Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 21:38   #30
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy wrócili do “Pohulanki”, zostawili konie w stajni, ale gdy z niej wychodzili Alexander zerknął ku jednemu z koni, stojącemu w zagrodzie większej. Wierzchowiec wyglądał na zmęczonego, a sierść jego pokrywała sól potu.
- Noel - zawołał Walona, który poił właśnie ich dwa konie do wozu zaprzęgane.
- Tak?
- Kto nowy do karczmy zajechał? Mocno koń zdrożony.
- A nie, to stajenny na koniu karczmarza wyjechał niedługo po was i niedawno wrócił. Pono go rozbiegać chciał. Bo to wiecie Państwo, jak za długo stoi…
- To rozbrykany potem, wiem - Alex wspomniał słowa Giselle, która mówiła to do Urszuli. - Ale przecież, wystarczy go wykłusować, a ten jakby cwałem szedł kawał drogi.
- A bo ja wiem? Widno tak stajenny mu zarządził, że wycwałuje. No ja to bym kłusował.
Alex spojrzał na Ailę, jakby się nad czym zastanawiając, a zziębnięta małżonka wciąż opatulona kocem, mimo że usta miała posiniałe, rzekła pewnie:
- Zaraz po nas... i zaraz przed nami wrócił. Dziwny to przypadek. - Wymieniła zamyślone spojrzenie z mężem.
- Chodźmy. Tu nic po nas. - Bastard objął żonę kierując się do wnętrza karczmy, gdzie w palenisku napalone być musiało.

Gdy weszli Bękart skierował się z Ailą pod kominek, niestety wygaszony i rozpalać zaczął sam ogień nie patrząc na służbę.
- Ogrzejesz się zaraz miła - rzekł.
- Panie…! No co wy, służbę się zawoła do tego. - Karczmarz podszedł załamując ręce.
- Taaa wasza służba bardzo usłużna, wszystko zrobi o co ich prosicie, nie? - zapytała Aila z jakimś jadem w głosie.
- Wolni, ale sumienni, a czego trzeba? - zapytał oberżysta.
- Przynieście gorącej zupy dla mnie i mego pana męża - poleciła. - I coś na rozgrzanie mocniejszego.
Kiedy karczmarz odszedł, przykucnęła koło Alexandra, patrząc na rozniecający się ogień.
- Jeśli coś tu się dzieje, to on wie o tym najpewniej...
- Ano, zaraz obaczym - odmruknął jej w końcu rozpalając ogień.
Cieplej się zrobiło.

Służka przyniosła dwie miski zupy, rosołu z niewielkimi kawałkami mięsa.
- Wołaj karczmarza - polecił bękart, ale dziewka nie musiała, bo ten sam wszedł zaraz do izby.
- Coś treściwszego się znajdzie? Mięsa więcej? - zapytał go bękart grzebiąc łychą w misce.
- Ano… gęsi dziś dwie biliśmy, to rosół, ale i obiad będzie z nich. Moja kucharka takie rzeczy z gęsi potrafi…
- O - Alex się ucieszył - tedy jak dziś biliście, to może polewkę z krwi na wzmocnienie podacie?
Oberżysta zafrasował się.
- U nas czarnych polewek nikt nie chce, to nie zbieralim krwi.
- A gdzie pokaż mi je biliscie, gdzie krew uszła jakeście nie zebrali jej? - Alexander brwi zmarszczył i spiął się lekko.

Karczmarz cofnął się odruchowo.
Aila nie była wcześniej pewna, ale teraz zachowanie mężczyzny widząc, wątpliwości jej się rozwiały.
- Wiecie, że mój mąż rycerzem jest? - zapytała cicho, gdy ten coś jąkał pod nosem, widać szukając jakiejś sensownej riposty. - Jeśli jego honorowi kłamstwem uchybicie, tedy nic was od śmierci nie uchroni. Tedy mówcie po dobroci wszystko... - poradziła.
- Jak na spowiedzi! - Karczmarz strzelał oczyma na boki. - Bo wiecie… mam znajomego Żyda, co krwi potrzebuje na swe obrzędy… Wiem, że to nie po chrześcijańsku, alem mu winien trochę grosza, to krew oddaję, co mi po niej…
- A wiesz jak odróżnić, czy giezło ostrzem pocięte, czy jeno czymś poszarpane? - Alex wyciągnął mizerykordię zza pasa. - Pokazać?
- Pomiłujcie!!! - oberżysta przestał iść w zaparte. - Toć ona sama chciała!
- Mówcie! Albo lepiej... ją przyprowadźcie. - Aila czuła jak drży teraz bardziej z wściekłości niż z zimna. To oni się narażali, prawie potopili, by dziewkę ratować, a ona...
- Przyszła z płaczem, że ona nie chce do Wygódek, nie wiedziałem o co jej idzie, ale szlochała strasznie - mężczyzna rzekł w końcu zrezygnowany. - Że mi służyć tu za dach nad głową będzie za jeno mały pieniądz - coś mu w oczach błysnęło. - To co miałem zrobić… Rzekła bym jakoś wam wmówił, że uciekła daleko, że życie postradała. Oj szlochała mocno. Siedzi w izdebce co moja żona, niech jej ziemia lekką będzie, na szwalnie chciała zrobić. Ja niewinny, przecie sama chciała…
- Więc siostry płacz słyszała i... nic ją to nie ruszało? - Aila aż jeść przestała z wrażenia.
Oberżysta zaczerwienił się, ale nic nie rzekł. Zaczął się wycofywać, a Alexander wstał i zaczął iść w jego stronę.
- Nie ubijajcie!!! - karczmarz oparł się o ścianę nie mając gdzie uciekać.

Szlachcianka, choć nie ruszyła się, słowa też nie rzekła, by ślubnego uspokoić. Czuła jak w niej wszystko się zagotowało
- Bo to jak to baba… Raz schowaj mnie, raz wypuść… Pierwszegom posłuchał. - Skulił się gdy Alexander stanął nad nim.
- Przyprowadź ją tu zaraz. Jeśli życie swoje cenisz, lepiej byś się pospieszył. - powiedziała cicho Aila.
- Życie cenię, ale i oczy. Wydrapie sucz… - Alexander zdzielił go pięścią w brzuch. Karczmarz zgiął się w pół.
- Zaprowadzić mogę… - wydyszał. - Głodem chciałem utemperować, a sami z nią róbcie co chcecie.
- Głodem... czyś ty... - Aila aż zaniemówiła, wstając i miecz z pochwy wyjmując. Że Alex jednak swój zgubił, to jemu broń podała.
Ujął ją, a karczmarz na to na kolana opadł.
- Prowadź - rzekł bękart nie swoim głosem, a oberżysta na to najpierw na kolanach, potem wstając poprowadził ich do swojej mieszkalnej części gospody.

Gdy klucz przekręcił w zamku jednych z drzwi na piętrze, usłyszeli zduszony krzyk:
- Zabiję kurwi synu! Wypuść mnie stąd sodomito!
Po otwarciu drzwi zobaczyli Urszulę jak skacze ku nim, ale widząc większe grono, w tym Ailę i Alexandra cofnęła się. Oko miała napuchnięte i podbite, na ramionach kilka sińców i zadrapania jakieś. Odziana była jeno w za dużą na nią koszulę, co nawet kolan nie sięgała, a jeden z warkoczy na wpół rozplątany był Również w kąciku ust i na brodzie miała zaschniętą strużkę krwi.
Jak widać karczmarz mocno do serca wziął sobie jej pierwszą prośbę by ją schować, nawet gdy w końcu wyjść chciała.
- Nie wrócę do Wygódek!!! - wrzasnęła z desperacją i strachem widząc szlachciankę i jej męża.
Choć przed chwilą chciała drapać szturmując wyjście, teraz skuliła się w kącie, gdzie odskoczyła. Jak zaszczute zwierze.

Jako że dziewczyna mogła teraz bać się nie tylko karczmarza, ale i wszystkich mężczyzn, Aila wysunęła się do przodu. Choć sama wyglądała jak osiem nieszczęść po wyprawie do młyna, to i tak niebo lepiej niż dziewczyna z Wygódek.
- Nie musisz tam wracać, kochanie - powiedziała najłagodniej jak umiała, rozkładając lekko ramiona. Urszula zawahała się, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- W ogóle nie musisz za nikogo wychodzić, dopóki tego sama nie zechcesz. A teraz chodź, siostra twoja cały czas przepłakała za tobą - dodała. Na wspomnienie Aliny Urszula nie wytrzymała i wpadła w ramiona szlachcianki. Rozszlochała się żałośnie.
Aila okryła ja kocem, który sama miała na grzbiecie i poprowadziła do alkierza, gdzie spała Alina. Mijając męża, szlachcianka zatrzymała się na moment.
- Słowa obrony za nim nie powiem - szepnęła cicho. - Jest twój.
Potem wyprowadziła rozbeczaną Urszulę, zostawiając mężczyzn samych.

Gdy zeszła do głównej izby ktoś przyskoczył do niej, a raczej do prowadzonej przez nią i pochlipującej Urszuli.
- Na rany Krysta, dziecko jesteś! - Giselle miała w drogę Aili nie wchodzić, ale albo to zignorowała, albo nawet nie zarejestrowała tego, że obok jest szlachcianka. Przyskoczyła i wieśniaczkę w objęcia wzięła. - Gdzieś ty była?!
Urszula zdławiona płaczem odpowiedzieć nie mogła.
- Zaprowadź ją do siostry. Jedzenie jej jakieś znajdź, bo głodził ją ten bydlak. I pilnuj obu. Jeszcze tu nie skończyliśmy. - powiedziała Aila, jakby nie zważając, że to do Giselle mówi, a nie do zwykłej dziewki służebnej.
Po chwili wyszła na zewnątrz, by kazać stajennemu ludzi Alexandra zebrać, którzy wciąż mniej lub bardziej szukali dziewczyny. Szczególnie Noel powinien poczuć ulgę... No i Hans, gdy już się znajdzie.
Aila martwiłą się tym, że rycerz był ranny, jednak co mogła zrobić? Zamierzała wysłać ludzi na poszukiwania, ale wpierw musieli dokończyć sprawę karczmarza. Biorąc zapasowy miecz z juków, skierowała się z powrotem do izby, gdzie Alexander miał “rozmówić się” z samozwańczym opiekunem Urszuli.

Nim doszła do drzwi, te otworzyły się, a Alexander wyszedł z pomieszczenia dawniej przeznaczonego na szwalnię żony karczmarza. Bękart minę miał ponurą, a zza niego oberżysta wyskoczył do swojej izby gdzie się zamknął.
- Dobrze, żeśmy ją znaleźli - bękart mruknął do żony, gdy się do niej zbliżał. - Hans wrócił?
- Nie. Kazałam za to twoich ludzi zebrać - powiedziała, po czym nie wytrzymała. - Co mu zrobiłeś?
- Nic, a cóżem miał mu zrobić poza daniem w pysk?
Westchnęła.
- Tedy dobrze, że ja z nim nie zostałam - skomentowała tylko. - Idę się ubrać w co czystego, czy mnie potrzebujesz? - zapytała.
- Zawsze Cię potrzebuję. - Minę miał markotną. - Mam nadzieję, że Hans szybko wróci, bo dobrze, żeby jak najszybciej stąd umknąć.
- A jak mu się co przydarzyło? Ranny był wszak... po konie miał iść, a nawet tam nie dotarł. - zafrasowała się Aila, obejmując ramionami.
- Mógłbym posłać Noela i Jiriego by poszukali, ale… Szukać by musieli blisko młyna, a tam strach trochę. Z drugiej strony wyruszać, gdy ranny może wrócić w każdej chwili… To jakby go opuścić, a pomagał nam. Samego sobie zostawić żonę mu uprowadzając?
Aila złapała się za głowę.
- Nigdy stąd nie wyjedziemy - zamarudziła.
- Wieczorem goście mają tu zjechać… - Alexander zgrzytnął. - Ta o której karczmarz mówił, że uciekła… młodzitka, rumiana służka z jasnymi włosami do pasa. Nieśmiała… co mówił, że do jakiego rycerza orszaku zbiegła. - Bękart spojrzał na żonę prowadząc ją w dół, ku głównej izbie. - W takich syn biskupa gustuje. Póki tu służyła, to często bywał, srebrem sypał. Ot skąd tyle chrześcijańskiego miłosierdzia u tej gnidy, że chciał Urszuli dać schronienie. Wieczorem młody Jerzy Supersaxo ma tu zajechać, zawiadomiony przez oberżystę. Widno miał nadzieję, że do wieczora nas tu już nie będzie.
Żona słuchała z miną niezadowoloną. Jakby własnych problemów mieli mało, to jeszcze cudzymi musieli się zajmować.
- Jak się Hans nie pojawi, to ja bym Alinę i Urszulę do Wygódek najchętniej posłała. Zresztą Alina prawowita jego zaślubiona, majątkiem męża zarządzać może, więc jeśli chce, niech sama pokoje wynajmie i na męża czeka... albo wraca. To ona winna decydować. My i tak wiele czasu straciliśmy… - Choć sentyment miała do rycerza, to jednak i konfrontacja z nim, i strach o Merlina, z którym wciąż więzami krwi była połączona, sprawiały, że nie chciała dłużej czekać.
- Kilka momentów temu, żeś szlochającej rzekła, że wracać do wsi nie musi, a teraz chcesz ją tam posłać?
- Mówię, co uważam za najlepsze, ale niech Alina decyduje. Czemu na mnie napadasz? - warknęła Aila, łapiąc równie ponury nastrój.

Bękart spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, ale nim zdążył co rzec, to Noel z Bernardem przyskoczyli do nich, widząc jak małżeństwo do głównej izby z piętra schodzi.
- Panie… rzekł giermek - bo my byśmy do kościoła..., niedziela dziś. Jiri jak to Jiri, Giselle też nieprędka, ale my chcemy… dzień święty. A i tym siostrom może to i by pomogło. Alina coś wspominała od rana.
- Idźcie tedy… - Alexander westchnął. - Jak one też chcą, to zabierzcie, ale jeno na mszę i nazad, bez łażenia po mieście, bo choćby i popołudniem wyruszać nam może być dziś jeszcze.
Obaj skinęli głowami i oddalili się.
- Możem zrobić tak… - bękart zwrócił się do żony. - Jiriego jednak wyślę, niech szuka Hansa. Wróci on i wrócą z kościoła, to zdecydujem czy bez niego ruszać. Wozem wolniej niż konno, Hans wie gdzie jedziem. Doścignie w razie co traktem, mając wierzchowca. Jeżeli nie… znaczy, że nie ma Hansa juże. Ty zaś we Wiedniu służek potrzebujesz, Giselle nie chcesz. Alinie i Urszuli lepszy taki los, niżby miały do Wygódek wracać, lub murwami w Sion zostać.

Szlachcianka zastanowiła się nad tym. Odwykła od posiadania służby. W dodatku dwie wiejskie dziewczyny nie miały żadnego przygotowania, by o dworskie potrzeby dbać... Jednak w takiej sytuacji Aila nie musiałaby mieć wyrzutów sumienia, a i wierzyć należało, że kiedyś one wreszcie się nauczą wszystkiego. Odgarnęła włosy z czoła. Nagła tęsknota za Marią ją wzięła, aż oczy musiała odwrócić.
- Niech będzie. Wyślij Jiriego, a je przyuczę na służki, gdy tydzień minie, a Hans się nie zjawi. - rzekła spolegliwie.
- Wyślę go zaraz. Bernard i Noel siostry do kościoła zabiorą, a Ty odpocznij. Przyjdę zaraz do Ciebie.
Skinęła głową, czując, że ten dzień faktycznie był dla niej ciężki.


Kiedy znalazła się w wynajętym alkierzu, jej uszu dochodziły lamentujące i radujące się na przemian głosy wieśniaczek. Szlachcianka westchnęła, czując, że ciężko będzie opanować jej irytację, gdy co dzień takiego szczebiotu przyjdzie jej słuchać. Chciała, żeby Hans wrócił. Żeby wziął swoją ślubną i jej siostrę i żeby wszyscy zniknęli z jej życia.
Dziewczyna zaczęła rozbierać się powoli.

Alexander wrócił zaledwie kilka chwil później, wydanie poleceń Czechowi nie zajęło wszak długo. Gdy zamykał drzwi słyszeć mogli galop koński, jakby kto w pośpiechu opuszczał “Pohulankę”.
- Wciąga to Sion jak bagno… przedwczoraj ruszać mielim… - mruknął zerkając ku żonie, która stała przy łóżku, w samej tylko koszuli, próbując włosy rozczesać. Nie patrzyła na niego.
- Jakbyśmy wczoraj za wiele szczęścia zaznali i dziś trzeba było odpokutować. - odpowiedziała cicho, po czym dodała: - Wybacz, że cię przez tą wodę ciągnęłam, gdy przekonany nie byłeś. Nie pomyślałam, że przecież ty cięższy jesteś, jeno na swoje możliwości oceniłam…
- Ot było, minęło - Zaczął zdejmować buty. Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło. Choć zastanawia mnie co tam robił i kto go ranił - dodał jak nic mówiąc o Hallwylu.
- Może gdzieś w górach Urszuli szukał i te wilki za nim szły? - zgadywała Aila, choć bez przesadnej pewności w głosie. - W końcu karczmarz jakoś szmaty do młyna podrzucił, nie bał się, czyli że one tam też zwyczajnie nie zachodziły...
- Mówił, że straszy tam, a i jak kto tam coś czyni, to wilki idą. Ale żeby podjechać, giezło wrzucić i nazad zmykać… - Alex rozebrał się z mokrego ubioru. - Ot chwila jeno, chłopak stajenny choć strach mu było, wiele nie ryzykował. Te wilki ogromne - zmienił temat - i to nie jeden, każden z nich co wokół młyna węszył. Nie bywa to normalnie by wszystkie w watasze tak rozrośnięte.
- O wilkoczłekach mówiłeś... mogło to chyba być prawda? - Aila włosy rozczesawszy, dzięki czemu na powrót blask złocisty odzyskały, spojrzała na małżonka.
- Nie wiem - mruknął - ale mogło. Żadnegom z nich nigdym nie widział, Wilhelm mi po prostu kiedyś rzekł, że to nie bujdy i istnieją. Jako i wampiry. - Wślizgnął się pod kołdrę. - Podobno zajadłe nieumarłych to wrogi, gorzej niż łowcy. Tom myślał, że jakże to tak? Zwykłe wilki w dzień w blisko ludzkich siół? I pomyślałem, że to one… ivitae wamprirzą od Ciebie poczuły.
Co innego jednak Ailę zainteresowała niż słowa męża.
- Myślisz, że tu wciąż dość bezpiecznie... byśmy odpoczęli? - zapytała, patrząc z zazdrością jak się wyleguje.
- Póki Marcus istnieje to nigdzie w pełni bezpiecznie. Ale to dopiero by było, gdybyśmy w strachu się pogrążali przed drzemką w jasności dnia. - Uśmiechnął się. - Kazałem Giselle wołać nas na obiad, nic złego zdarzyć się do tego czasu nie powinno.
- Mierzi mnie ten karczmarz - wyznała, kładąc się obok. - Z jednej strony na większą karę zasłużył, uważam. Z drugiej... boje się, że mścić się będzie chciał.
- Nie będę bezbronnego katował, a zwykłe zbicie suczego syna, to mało. - Alex zamyślił się. - Jak zostaniemy na noc, to za swoje dostanie, jak wyjedziemy wcześniej to jeno mordę skuję na do widzenia.

Aila zmarszczyła nosek, zastanawiając się co też po nocy jej małżonek może chcieć zrobić oberżyście, ale nie drążyła tematu. Zamiast tego wyciągnęła się pod pierzyną i przyłożyła lodowato zimne stopy do jego uda.
Wzdrygnął się.
- To żeby mi za ciepło nie było? - Zażartował odsuwając się od lodowatego dotyku odruchowo, ale zaraz ujął jej stopy w ręce masując lekko.
- Po obiedzie zdecydujem, czy zostać tu czy ruszać tego dnia jeszcze.
- Wolałabym ruszać... - Westchnęła z ulgą na jego zabiegi.
- Może Jiri Hansa znajdzie, lub ten sam wróci. Kazałem Czechowi przy okazji poszukać jakiego zajazdu przy drodze, gdzie byśmy mogli się przenieść. Zawszeć to wyprawę byśmy zaczęli.
- Bylebyśmy nie spędzili tyle czasu, co tutaj, bo do starości do tego Wiednia nie dotrzemy. - Aila uśmiechnęła się.
- Tedy żadnych młynów nam nie odwiedzać. Śpij miła, zatęsknimy jeszcze za miękkim łożem by odpocząć - Puścił jej stopy i przemieścił się tak by ją objąć. Wtuliła się, myśląc, że raczej nie zaśnie, wciąż targana nerwami z tego ranka.
Po prawdzie jednak usnęła nawet przed Alexandrem.


Kiedy otworzyła oczy, leżała tak jak wcześniej w łóżku, odziana jeno w koszulę zapiętą jeno na tyle, by nie zsunąć się z jej ciała. Alexandra jednak z nią nie było. Leżała całkiem sama w półmroku.
Podniosła się na łokciach i rozejrzała.
Ktoś stał w otwartych drzwiach do alkowy! Niski wzrost, długa, mnisia szata, brak brody i w ogóle mało włosów... to nie mógł być jej mąż. Znała jednak kogoś innego o tym wyglądzie.
- Merlin! - powiedziała ze wzruszeniem i z łóżka wyskoczyła. - Merlinie! tak się martwiłam! - Cieszyła się, podbiegając do niego. Chciała chyba na szyję mu się rzucić, lecz zawahała się, mimo że wampir uśmiechał się przyjaźnie.
Wciąż jednak był to potężny nieśmiertelny.
- Uciekłeś mu? - zapytała.
- Komu? - Merlin przekrzywił głowę, nie rozumiejąc.
- No temu... temu... Marcusowi.
- Och, nawet nie musiałem uciekać - starzec uśmiechnął się ciepło - należę do niego. To zaszczyt. Jak i ty należysz, moje dziecko.
Nagle piętno na udzie zapiekło tak, jak w momencie wypalania. Aila skuliła się i padła na kolana.

Kiedy podniosła wzrok przed nią nie stał Merlin, lecz Marcus - odziany w czarny, przylegający do sylwetki strój z obszerną peleryną. Jego ciało było zakryte, a jednak patrząc na niego z dołu, z pozycji sługi, Aila poczuła jak ból piętna pełznie wyżej i zmienia się w uczucie pożądania.
- Podejdź... - powiedział wampir, a ona poczuła, że niczego innego nie pragnie. Kainita dotknął zimną ręką jej podbródka, unosząc lekko i przyglądając się jej twarzy.
- Pragniesz mnie? - zapytał.
- Tt...tak, panie - wyznała, nie mogą opanować drżenia swojego ciała. On obejrzał jej lico, po czym puścił jej twarz.
- Brzydzisz mnie - stwierdził i odwrócił się, by wyjść.

Miała ochotę rzucić się za nim, wyć, błagać, by jej dotykał, by dał jej choć odrobinę rozkoszy. Choć jednak nic nie rzekła, wampir odwrócił się nim wyszedł całkiem z izdebki.
- Znaj jednak moją łaskę, pozwolę cię wziąć mojemu psu - rzekł i uśmiechnął się lekko.
I zniknął.

Psu?
Cóż za obrzydliwość?!

[MEDIA]https://i.imgur.com/HgEJxTM.png[/MEDIA]

Aila zadrżała, w drzwiach do pokoju bowiem zobaczyła dzikie, wilcze ślepia. Bestia, która w nich stała i wpatrywała się w szlachciankę wygłodniałym wzrokiem powarkiwała, tak samo jak wilki przy młynie. Szlachcianka poderwała się, by uciec, lecz w jedynym wyjściu z pomieszczenia stał ten potwór. Wpełzła więc na łóżku i lękliwie podkuliła nogi.
Bestia tymczasem podeszła nieco bliżej. Poruszała się na dwóch nogach, choć pazury u rąk miała wilcze, to samo zęby w dziwnie znajomej ni to ludzkiej-ni zwierzęcej twarzy.
- Wreszcie będziesz moja - wycharczał i wtedy szlachcianka go rozpoznała.
Hans!
Hans stał się wilkoczłekiem i teraz chciał ją posiąść. Spojrzała niżej na jego krocze i...


…obudziła się widząc zatroskaną i lekko zszokowaną twarz małżonka.
Byli odkryci i Alexander patrzył to na jej twarz, to na jej dłoń wciśniętą między uda.
Mogła zacząć mówić o piętnie, wymyślić coś, lecz była zbyt zaspana, zbyt... mocno związana jeszcze z uczuciami ze snu. Jęknęła i spojrzała na męża z udręką, wijąc się przy tym.
- Aleeex... - szepnęła jakby w gorączce.
- Aila, co Ci? - spytał teraz bardziej przestraszony. Objął ją i wciąż wpatrywał się w jej twarz szeroko rozwartymi oczyma. Dopiero teraz jakby oprzytomniała, objeła go w pasie i przytuliła się mocno.
- Nic... zły sen jeno... - wyszeptała, chłonąc jego ciepło. Nie zamykała jednak oczu, bo za każdym razem, gdy to robiła, widziała te wygłodniałe, dzikie ślepia ze snu.
- Jaki sen? O czymś śniła? - Poczuła jak głaszcze ją uspokajająco po głowie.
Odetchnęła ciężko. Jak miała mu to powiedzieć?
- Wampiry... wilkoczłecy... Hans był jednym z nich - powiedziała cicho.
Alexander zmrużył lekko oczy, ale nim co rzekł rozległo się pukanie do drzwi.
- Co tam? - warknął.
- Obiad gotowy, pytają czy podawać - usłyszeli głos Giselle.
- Niedługo będziemy - bękart głośno odrzekł. - Lepiej Ci? - spytał zaraz żony znów czujnie na nią spoglądając.
- Lepiej - przyznała i spojrzała na wewnętrzną stronę swego uda, gdzie wampirzyca wypaliła jej piętno z inicjałem swego pana.
- Śniłam, że znów mi to zrobili... - powiedziała cicho.
Uścisnął ją i pocałował w skroń.
- Jęki mnie obudziły, choć… nie słyszałem w nich bólu.
Podniosła na niego twarz, którą momentalnie pokrył rumieniec. Starała się wyczytać z jego twarzy jakieś emocje i choć nie była w tym biegła, to Lukrecja nie myliła się gdy mówiła, że Alexander jest niczym otwarta księga. Nie krył emocji. Patrzył z troską, obawą o nią, ale i z jakąś podejrzliwością.
- Idziemy? - spytał chyba nie zrozumiawszy czemu Aila tak na niego patrzy.
Skinęła głową z pewnym ociąganiem.
- Idź, ja się ubiorę i zaraz dołączę.

Alex zaczął wdziewać świeże ubranie, co zresztą nie trwało długo. Gotów do wyjścia pochylił się jeszcze i pocałował ją nim skierował się ku drzwiom.
Ona również zaczęła się ubierać - tym razem w suknię, pragnąć wpierw doprowadzić podróżne odzienie do porządku. Szło jej jednak wolniej. Za każdym razem, gdy dotykała swojej nagiej skóry czuła się dziwnie, jakby to nie do końca jej palce jej dotykały, jakby... było w tym dotyku coś obcego.
- Wstrętna jucha... - warknęła, starając się samą siebie przekonać, że to tylko wpływ więzów, jakie łączyły ją z Merlinem.
Wreszcie udało jej się dokończyć przyodziewek, choć na zaplatanie włosów nie miała już siły. Wyszła do głównej sali, by dołączyć do posiłku.


Przy stole siedziały już siostry-wieśniaczki, Giselle, Noel i Bernard. Dziewczęta nie szlochały, ale miny miały średnie. Jiriego nie było, widno wciąż uganiał się po okolicach feralnego młyna w poszukiwaniu Hansa. Aila zauważyła, że kruczowłosa zerka często ku karczmarzowi posyłając mu lekko zalotne spojrzenia. Ten starał się trzymać jak najdalej od ich stołu, a sam fakt, że przebywał w głównej izbie po tym co zaszło, był czymś dziwnym. Alexander jednak nie zwracał na niego uwagi i może to fakt iż obszedł się z oberżystą tak delikatnie dodał tamtemu odwagi.
Ot, przetrzymywał służkę - ot rozeszło się po kościach, czujny był jednak mocno.

Wszyscy wstali gdy Aila podeszła do stołu, Urszula posłała jej lekko trwożliwe spojrzenie jednym okiem. Drugie podbite i napuchnięte miała.
Na stole była gotowana gęś, chleb i misa z warzywami, ale nikt jeszcze jeść nie zaczął, widno czekali na nią.
- Nie musieliście czekać. Smacznego - powiedziała i wysiliła się na lekki uśmiech, kierowany głównie do sióstr.
Wszyscy usiedli i zaczęli jeść. Z początku w ciszy.
- A gdzie Hans? - spytała w końcu Alina.
- Czekamy na niego, Jiri pojechał go szukać - odpowiedział Alexander nie patrząc na wieśniaczkę.
- Ale… pojechał o świcie, a już południe…
- Źle zrobił, że nikogo ze sobą nie wziął, ale przecie wie gdzieśmy się zatrzymali i wie że po obiedzie wyruszać chcemy - poparła męża Aila.
- Martwię się, bo tyle czasu… - Starsza z sióstr spuściła głowę.
- Pani… - rzekła nieśmiało młodsza. - Tyś rzekła, że wracać nie muszę… Do Wygódek znaczy. Nie wiem czy Hans mnie przygarnie, a i jego teraz nie ma. Ja tam nie chcę wracać…
Aila pokiwała głową.
- A na służkę chciałabyś u mnie? Moja stara pokojowa umarła, panie świeć nad jej duszą i jakoś tak ciężko mi było kogoś wybrać na to miejsce, ale skoro my do Wiednia jedziemy, to chyba wypada bym jaką miała.
Wiedeń, siedziba cesarza rzymskiego, wielkie miasto. Być przyboczną służką szlachcianki...
Urszula jakby ważyła to przez chwilę, ale nie tyle zastanawiała się, co ją po prostu zatkało. Zaraz stratowała prawie na zydlu Giselle, która skwitowała to jedynie szczerym uśmiechem i pokręceniem głową. Gdyby to była Alina, czy ktokolwiek inny, pewnie do nóg padłaby Aili. Urszula jednak… nie. W niej wszak inny duch mieszkał.
Rzuciła się Aili na szyję.
- Dziękujedziękujędziękuję - powtarzała. - Lepszej Pani nie znajdziesz.
- Dziękuję pani, lepszej służącej nie znajdziesz - poprawiła ją Aila z uśmiechem. - Bo zabrzmiało tak, jakbyś siebie tytułowała moją panią. Sporo się musisz nauczyć. Póki jesteśmy w drodze, będę wyrozumiała i będę cię uczyć, jednak gdy dotrzemy do miasta... - Spojrzała na Urszulę ostrzegawczo, lecz po chwili dodała: - Jestem pewna, że wszystkie damy do tego czasu będą mi zazdrościć ciebie.
- Tak będzie. Pani - odskoczyła od szlachcianki i tym razem przesadnie odgrodziła jedno słowo od drugiego. - Wszystkiego się wyuczę, syskiego co będzie trzeba! - Na jej twarzy pokazała się szczera radość.
- Nawet mleka noszenia - mruknął Noel cicho nawiązując do jego rozmowy z Ailą. Bernard na to spojrzał zdziwiony nie wiedząc o co przyjacielowi chodzi.
- Jedzcie na razie, my musim zdecydować… - Alex odrzucił pod stół kość. - Hans gdzie zniknął nie wiadomo, ale wie gdzie jedziemy. On ma konia, my wozem, doścignie łacno bo do Zurychu jeden trakt wiedzie, a długo mini nim tam dojedziem. Tedy albo ruszyć nam zaraz po obiedzie, albo poczekać jeszcze tę noc. Z małżonką to ustalim.
Alina popatrzyła z prośbą w oczach na małżeństwo szlacheckie, ona pewnie czekać by tu chciała na Hansa do skutku.

Niewielkiego kundel co łaził po izbie żebrając o strawę,teraz smyrgnął pod ich stół by tam szukać kości. Poczuła jak ociera się o jej łydkę. Omal nie jęknęła, gdy to poczuła, szybko zajmując usta strawą. Zobaczyła przy tym jak Giselle znów powłóczyste spojrzenie przesyła karczmarzowi. Choć nie pałała sympatią do czarnowłosej, wiedziała o niej tyle, że po podróżach w męskiej grupie, dziewka zmieniła się. A może to inne doświadczenia na nią wpłynęły? W każdym razie Aila nie wierzyła, że Giselle chce uwieść oberżystę. Raczej wyglądało to jak kuszenie... ofiary.
Przeniosła spojrzenie na Alinę.
- Wiem, że się martwisz, my wszyscy się martwimy, ale pomyśl... jeszcze jedną noc Urszulę pod jednym dachem z tym bydlakiem trzymać? Chciałabyś?
- O męża sie martwię - powiedziała cicho Alina. Giselle zaś spojrzała na Ailę z lekką irytacją. Tym bardziej jednak prowokowało to Ailę, by w drugą stronę Alinę ciągnąć.
- Siedząc tu i tak mu nie pomożemy. Ale... jeśli chcesz, jeśli twoja siostra potrafiła będzie zasnąć pod jednym dachem z tym... wieprzem... proszę cię bardzo. Możemy zostać.
Alexander milczał, a gdy Bernard chciał coś rzec, wstrzymał go lekkim ruchem ręki. Świat rządzony był przez mężczyzn, a tu przy tym stole, teraz decydować miały niewiasty. I to jedna chłopskiego stanu teraz przy głosie była.
Pies szukając kolejnych resztek niuchał pod stołem i liznął Ailę w kostkę. Szlachcianka nagle zakręciła się na swoim stołku, jakby jej bardzo niewygodnie się zrobiło.
- No to ja nie wiem… - Alina była rozbita. Urszulo? - spytała.
- Ja też. Jechać bym chciała, ale żeby siostrze to miało pomóc męża znaleźć mogę zostać…
Obie były zupełnie niezdecydowane.
I wtedy Aila zrobiła coś, czego trudno się było po niej spodziewać. Spojrzała na Giselle i zwróciła się do niej.
- Masz plan - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Nie napytasz nam tym biedy?
- Mam. Napytam - odpowiedziała zagadnięta patrząc jej w oczy. - Jeżeli o świcie lub nawet lepiej przed nim nie ruszymy.
Aila zastanowiła się. To był ten moment, w którym mogła przypieczętować zawieszenie broni między nimi lub pokazać, iż jest ono formalnością jedynie. Drażniła ją też postawa Giselle, której daleko było do służalczości.
- Niech będzie. Ruszymy o świcie, jeśli mój mąż się z tym zgadza - rzekła w koncu.
- Postanowione zatem. - Alex skinął głową. - Wypoczywajcie wszyscy do świtu, a potem nadrobimy w drodzę mitrężenie tu czasu. I wierzę, że Hans wróci z Jirim za niedługo. - Spojrzał na Alinę.

Giselle lekko skinęła głową Aili, jakby w podzięce. Szlachcianka uchwyciła prawie niezauważalny ton troski w dyskretnym spojrzeniu czarnowłosej na Urszulę, gdy ta z radością przeciskała się z powrotem na swoje miejsce. Tymczasem jednak Aila jakby straciła apetyt.
Szybko skończyła posiłek i wstała od stołu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-10-2017 o 21:42.
Leoncoeur jest offline