Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2017, 16:31   #28
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Wynajęty pokój na poddaszu.


Gdy w końcu koszmar minął, Olgierd otworzył oczy i wpatrzył się w sufit. Był w miasteczku i teraz tego żałował. A gdyby? Gdyby tylko... Pokręcił powoli głową, przecierając oczy. Nagle jego rozmyślania przerwało energiczne pukanie do drzwi. Olgierd nawet nie zaszczycił wejścia spojrzeniem. Za drzwiami do pokoju na poddaszu stał Sif – pomocnik wójta. - Statek na horyzoncie, zbierajcie się! Zakomunikował głośno i tyle go widzieli, a raczej słyszeli.

Irys spojrzała na Olgierda. Od intensywnego zapachu ziół zrobiło się jej sennie, ale energiczne walenie w drzwi rozbudziło ich obu.
- Jak się czujesz? – złapała twarz mężczyzny w obie dłonie i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Wyglądasz znacznie lepiej. Musimy iść, Olgierd, zbieraj się.

- Paskudnie. Olgierd przetarł twarz i usiadł na brzegu łóżka. - Ale chyba mogę już iść, choć nie wiem czy chcę. Spojrzał na Irys. - Wiesz jak długo mamy płynąć? Wstał i przetarł twarz koszulą nim narzucił ją na siebie.
Po dłuższej chwili był już niemal gotowy, kończąc przypasywać miecz. - No więc jak, gotowa?

Irys zebrała swoje pakunki i zapięła zielony płaszcz. Wysunęła spod niego kasztanowe włosy, które falą opadły na jej plecy i ramiona.
- Gotowa. Idź po Okonia, ja sprawdzę, co się dzieje przy porcie.

- Przypomnisz mi kto wymyślił to niedorzeczne imie dla konia? Zapytał Olgierd unosząc jedną brew. - Ale pójdźmy razem. Nie chce żebyś sama pałętała się nocą po porcie w tej zapadłej mieścinie.

Irys uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- Chodźmy więc – zignorowała komentarz na temat imienia Okonia – Masz zawroty głowy?

- Nie, ale jestem głodny. Głodny i zły. Narzucił na siebie płaszcz i wyszedł z pokoju, kierując się do stajni.
Gdy dotarł już na miejscu założył Okoniowi siodło, dopiął popręg i przytroczył do niego juki. Okoń zarżał cicho w proteście tej nocnej wyprawy, ale Olgierd poklepał go niedbale po szyi i wyprowadził za lejce ze stajni.


Plac główny Vildheim.


Zebrani przy porcie ludzie zamarli. Wszyscy mogli usłyszeć mrożący krew w żyłach wrzask Stokrotki. Zamarła też Irys i towarzyszący jej Olgierd. Okoń parsknął głośno i machnął łbem, niespokojnie przebierając przednimi nogami.
Ślepy, choć nie mógł widzieć, domyślał się, że ktoś został zaatakowany. Wszyscy wokół zaczęli nerwowo szeptać i przyglądać się zajściu z bezpiecznej odległości.
Okiennice domostw dokoła pozamykały się jak na komendę.
Mężczyzna z kuszą mierzył do kobiety stojącej w drzwiach. Nagle z domu wybiegł Hamdir i w rozpędzie rzucił się na mordercę z mieczem.
W tym momencie pojawił się również Edan i Moira, akompaniowani przez Fredrika i Filianore.
Zauważyli, że dwoje ludzi sięga do pasa i rusza w stronę domu Smolnika. Niechybnie byli to towarzysze mężczyzny z kuszą.

- O! Koń! Olgierd rzucił lejce Irys, a sam dobył miecza i szybkim krokiem ruszył w stronę dwójki towarzyszy kusznika. - No chyba, kurwa, nie! Wycedził przez zęby, opierając ostrze na ramieniu i zwalniając nieco kroku. Był gotowy. Sam nie wiedział czemu się w to mieszał. Może była to krzywda uczyniona kobiecie? A może po prostu musiał się wyładować? Nie miało to już znaczenia.

Edan spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na powstały chaos. Mlasnął lekko. Znajdowali się rzut kamieniem od samego epicentrum. Pochylił się gwałtownie, złapał kamień i cisnął nim w kusznika. Szkoda byłoby nie wykorzystać dosłownie dzielącego ich dystansu.

Ślepy Pies podniósł się z ławki i stękając przez starcze kolana, stanął wsparty na kosturze. Zachwiał się lekko i wystawił wysoko uszy, nasłuchując jak świstak. Przekręcając głowę pod dziwnymi kątami, namierzył kierunek, z którego dobiegał go harmider.
- Kogo licho niesie? - mruknął pod nosem i natychmiast ruszył w stronę zamieszania, stukając laską po portowym bruku.

***

Za przeciwnika trafił mu się jeden z kompanów kusznika, który właśnie dobył długiego miecza. - Niedoczekanie kurwiu. - Pomyślał Olgierd, odruchowo pokazując zęby. Akurat tego potrzebował. Porządnej bitki dla rozładowania napięcia. Albo tego chciała uporczywa obecność czająca się w cieniach na granicy jego świadomości. Czekająca na moment słabości, który będzie mogła wykorzystać i zaatakować.

Od ścierających się mieczy odbił się kamień rzucony przez Edana. Walczący mężczyźni tego nie zauważyli. Nie uszło to jednak uwadze dołączającym do walki pozostałym dwóm najemnikom. Skinęli na siebie i jeden odszedł w kierunku Edana, drugi zakręcił młynek mieczem, spojrzał na Olgierda i uśmiechnął się parszywie.
- Nie lza wtrącać się w nieswoje sprawy, wojaczku – zarechotał i splunął w bok.

Olgierd ugiął nieco kolana i przygotował się do ataku. Cios wyprowadził na głowę napastnika. Szybki, ale łatwy do sparowania. I na to liczył. Zaraz po udanym bloku zamierzał przechylić ostrze w tył i z impetem uderzyć głowicą w zęby rozbawionego przeciwnika. Ten stanowczo miał ich zbyt wiele.

Stało się dokładnie jak przewidział Olgierd. Przynajmniej do pewnego momentu. Najemnik zablokował cios, oburącz ściskając rękojeść w górze i natychmiast uderzył dłonie Olgierda z wielką siłą, sprawiając, że ten poleciał do przodu. Zbir kopnął go w bok i uniósł miecz do następnego ciosu.

Olgierd tylko wyszczerzył zęby wilczo, widząc wznoszące się ostrze. Momentalnie przyskoczył do oponenta, zasłaniając głowę uniesieniem ostrza i uniemożliwiając mu zadanie ciosu, choć i sobie odebrał tę możliwość. Odruchowo postanowił rozbić mu nos czołem.

Rozległ się głośny szczęk metalu. Ostrze napastnika uderzyło w płaz Olgierdowego miecza. Siła uderzenia nie pozwoliła jednak na pełne wyprostowanie, skorzystał z tego i łokciem uderzył w brzuch zbira. Ten odruchowo się skulił, a Olgierd dołożył do tego planowany wcześniej cios głowicą. Na ziemię potoczył się wybity ząb.
- Skurwysynie... – wycharczał napastnik, przejechał rękawem po ustach i splunął krwią.

Hamdir ruszył z pomocą Olgierdowi. Zatrzymał się jednak, widząc nieludzki grymas na twarzy mężczyzny. To samo zrobił jego przeciwnik.
Do nozdrzy mężczyzny dotarł bowiem wszechogarniający zapach krwi. Olgierd uniósł lekko głowę, węsząc i wydał ciche, gardłowe warknięcie. Skoczył na napastnika z nienaturalną szybkością. Ten nie zdążył przedsięwziąć żadnej obrony. Poleciał na plecy, lądując przed stopami Hamdira.
- Olgierd! - Irys krzyknęła zatrwożona i zaczęła szperać w jukach trzęsącymi się rękoma.

