Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2017, 16:54   #29
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Ślepy zbliżył się do centrum wydarzeń. Słyszał szczęk metalu, bitewne krzyki, stęknięcia oraz zdumione westchnięcia widowni.
- Przynajmniej zajebaliśmy ci tę sukę… – usłyszał charczący głos. Miecz ze świstem przeszył powietrze. Ciche mlaśnięcie. Starzec oczyma wyobraźni mógł dostrzeć toczącą się po kamiennym bruku głowę. Po lewej usłyszał mężczyznę nucącego znaną zaśpiewkę. W obecnej sytuacji brzmiała upiornie, nie pomagał temu też nieszczególnie czysty głos śpiewającego.

Odwrócił się. Gdzieś z prawej strony dochodził cichy kobiecy szloch i pojękiwanie, pełne wysiłku i bólu.

Żebrak westchnął ciężko i przymknął oczy z bolesnym grymasem na twarzy.
- Ludzie, elfy, krasnoludy… zawsze pierwsi do przelewania krwi - mruknął pod nosem, kręcąc głową. Próbował wyłapać głosy poszczególnych uczestników walki, może namierzyć swoich towarzyszy. Zgiełk był jednak zbyt wielki i nawet jego wyczulony słuch miał problem w rozróżnieniu sapnięć, okrzyków, szczęknięć oraz brzdęków.
Oczywiście jako osoba niewidoma nie powinien brać udziału w walce, bo i na samobójstwo jeszcze mu się nie zanosiło. Dlatego nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, ruszył w kierunku kobiecego szlochu.
- Już dobrze, dziecko - odezwał się z pełną łagodnością w głosie, kiedy podszedł na bliską odległość.

Dziewczyna z sykiem wciągnęła powietrze, z trudem oparła się o ścianę domostwa.
- Dziadku… – wyszeptała. Dopiero z bliska poczuł bijący od niej silny zapach krwi i usłyszał jak ciężko jej oddychać. Wyciągnęła dłoń w kierunku Ślepego, ta jednak zaraz opadła bezwiednie.
- Hamdir… – odchyliła głowę i przymknęła oczy. Walczyła o każdy oddech.

Ślepy dopadł do dziewczyny, odkładając kostur i przyklękając tuż obok. Wymacał jej ramię i przytrzymał je pewnie. Poruszał głową i przeskakiwał wzrokiem, jakby próbował dopatrzyć jej obrażeń.
- Już, już. Hamdir sobie poradzi - wymruczał uspokajająco. - Gdzie jesteś ranna?

Perełka uchyliła oczy i spojrzała na twarz Ślepego. Chyba dopiero teraz domyśliła się, że jest niewidomy. Położyła swoją drobną dłoń na jego i z trudem większym, niż to pokazywała przyłożyła jego palec do wystającego z niej bełtu. Skrzywiła się.
- Nie daj mi zasnąć, dziadku – rozejrzała się półprzytomnie i dojrzała mężczyznę lądującego pod nogami Hamdira. Uśmiechnęła się pod nosem.

Bezdomny syknął cicho, ostrożnie macając ranę postrzałową. Zaraz jednak przybrał dobroduszny uśmiech na usta.
- Wszystko będzie dobrze, panieko - szepnął. Jedną ręką natrafił na jej kark i przytrzymał go delikatnie, drugą wyciągnął zza poły szat swój wysłużony bukłak. Odkorkował go i wystawił mniej więcej w okolice ust Perełki.
- Pij, dziecko - polecił dobrotliwie.

Perełka wzięła kilka łyków trunku, zaczęła się jednak krztusić i syczeć. Wino polało się na jej ranę. Puknęła zaciśniętą dłonią w drewnianą ścianę za sobą i krzyknęła dla dodania sobie odwagi. Zauważyła, że walka się skończyła.
- Dziękuję, dziadku – chciała oddać mu bukłak, wypadł jej jednak z dłoni – Hamdir…
Do Perełki podbiegł wyspiarz. Zaraz za nim podbiegła do niej Irys, kładąc swoją torbę na ziemi. Złapała za bukłak.
- Pusty. Olgierd. Przynieś mi wódki z karczmy. - Rozcięła bluzkę Perełki i obejrzała dokładnie ranę. Oparła ją sobie o ramię i obejrzała ranę wlotową.
Po chwili wrócił Olgierd i podał Irys pełną butelkę trunku. Dziewczyna rozpoczęła opatrywanie Perełki od wlania w jej gardło sporej dawki wódki.

Hamdir dobiegając usłyszał słowa dziewczyny. Samemu nie zdając sobie z tego sprawy wypuścił z dłoni rękojeść miecza, który z głuchym brzękiem uderzył o bruk. Padł przy niej na kolana i nachylił się do niej.
- Jestem - tylko tyle zdołał z siebie wyrzucić.
Nie zwracał już na nic i na nikogo innego uwagi.

Ślepy Pies złapał za kostur, zgarnął pusty bukłak i cofnął się, robiąc miejsca widomym.


***
Wraz ze zniknięciem Perełki, Hamdira oraz pozostałych, którzy postanowili jej pomóc, na pobojowisku zostały już tylko trupy oraz Filianore z Fredrikiem, przekomarzający się gdzieś z boku. Ślepy Pies przechadzał się po placu wsłuchany w martwą ciszę. Po raz kolejny rozmyślał o żywocie ludzkim. Cieszył się, że w porę udało się dotrzeć do rannej dziewczyny i pokonać napastników, a jednak… Był już starym człowiekiem i zbyt wiele widział, bądź doświadczał śmierci. Stanowczo zbyt wiele.

Wiedziony zapachem krwi i fekalii, skierował się w stronę jednego bandyty. Miał zamiar mu się lepiej “przyjrzeć”.

Stanął nad zwłokami mężczyzny, który strzelił do Perełki I walczył z Hamdirem. Podeszwy jego startych butów wydały nieprzyjemne mlaśnięcie. Ciało leżało w kałuży krwi wylanej z boku i szyi zabitego.
Nikt oprócz niego nie rwał się na pomoc lub do oglądania poległych. Ci, którzy obserwowali walkę z bezpiecznej odległości udali się na powrót do portu. Co ciekawsi mieszkańcy uchylili okiennice i z ukrycia zerkali na uliczkę. Noc trwała dalej. Dopiero z rana miejscowy grabarz zajmie się zwłokami. Teraz nikt nie chciał mieć z nimi nic do czynienia. Nikt oprócz niewidomego staruszka, który ostrożnie nachylił się nad ciałem. Rozcięty skórzany pas lepił się od krwi. Po omacku odpiął przyczepione do niego sakwy. W pierwszej natknął się na małe, zakorkowane fiolki, druga wypchana była materiałem. Wyciągnął go z kieszonki i rozwinął. Coś zaszeleściło i zabrzęczało. Obmacał swoje znalezisko. W pergamin zawinięte były trzy chłodne monety. Nie były to oreny temerskie ani korony novigradzkie. Znalezione dukaty były cięższe i grubsze. Ślepy przejechał palcami po pergaminie, nie wyczuł jednak żłobień pióra. W trzeciej kieszonce umieszczony był ciężki kastet.

- Przedpłata za zlecenie? Czy znak rozpoznawczy waszej bandy? - mruknął do siebie starzec, obmacując w palcach monety. Nie potrafił określić ich pochodzenia, a to mogło oznaczać, że napastnicy przybyli z dalekich stron, bądź posiadali jakieś unikaty - zrabowane lub wygrane w karty.
- Pergamin - kontynuował, jeszcze raz badając kawałek materiału. - Nie chciał, by jego sakiewka pobrzękiwała. A może nałożono na niego jakiś malunek? Ktoś będzie musiał to obejrzeć - westchnął i ponownie zawinął monety w pergamin. Następnie obmacał ciężki kastet.
- Nie jest to broń zawodowego zabójcy tylko dryblasa rozmiarów szafy. Ktoś cię nasłał, ale nie dbał o zachowanie finezji tego ataku. Porachunki gangów? Celem była tamta dziewczyna, albo po prostu nie dbali o przypadkowe ofiary. - Ślepy Pies odłożył kastet na piersi mężczyzny i docisnął go lekko dłonią. Na koniec wziął jedną fiolkę i ostrożnie ją odkorkował, po czym przystawił do nosa i poruszył dłonią, by wydobyć z niej zapach.

Słodkawy zapach uderzył wyczulone nozdrza starca. Cokolwiek to było, musiało być silną esencją jakiegoś zioła lub alchemicznie przyrządzonej mikstury. Ślepy zakorkował fiolkę i otworzył następną. Nie poczuł niczego. Zatkał ją i pomieszał, przytykając ją do ucha. Nic. Zważył ją w dłoni i porównał wagą z drugą. Była nieco lżejsza. Najwidoczniej była pusta. Trzecia pachniała gorzko, duszący aromat przypominał amoniak; od samego wąchania twarz mężczyzny skrzywiła się w odrazie.
- Sole trzeźwiące? - zapytał samego siebie, zatykając trzecią fiolkę. - Może nie przyszli tutaj tylko po to, by kogoś zabić. Ciekawe, czy sami to przygotowali, czy dorwali jakiegoś alchemika. Irys będzie musiała rzucić na to okiem.

Ślepy Pies obmacał jeszcze ciało, ale znalazł już tylko sztylet. Mógł go zabrać, ale nie zrobiłby z niego dobrego użytku. Odłożył go więc na miejsce. Kiedy skończył, pochylił się po raz ostatni nad ciałem.
- Twoja przygoda się tutaj zakończyła. Spoczywaj w pokoju - wyszeptał, po czym podniósł się z kolan. Nic więcej już w ten sposób się nie dowie. Dlatego nadstawił ucha.
- Panienko Filianore, jesteście tutaj? - zapytał, podnosząc głos.

Elfka zerknęła w bok, słysząc znajomy głos. Uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku starca, wycierając oba sztylety o materiał sukienki na udach.
- Gotowi do podróży, dziadku? Statek niedługo dobije do brzegu. Muszę się przebrać, cholerna jucha…
Faktycznie. Również Filianore przesiąknięta była zapachem krwi, jak wszystko dokoła. Jej biała sukienka pokryta była szkarłatnymi plamami posoki leżącego obok trzeciego bandyty.

- Prawie gotowi - odparł Ślepy i wyciągnął rękę z pergaminem w jej stronę. Kiwnął zachęcająco głową, by go zabrała. - Wiadomo, kim byli napastnicy? - zapytał w międzyczasie.

Wyciągnęła rękę i zabrała pergamin z ręki Ślepego. Rozłożyła go.
- To ten rosły brodaty rybak, co walczył z tymi niegrzecznymi chłopcami. I czarnowłosa dziwka z Muszelek – wzruszyła ramionami i oddała kartkę mężczyźnie. – Miarkuję, że płatni zabójcy, dziadku. Nie, nie posuwałabym się tak daleko. Banda nieporadnych obijmord.

Żebrak pokiwał głową, wysłuchując elfkę. Podrapał się po brodzie i spojrzał gdzieś w bok.
- Rozpoznajesz te monety? - zadał kolejne pytanie.

Zabrała monety z dłoni starca i obróciła je dokoła. Zmarszczyła brwi.
- Nie wiem, czy to monety, dziadku. Złote krążki z wygrawerowanym krukiem. Warto sprawdzić, czy prawdziwe – oddała mu dukaty. – Skąd to macie?

- Z krukiem, powiadasz? - powtórzył, kiwając głową. - Miał je przy sobie jeden z napastników. Myślałem, że to część zapłaty za wykonanie zlecenia, ale z tego co mówisz, to nie są pieniądze. Przynajmniej nam nie znane - dopowiedział. - Możemy tylko mieć nadzieję, że ta dziewczyna… Perełka, tak? Że wyjdzie z tego cało.

- Nie wiem, dziadku, nie znam jej imienia. Znam ją tylko z widzenia, jak tego wielgachnego rybaka… – Filianore uśmiechnęła się do swoich myśli – Który jak widać, zwykłym rybakiem nie jest. Kto wie komu i za co podpadli?

- Może jeszcze będzie okazja, by go o to spytać. Tymczasem… - poruszył głową, jakby chciał się rozejrzeć. - Nic tu po nas, panienko. To robota dla grabarza. Mogę jeszcze z czymś pomóc w przygotowaniach do podróży? - zapytał pokornie.
- Nie, spotkamy się w porcie. Dopilnuję osobiście, żebyście nie przegapili statku – zawołała elfka z szerokim uśmiechem i pospiesznym krokiem odeszła w przeciwną do morza stronę.

- A więc do zobaczenia - rzucił z uśmiechem Ślepy Pies i chowając fanty do kieszeni, ruszył wolnym spacerem w stronę portu. Chciał zajrzeć do postrzelonej dziewczyny, jednak pamiętał, jak mówili, iż przenoszą ją do jakiegoś domu Smolnika. Żebrak nie wiedział, gdzie to jest, a że cały plac był przesiąknięty zapachem krwi i śmierci, wytropienie jej sprawiłoby mu małe problemy. Mógł więc jedynie być dobrej myśli.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 29-10-2017 o 17:11.
MTM jest offline