzie potrzebowała perpektywy - parsknął Gangrel. - Jeno miejsca na rozmach.
- Chcemy mu pomoc. Zdjąć z niego to… cokolwiek go trzyma w niemocy. Ale rozumiem ze Jitki się nie przekona. Wobec tego zostaje nam działać polubownie lub… dyskretnie - tu spojrzała na Etienna. - Za dnia mógłbyś klucz mu z szyi zdjąć i Komnaty poszukać.
- Jitki teraz nie przekabacisz do niczego. Jutro, pojutrze… może. A zawdzięczamy ten stan tobie, więc postaraj się nie jątrzyć. A… - podniósł się. - Jitka nalega, by spać w stajni.
- W stajni niechętnie, a za kluczem powęszę - obiecał Etienne i podniósł się, by pooglądać sobie sztandar nad kominkiem.
- Przestań mnie o wszystko obwiniać, Liborze - szepnęła Anna kompletnie już zmęczona rolą jaką jej przypisał. Jeszcze energiczniej zaczęła się drapać a im mocniej drapała, tym bardziej swędziało. Zaklęła pod nosem czując, na materiale sukni lepką krew. - Czego ty chcesz ode mnie? Żebym sobie poszła i zostawiła waszą watahę w spokoju? I tak nigdy nie byłam jej częścią ani nie zostanę.
Podniosła się, sięgnęła po rzucony na stole płaszcz, opatuliła się nim.
- Przybyłam tu z tobą by ratować kobietę, która chciała odebrać mi męża i, kto wie, może jej się nawet udało. Należy mi się chociaż krótkie “dziękuję” miast “ten stan zawdzięczamy tobie”... Niech was wszystkich szlag, mogłam w łóżka wcale nie wstawać.
- Masz moje słowo. Podziękuję. Jak będzie za co - uzupełnił, nachylając się do niej, gdy ją mijał. - Bądź łaskawa wybrać sobie inny boks niż mój, gdy cię już zmorzy. Pani - zakończył z fałszywa rewerencją i wyszedł w ciemność.
Odprowadził go Aniny stłumiony śmiech.
- Zaczynam rozumieć Bożywoja… Z rodziną dobrze tylko na obrazku - mruknęła do Etienna i ujęła go pod rękę. - Powiedz choć, że ty mnie nie nienawidzisz jeszcze.
- Powiedzieć czy pokazać?
- W stajni? - uniosła jedną brew nadal chichocząc a nie miał ten chichot nic wspólnego ze słodkim zalotnym świergotem. Znów rękę wykręciła by sięgnąć między łopatki a gdy cofnęła rękę przed same oczy dojrzała za paznokciami czerwoną ciecz. - O tak. Niech się Libor nasłucha. Będzie mógł Ołdrzychowi donieść gdy ten się pojawi i wtedy nas precz pognają i będzie żyła gangrelska rodzina dłuuuugo i szczęśliwie…
Jej palce pod własne oczy podsunął, a potem za rękę ją pociągnął w górę po schodach, niemal tak jak Jitka swego pana wlokła. Drzwi pierwsze otworzył, a potem rygiel zaciągnął.
A Anna w tym czasie odrzuciła płaszcz i walczyła już z suknią. Ziąb był dokuczliwy więc ograniczyła się do zdjęcia kryzy i poszerzenia dekoltu. Przyciągnęła do siebie Etienna szukając jego ciepła i jego pulsującej pod śniadą skórą krwi.
- Pasujemy nawet do siebie - szepnęła mu w ucho. - Oboje na drugim miejscu bo ci z pierwszego nas nie chcą bądź nie rozumieją.
- Rozumienie - skontstatowal cicho - rzecz cenna. Lecz nie niezbędna.
Opadł na kolana, za nogi ją objął i twarz wtulil w biodro. - Libor Jitkę rozumie i czy coś ma z tego prócz zgryzot?
Podniósł się i po jej szyi wargami spierzchnietymi wodzil, już Annie krew spod jego skóry śpiewała czarowne pieśni. Gdy nagle skrzypniecie poslyszala, a gobelin na przeciwleglwj ścianie wybrzuszyl się, kształty przyjmując ludzkiej sylwetki.
Anna pociągnęła za soba ghula i w ułamku chwili wturlała się pod łóżko by pozostać niezauważonym dla tego, kto się tu zakradał. Nakazała Etiennowi milczenie kładąc mu palec na ustach.
Jeszcze zanim się wyłonił spod zetlalej materii, wiedziała już kto to. Poslyszala stukot laski. Pan na Horaku wyplatal się z tkaniny, pokustykal ku drzwiom. Znalazł je zaryglowane i zadumal się nad tym, deski poglaskal. Później poddał oględzinom zawarte okiennice. By ostatecznie ku łóżku się potoczyc i zasiąść na nim ciężko. Tuż przy głowie miała Anna pańska stopę, wyktecona i kaleką. A obok stopy kapnela jedna i druga kropla gęstej czerwieni.
Anna leżała w bezruchu ściskając Etienna dłoń. Czuła się nie w porządku oglądając scenę słabości Horaku i zaraz pomyślała, że to dziwne, bo przecież ogląda jako duch scen takich dziesiątki, kradnie innym wspomnienia i różnorakie sceny z życia a wyrzutów względem tego nie ma, ale dziś, leżąc jak kłoda pod łóżkiem i obserwując wylewane przez Ventrue łzy poczuła wstyd. Sięgnęła jednak ku jego myślom by się przekonać co go wprawia w taką rozpacz.
A wprawiała kobieta oczywiście.


Biedak jest samotny, bo się jej umarło. Romantyk.

Anna wtłacza do Etiennowej główki obraz utraconej przez Wawrzka kochanki, patrzy mu w oczka i szalone pytanie mu w głowie zadaje “może byś Jitkę na jej podobieństwo zrobił?” a jest w tym pomyśle coś pomiędzy kobiecą złośliwością a ryzykanctwem, która Anna właściwie mogłaby podjąć.
On twierdzi, że mógłby. Jak najprędzej. Bo mu tu niebywale niewygodnie. Etienne, cały Etienne, tudzież Krzesimir. Nieczuły na cierpienie innych, jeno na własne. Podłoga mu się wbija w arystokratyczny zadek.
Anna postanawia mu osłodzić to cierpienie i nakłuwa paluszek o kiełek. Ależ z niej ludzka pani.
W tym czasie słucha mysli Ventrue a ten sobie wspomina. Głównie wspólne momenty. Anna wyłowiła tyle, że utracona kochanka nazywała się Nataly i była Tremere.
W myślach zagaduje Etienna:
“Chyba zostanę tu na dzień. Gdy Horaku padnie zanieś mnie do stajni. A sam zdejmij klucz z jego szyi i postaraj się znaleźć ukrytą komnatę. Mam wrażenie, że on tam może trzymać jej szczątki…”
Łóżko ugięło się pod ciężarem ciała. Pan raczył położyć się wreszcie.
“A czemu nie ciebie, na obraz i podobieństwo? “ - zaciekawił się ghul.
“Mnie?” - najpierw ją ten pomysł oburzył, ale później zaczęła zauważać płynące z niego korzyści. - “Nie zależy mi by mnie hołubił. Jitce zależy. Tyle, że ona może nie skorzystać z tego co taki wygląd by dawał.”
“Bardzo sobie wziełas do serca przytyki Libora. Przede mną udawać nie musisz. To będzie pieprzona katastrofa, kuternoga połapie się jeszcze zanim zadrze jej suknię. A pomyśl… może być cennym sługą. Gdy już go wymyjesz i postawisz do pionu. “
Co by nie gadać Krzesimira cechowała przedsiębiorczość i czasami bolesna wręcz szczerość.
“I co, mam go związać i mamić i przemienić w kukiełkę by zacząć nam na nim budować majątek i wpływy? Zmienić twarz, odciąć się od przeszłości. Od długów względem Aureliusa…” z jednej strony ją taka alternatywa korciła. Zdawało jej się, że to wyższy poziom tego czym się dotąd zajmowała. “Anna Złodzieja…”.
“Tylko trzy razy, moja piękna i zbyt poważna Anno”, poprawił.
“Dlaczego zbyt poważna?” - moja i piękna było dość oczywistym.
“bowiem zdaje ci się, że żeby mieć ten zezwłok nad nami, musisz udawać jego milosnice na wieki wieków. Przywiązanie po krwi idzie, nie po twarzy.
“Może. Ale czy nie warto skraść na jakiś choć czas tę nową tożsamość? Wycisnąć z niej i z tego miejsca co się da. Wreszcie zacząć żyć… jak człowiek” - ostatnie ją trochę rozbawiło, bo przecież do człowieka było jej daleko.
“Zważ, że ta twarz nie tylko z profitsmi wiązać się może. I zrób jak uznasz za stosowne “
“Ołdrzych się wścieknie” - naraz jakby cały entuzjazm w Annie osłabł. - “Jak się dowie, że dla profitów zaległam z jakimś Ventrue. On jest… nieelastyczny. “
“Rzekniesz mu, żeś krwi do kielicha domieszala. A Ventrue nie wygada. Przecie z duchem kochanki swawolił będzie. Gdy jest chęć, sposób znajdzie się zawsze. Przemyśl, czy nie warto. “
“A pewnie, że warto.” odparła mu w głowie krótko. “Jesteśmy bez grosza przy duszy. Możnaby tu domenę odbudować. Ludzi do wsi okolicznych ściągnąć. Kopalnię uruchomić… “ - Anna już widziała oczami wyobraźni jak ta ziemia odżywia i przynosi plony. - “Jeśli trzy razy z niego wypiję, to więź z Ołdrzychem wyhamuje wszelkie… skutki?”
“Znacznie więcej krwi i czasu trzeba. I odseparowania od gangrelskiej żyły. “
“Jak wytłumaczysz Liborowi moje zniknięcie?:
“Namowie żeby z Jitka na polowanie poszedł “
“Na trzy noce?”
“Pan musi jeść. A że jeno zwierzęta w okolicy, to polować trzeba często. Jeszcze się na mnie rzuci z głodu… “
“Wierzę w twoje dyplomatyczne zdolności. Mnie przemienisz za dnia i schowasz w ukrytej komnacie? W razie gdyby Jitka węszyła to mnie nie znajdzie. Horaku przeciwnie. Gdy usłyszy krzątaninę w swoim tajnym pokoju prędzej uwierzy żem zjawą. ”
 
Asenat jest offline