Laerten w pierwszej chwili miał ochotę uciąć dziwnemu wojakowi łeb, ale powstrzymał się. Co prawda po tym pokazie nie wierzył, by ten miał się okazać mu przyjazny, ale przecież jego przeciwnik również. Po co miał się wtrącać do walki dwóch swoich wrogów? Przy odrobinie szczęścia ten cały Olgierd zabije tamtego i odejdzie swoją drogą. Brodacz zaczął się powoli cofać. Z początku szedł do tyłu, celując mieczem w kotłującą się parę. Gdy odszedł na bezpieczną według siebie odległość, odwrócił się i puścił biegiem w stronę domu Smolnika.

Olgierd opanował się, klęcząc nad powalonym, wyraźnie zaskoczonym i zbitym z tropu przeciwnikiem. Szybko rozejrzał się na boki, na ułamek chwili spotykając się wzrokiem z wielkim jak dąb, brodatym mężczyzną. Nie dając jednak zbyt wiele czasu na myślenie powalonemu przeciwnikowi przywalił mu raz i drugi czołem, podciągając go sobie dodatkowo rękami, chcąc go ogłuszyć.
Gdy powalony przestał się już szamotać, Olgierd wstał zupełnie spokojnie i splunął na nieprzytomnego.
- A by cię chuj… Skomentował rozglądając się za swoim mieczem. Widząc, że sytuacja była już opanowana, krzyknął do zbierających się gapiów.
- Dawać tu jakiś sznur i związać go jak prosiaka! Powiesicie se mordercę! Po czym przyklęknął ponownie, aby odebrać nieprzytomnemu pozostałą broń i mieszek. Trafił mu się przyjemnie leżący w dłoni, pobrzękujący cicho mieszek z monetami, drugi nieco mniejszy, najprawdopodobniej z fisstechem, sztylet i długi miecz. Porządna robota, przedstawiająca realną wartość.

Gdy oporządził zbira, wstał z nowymi gratami, rękawem wytarł twarz z krwi i ruszył do Irys. Widząc jej przerażoną minę, uspokajająco machnął ręką, kręcąc powoli głową.

Gdy zbliżał się do towarzyszki, jej uwagę odwróciła postać postrzelonej kobiety. Irys ruszyła do niej niemal biegiem, zmuszając niespokojnego Okonia do truchtu. Olgierd powoli podążył za nimi, uważnie rozglądając się na boki. Zdobyczny miecz schował w jego pochwie, owinął pasem i niósł na ramieniu.

Obok postrzelonej klęczał już widziany wcześniej, wysoki brodacz i trzymał ją za rękę. Ślepy jakimś cudem znalazł się pomiędzy tym wszystkim, ale w typowy dla siebie sposób usuwał się poza zasiąg wzroku i uwagi.

Zapach świeżej krwi był tu szczególnie drażniący. Najlepiej jakby szybko przenieśli się z dala od sporej kałuży, która zdążyła wykwitnąć pod ranną kobietą.

***

Kiedy Perełka, postrzelona towarzyszka Hamdira, była już opatrzona i nie groziło jej wykrwawienie, Olgierd poszedł przodem do portu. Tuż za nim Irys prowadziła Okonia, a obok niej Hamdir niósł na rękach ranną.

Olgierd szedł w ciszy, rozglądając się na boki, to zerkając na gwiazdy nad ich głowami. Z małej torby przymocowanej do pasa wyciągnął pare niewielkich liści i zaczął je żuć. Odruchowo przyśpieszył kroku.
Jak dobrze pójdzie to wyjdą z portu jeszcze przed świtem, na co liczył. Im szybciej podróż statkiem będzie miał za sobą, tym lepiej. Trudno było o gorszy czas na taką wyprawę.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline