Widząc, że znaki dawane Zinggerowi nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, węglarz zaprzestał migania. Zamiast tego, wyprostował się, otarł twarz umorusaną w popiele dłonią i zaczął krzyczeć.
-
Wungiel! Wungiel! Komu wungiel? Tanio! Wungiel! - jego krzyki natychmiast przyciągnęły kilka osób, które zaczęły dopytywać się o cenę i dostępność towaru. W pewien sposób zaburzyło to plany awanturników, którzy planowali pojmanie jednego z węglarzy. Teraz po prostu nie dało się do nich dopchać lub zrobić czegoś nieładnego, bez prowokowania reakcji tłumu. Nie pozostało nic innego, jak odpuścić. Do następnego razu...
U Herr Kocha zjawili się pod wieczór. Medicus szybko uwinął się ze zmianą opatrunków i aplikacją medykamentów oraz zrelacjonował stan zdrowia Leopolda. Właściwie nic się nie zmieniło. Szkiełko wciąż żył, ale medyk nie wróżył mu zbyt długiej przyszłości. Ruszanie go nie wchodziło w rachubę. Koch zapewnił, że gdy stan Leopolda się ustabilizuje, to wówczas zapewni mu miejsce w hospicjum prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia w nieodległym Laufenbaden.
Po powrocie do gospody trzeba było zaplanować dalszą podróż. Wciąż mieli łódź wiosłową, którą świsnęli w Bogenhafen, ale czy była ona wystarczającym środkiem transportu by dotrzeć do odległego Delberz?