Konto usunięte | art rozłożył tablicę na stole w kuchni i usiedli w okręgu. - Muszę was jeszcze raz zapytać, czy jesteście pewni, że chcecie się w to bawić.
- No chyba gdyby było inaczej, to byśmy tutaj nie siedzieli, prawda? - Rylee uniosła brew. - Takie są zasady. Trzeba głęboko w środku czuć, że chce się przebywać blisko planszy, gdy wszystko się zacznie. - Wyjaśnił Davies. - Oczywiście, że chcemy. Chcę porozmawiać z babcią - odpowiedziała blondynka. - Reszta? - Bart spojrzał na Altheę i Luke'a, którzy niemal w tej samej chwili powiedzieli “tak”. - Ok, tak, jak już mówiłem, plansza odpowiada na nasze pytania. Znajdują się na niej litery, cyfry, słowa “tak” i “nie”, no i “do widzenia”. Mamy też wskaźnik, który się po niej porusza, odpowiadając na nasze pytania. - Davies wziął go w dłoń i przesunął po tablicy. - Zadajemy pytania, a potem poruszamy wskaźnikiem zgodnie z wolą duchów? - Althea spojrzała na przyjaciela. - No właśnie nie my nim poruszamy, a dusza, którą przywołaliśmy - odparł chłopak. - Przemawia przez nasze ciała. Oprócz tego są cztery zasady, których trzeba bezwzględnie przestrzegać…
- Mogłeś od nich zacząć… - Prychnęła Rylee. - Pierwsza: nie pytamy ducha, jak umarł. - Bart znów zignorował docinkę dziewczyny. - Dlaczego? - Spytała Althea. - Powiedzmy, że człowiek, którego przywołamy, mógł mieć traumatyczną, bolesną śmierć. Nie chcemy, żeby dusza ponownie to przeżywała. - Wyjaśnił. - Może się obrazić i przestać z nami rozmawiać, a wtedy wszystko stracone. Druga zasada: nie pytamy ducha, jak sami umrzemy.
- Dlaczego? - Tym razem spytał Luke. - Po pierwsze, nie chcesz tego wiedzieć, a po drugie, mając taką wiedzę, twój umysł może podświadomie kierować cię ku śmierci określonego przez ducha dnia.
W tym momencie Rylee parsknęła śmiechem. - Stary, to tylko zabawka, rozumiesz? Wyprodukowało ją Hasbro, czy jakaś inna firma. Nie przywołasz tym żadnych duchów. - Po tych słowach Althea klepnęła ją w ramię i zachmurzyła się. - Daj mu spróbować - powiedziała. - Nie musisz w to wierzyć, sam się przekonasz - odparł Bart z uśmiechem. - Zasada numer trzy: jeśli dotknąłeś wskaźnika i jesteś w kręgu ludzi, z którymi porozumiała się dusza, nie możesz ot tak po prostu przerwać kręgu i wyjść sobie - musicie zostać do końca. No i zasada numer cztery, najważniejsza: nigdy nie można zakończyć seansu bez pożegnania się z duszą przywołanej osoby. Jeśli się nie pożegnamy, przejście między światem żywych a umarłych pozostanie otwarte, więc duchy będą mogły przejść sobie ze swojego świata do naszego. Gotowi?
- Już chyba bardziej być nie można - odparła leniwie Rylee. - Ok, zatem połóżcie dwa palce prawych dłoni na wskaźniku. - Bart ustawił go mniej więcej po środku tablicy.
Althea dołączyła jako pierwsza, za nią Luke i na końcu Rylee. - Teraz musimy być cicho i skupić się na tym, co chcemy osiągnąć. Przywołujemy duszę pani Carpenter - powiedział bardzo poważnym tonem Davies. - Czy gdzieś obok jest pani dusza, pani Carpenter?! - Ostatnie zdanie wypowiedział podniesionym głosem.
Nic się nie wydarzyło, więc Bart powtórzył pytanie. Wtedy poczuli, jak temperatura wokół nich spada, jakby ktoś nagle otworzył okno w środku zimy. - Czy jest ktoś z nami?
Wskaźnik najpierw drgnął, a chwilę później zawędrował na pole z napisem “tak”. - Dobra, kto przesunął wskaźnik? - Zapytała Rylee, prychając. - Duch - odparł Davies. - Daj spokój, nie można przywołać ducha przez jakąś zabawkową tabliczkę. - Blondynka uniosła brwi. - I dlatego zrobiło się tak zimno? Bo ktoś przesunął wskaźnik? - Luke chuchnął w dłoń. - Kontynuujmy - rzucił Davies. - Pani Carpenter, czy jest pani z nami?
Wskaźnik tym razem przesunął się na pole z napisem “nie”. Althea aż zakryła usta wolną dłonią. - Więc kto jest z nami? Przedstaw się! - Bart rozejrzał się nad głowami towarzyszy, jakby miał zamiar dostrzec tam ducha, który prowadził ich dłonie.
Wskaźnik nie przesunął się od razu, ale gdy zaczął się ruszać, z każdą kolejną chwilą nabierał na tablicy prędkości, aż ciężko było rozczytywać słowa. W końcu ułożyły się w czytelny przekaz. - W-A-S-Z-N-A-J-W-I-Ę-K-S-Z-Y-K-O-S-Z-M-A-R. - Przeczytał nieco zaniepokojony Bart.
W tym momencie usłyszeli głośne, natarczywe walenie do drzwi. Wszyscy podskoczyli w miejscu, Althea krótko pisnęła. Pukanie powtórzyło się. Było zbyt mocne, by mógł to być któryś z dzieciaków zbierających słodycze. - Pieprzyć to, idę otworzyć. - Luke wstał od stołu i ruszył w stronę wejścia.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |