Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2017, 13:23   #147
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Hilly bała się duchów. Pod tym względem była rozsądną, stateczną hobbitką z Shire, która uważała, że od zmarłych to trzymać się jak należy jak najdalej. Z każdym jednak kolejnym słowem jakie wypowiadał Rufus, Hilly czuła jak coraz mocniej pieką ją oczy. Aż w końcu hobbitka już nie była w stanie powstrzymać wzruszenia i łzy chcąc nie chcąc pociekły po jej policzkach. To co widzieli przekreślało wszystkie wątpliwości, a Bilbo miał rację. Zielona Kompania istniała. Młodzieńcy, którzy nie bali się wojennej zawieruchy, opuścili rodzinne smajale by… zginąć w strasznej i nie zapamiętanej przez nikogo bitwie… Na strach nałożyły się złość za niesprawiedliwy los jaki ich spotkał. Żal, że wcześniej tu nie zawędrowała. Ale i radość, że jej krajanie to nie tylko farmerzy, których największą przygodą dnia jest zaglądnięcie do zagonu wielkich warzyw przeznaczonych na dożynkowy pokaz. Że ona sama nie jest jakimś wybrykiem wśród i tak wybrykniętej rodzinki Oldbucków…
Pośpiesznie przytaknęła kapitanowi ocierając rękawem łzy i pociągając nosem.
- Twój łuk Rufusie powróci do Shire, a pieśń popłynie przez pagórki.
Nie do końca rozumiała resztę słów kapitana, szczególnie tych dotyczących jakiejś bitwy i nieprzyjaciół z góry Gram, ale nie mogłaby mu teraz odmówić niczego, czego by zażądał.
Odpowiedź ducha jednak nie nadeszła, a w jej czułe nozdrza wkradł się znajomy już smród orczej rasy. I aż ją zakręciło ze złości gdy obejrzała się by dostrzec goblińską bandę. Krzyworzuchwy ork coś do nich gadał, ale hobbitka nie słuchała. Przymknęła powieki i brała głębokie oddechy jak ją pani Fanny uczyła. Gdy zaś je otworzyła nie odrzekła niczego tylko szybkim ruchem wymierzyła i wystrzeliła do przewodzącego nieprzyjaciołom orka posyłając w niej całą swoją nienawiść, dla tych co wymordowali tu hobbitów. Choć uderzenie zatrząsło wielkim orkiem, potrzeba było jeszcze dwóch strzał Lorelei by powalić go na ziemię. Jego banda jednak niezrozumiała co to znaczy, bo nadal biegła na ich spotkanie. Jakby nie wiedząc, że ma przeciw sobie kompanię hobbickich łuczników…
Z tym, że gdy Hilly kątem oka się obejrzała, dostrzegła, że drużyna Rufusa zniknęła… Wiedziała, że kapitan nie opuścił ich. Nie mógłby. Nie wiedziała dlaczego, ale wiedziała, że tak jest. Dlatego nie bała się. Czuła, że czegoś tu brakuje…
Gdy księżyc wyjdzie spoza chmury…
I nastanie cicha, piękna noc…
Hobbitka spojrzała w gwieździste niebo przypominając sobie w myślach słowa raz tylko zasłyszanej piosenki, po czym cicho dokończyła je na głos,
- To Zielonej Kompanii ciągną sznury, widać wtedy siłę ich i moc…
I wiedziała. Każdy hobbit by wiedział.
Maszeruja chłopcy z Zielonej Kompanii,
za Shire za Shire!
Maszeruja, maszeruja czy się im chce czy nie, ale muszą
Za Shire, za Shire!

Przed nią narastał rwetes nadbiegających hurmem orków, a jej nie szło na razie zbyt dobrze. Raz tylko słowa słyszała i mieszały się jej ze sobą. Z każdym jednak kolejnym “Za Shire” szło jej coraz lepiej, aż w końcu słowa dostały jakiejś lekkości, a melodia siły, która udzieliła się hobbitce. Odłożyła łuk i nieprzerywając śpiewu dobyła mieczyka i założyła hełm z Rivendell.
I idą wciąż naprzód, bo taki ich los,
Za Shire! Za Shire!
I ani żal, ani nawet żona
Za Shire! Za Shire!
Z tej drogi zawrócić nie zdoła ich nic,
Za Shire! Za Shire!
Bo to jest Brać Zielona.
Za Shire! Za Shire!

Zza jej pleców posypał się grad strzał na przeciwników, a Hilly z dzikim, zupełnie nieprzystojącym rozumnej i statecznej hobbitce, krzykiem krzykiem, runęła na zaskoczone orki.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline