Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2017, 17:34   #30
Mimi
 
Mimi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputację
Moira

Wydmę porastały wysokie kępy wyschniętych bylin, szumiących cicho pod wpływem morskiej bryzy. Zbliżała się do pachnącego igliwiem boru. Jasne światło księżyca i ogień z latarni po przeciwnej stronie krzyżowały jej cień na drodze przed nią. Gdzieś na drzewie pohukiwała sowa.
Prymitywne porachunki nie były w guście czarodziejki. Chciała skierować się w stronę portu, droga była jednak zablokowana przez nowo wyrosły tłumek gapiów.

Fredrik gdzieś zniknął. Odkąd posunęła się o krok za daleko w karczmie, czuła bijący od niego chłodny dystans. Unikał spojrzenia jej niebiesko zielonych oczu, nie reagował na jej zaczepki i nazwał ją po imieniu, gdy przyszedł po nią do „Przystani”.
Moira była więc znudzona i zdegustowana. Port śmierdział, niedaleko od niej lała się krew i szczękała stal, akompaniowana przez nieprzyjemne stęknięcia i okrzyki. Koszmarny wieczór...

Czarodziejka wciągnęła głęboko powietrze i przymknęła oczy. Usłyszała za sobą cichy krok, do cienia przed nią dołączył jeszcze jeden. Uśmiechnęła się wrednie.
- Czyżby przeszły ci te dąsy, Elkhorne? – odezwała się, odrzucając włosy w tył i tym samym wzbijając za sobą cytrusowy powiew. Mężczyzna zbliżył się, usłyszała przy uchu głośny wdech.

- Witaj, Moiro – odezwał się za jej uchem głeboki głos. Nie należał do Fredrika.
Czarodziejka zmartwiała na ułamek sekundy. Jej serce zaczęło walić jak młot. Zaczęła recytować formułę zaklęcia, moment za późno. Poczuła chłodny dotyk metalu na swojej delikatnej skórze. Łańcuch oplótł jej nadgarstki i boleśnie ucisnął, wydobywając z Moiry cichy syk.
Słowa ugrzęsły jej w gardle, zgięła się w pół, wstrząsana silnymi odruchami wymiotnymi. Osunęła się w ciemność, aby za chwilę ocknąć się pod wpływem pulsującego i błyskającego bólu w jej głowie. Dwimeryt.

- Już, już. Powiedziano mi, że im bardziej się opierasz, tym bardziej boli. A na ból przyjdzie czas potem – głęboki głos rozbrzmiał protekcjonalnością. Mężczyzna przytrzymał chwiejącą się czarodziejkę za ramiona, poczekał, aż atak spowodowany nagłym zablokowaniem magii minie. Ujął jej twarz w dłonie i skierował jej spojrzenie na siebie.
- Vol... Volkbert...? – zapytała półprzytomnie, próbując połączyć wirujące przed jej oczami plamy w spójną całość. Volkbert... Świadomość do niej wracała, nabrała powietrza do krzyku. Może Fredrik zdoła ją usłyszeć i w końcu na coś się przydać?
Z okrzykiem bólu wypuściła powietrze z płuc. Hrabia zamachnął się ponownie, policzek Moiry zaczął pulsować piekącym bólem.
- Nie powinnaś była uciekać, Moiro... – drugi policzek zapłonął. Rude włosy opadły jej na twarz. W ustach poczuła metaliczny posmak krwi. Hrabia wyglądał, jakby dopiero się rozgrzewał.
Kątem oka zauważył coś w dali i westchnął.
- Musimy się pospieszyć, nasz statek przypłynął.
Wyciągnął zza pasa małą fiolkę, odkorkował ją i przystawił do nosa czarodziejki. Ani jej się śniło wąchać. Szarpnęła głowę w bok. Hrabia zaśmiał się szpetnie.
- Waleczna do ostatniej chwili, jak zawsze – skwitował i popchnął Moirę na pokrytą mchem dróżkę. Upadła bezwiednie. Wtarł w jej nos zawartość fiolki i wziął ją w ramiona.

Czarodziejka poczuła rozgrzewający ziołowy zapach. Oczy się jej wywróciły. Jedyne, co docierało do jej umykającej świadomości był kojący szmer morza i lasu i wszechogarniający zapach świeżych ziół. Chciała zasnąć. I zasnęła.


"Argus"

Hamdir mocniej ujął Perełkę i wszedł ostrożnie na trap prowadzący na drewniany pokład pokaźnego „Argusa”. Za nim zadudniły kroki ciężkich butów Olgierda i lekkie stąpnięcia Irys, ciągnącej Okonia za lejce. Koń objuczony był pakunkami podróżującej pary, dodatkowo nowym nabytkiem w postaci lnianego worka wypełnionego połową krążka sera, dwoma bochnami chleba i trzema laskami kiełbasy, podarowanym Hamdirowi przez Stokrotkę.
Ślepy zabrał ze sobą Kilę, Filianore zebrała Edana, którego mokre ubrania nadal lepiły się do jego ciała. Chłopal obarczony został zadaniem dźwigania małego antałka piwa, który ku wspólnej, choć niewypowiedzianej przez nikogo nadzei, wystarczy na ich dwudniową podróż.

Fredrik się gdzieś zapodział. Pojawił się po dobrej godzinie, w paskudnym nastroju. Pospiesznym krokiem wszedł na pokład i udał się do kasztelu, w którym mieściła się kajuta kapitana.
Na okręt wsiadali ostatni spóźnialscy. Ostatnim był tajemniczy jegomość o nader nieprzyjemnej aparcyji, jego ludzie wnosili na pokład statku kilka pokaźnych skrzyń.
Gdy przechodzili obok, do nosa Ślepego dotarł subtelny aromat cytrusów. Pudła zataszczone zostały na rufę statku.

Na dolnym pokładzie statku w części dziobowej znajdowały się dwie kubryki wypełnione kojami, część łóżek zajęta była przez drzemiącą i pochrapującą załogę statku. Zapach powietrza wypełniającego pomieszczenia pozostawiał wiele do życzenia, ale otoczenie było czyste i schludne. Po przeciwnej stronie znajdowała się ciągnąca się przez pół pokładu mesa połączona z małym kambuzem, gdzie urzędował okrętowy kucharz.
Do pustego pomieszczenia poniżej mesy prowadziły wąskie schodki. Było ono wypełnione piaskiem i kamieniami, służącymi jako balast.

Na dolnego pokładu w części rufowej wiodła osobna zejściówka, tu znajdowały się kabiny dowództwa i znakomitszych pasażerów, do których jak się okazało, należał też spóźnialski osobnik, przed którym każdy członek załogi skłaniał się wpół.

Przez szklane okienko w kajucie kapitana było widać ciepło oświetlone wnętrze, na drewnianych ścianach zawieszone były obrazy, mapy i dywan orientalnego pochodzenia. Na samym środku pomieszczenia stał stół, na którym rozpięta była mapa. Na niej walalały się pozwijane pergaminy, kompas i parę klepsydr. Na samym środku położony był masywny kompas.

Marynarze obrzucali podejrzliwymi spojrzeniami Hamdira i Perełkę, a wiele stęsknionych spojrzeń oblepiało Irys, równocześnie groźno łypiąc w stronę Olgierda.
Edan zdawał się w mig zadomowić i wpasować w towarzystwo. Ślepy, przysiadłszy nieopodal, drapał kudłaty łeb Kili.

Gdy odbito od brzegu, pozwijano wszystkie liny i ustawiono maszty, niebo na wschodzie z wolna jaśniało.
Gdzieś na dziobie zebrało się kółeczko, ktoś urządzał pojedynek na pięści. Dalej, trzech majtków rozsiadło się na skrzyniach i zaczęło grać w karty.
Po wschodzie słońca z mesy dotarły szantowe zaśpiewki, stuknięcia kufli i stukanie łyżek o drewniane spody misek z kaszą. Rozpoczynał się wspaniały dzień na morzu.


Silny wiatr wiał z południa, stopniowo przysłaniając niebo nad nimi sinymi chmurami.
- Może burza, może nie burza. Może będziem musieli w zatoczce przeczekać. Ephraim, wejdź na gniazdo – powiedział zachrypniętym głosem jeden z marynarzy i kontynuował załatwianie się przez burtę. Zapiął pas i beknął donośnie. Długowłosy mężczyzna pospiesznie wspiął się na grotmaszt i zaczął obserwować ląd przez lunetę.
- Nic nie widać! – zakrzyknął.


Wkrótce ściana deszczu przesłoniła widoczność. O lewą burtę statku nieustannie obijały się fale, wpuszczając na drewniany pokład spienioną morską wodę. Gdzieś z prawej na ciemnosinym niebie odznaczały się białe punkciki. Stado mew.

Przez zamieszanie spowodowane zbliżającym się sztormem nikt nie zauważył jak z kajuty kapitana wyszedł jeden z mężczyn należących do towarzystwa zamożnego jegomościa, który dotarł na pokład „Argusa” jako ostatni. Gdy jednak ktoś zauważył i podszedł bliżej kasztela, przez pokryte smugami deszczu okienko mógłby zauważyć czerwoną plamę pokrywającą leżącą na stole mapę. Usłyszałby głuchy odgłos, z jakim na podłogę zsunęły się zwłoki kapitana.


Skrzynia na pokładzie "Argusa"


Ból w całym ciele. Szum i ciemność. Zapach morza. Gwałtowne kołysanie. Moira spróbowała się poruszyć, była jednak szczelnie opleciona sznurem.
Słyszała odgłosy rozmów, zagłuszone hukiem fal i wyciem wiatru. Chyba padało, na drewno nad jej głową co chwilę coś spadło, po drewnianej podłodze pospiesznie przechadzały się ciężkie buty wielu osób.
Wydarzenia sprzed snu zaczęły do niej wracać. Volkbert... Gdzie była? Chciała krzyknąć, buzię miała jednak ciasno zakneblowaną, policzki obolałe, a usta spierzchnięte.

Z drewnianej skrzyni dobiegło stłumione westchnięcie czarodziejki.

 
Mimi jest offline