Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2017, 23:17   #81
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carmen uśmiechnęła się delikatnie. Przypuszczała o jaki rodzaj dyscyplinowania chodzi. I to jeszcze w godzinach prosperowania ambasady... Gdyby poinformowała o tym górę sir Drake mógłby być zmuszony do osobistego tłumaczenia się, był to więc kolejny rodzaj “haka” który miała na mężczyznę.
- Kawa wystarczy, poczekam, skoro to takie... potrzebne. - Odpowiedziała służącemu.
- Niestety… sytuacja jest jaka jest. Pewne działania należy aplikować od razu. W przeciwnym wypadku konsekwencje zaniedbań bywają katastrofalne.- westchnął smętnie Clarke prowadząc Brytyjkę do jednego z wygodnych pokoi pełnych bibelotów typowych dla sir Drake’a.
- Jedną kostkę cukru czy dwie do tej kawy? - zapytał uprzejmie przed wyjściem.
- Bez cukru poproszę. - odpowiedziała Carmen, siadając w tym samym fotelu, co ostatnio.
Eliach opuścił agentkę zostawiając ją samą.
Brytyjka znów zaczęła przyglądać się zgromadzonym pamiątkom, czując narastającą irytację, ponieważ parzenie kawy trwało zdecydowanie dłużej niż zwykle. Już rozważała czy sobie nie pójść, gdy służący wrócił.
- Przykro mi że tak długo zeszło, to… jak się pannie podoba Zurych? - zapytał po powrocie z filiżanką aromatycznej kawy.
- Średnio. - Odparła, po czym dodała - Jeśli moja obecność to problem dla ambasadora, mogę przyjść w innym terminie.
- Och… to… powiedzmy, że nastąpiły niespodziewane okoliczności. Ambasador wkrótce przyjdzie.- rzekł stawiając kawę przed Carmen.- Nasza ambasada w Zurychu nie ma takiego znaczenia jak ta w Brnie. Jest też niedofinansowana, więc jak coś się sypnie, albo pójdzie niespodziewane… to rozumie panna?
Usiadł naprzeciw Brytyjki.- Jeśli to znów chodzi o zebranie podstawowych informacji, to ja mogę zastąpić sir Drake’a w tej kwestii.
- Obawiam się, że chodzi o bardziej skomplikowane tematy. Proszę wybaczyć, ale raczej nie fatygowałabym się tutaj w podstawowych sprawach - powiedziała z przekąsem - Jestem w trakcie misji i mój czas jest czasem Wszechimperium poświęconym dla rozwiązania danych kwestii. Nie lubię więc go trwonić. - powiedziała, starając się nie myśleć o wycieczce z Orłowem, by się nie zarumienić.
- Jest to godne pochwały zachowanie, jeśli mogę zaopiniować.- stwierdził uprzejmie Clarke i zapytał.- Może więc, by nie tracić czasu, obejrzy pani ze mną zasoby ambasady? Może wszak okazać, że będą potrzebne w późniejszym okresie?
Odstawiła filiżankę.
- Owszem, bardzo chętnie.
- Proszę za mną.- odetchnął z ulgą Clarke i wziął tacę z filiżanką, by podczas tej wizyty lady Stone mogła napić się kawy w dowolnym momencie.
Ruszyli korytarzami w kierunku parku maszynowego, po drodze zwiedzając komnatę wypełnioną różnymi sprzętami powiązanymi z włamywaniem się i szpiegostwem. Takim jak minipistolecik ukryty w pierścieniu.

Całkiem sporo ich było, podobnie jak kobiecych przebrań od udawania nisko urodzonych dziewcząt.
- Pokój zabaw Lizbeth… niemal wszystko przetestowane. Będzie potrafiła doradzić w kwestii ich użyteczności. - wyjaśnił Eliach czekając na pytania lub zasugerowaną przez Carmen chęć opuszczenia tego pokoju.
- Nie będzie miała nic przeciwko pożyczaniu tych rzeczy? - zapytała nieco zdziwiona i zafascynowana Carmen.
- Nie sądzę. I tak za główne narzędzie uważa swoje ciało. Oczywiście sama Lizbeth też jest wliczona w zasoby ambasady.- wyjaśnił uprzejmie Clarke.
- Oho... - skomentowała tylko dziewczyna, przyglądając się uważnie przedmiotom - Mam jednak nadzieję, że tutaj nie będę potrzebowała broni i sama dyplomacja wystarczy.
- Miejmy taką nadzieję. Mamy jeszcze garderobę pełną sukien dyplomatycznych. Niestety Lizbeth nie radzi sobie z byciem damą… jej natura za często wychodzi na wierzch.- wyjaśnił Eliach ze śmiechem. - Czasami bywa to zabawne.
Carmen jednak się nie śmiała.
- Długo mam jeszcze czekać? - zapytała.
- Nie… już z pewnością… - speszył się Eliach i ruszył do drzwi i otwierając je. Zerknął i uśmiechnął się z ulgą. - Widzę, że ambasador zmierza już do nas.
Carmen obróciła się w kierunku drzwi, przybierając wyniosły wyraz twarzy. Dziś ubrała się wszak jak dama i taką rolę zamierzała przyjmować.
- Lady Stone… co za zaszczyt.- rzekł z uśmiechem sir Joshua całując Carmen w dłoń zgodnie z wszelkimi kanonami etykiety.- I naprawdę miła niespodzianka.
- Przepraszam że przeszkadzam w innych bardzo ważnych obowiązkach - odpowiedziała Carmen nie bez nutki ironii w głosie.
- No cóż… taki urok ambasady.- stwierdził sir Drake podając Carmen ramię do oparcia się o nie, gdy będą szli korytarzami ambasady. - To co sprowadza panią tak szybko do nas. Owszem, spodziewałem się kolejnej wizyty, ale nie aż tak szybko.
- Cóż, z pewnością wcześniej zachętą wydawała mi się pańska otwartość i chęć niesienia pomocy. Teraz jednak przyznam, że tej pewności już nie mam. Przez to nieco mi głupio, bo chciałam prosić, by użył pan dla mnie swej pozycji... i być może wykorzystał znajomości, by dotrzeć do dwóch osób.
- Oczywiście, że nadal jestem skłonny pomóc w pani sprawie. Jak już wspomniałem… pani obecność jest zawsze tu mile widziana. Ot, można powiedzieć że tym razem zaskoczyła mnie pani z opuszczonymi gaciami… metaforycznie rzecz ujmując.- zażartował Joshua. I jak się domyślała Carmen, dosłownie też.
Uśmiechnęła się lekko, choć bardziej z uprzejmości niż rozbawienia.
- Chciałam więc prosić pana o pomoc, by... zorganizować spotkanie z tą “AC”, którą mi pan ostatnim razem wskazał. Domyślam się wszak, że nie jest to łatwe osobie bez kontaktów - delikatnie pogładziła jego ramię - których panu zaś nie brakuje.
- To w ogóle nie jest łatwe. Może masz jakiś pomysł na pozór takiego spotkania?- zamyślił się Joshua.- Z pewnością mógłbym wysłać do niej zaproszenie na rozmowę. Problem polega na tym, że może go nie przyjąć. Jakiś pomysł na przynętę dla niej?
- A czym ona oficjalnie się zajmuje? - zastanowiła się Carmen.
- Corsac… z tego co wiem, oficjalnie zajmuje się transportem kolejowym. Jej banki finansują szlaki lądowe w Europie oraz Azji i ich modernizację. Jest właścicielką słynnej linii Orient Express… - przypominał sobie sir Drake. - Mówi się też, że poprzez jej banki… i linie kolejowe w Azji i Afryce zajmuje się niewolnictwem… nielegalnym niewolnictwem i przemytem ludzi. Ale… nie da się jej na tym złapać, bo pomiędzy handlarzami a nią jest długi sznurek pośredników. A i… pasjonuje ją formuła kolejowa. Wyścigi superszybkich pociągów.
- A czy wiadomo z jakim mocarstwem ewentualnie jest związana? Lub choćby emocjonalnie odczuwa sympatię?
- Trudno powiedzieć. Jako kobieta interesu zajmująca się transportem w całej Europie nie wyraża publicznie swych sympatii i antypatii politycznych. Może jednak nie przeprzadać i za nami i za Rosjanami. W końcu stoimy za upadkiem Napoleona.- przypomniał jej sir Joshua.
Carmen skrzywiła się, po czym zapytała:
- A czy ciężko byłoby dostać zaproszenie na takie wyścigi? Oczywiście z miejscami możliwie blisko owej... pani? - zapytała Carmen, mając na uwadze, że jeśli znajdą się w pobliżu - ona lub Orłow mogą zwyczajnie spróbować uwieść kobietę, w zależności od jej preferencji i gustów.
- Hmm… niech pomyślę.- zastanowił się arystokrata. -Tak… mógłbym otrzymać zaproszenie z osobą towarzyszącą.
Brytyjka westchnęła. Nie było to to o czym marzyła, ale... darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
- Dobre i to. Może udałoby mi się tam nawiązać kontakt z tą osobą. Rozumiem, że jeszcze jedna osoba to byłaby już przesada?
- Załatwienie biletów na najbliższe wyścigi nie byłoby tak problematyczne… jak to co ty wymagasz. Dostanie biletów do loży sąsiadującej z jej lożą… nie mogę tam się nie zjawić. Sama rozumiesz. Mogę jednak załatwić kolejną wejściówkę, gdzieś wśród publiczności. Lub… ewentualnie… służba? - zaczął rozważać opcje Joshua.
- Służba brzmi świetnie. - Carmen uśmiechnęła się szelmowsko - Mój partner ma doświadczenie w odgrywaniu ochroniarza, a po cichu liczę, że mógłby wpaść w oko owej “AC” i w ten sposób złapać z nią kontakt.
- Jest tolerancyjna jeśli chodzi o obie płcie… ponoć. I bardzo… - zamyślił się szukając właściwego określenia. - ...słyszałem że często odwiedza Wenecję. Ponoć to wina korsykańskiej krwi w jej żyłach.
- Och... - Carmen mimo woli się zarumieniła - Cóż, to już moja głowa, żeby ją zainteresować. Moja lub mojego partnera. Ciebie tylko proszę, byś wprowadził nas na te wyścigi. Oczywiście, jeśli mogę się za to jakoś odwdzięczyć, mów.
- Nie śmiem nawet proponować… prywatnego występu. - zaczął nieśmiało wspominać sir Drake.- … oczywiście akrobatycznego. Nie żebym chciał jakoś wykorzystać sytuację. To by było niegodne dżentelmena.
Brytyjka przyjrzała mu się.
- Dawno nie ćwiczyłam, ale chętnie rozprostuję kości. Jeśli znajdzie się miejsce…
- Znajdzie się miejsce na taki pokaz w tym budynku. Może w sali szermierczej? Jest duża i nieużywana. - zastanowił się ambasador, po czym zwrócił do Carmen. - A wracając do misji. To w jakiej roli widzisz się u mego boku? W końcu jakoś muszę cię przedstawiać w towarzystwie.
- Myślę, że przyjaciółka akrobatka nie brzmi jakoś wstydliwie... - odparła Carmen i poufale przylgnęła do jego ramienia - Ot zwiedzam Szwajcarię w ramach urlopu i postanowiła odwiedzić wieloletniego fana i przyjaciela.
- To dość… ciekawe podejście do sprawy. - zamyślił się Joshua zerkając na biust Brytyjki obwarowany co prawda tkaniną sukni, ale też i uroczo podkreślony. Nie musiała być telepatką, by wiedzieć że w tej chwili mężczyzna myśli o całkiem innym “prywatnym pokazie” w jej wykonaniu. - Może być też jednak opacznie zrozumiane.
- Czy panu to przeszkadza? - Brytyjka odchyliła nieco szyję, by mógł podziwiać jej wdzięki, uwięzione w gorsecie - Mi osobiście byłoby to na rękę, wszak jeśli nasz cel pozna mnie jako osobę o... dość płynnej oralności, może się mną jeszcze bardziej zainteresować, skoro gustuje w weneckich klimatach.
- Ale w takim razie…- ambasador nachylił się ku jej szyi i poczuła ciepły pocałunek na swej skórze. - Winniśmy przećwiczyć… czułości, aby wypadła nasza parka naturalnie.
- Nie trzeba. Oboje wszak mamy w tym wprawę. - Carmen delikatnie acz stanowczo odsunęła się od niego.
- Nie jestem pewien, czy akurat w okazywaniu czułości… publicznie mamy aż tyle wprawy. - zażartował sir Drake dodając.- Może więc jeszcze Lizbeth powinienem dołączyć do naszej małej wypra… Nie, to zły pomysł. Mogłaby ściągnąć na siebie za dużo uwagi.
Zaśmiał zawstydzony swym własnym pomysłem.
Carmen pozostała jednak niewzruszona.
- Z tym pokazem możemy się umówić w dogodnym dla ciebie terminie - powiedziała, po czym dodała - Dziś nie mam odpowiedniej garderoby.
- Nie. Oczywiście że nie dziś. Z pewnością dziś, jutro, pojutrze będę zajęty organizowaniem spotkania i w tym celu pociąganiem za towarzyskie sznurki. Bardziej by mi zależało dowiedzieć się, gdzie pomieszkujesz w Zurychu, żebym mógł wysłać Lizbeth albo Eliacha z wiadomościami ode mnie. - odparł uprzejmie ambasador.
Carmen podała mu więc adres i numer pokoju.
- Mój partner występuje oficjalnie jako mój narzeczony, jednakoż w opinii publicznej uchodzimy za bardzo... liberalną parę. - dziewczyna uśmiechnęła się znacząco.
- Tak. Mógłbym się tego nie domyślić.- odparł z pewną ironią i żalem w głosie Joshua. Zapewne martwił go fakt, że nie dość liberalną.- Tak więc… czy jeszcze w czymś mogę być pomocny lady Stone?
- Myślę, że wszystkośmy ustalili. - odparła dziewczyna.
- To ja w takim razie z wielkim żalem będę musiał cię opuścić. Nie ma w tym problemu, by Lizbeth odprowadziła cię do drzwi i zamówiła taksówkę. Mnie z Eliachem czeka teraz nieco dzwonienia po znajomych. Myślę, że tak za… dwa dni, będę miał jakieś konkrety moja droga.- odparł szarmancko mężczyzna.
- Będę wdzięczna i... obiecuję, że nie będziesz żałował - powiedziała na do widzenia Carmen.
Ambasador uśmiechnął się w odpowiedzi i potrząsnął dzwoneczkiem stojącym na stoliku w korytarzu. Lizbeth… zjawiła się dość szybko, zmysłowym krokiem wywołanym wysokimi obcasami zbliżała się do obojga z miną najedzonego kota na swym obliczu.
- Lizbeth…- zwrócił się do niej Joshua przyciągając jej uwagę.
- Tak sir?- zapytała z uśmiechem.
- Bądź tak dobra i odprowadź lady Stone do wyjścia. Zamów jej taksówkę. - nakazał ambasador.
- Oczywiście… proszę za mną lady Stone.- uśmiechnęła się Lizbeth przyglądając się Carmen i jej kreacji, jak kot tłustej myszy. Agentka jeszcze raz uśmiechnęła się w przejściu do ambasadora i ruszyła za służącą, starając się ty razem nie spinać i nie myśleć o niczym konkretnym.
Podróż odbywała się w kompletnej ciszy. Tym razem Lizbeth nie mówiła nic do siebie, ani nie odzywała się w ogóle. Była jakby inna… bardziej skupiona, bardziej groźna… a może i bardziej zmysłowa zarazem. Dotarły do drzwi wejściowych.
- Mam nadzieję, że wizyta była owocna?- spytała swoim miłych dla ucha mruczącym głosem, a jej języczek przesunął się po nadnaturalnych kiełkach.
Brytyjka przyjrzała jej się, zastanawiając czy w relacji z ambasadorem jest równie dominująca, czy raczej tylko wobec niej.
- To się dopiero okaże - odpowiedziała zdawkowo.
- Oczywiście… - Lizbeth uśmiechnęła się wesoło i dodała. - … raczy panna tu poczekać, zaraz zamówię taksówkę. Czymś jeszcze mogę służyć?
- Nie... - odpowiedziała Carmen, po czym dodała - Proszę się nie fatygować. Pójdę pieszo, potrzebuję się trochę przejść - czuła bowiem, że się dusi, że atmosfera erotyzmu unosząca się w tym domu powoli krępuje ją niby macki.
- Jeśli tak pani sobie życzy. - zgodziła się z nią Lizbeth uśmiechając się znacząco i powoli otwierając drzwi.- Zapraszamy ponownie w nasze progi. Sir Drake z pewnością się ucieszy.
- Do widzenia... - powiedziała Brytyjka i prawie wybiegła z posiadłości. Szła szybkim krokiem po chodniku, nie zważając na to, że długa suknia, którą miała na sobie brudzi się do spodu. Czuła się taka skrępowana, zła... niewyżyta! A jednocześnie nie chciała ulegać ambasadorowi i jego kochance. Zastanawiała się dokąd może więc teraz iść. Przygryzła wargę, zatrzymując się przy postoju taksówek. Wiedziała, gdzie chce jechać, nie wiedziała tylko czy się odważy i jak zostanie przyjęta. Po chwili wahania wsiadła jednak do środka.
- Hotel Basilea - powiedziała z lekkim zająknięciem.
- Będziemy za 5 minut… czy życzy sobie pani czegoś jeszcze?- zapytał męski głos nagrany na potrzeby automatu operującego taksówką. Po czym nie czekając na odpowiedź ruszył.


Hotel Basilea był nieco gorszej jakości od tego w którym mieszkała Carmen. Miał oczywiście swoją deus ex machinę, ale cudownie mniej nachalną niż Hildę. Głównie dlatego, że ów “Floyd” był starym modelem i miał “problemy” związane z oszczędzaniem na naprawach. Dlatego też zamiast powiadomić Huai o gościu skierował Carmen do recepcji, a tam miła acz pucułowata recepcjonistka powiadomiła Huai o odwiedzinach.
- Pani już na panią czeka. Trzecie piętro, pokój 42.- rzekła uprzejmie dziewczyna.
Wciąż nabuzowana akrobatka zamiast czekać na windę, wbiegła po schodach na trzecie piętro, toteż dotarła do drzwi pokoju pani kapitan nieco zziajana. Zapukała.
Drzwi się otworzyły i oczom Carmen ukazał się widok Huai. Bladolica wysoka Chinka, ubierała się w tym mieście po męsku. Koszula, kamizelka, spodnie. Nie szpecił jednak jej ten strój. Zamiast tego dodawał uroku jej ostrym rysom twarzy. W kąciku ust ćmiła fajkę o długim cybuchu.
- Wyglądasz jakby goniło cię stado prawników.- zażartowała na powitanie.
Brytyjka spojrzała na nią ze złością, po czym bez słowa wyjęła fajkę z jej ust i wpiła się w wargi kobiety gwałtownym pocałunkiem.
- No to…- odparła zaskoczona Huai odsuwając się od ust dziewczyny i dodając.- … zaskoczyłaś mnie. Ale wiesz dobrze.. że mnie nie pociągają takie zabawy.
Wpuściła Carmen do środka i zamykając za sobą.- Chcesz moich ust. Musisz na nie zasłużyć.
- Chcę więcej niż usta. - Powiedziała Brytyjka, patrząc na nią wyzywająco - I zrobię co mi każesz. A jeśli nie... możesz mnie karać. Tylko weź mnie teraz... - dodała z ogniem w głosie.
- No dobrze…- rozpięła swoją kamizelkę i rzuciła na ziemię. - Idź do sypialni.
Carmen nie miała ochoty się od niej oderwać, ale skoro słowo się rzekło. Posłusznie skierowała się do wskazanego pokoju, po drodze rozwiązując gorset sukni.
Huai podążyła za nią… po drodze pozbywając się koszuli. Gdy dotarły do sypialni, naga od pasa w górę zamknęła za nimi drzwi.
- Rozbierz się… zmysłowo… do naga. Pokaż że pragniesz być ujarzmioną przeze mnie. - Huai dobyła swego miecza wyciągając go z pochwy. Ale właśnie miecz odrzuciła, samą pochwą podniosła dół sukni Brytyjki i zaczęła jej twardym drewnianym czubkiem pocierać bieliznę akrobatki w znaczący sposób.- Pokaż ów żar w tobie i spraw by we mnie zapłonął.
- Przecież już płonie... - rzuciła bezczelnie Carmen, patrząc Chince prosto w oczy. Powoli jednak dokończyła rozwiązywania gorsetu. Zsunęła suknię wpierw z jednego ramienia, potem z drugiego, dzięki czemu jej góra zsunęła się, ukazując nagie, sterczące piersi akrobatki. Kręcąc bioderkami przecisnęła się przez zwężenie talii i pozwoliła całkiem opaść materiałowi, stojąc teraz przed swoją panią w samych pończochach, pasie do nich i kusych, białych majteczkach. Uśmiechnęła się znów prowokacyjnie, obserwując reakcję Huai.
- Nie pochlebiaj sobie… aż tak łatwo nie da się mnie zadowolić. Klękaj.- mruknęła drapieżnym tonem Huai wędrując wzrokiem po kuszących krągłościach Brytyjki.- Klękaj przede mną.
Carmen uśmiechnęła się w taki sposób, jakby chciała powiedzieć “wiem swoje”, po czym jednak grzecznie opadła na kolana.
I teraz dla odmiany Huai rozpoczęła pokaz, rozpinając spodnie i zsuwając je z siebie. Pod nimi miała jednak koronkowe czarne majteczki, czarny pas do pończoch i czarne pończoszki.
- Widzisz… żadnej reakcji. - skłamała, bo Carmen dostrzegła wilgoć, dosłownie jeden mokry punkcik.
Założyła nogę na ramię klęczącej Carmen.
- Zajmij się tym…- wymruczała władczo przysuwając łono do twarzy Brytyjki. Wyraźnie utrudniała jej zadanie nadal mając bieliznę. Na szczęście delikatną i bardzo kobiecą.
Dziewczyna przesunęła ustami w górę jej łydki i uda szybkim gestem, by nie zirytować Huai niesubordynacją, ale jednak trochę ją podrażnić. Następnie jej usta wpiły się w osłoniętą materiałem majteczek soczystą brzoskwinkę z taką namiętnością, z jaką Carmen przywitała dziś panią kapitan.
- Mm…mmmm...dobrze… przyjemnie…- pochwaliła ją Huai obejmując jedną dłonią swą prawą pierś, a drugą głaszcząc Carmen po włosach burząc jej fryzurę. -Ciekawe… kto.. och… może później.
Teraz rozkoszowała się językiem Brytyjki wędrującej po łonie i przyjemnie drażniącym ją za pomocą materiału bielizny. Dziewczyna pieściła ją bardziej niż chętnie, choć wrodzona niecierpliwość powodowała, że raz po raz jej języczek odginał majteczki, a usta muskały nagą, wilgotną skórę.
- Tak… jeszcze trochę… mocniej…- mruczała Huai, bujając się biodrami tam i z powrotem. Coraz bliższa ekstazy, coraz bardziej mokra docisnęła twarz kochanki do swego łona i krzyknęła głośno. Odsunęła się od Carmen i zrobiła kilka kroków do tyłu.
- Chcesz… przeżyć moje zaspokojenie. Tak jak ja to robię, gdy jestem sama… i potrzebuję się odprężyć?- zapytała.
Carmen usiadła na piętach i oblizała się.
- A nie masz nic ostrzejszego? - zapytała bezczelnie.
- Widzę że jesteś w bojowym nastroju, co?- wymruczała wracając do siedzącej Carmen i pochwyciwszy ją za włosy pociągnęła je do góry, dając jej znać by wstała.
Tak zrobiła.
- Przyszłam do ciebie, bo potrzebowałam się wyżyć, a nie pomiziać. Gdybyś nie zgodziła się ze mną pieprzyć, pewnie chciałabym się z tobą bić. - warknęła.
- Ciekawe czym cię twój kochanek tak wkurzył.- zamyśliła się Huai wsuwając bezczelnie dłoń pod jej majteczki i pieszcząc jej kwiat kobiecości wyjątkowo władczo i brutalnie. Ale też intensywnie. Nadal trzymając drugą dłonią pukle włosów zmusiła Carmen do odchylenia się w tył i przez to kusząco zaprezentowania wypiętych dumnie piersi i napiętej szyi, prosto pod usta kochanki. I zęby, bo Huai nie odmówiła sobie okazji do ukąszenia skóry Brytyjki.
Ta jęknęła i aż zadrżała z rozkoszy. Odruchowo złapała pierś kochanki, szczypiąc jej sutek.
- Orłow jest na misji, a mnie... wkurzają ugrzecznione zaloty arystokracji. - powiedziała nieco zmodyfikowanym głosem przez napiętą szyję. Jej ciało to miękło, to napinało się pod wpływem pieszczot.
- I tak, chodzi o pieprzenie... po co te podchody... uprzejmości... - spojrzała na Chinkę - Ty nie jesteś uprzejma ani grzeczna... i to lubię.
- Grzeczna… na pewno… nie jestem. Ani miła…- mruknęła poruszając palcami pod bielizną Brytyjki. Nie była też delikatna… rozkosz mieszała się z bólem, bo Huai nie dbała o to czy sprawi przyjemność Carmen. Bawiła się jej ciałem mając ją w swej niewoli. I paradoksalnie to właśnie tak podniecało Brytyjkę. Choć starała się zagryzać zęby, raz po raz jęczała słodziutko, czując jak zalewa ją fala rozkoszy. Uszczypnęła mocniej sutek kochanki.
- Majtki… zaczynają mi przeszkadzać.- to mówiąc Huai po prostu zerwała z trzaskim bieliznę z bioder Brytyjki i rzuciła w kąt. Popchnęła ją na łóżko.
- Szeroko nogi.- nakazała.
Coś pękło w Brytyjce. Jej bunt był tylko na pokaz, toteż teraz posłusznie spełniła polecenie Chinki, patrząc na nią błagalnie.
Huai szeroko rozchyliła uda Carmen i stanęła nad leżącą kochanką po wdrapaniu się na łóżko.
- Teraz pokażę ci co mnie kręci.- zdjęła obuwie i okrytą pończoszką stopą zaczęła wodzić wpierw po udzie, a potem zaczęła pocierać nią nagie łono Carmen i muskając dużym palcem z wprawą jej puncik rozkoszy.
I dotykać własnej kobiecości wyraźnie pobudzona widokiem i władzą nad leżącą Brytyjką. Może i dotyk ten nie był silny… ale sama sytuacja była szalona i pełne perwersyjnego erotyzmu.
Huai stanowczo masowała stopą jej kobiecość.
- Ciekawe co będzie pierwsze. Dojdziesz ty, ja… czy zaczniesz mnie błagać o pieszczotę ust?- zapytała Huai także otwarcie pieszcząc palcami własną bramę rozkoszy.
- A chcesz bym się opierała? - zapytała Carmen wijąc się pod nią. Nowe doświadczenie podniecało ją. Sięgnęła swoich piersi i zaczęła je pieścić powoli okrężnymi ruchami.
- Nie wiem… bądź sobą.- mruczała Huai zwinnie operując stopą między udami Brytyjki i bezwstydnie bawiąc się paluszkami w swej muszelce, którą czasem rozchylała dla dodania pikanterii widokom. Drugą dłonią pieściła piersi drapieżnie je ściskając. Byłaby ciemnowłosą Wenus Botticellego, gdyby ów malarz uczynił tę boginię wyuzdaną i bezwstydną na swym obrazie.
- Gdybym była, nie pozwalałabym ci tak dokazywać... - odparła Carmen, czując, że nie ma ochoty się kontrolować. Jej biodra same zaczęły falować i ocierać jej własną kobiecość o stopę kochanki, a nawet nabijać się na dużego palca.
Patrzyła przy tym na twarz Chinki, łowiąc z niej emocje. Uwielbiała, gdy Huai zaczynała się łamać, gdy starała się udawać niewzruszoną, a tak naprawdę sama płonęła.
- To po co takie pytanie? - pieściła już nogą osłoniętą przemoczoną pończoszką, wyraźnie delektując się leżącą na łóżku kochanką i pieściła swój biust coraz intensywniej. Carmen przyglądając się obliczu i oczom Huai widziała w nich zwierzęce pożądanie. I żadnej czułości. Dla niej liczyło się zaspokojenie własnych pragnień… a nie Brytyjki.
- Myślałam, że dostanę nagrodę jeśli cię przetrzymam... - odparła, mocniej ściskając swoje piersi, jakby zapraszająco podkreślając przy tym ich brodawki.
- Dobrze wiem, jak cieszysz się, że tu jestem, jak bardzo mnie chcesz... - odgięła głowę, by wyeksponować ślady po zębach Huai na swojej szyi - Chcesz więcej, prawda? - zapytała, ocierając się kusząco.
- Za bardzo przeceniasz swój urok.- zaśmiała się chrapliwie Huai, jej stopa opuściła mokry już zakątek ud kochanki i przesunęła się dużym palcem do pępka, przeskoczyła nad wzgórzami jej piersi i musnęła dużym palcem wargi kochanki.- Nie myśl że rozpaczałam jak nie zjawiłaś się wieczorem. I nie myśl że cię nie ukaram jak będziesz popadała w dumę. To moje potrzeby chcę zaspokoić, mogę cię stąd wypuścić niezaspokojoną.
Carmen przeciągnęła się.
- Uwielbiam gdy mi grozisz i patrzysz na mnie tak z góry. - powiedziała, po czym z uśmiechem psotnicy dodała - Ale tu na dole też jest przyjemnie, może się przekonasz?
Huai stanęła nad Brytyjką… opadła na kolana, obejmując ją nogami po bokach. Odpędziła dłonie Brytyjki od jej biustu i sama pochwyciła piersi Carmen z sadystycznym uśmieszkiem. Bo też nie była delikatna, ściskając je boleśnie i miętosząc brutalnie. Wyraźnie delektowała się ich miękkością i sprężystością, naznaczając przy okazji skórę agentki delikatnymi zadrapaniami pazurków.
- Przyjemnie… tylko dla kogo?- dodała złośliwie, by Brytyjka wiedziała że specjalnie nie hamuje się w swych zabawach, nawet kosztem bólu jaki sprawiała partnerce w figlach.
- Dla mnie... tak bardzo... dla mnie... - szeptała Carmen jak w gorączce. Jedną dłonią sięgnęła własnego łona, by pieścić się tam, gdzie zabrakło dotyku kochanki, drugą wsunęła między uda Huai, by rezolutnie zacząć pocierać jej muszelkę. - Po to przyszłam... dostaję co chcę. - powiedziała, by ją jeszcze bardziej sprowokować.
- Och… -wymruczała Huai czując palce Carmen i kręcąc pupą na jej brzuchu. Mocno ściskając piersi dziewczyny, pochyliła się by boleśnie ukąsić sutek jej piersi. - A co cię tak nakręciło na ostre figle? Przecież same nudne umizgi co najwyżej mogą uśpić ochotę. Pewnie było coś więcej?
- Jeśli mnie zaspokoisz, to ci powiem. - Postawiła warunek Brytyjka, wślizgując się palcem do wnętrza kochanki i posuwając ją z tą samą intensywnością, co ona pieściła wcześniej ją. Jęknęła przy tym cicho, gdy Huai znów brutalnie ścisnęła jej biust.
- Dobrze…- mruczała sama wychodząc biodrami palcom Carmen naprzeciw i nie przestając drapieżnie ściskać biustu Brytyjki.- Podobają mi się… może jeszcze pomacam je w miejscu publicznym kiedyś… jak będzie okazja… byś się czerwieniła.
Lekko falując biodrami starała się ułatwić palcom akrobatki zadanie.
Przez to nie zauważyła, jak jej druga ręka pełznie w górę uda, po pupie i dociera do rowka między pośladkami, naciskając palcem na drugie z jej wrót rozkoszy.
- Zobaczymy kto tu się zaraz zarumieni.
- Jesteś.. by służyć mojej przyjemności… nie na odwrót.- jęknęła Huai niespecjalnie zaskoczona podstępem kochanki. Delikatnie falując biodrami poddawała się pieszczocie kochanki boleśnie ściskając jej piersi i ocierając je o siebie. Aż obie krągłości Carmen wyraźnie się zaczerwieniły. Tak jak policzki Chinki która doszła głośno i intensywnie.
Brytyjka patrzyła na nią chłonąc ten widok i dopiero po chwili osłabiła intensywność pieszczot.
Huai zaś wstała odsuwając się od Carmen na nieco drżących nogach. Zsunęła z łóżka dodając pozornie obojętnym głosem.
- Zasłużyłaś na moją… łaskę.- klęknęła przy łóżku i zaczęła pieścić muśnięciam języka kobiecość Brytyjki rozgrzaną jej własnymi poczynaniami. Pieszczota jej ust była czuła i delikatna, w przeciwieństwie do palców które odnalazły norkę perwersyjnych rozkoszy. I tam, w przeciwieństwie do Orłowa i samej agentki, nie siliła się na delikatność podbijając ją stanowczymi ruchami palców i narzucając szybkie tempo ruchów.
To zestawienie było było cudowne i frustrujące zarazem. Carmen zaczęła się wić, wręcz rzucać po łóżku, jęcząc coraz głośniej. Czuła jak zatraca się w tych pieszczotach i tylko delikatnie pogładziła włosy kochanki... aż do chwili gdy doszła, wtedy sama brutalnie dość przycisnęła jej twarz do swojego klejnociku.
- Smakowite…- lubieżnie oblizawszy łono kochanki Huai spojrzała na leżącą na jej łóżku Brytyjki i dodała.- Teraz mów co cię tak sfrustrowało.
- Nie dość, że dobry seks, to jeszcze można się wygadać... normalnie jesteś najlepszą kandydatką na przyjaciółkę. - Ironizowała Carmen, przeciągając się leniwie. Jednak by dotrzymać słowa zaczęła nakreślać Huai sylwetki ambasadora i jego drapieżnej gosposi oraz dziwnej relacji między nimi i... otoczeniem.
- Podsumowując, facet jest gładki i śliski, jak nie lubię i normalnie by mnie nawet nie zainteresował, ale ta jego gosposia... nie to, że mnie podnieca, bo wolę jednak kogoś, kto ma własną wolę, jednak sprawia że w powietrzu unosi się atmosfera wyuzdania. Działa to na mnie, a jednocześnie... nie mam ochoty dać temu ujścia ani z nim, ani z nią. - Wyznała.
- Brzmi ciekawie… i nieco intrygująco. Ja bym chętnie wsadziła pręt w szprychy tego powozu i patrzyła co się stanie… i może nawet dała się pochwycić wydarzeniom. Ale ja to ja… - wymruczała Chinka siadając na łóżku. - Jeśli gosposia jest tym co twierdzisz, to… mnie by podnieciła. Lubię takie buzujące wulkany. Sprawić by wybuchła, by narzucone na nią łańcuchy pękły… Brzmi kusząco. A i możliwe, że z tego piskorza dałoby się coś.. wycisnąć.
- A mnie odrzuca ich zakłamanie. Sama zbyt często muszę zmieniać role, by mnie to pociągało. Doceniam natomiast jasne zasady i brutalną prawdę - mrugnęła do Huai znacząco.
- Chcesz szczerości?- zapytała Huai i wskazała na pustą butelkę po jakimś winie stojącą obok łóżka.- Oto sposób na wydobycie z nich szczerości. Bez niej biedny ambasadorek w życiu nie wyzna, że chce zapuścić węgorza między twe chaszczyki. Bo to się nazywa dobre wychowanie. Na szczęście ja nie jestem z elit.
- Jeśli nie wyzna, to znaczy, że mnie nie interesuje. Mam dość zabaw z Orłowem, sama widziałaś.
- A ta pokojówka… chcę ją dla siebie. Chcę przekonać się jak dzika być potrafi, gdy się zerwie swojemu panowi z łańcucha. - zamruczała Huai, po czym wstała tylko po to by objąć kolanami głowę Carmen.- Bierz się do roboty… jeśli chcesz swoją nagrodę. Zabawne… ja bym miała ochotę jak to ambasadorek ujarzmia swoją kotkę. Choćby po to by zaspokoić ciekawość.
- Nie chciałam, by odczytał to jako zaproszenie. Mam wrażenie, że najchętniej każdy mój gest by tak odbierał, a ja chyba wolę dzikie tygrysy niż puchate szczeniaczki, żebrzące o każdą pieszczotę. - odparła Carmen, po czym patrząc na łono kochanki dodała - A dziękuję, ja się już najadłam. Moja uległość się wyłączyła... chyba że chcesz mnie przymusić.
- A pewnie…- siłą rozwarła szeroko uda Carmen i przesunęła lubieżnie językiem po jej łonie. Sięgnęła głębiej smakując jej ciało. I mruknęła do siebie.- Mówisz że walczył na morzu? To mi nie wygląda na szczeniaczka. Może po prostu się biedaczek rozleniwił. Zresztą co on mnie obchodzi. To ty musisz z nim wytrzymać, więc i ułożyć wygodną sobie sytuację.
Brytyjka jęknęła słodko. Zamruczała, delektując się dotykiem kochanki, by następnie odwdzięczyć się jej tym samym.
- A może… zwiążę jak prezencik, owinę płaszczykiem i… zawiozę do ambasady. Oddam ciebie w ręce tego ambasadorka, by mógł zrobić z tobą co zechce. A w zamian wezmę pokojówkę na igraszki. Z pewnością jest ciekawym okazem, gdy jej natura nie jest skrępowana… nakazami jej pana.- mruczała wodząc przeciągle językiem po skórze ud i samym kwiatuszku kochanki. Leniwie i powoli pieszcząc jej ciało. Zaśmiała się chrapliwie. - To by się biedaczysko zdziwił oglądając twoją prawdziwą naturę w pełnej nagiej… okazałości.
- Mówisz, że wymieniłabyś mnie na inną? - odpowiedziała Carmen, wodząc paluszkiem po płatkach kwiatu kobiecości Huai - Jeśli ci nie szkoda, proszę bardzo, zrób to. - rzuciła prowokacyjnie i wbiła się języczkiem w brzoskwinkę kochanki, intensywnie wysysając jej soki.
- Nie jestem Yue… nie przywiązuję… się…- jęknęła Huai drżąc pod pieszczotą kochanki. Sięgnęła palcami między uda Carmen.- Zresztą… jestem pewna, że taka sytuacja zrobiłaby cię bardziej …-
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo zegar na ścianie zaczął wybijać kuranty. Słysząc je Chinka zerwała się z łóżka zostawiając na nim kochankę i klnąc pod nosem po kantońsku.
Rzuciła się do szafy z ubraniami zaczynając się pospiesznie ubierać.
- Widzisz? Masz do mnie słabość... przeze mnie się spóźnisz gdzieś. - zaśmiała się Carmen, również wstając i zaczynając ubierać, choć bez tej nerwowości. Zmarszczyła brwi, patrząc ile zostało z dołu jej bielizny.
- Pożycz mi majtki.
- Nie przesadzaj z tą słabością. Bo się możesz strasznie zawieść. I tak… mam spotkaniach z Manfredem Brechtem. W końcu przybyłam tu wykonać polecenie Yue.- podeszła do komody obok szafy z ubraniami i rzuciła ku Brytyjce jakieś różowiutkie.- On jest tutejszym potentatem działającym zarówno w bankowości jak i biznesie militarnym. To on sfinansował badania dotyczące uszlachetniania zwierząt i czerpie zyski z obsługi finansów szwajcarskich sił lądowych.
Spojrzała na Carmen dodając.- I szykuje sobie specjalne zamówienie na wizytę w Singapurze.
Brytyjka zaśmiała się, zakładając majtki.
- Chciałabym cię kiedyś zobaczyć w rozmowie z klientem, dla którego musisz być uprzejma. To musi być całkiem zabawny widok.
- Taaaak?- Huai spojrzała przez ramię i potem do szafy. Wyciągnęła jakąś orientalną suknię i cisnęła na łóżko. - To zakładaj tą kieckę i wybierz sobie jakiś kwiatowy przydomek. Jeśli nie boisz się że cię sprzedam lub dam obmacać klientowi w ramach promocji. No i jeśli masz czas.
Carmen zastanowiła się.
- W sumie czemu nie, choć trochę ci się dziwię. Mogę spieprzyć sprawę. - powiedziała akrobatka i zaczęła wciskać się w sukienkę. Huai może była od niej sporo wyższa, ale też sylwetkę miała mniej kobiecą.
- To cię ukarzę, choćby i przy kliencie.- stwierdziła z sadystycznym uśmieszkiem Chinka ubierając się znów po męsku. - Kurtyzana ma zawsze się uśmiechać. Zawsze być miła, nigdy nie zniechęcać umizgów klienta do siebie. Kurtyzana ma nakłaniać do picia alkoholu i zamawiania jedzenia, zachwycać się klientem i odczuwać do niego pociąg. Ma się w końcu poddawać jego pieszczotom i wychodzić naprzeciw jego pragnieniom. Ma być snem… tym najsłodszym. I jak każdy sen znikać bezszelestnie o poranku. Chyba że klient zapłacił za więcej niż jedną noc.
Brytyjka spojrzała w lustrzane odbicie Chinki, starając się ułożyć swoją fryzurę.
- Czekaj... i kto ma być tą kurtyzaną, ja?!
- Tak… ty…- stwierdziła Huai z ironicznym uśmiechem po męsku zakładając krawat.- Nie chodzi się na spotkanie biznesowe z przyjaciółkami. Zwłaszcza, gdy interes dotyczy interesu mężczyzny. Pójdziesz tam jako próbka towaru… do popatrzenia. Może do obmacania. Może nawet i więcej… jeśli cię to podnieci. Zobaczysz jak mężczyźni… ci dobrze wychowani dżentelmeni zmieniają się, gdy zamiast damy z tytułami widzą towar w atrakcyjnym opakowaniu.
Brytyjka przekrzywiła głowę. Wrodzona duma kazała jej odmówić, jednak ciekawość i poczucie zawodowej... profesjonalności, by potrafić się wcielić w każdą rolę, korciły.
- W sumie, to może być zabawne. Ale nie zgodzę się na nic więcej niż macanie, moja dozorczyni niewolników. - powiedziała zwijając włosy w stylizowany na orientalny kok.
- Nigdy nie mów nigdy. Jeszcze przed chwilą wpadłaś tu do mnie narzekając na brak bezpośredniości ambasadora. Kto wie na co cię skusi nowa rola.- Huai zaszła od tyłu Brytyjkę i chwyciła ją za piersi ściskając je drapieżnie.- Wszak lubisz mnie prowokować.
Ugniatała intensywnie biust przez sukienkę mówiąc.- Rozpalać… Kto wie… czy ten kaprys nie popchnie cię do szalonych pomysłów.
Carmen odruchowo przeciągnęła się i wtuliła plecami w Huai, by jednak po chwili jej przypomnieć:
- Podobno jesteś spóźniona, pani “na nikim mi nie zależy”.
- Nie myśl sobie, że macam cię pod wpływem mych pragnień. To czyste wyrachowanie z mej strony. - odparła Chinka nie zaprzestając intensywnych pieszczot.- Nie powiedziałaś jeszcze jaki przydomek chcesz mieć.
- A z jakim kwiatem się tobie kojarzę, moja pani? - Carmen nagle weszła w rolę, którą Huai jej przypisała i zaczęła się ocierać tyłeczkiem o kobietę, wdzięcząc się i pojękując przy ty słodko.
- Będziesz Czerwoną Piwonią. A jak się postarasz…- przesunęła dłonią w dół i powiodła znacząco palcami o podbrzusze Brytyjki.-... dostaniesz nagrodę.
- Nagrodą jest ci służyć, moja pani - odparła Carmen usłużnym tonem, po chwili jednak wybuchając śmiechem.
- Niezupełnie to. Odrobinę finezji. Nie jesteś niewolnicą. Jesteś snem… rozkosznym, ale snem. Niech się klientowi wydaje, że cię onieśmiela.. budzi żądze.- Huai odsunęła się i związała mocniej swe włosy w kuc. - Yue by ci to lepiej wytłumaczyła, ale to nie ma znaczenia. Bądź miła i grzeczna.
Pochwyciła Carmen za dłoń i razem ruszyły do wyjścia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline