Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 15:16   #82
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Huai tak samo jak Carmen korzystała z taksówki, tyle że przy okazji korzystała z samej okazji jaką była towarzyszka podróży. Wodząc sugestywnie dłonią po udzie Carmen, podciągając jej suknię i ciesząc się z każdego alarmu jaki wywoływała. Taksówki też miały zapisaną w swoim kodzie liczbowym “pruderyjność”. A Huai lubiła je tym drażnić.
Dotarły do olbrzymiego wieżowca strzeżonego przez okrytych mundurami goryli oraz kolejną deus ex machinę. Ta się nie przedstawiła mając osobowość dość mocno okrojoną, co Huai najwyraźniej odpowiadało. Windą parową udały się aż na sam szczyt wieżowca, gdzie w dużym dobrze oświetlonym gabinecie urzędował on. Manfred Brecht.
- Witam… drogie panie. Przyznaję że spodziewałem się.- zaczął, ale Huai mu się wcięła z cynicznym uśmieszkiem.
- Spodziewał się pan mnie. Przybyłam zapoznać się z pańskimi życzeniami, a to…- wskazała na towarzyszącą jej Carmen.- Czerwona Piwonia. Wizytówka naszej oferty, czyż nie jest piękna?
- To szczególnie śliczny okaz pięknego kwiatu.- potwierdził Brecht.- Przyznaję, że mało orientalny, acz… to nie szkodzi. Podejdź do mnie moja śliczna.
O ile w taksówce wciąż jeszcze Carmen była sobą, o tyle wchodząc do wieżowca stała się w pełni Czerwoną Piwonią - idealną kurtyzaną, która posłusznie szła drobnymi kroczkami za Huai, nawet nie rozglądając się na boki, by nikogo nie peszyć swoją uwagą. Jej zadaniem było służyć. Toteż teraz wstydliwie spuściła wzrok i uśmiechając się delikatnie jakby nieśmiałym, ale bardzo zmysłowym krokiem podeszła do mężczyzny. Nie odzywała się, póki on sam tego sobie nie zażyczył.
Manfred nie miał żadnych oporów, by chwycić ją za pośladki i przyciągnąć do siebie. Jego twarda dłoń ugniatała jej pupę, gdy była tak przytulona do niego. Na moment zaparła się o jego pierś, jakby chciała się odsunąć, lecz szybko uległa pieszczocie.
- Rzeczywiście śliczny z ciebie kwiatuszek.- mruknął, a Huai dodała.- Ale ma pazurki zapewniam. Przypominam też, że można patrzeć i nawet podotykać, ale konsumpcja… cóż… za to się płaci.
- A propos patrzenia. Odsłonisz swe atuty Piwonio? - zapytał Manfred i zwrócił się do Huai.- Cieszy mnie że macie w katalogu inne rasy niż.. twoja własna. Jestem tradycjonalistą jeśli chodzi o kuchnię.
- Oczywiście, aczkolwiek jak to się mówi. Za smakołyki sprowadzane do Singapuru płaci się ekstra.- wyjaśniła uprzejmie Huai.
- Moim atutem jest moje gorące serce, panie. - Odpowiedziała tymczasem “Piwonia” wciąż nieśmiało spuszczając wzrok - Mogę jednak odsłonić cokolwiek pan sobie życzy.
- Myślę że i piękne ciało jest twoim atutem.- jedną dłonią zaczął bawić się zapięciem jej sukni, podczas gdy drugą ugniatał jej pośladek.- Zresztą rozpalasz tak moją krew… że jest gorąca jak twoje serce i gdyby nie…-
Tu znów Huai wtrąciła się z uśmiechem.- Nie traktuj mnie jako zawadę… w końcu zadowolenie klienta jest największym zyskiem. Niemniej przypominam, że słodka Piwonia jest po to by ukazać ci solidność naszej oferty.
- To prawda… macie bliźniaczki?- zapytał Manfred, dłonią teraz wodząc po owalu piersi Carmen.- Odsłoń więc swoje ciało kwiatuszku, niech chociaż ci się przyjrzę.
Brytyjka spojrzała dyskretnie na Huai jakby oczekując od niej zgody, a po prawdzie po to, by pochwalić się jak dobrą jest aktorką.
- Tak panie... - powiedziała posłusznie, po czym niespiesznie zaczęła rozpinać sukienkę zaczynając od dekoltu, a dopiero potem przechodząc do bocznego suwaka.
- Rzeczywiście… kuszący z ciebie kwiatuszek Piwonio.- mruknął mężczyzna przyglądając się łakomie Carmen, co zresztą czyniła także i Huai.
- Bliźniaczki oczywiście kosztują… więcej podwójnie nawet. -dodała uprzejmie.
- Z pewnością, ale ja nie jestem kimś kto skąpi na swoje kaprysy. Wiem, że moje wymagania są wysokie, a co za tym idzie, także i cena będzie spora.- odparł Brecht.
Carmen rozpięła sukienkę i by ukryć fakt, że miała problemy z wbiciem się w nią, teraz wykonując zmysłowe ruchy bioder i kibici powolutku zsuwała ją ze swojego ciała na ziemię, przy okazji jednak odsłaniając ślady po ugryzieniach, które zostawiła na jej ciele Chinka.
- A ile ty jesteś warta Piwonio? Ile może kosztować jedna słodka noc w twoich objęciach? - zapytał lubieżnym tonem mężczyzna wodząc spojrzeniem po półnagiej obecnie Carmen, której okrycie stanowiła bielizna.- Odurzasz swoją obecnością kwiatuszku.
- Obawiam się, że chyba.... teraz Piwonia jest nawet poza pana zasięgiem.- zamruczała Huai przyglądając się Carmen i reakcjom jej ciała na sytuację, w której to była oglądana przez innych w dość skąpym przyodziewku.
Nie wiedziała, że dla artystki estradowej pojęcie wstydliwości względem własnego ciała i patrzących na nią ludzi już dawno przestało mieć znaczenie. W ruchach Carmen nie było wahania. Była teraz Czerwoną Piwonią, która uwodziła klienta, by ten dał jak najwyższą cenę.
- Moja pani uczyła mnie, że jestem warta centa więcej niż to ile oferuje za mnie klient, a gdy ten zdecyduje się zapłacić więcej... moja cena znów wzrośnie o centa. - Odparła uwodzicielskim tonem, przeciągając się i... sięgając palcami do skraju różowych majteczek. Bawiła się ich materiałem, jakby zastanawiając czy ma je ściągnąć. Spojrzała pytająco na magnata, by wydobyć od niego rozkaz i tym samym by zdał sobie sprawę, jak bardzo tego pragnie.
- Dość śmiałe postawienie sprawy, ale jak widzę nie odkryłaś wszystkich swych sekretów. - spojrzał znacząco na majteczki, których Carmen dotykała.
- Niemniej wystarczająco by pobudzić pana wyobraźnię.- stwierdziła z uśmiechem Huai zerkając na wyraźną wypukłość w kroku mężczyzny. - Piwonio, kwiatuszku… nie drocz się z nami za bardzo.
Po czym znów zwróciła się do mężczyzny.- Bliźniaczki tak?
- Tak. Europejki i najlepiej blondynki, choć.. jeśli Piwonie rosną w parach to i one mogą być.- zadecydował z uśmiechem Brecht.
Carmen odwróciła się tyłem do mężczyzny, wypinając przed nim i powoli ściągając majteczki. Jej pośladki były przy tym na wyciągnięcie jego ręki. Brytyjka posłała uśmiech Huai i mrugnęła do niej.
I poczuła ową męską dłoń, najpierw wodzącą po jej pośladkach, potem pomiędzy nimi prowokująco zataczającą palcem o bramę zakazanych rozkoszy. Którą to muskał śmiało, na oczach uśmiechniętej pożądliwie Huai. Nie bawił się w udawanie dżentelmena tylko bezczelnie wykorzystywał sytuację do maksimum.
Carmen czy raczej teraz Piwonia powoli jednak zaczęła się prostować, gdy zsunęła majteczki z nóg, świadomie pozostawiając mężczyznę w stanie nienasycenia.
Manfred zagarnął ją gwałtownym ruchem ramienia i przyciągnął do siebie. Jego dłoń wodziła leniwie po jej kobiecości, a usta smakowały szyję.
- Słodki kwiatuszek. Więc… mówisz że dostarczycie takie dwa… bliźniaczki?- zapytał bezczelnie chwytając drugą dłonią za pierś Brytyjki i rozkoszując się sytuacją pieścił jej ciało na oczach pozornie obojętnej Huai.
- Blondynki. Acz cena będzie … - policzyła w myślach.- .. około sześć razy wyższa od tej którą pierwotnie zaproponowaliśmy. Musi pan zrozumieć, tak dużo wymagań jakie pan stawia oznacza więcej wysiłku z naszej strony by w pełni zadowolić pana gusta.
- Nie musi pani tłumaczyć.- stwierdził bankier. - Jestem gotów na taki wydatek. W końcu jakość jest warta ceny, prawda Piwonio.
Carmen wiedziała jednak, że nie biznesowego nastawienia od niej oczekiwano. Pozwoliła więc przemówić swojemu ciału, które reagowało wyjątkowo chętnie na dotyk mężczyzny po tym, jak Huai przez całą drogę drażniła temperament Brytyjki.
- O taaak... - odpowiedziała, lecz po tonie głosu można było przypuszczać, że bardziej chodzi jej o przyjemność z pieszczot niż sens słów.
- Myślę że dobiliśmy więc umowy. I obawiam się że na tym etapie musimy przerwać. Piwonia jest tylko materiałem promocyjnym. Nie do zabawy… jeszcze nie.- pogroziła żartobliwie palcem Huai.
Carmen udała rozczarowanie i schyliła się, by naciągnąć majteczki, tym razem jednak stając bokiem do mężczyzny.
- Zostaw je tutaj… niech ma pamiątkę, nasz drogi klient. Może będziesz miała jeszcze okazję po nie wrócić, kto wie?- uśmiechnęła się ironicznie Huai i dodała.- Suknia wystarczy. Ją… możesz założyć.
Po czym zwróciła się do biznesmena zapisując.
- Skoro poznałam pana życzenia, to z pewnością zostaną zrealizowane. A póki co… nie będziemy zabierać pańskiego czasu.
- Ależ… możecie być pewne że… wasza wizyta była czystą przyjemnością.- stwierdził Manfred pieszcząc drapieżnym ruchem dłoni nagi pośladek Brytyjki. Ona zaś musiała odegrać jeszcze raz ten sam cyrk z powolny zakładaniem sukni i kręceniem tyłeczkiem, by nie było widać jak wciska się w wąski otwór. Po wszystkim wygładziła materiał i delikatnie strzeliła mężczyznę palcami po dłoni, by pozwolił opaść tkaninie z jej biodra.
Huai zaś ruszyła do wyjścia z gabinetu pstryknięciem palców przywołując “Piwonię” do siebie.

Gdy wyszły na korytarz i kierowały się do windy mruknęła ironicznie. - Kusiło mnie by zostawić cię w jego zachłannych dłoniach. Ale… Yue mogłaby się bardzo pogniewać na mnie za ten psikus.
- Biedactwo... - Carmen udała zmartwioną - A teraz przyznaj, że jestem dobra i... mam nadzieję, że dobrze traktujecie swoje dziewczyny…
- Jesteś niezła. Ale w sumie przydałaby ci się noc z taką kurtyzaną lub chłopaczkiem… byś zrozumiała różnicę.- wyjaśniła Huai, gdy dotarły do windy.- I tak. Kobiety sypiające z bogaczami to wyższa klasa prostytucji. To kwiaty w które zainwestowano wiele wysiłku i pielęgnacji. A takich kwiatów nie traktuje się jak byle śmieci, bo łatwo więdną.
Carmen tego nie skomentowała. Może nawet czuła się odrobinę dotknięta, bo przecież pomogła Huai ugrać klienta nic z tego nie mając... nawet porządnej pochwały, ale stwierdziła, że nie będzie się z tym obnosić. Wróciła do roli Piwonii i stała w windzie ze spuszczoną głową.
Huai zauważyła to naburmuszenie i dodała opierając się o drzwi.
- Niemniej muszę przyznać, że się popisałeś. I zgodnie z obietnicą… otrzymasz ode mnie nagrodę. Masz jakieś konkretne kaprysy w tej kwestii?
- Raczej nie masz w tej chwili niczego, czego bym chciała - odcięła się Carmen, zachowując jednak wygląd potulnej kurtyzany.
- A jak ci się podobała otwartość klienta ? Tym razem nie było podchodów. Co ciekawe… kobiety zachowują się tak samo. Więc wszystkim władza uderza do głowy.- stwierdziła ironicznie Huai.
- Cóż, w końcu przyprowadziłaś mnie jako towar. I tak jestem zdziwiona, że cofnął łapki.
- To są dobrze wychowani lubieżnicy. - zaśmiała się Huai splatając dłonie na dekolcie.- Jak chcesz powtórki, to jutro po południu mam kolejnego klienta do rozmowy.
- Dzięki, ale mimo wszystko... mam własną robotę. - odpowiedziała Angielka.
- Tak. Nie spodziewałam się innej odpowiedzi. - zamruczała Huai ironicznie i zapytała.- Co teraz planujesz? Podwieźć cię gdzieś czy zamówić taksówkę?
- Wracam do siebie, więc jak wolisz. Póki co wyjdźmy stąd, bo kark mnie boli od tego pochylania. I podwiewa mnie... znów zostałam bez majtek. Szlag.
- Możesz zdjąć i wziąć moje… jeśli się nie boisz.- zaproponowała Huai z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Przypominam, że to ja miałam być nagradzana. - prychnęła w odpowiedzi Carmen.
- No to…- Huai podeszła do Carmen przypierając swoim ciałem Brytyjkę do ściany.- … to wysoki budynek, a windy parowe.. szybkie nie są.
Osunęła się w dół przy okazji podciągając sukienkę Brytyjki w górę, by odsłonić jej łydki i uda… i całe podbrzusze.
Ta zaś przełknęła ślinę.
- A jeśli nas zobaczą... nie sądzisz, że mogą się zdziwić, dlaczego klęczysz przed kurtyzaną?
- Chcesz nagrodę czy nie ? - Huai podciągnęła sukienkę wyżej… zimna przeszklona ściana przeszywała swym chłodem odsłoniętą pupę Brytyjki. Chinka powoli i leniwie przesunęła językiem po płatkach jej kwiatu kobiecości.- Coś mi mówi że chcesz.
Carmen zagryzła zęby, by stłumić jęk i delikatnie rozszerzyła nogi. Oparła dłoń na włosach bladoskórej wampirzycy i przymknęła oczy, pozwalając rozkoszy płynąć przez jej ciało.
- Bardzo chcesz?- język Huai muskał punkcik rozkoszy tuż nad bramą kobiecości powoli i leniwie. Palcami sięgała w głąb jej kwiatuszka poruszając stanowczo i pieszcząc intensywnie jej ciało.- Może przy innej klientce… takiej lubiącej dziewczęta… zrobiłabyś jej pokaz… zaspokajając mnie… chciałabyś tego?
Niemniej Huai nie odmówiła sobie okazji droczenia się ze swą “ofiarą”.
- A co ja z tego będę miała? I... nie gadaj z pełnymi ustami. - agentka bezczelnie złapała włosy kochanki i docisnęła jej twarz do swego łona, tak jak sama Chinka nieraz robiła to z nią. Widać role się odwróciły.
- Okazję.. do wylądowania… u mnie w łóżku… znowu…- głos Huai był nieco stłumiony. Zdania urywane. Pieszczoty języka na podbrzuszu i poruszające się w kobiecości Carmen palce świadczyły o tym, że Chinka energicznie nagradza swą Piwonię za jej oddanie. Nie była przy tym delikatna… o nie… palce Huai brutalnie pieściły ów intymny zakątek Brytyjki zadając jej i ból i rozkosz zarazem.
Dziewczyna oparła się o przeszkloną ścianę windy, mimo że za nią rozciągała się wciąż przepaść. Jęknęła, czując, jak blisko jest szczytu.
- To za mało... skuś mnie... tym, co mi zrobisz... - z trudem formułowała słowa.
- Hmm… zmienię .. w prawdziwą… niewolnicę… będę się bawiła twym ciałem...związaną z wypiętą pupą… może ukarzę cię pasem? I taką rozgrzaną… doprowadzę.. do szczytu… szaleństwa…- mruczała Huai nie przerywając delikatnej pieszczoty języka i brutalnych ruchów palców w intymnym zakątku Angielki.
Carmen czuła jak na samą myśl robi się jeszcze bardziej wilgotna, jej biodra delikatnie falowały.
- I za to mam cię wylizać... na oczach innej?
- Tak... za to masz być moją niewolnicą na oczach innej kobiety.- wymruczała Huai przerywając na moment lizanie podbrzusza kochanki, a skupiając sie na ruchach palców i mocnych intensywnych sztychach. Z satysfakcją patrzyła jak Carmen traci nad sobą kontrolę.
Dziewczyna krzyknęła, drżąc coraz bardziej.
- To chyba... marny interes dla mnie. Zrobimy inaczej... w ramach prezentacji... doprowadzisz mnie... pozwalając jej tylko patrzeć. Jeśli zabronisz jej dostępu do mnie skutecznie... będę potem twoja w łóżku. Na najostrzejsze zabawy. Och... zaraz... dojdę... - jęczała.
- Czuję się obrażona…- zamruczała Huai nie przerywając jednak ruchów palcami, za to delikatnie przyssała się do łona Carmen w najbardziej wrażliwym obszarze, sięgając drugą dłonią do pośladków i palcami zdobywając drugie wrota rozkoszy stojącej z trudem agentki.
- Nie obchodzi mnie teraz jak się czujesz... - powiedziała z nagłą władczością w głosie Brytyjka i docisnęła usta kochanki do swego łona, dochodząc gwałtownie.
- Strasznie rozpuszczona jesteś… - dodała po wszystkim Huai śmiejąc się cicho i zmrużyła oczy dodając.- Obawiam się jednak że wspólne figle to nie jest nagroda dla mnie. A na odwrót… nagroda dla ciebie.
Powoli wstała i uśmiechnęła się. Sięgnęła po chusteczkę w kamizelce i otarła usta niczym smakosz po posiłku. - Niemniej i tak to nie ma znaczenia. W końcu rozważania były czysto teoretyczne. Ty masz swoje obowiązki, ja swoje. Ty masz swojego kochanka, a ja.. swoje sposoby.
- Zgódź się na moje warunki, a znajdę czas. - odparła Carmen z uśmiechem, poprawiając sukienkę znów.
- No nie wiem. Zastanowię czy mi aż tak zależy.- stwierdziła zamyślona Huai przypominając arystokratce, że… nie była Orłowem. I nie dała się owinąć wokół palca akrobatki.
Carmen przeciągnęła się rozkosznie.
- Twoja decyzja. Nie mam nic przeciwko służeniu ci, ale nie lubię czuć się jak obojętny kawałek mięcha na talerzu. Jestem daniem głównym, skarbie. I nie chodzi tu o sentymenty.
- Jesteś smakowitym kąskiem Carmen… i masz… - tu bezczelnie pochwyciła za piersi dziewczyny ściskając je znacząco.- … cudny i kuszący biust. Ale choć jesteś smakowitym kąskiem, to ja… jestem smakoszem. I to ja decyduję, kiedy, jak, gdzie.. na jakich warunkach.
Pocałowała namiętnie kąsając przy tym dolną wargę Brytyjki. - I to cię we mnie pociąga. Inaczej byś dziś nie przyszła.
- Może. - dziewczyna uśmiechnęła się i odpowiedziała tym samym wsuwając dłoń pod marynarkę Huai i szczypiąc jej sutek przez materiał koszuli. - Ale co zadziała raz, nie oznacza, że będzie działało zawsze. Złam się nieco dla mnie, a pozwolę ci robić z sobą rzeczy, o których zawsze marzyłaś, a do których ciało zwykłej kobiety mogłoby się nie nadawać. Obie wiemy, że twoje mięśnie i moja gibkość wynoszą nas ponad przeciętną…
- I wytrzymałość na ból też? Pomyślę… ale w Singapurze. Tu nie ma wielu udogodnień i zabawek.- cmoknęła czule czubek nosa Brytyjki.- A twój… kochanek?
- Co z nim? - zapytała Carmen, ignorując pierwsze z pytań.
- Nie będzie miał za złe że zabiorę mu ciebie? Yue nie… ale ona może chcieć popatrzeć lub dołączyć.- zamruczała Huai i odsunęła się powoli od swej kochanki. Dojeżdżały bowiem na sam dół.
- Pewnie też chciałby popatrzeć, ale na pewno nie będzie mnie ograniczał. Jesteśmy parą agentów, nie małżonków. - przypomniała Carmen.
- Nie wyglądał na widza.- zaśmiała się Huai i zamyśliła się. - I ma swój urok.
Winda się zatrzymała i kobiety wyszły z niej. A potem opuściły budynek.
- Tu nasze drogi się rozchodzą. Wiesz gdzie mnie szukać.- przypomniała jej Huai.
Carmen uśmiechnęła się - ze smutkiem, ale i zrozumieniem. Kiwnęła głową na znak zgody, po czym ruszyła ku najbliższemu postojowi taksówek.


Hotel zapewniał wszelkie wygody pozwalające zrelaksować się ciału Carmen. Przydatna rzecz zważywszy, że Huai nie była delikatna. Te figle dały się więc arystokratce we znaki. Było jednak warto. Gdy odpoczywała, Hilda powiadomiła ją że Jan Wasilijewicz i Gabriela powrócili z misji. I że jej “narzeczony” udaje się do ich pokoju.
Carmen była już wykąpana, przebrana i ufryzowana, toteż poprosiła tylko o przyniesienie im do pokoju butelki wina i jakichś przekąsek.
Jan Wasilijewicz wkroczył do pokoju i odetchnął pełną piersią.
- W końcu w domu. Żonko, upiekłaś indyka czy coś.. w tym rodzaju?- zażartował podchodząc do kochanki i całując ją czule w policzek.- Co udało ci się ustalić w ambasadzie?
- Od razu konkrety... jak w starym małżeństwie. - prychnęła Brytyjka, udając obrażoną - Cóż, chyba udało mi się doprowadzić do zetknięcia z naszą “AC” na pewnej imprezie. Choć jest mały problem... - starała się nie śmiać, ale ciężko przychodziło jej opanowanie wesołości - Mogę się tam pojawić jedynie jako towarzyszka ambasadora, ty zaś... cóż... jeśli chcesz mi towarzyszyć, możesz być moim służącym, kochanie.
- Cwaniaczek z niego. Cóż wiedzieliśmy, że wymyśli jakąś zapłatę za swą … “pomoc”. - Orłow objął ją w pasie i przytulił do siebie zaborczo, zachłannie całując policzki i szyję powyżej kołnierzyka.
Zamruczała z przyjemności, gładząc dłonią nieogolony policzek Rosjanina.
- A co u was?
- To adwokat. Typowy oślizgły adwokat. Przystojny i arogancki… ale… adwokat.- dłonie Orłowa zaciskały się drapieżnie na pośladkach agentki, jakby chciały rozerwać suknię je otulającą.- Próbował uwodzić Gabi na moich oczach. A poza tym… nie sądzę, by to kancelaria prowadziła sprawy naszego AC… w każdym razie te mniej legalne sprawy. Franz chyba dorabia na boku do pensji sądząc po modnych ciuchach jakie nosił i złotym sygnecie na palcu.
- Czyli martwy trop? - Carmen westchnęła.
- Niezupełnie… sama kancelaria jest martwym tropem. Natomiast Franz to co innego. Trzeba subtelnie go rozpracować.- wyjaśnił Orłow uśmiechając się. - On z pewnością wie wiele na temat AC, tylko trzeba go podejść i tą wiedzę z niego wydobyć. Albo z jego mieszkania.
- Myślisz, że Gabriela dałaby radę go uwieść?
- Myślę… że nie… lubi z pewnością kobiety z większym blaskiem niż Gabi. Która wszak jest szarą myszką. Trzeba było go zobaczyć. W towarzystwie kolegów z kancelarii jest pawiem. Gabi to nie jego liga… w jego mniemaniu. - zamyślił się Rosjanin oceniając szanse czarnulki.
- A ja nie mam ochoty zajmować się takim typem... zrobię to, jeśli mój trop też się okaże martwy, co? - spojrzała na niego prosząco.
- On nigdzie nie ucieka.- zamyślił się Orłow i pogłaskał Carmen po włosach.- Póki co AC ma klucz, a Aisha i jej koleżanki mapę. Więc niebezpieczeństwa nie ma. Pomyślimy nad jakimś sposobem. Spróbuję się o nim więcej dowiedzieć i poobserwować go. Co ty na to?
- Brzmi jak plan. - wtuliła się w jego pierś.
- A jakie plany masz na teraz? - wymruczał Orłow przyciskając Brytyjkę do siebie.- Ja miałem tak nudny dzień, że nawet masowanie ci stóp uważam za ekscytujące zajęcie.
- Brzmi jak rozrywka, która i mi mogłaby odpowiadać, a przecież nie chcę narażać cię na zawał przez bardziej intensywne wrażenia, - rzekła Carmen z rozbawieniem i... oparła nogę na biodrze kochanka.
- Taa.. dobrze się bawisz moim kosztem?- Rosjanin dał głośnego i mocnego klapsa w pośladek dziewczyny. - Myślę, że zaraz zabiorę cię do sypialni… rozerwę na tobie suknię i będę brał w posiadanie to co pod nią znajdę. Co powiesz na taki mój plan?
Skrzywiła się.
- Wolałam masowanie stóp. - zachichotała i nim zareagował czmychnęła z jego objęć, biegnąc ku sypialni.
Rosjanin podążył za nią, po drodze gubiąc płaszcz, marynarkę, krawat i kamizelkę.
Carmen zaś wykorzystała ten czas by opaść na łóżko i poluzować gorset sukienki. Gdy Rosjanin wszedł do środka, przywitała go leżąc na plecach i prężąc się.
Uniosła w górę swoje zgrabne nóżki i machnęła nimi przed oczami kochanka.
- Do roboty... mój sługo. Musimy poćwiczyć przed tymi wyścigami.
Orłow wdrapał się na łóżko i pochwycił jedną z nich. To co jednak zaszło potem… niewiele miało wspólnego z masażem. Jej kochanek, lizał, całował i pieścił ustami jej stopę… jednocześnie drugą ręką uwalniając się od pasa spodni, by te opadły i Carmen mogła podejrzeć dumę kochanka napierającą na bieliznę.
- Chyba nie znajdziesz pracy w tym zawodzie... - Brytyjka drażniła się z nim, zapierając stopami o jego szeroką pierś i nie pozwalając pochylić bardziej.
- Mam swoje atuty…- jeden właśnie odsłaniał, obnażając się bardziej przed kochanką. Tak że ta mogła oglądać ów twardniejący dowód pożądania. Natomiast czuła ten język wodząc po skórze swej stopy i łydki, zęby próbujące rozerwać pończoszkę ją otulającą. Czuła jego pożądanie w każdym pocałunku na swym ciele.
- I twarde argumenty? - Carmen spojrzała z uznaniem na jego męskość. Delikatnie pogładziła ją palcami, podczas gdy Orłow walczył z jej odzieniem.
- Taaaak… baaardzo. - skupiając pieszczotę ust na pochwyconej stopie i łydce. Choć pewnie gotów byłby przełamać jej opór i posiąść ją. To Carmen na razie czuła pocałunki i pieszczoty na swej nodze, mimo że całe jej ciało zaczynało płonąć pożądaniem. Z każdym dotykiem jego ust opór Brytyjki słabł.W końcu sama odchyliła nogę na bok, by mężczyzna mógł uklęknąć między jej udami.
Odchylił nieco jej majteczki, by mógł się wślizgnąć męskością do jej groty pożądania. Pochwycił silnymi dłońmi jej uda i kolejnymi ruchami bioder podbijał ciało kochanki. Gwałtownie i bez litości. Był dziki w swym samolubnym zaspokajaniu żądzy, ale przecież okrzyki jakie wyrywały się z ust Angielki nie brzmiały jak protesty.
Nagle odzienie zaczęło bardzo przeszkadzać.
- Daj mi się rozebrać... i sam to zdejmij... niecierpliwcu - wysyczała, starając się zsunąć sukienkę z ramion, choć każde pchnięcie kochanka skutecznie jej w tym przeszkadzało.
- Terrraaz? - jęknął nadal trzymając ją dłońmi i nie mając najmniejszej ochoty na opuszczanie jej intymnego zakątka. Przeciwnie. Wolał przyspieszyć ruchy bioder, by zwiększyć tempo zabawy. Niemniej pokusa jaką było jej ciało w nagiej okazałości przeważyła końcu. I po chwili gwałtownych pchnięć opuścił jej ciało ocierając się niecierpliwie swą męskością o jej majteczki.
Carmen ściągnęła dół bielizny szybkim ruchem, po czym prewencyjnie usiadła na nogach i zaczęła ściągać przez głowę sukienkę. Po chwili była już całkiem naga... nie licząc podziurawionych pończoszek.
- To… ambasadorek ma takie ostre ząbki?- mruknął Orłow pozbywając się szybko reszty odzienia. Przez chwilę zabawnie skakał to na jednej, to na drugiej nodze pozbywając się całkiem spodni. A potem i koszula wylądowała na podłodze.
Brytyjka przygryzła wargi. Nie pomyślała o śladach na swoim ciele. Spojrzała na Orłowa starając się wyglądać niewinnie.
- Nie, to... em... Huai. - powiedziała.
- Zdradzasz mnie z tą Chinką?! - krzyknął “oburzony” Jan Wasilijewicz. Ale nie był nawet w połowie tak dobrym aktorem jak Brytyjka, by ta mogła uwierzyć w jego oburzenie. Wdrapał się na łóżku i rzekł.- Na czworaka panienko, wypnij pupę.. muszę ukarać to twoje niegrzeczne ciało za zdradę.
Prychnęła, ale posłusznie wykonała polecenie.
- I tak wiem, że najbardziej złości cię fakt, że nie mogłeś patrzeć. - odparła, wypinając na czworakach swój zgrabny tyłeczek - A w sumie było na co... udawałam kurtyzanę, prezentowaną klientowi. To było... całkiem zabawne.
Mężczyzna klęknął za nią, poczuła jego oręż przesuwający się między wzgórzami jej pośladków. Poczuła też jak chwyta ją za włosy lekko ciągnąć do tyłu i daje mocnego klapsa w pośladki.
- Opowiadaj wszystko, ty wyuzdana kobieto. - udając oburzenie ( i z trudem powstrzymując śmiech), poruszał powoli biodrami rozkoszując się dotykiem jej pośladków, kuszącymi widokami i całą tą… pokręconą sytuacją w jakiej się znaleźli.
- Och, wiem, że byś chciał... jednakże... mmmm czy to tortury panie agencie? - zapytała, kręcąc kusząco pupą przed jego oczami - W takim razie nic nie powiem po dobroci... nic a nic.
- Uparta, tak ?- nachylił przyciskając ciało do jej krągłości i boleśnie ukąsił ją w bark. - Znam sposoby, by cię złamać.
Nie wątpiła że to prawda, ale była pewna, że ich na niej nie użyje. Zamiast tego dostała kolejnego klapsa w pośladek, a po chwili czubek żądzy kochanka ocierał się prowokująco o jej własne wrota pożądania. Nie przekraczając ich jednak.
Zamruczała, wypinając się jeszcze bardziej.
- Odwiedziłam Huai, bo potrzebowałam... czegoś mocnego, by się uspokoić. Ten ambasador... irytuje mnie. Dała mi to... potraktowała jak... jakbym była jej własnością... - mówiła, udając opór.
- Aż taki z niego … nudziarz? Chcesz być dziś moją własnością? No tak.. zapomniałem… o prezencie dla ciebie.- wymruczał trzymając ją za włosy i głaszcząc po pupie. By ponownie dać klapsa w wypięty pośladek Brytyjki. - I co ci kazała robić, twoja… pani?
- Nie powiem... - napięła pośladki, gdy jego dłoń spadła na jej skórę, a sama Carmen jęknęła cicho - Jeszcze byś się poczuł mało kreatywny... kochanie. W każdym razie okazało się, że ma spotkanie...z Manfredem Brechtem…
- Ktoś ważny? - zamruczał zaczynając poruszać biodrami i ocierając się swoją twardą męskością o jej mokrą kobiecość. Pogrywając sobie z jej i własnymi pragnieniami.
Zadrżała.
- Weź już... yhhhh ty. - warknęła jego kochanka - Tak, ważny. To gość, który stoi za tymi gorylami w mundurach. Składał zamówienie na dziewczynki u Huai... a ja miałam go zachęcić.
- I co robiłaś?- słyszała w jego głosie, zazdrość i gniew… ale przede wszystkim pożądanie. Nie zagłębił jednak swego żądełka w jej kwiatuszku, choć ruchy bioder były już gwałtownie.
- Dokładnie to co teraz... tylko na stojąco. Musiałam się rozebrać... powoli i wypiąć... żeby mógł dotykać moich pośladków... - powiedziała, kręcąc bioderkami.
- Niegrzeczna… wyuzdana…- zganił ją pożądliwym tonem i poczuła następnego mocnego klapsa na swym pośladku. Ale potem poczuła jak jego duma wbija się leniwie między płatki jej kwiatuszka, by potem kolejnymi silnymi ruchami, raz po raz wypełniać Carmen swą twardą obecnością. Rozpalony pożądaniem i zazdrością Orłow nie był dla Brytyjki delikatny i każdy kończył się lubieżnym mlaśnięciem. Piersi akrobatki kołysały się energicznie w rytm jego pchnięć.
Skoro nazywał ją wyuzdaną, taka własnie się stawała. Pojękując słodko przyjmowała go teraz w sobie, wypinając tyłeczek po jeszcze.
- Ledwo się powstrzymał, by mnie tam nie wziąć... na oczach Huai... - mówiła dalej - A potem gdy wracałyśmy... ona... nagrodziła mnie za pomoc... w windzie..
- Jak?- trzymając ją za włosy przyciągał do siebie sprawiając że przy każdym pchnięciu czuła go w całej okazałości. Doznania rozkosznie rozlewały się po jej ciele zroszonym potem. Bo i tempo figli było intensywne.
- Do waszych drzwi zbliża się wasza towarzyszka podróży. - wtrąciła się nagle Hilda psując nieco nastrój. - Co mam w tej sytuacji zrobić?
Carmen przygryzła wargę czując ból, ale i rozkosz, gdy mężczyzna ją tak przyciągnął, jednocześnie nabijając brutalnie na swoją męskość.
- Chyba później ci... powiem... puść mnie... - wyszeptała.
- Nie mam ochoty… - stwierdził krótko jej kochanek dając jej przy tym bolesnego i głośnego klapsa. Ruchy jego bioder nabrały intensywności, gdy więził Carmen w tej uległej pozycji. Minęli już punkt, w którym Orłow mógłby się na to zgodzić. Teraz kierowały nim jego własne pragnienia i potrzeby. A Brytyjka istniała po to by je zaspokoić.
- Hilda, nie wpuszczaj jej... powiedz, że... że... - Carmen próbowała sklecić jakąś wymówkę, ale pchnięcia kochanka skutecznie ją rozpraszały.
- Co mam jej powiedzieć? - zapytała Hilda, a Jan Wasilijewicz nie zwalniał… napierając na Carmen swym ciałem i nie dając jej uciec, gdy trzymał ją za włosy. Czuła coraz wyraźniej, że jest blisko wybuchu. Czuła tą narastającą pulsującą obecność kochanka w sobie, który rozkoszował się jej ciałem i wziął ją w niewolę. Była jego kobietą.
- Może choć raz... ty byś... się przejął... - warknęła na niego Carmen, czując, że się zatraca w tym szale.
Odpowiedzią był kolejny klaps rozgrzewający jej ciało iskierką bólu. Dowód na to, że on już się zatracił w rozkoszy nie dając Carmen chwili wytchnienia. Mocniej szybciej gwałtowniej… dziko, aż do spełnienia. W ten sposób doszli oboje z siłą huraganu. Carmen wczepiła się palcami w pościel i zagryzła na niej zęby tłumiąc bezwstydny jęk, który wyrwał się z jej gardła.
- Hej! Gdzie jesteście?- rozległ się krzyk, prawdopodobnie z salonu. Gabi weszła na ich komnaty i zapewne znajdowała się w salonie, podczas gdy oni byli na łóżku w sypialni. Goli i w dość jednoznacznej pozie, łapiąc oddech po niedawnych doznaniach.
Carmen warknęła i kopnęła w goleń Orłowa. Miała dość ukrywania ich romansu. Teraz to on miał wymyślić jakąś wiarygodną bajkę.
Orłow wstał i ruszył do drzwi, nagi… z bezczelnym uśmiechem. Nie otworzył drzwi całkiem, jedynie po to wychylić głowę zza nich. - Carmen jeszcze nie ma, ja się dopiero wykąpałem. Nawet nie zdążyłem chwycić szlafroka.Co się stało?
- Patrz, patrz…- podała mu gazetę i on ją przeczytał zamyślony.- No to… interesujące. Wiesz co… zaraz powinien być lunch. Myślę, że do tego czasu ona wróci. Może spotkamy się wtedy i omówimy wspólnie dalsze kroki.
- No dobra…- mruknęła nieco rozczarowana Gabi i sądząc po krokach zaczęła wychodzić z ich mieszkanka. A przyglądając się jej Orłow na oślep rzucił gazetę za siebie, na łóżko na którym wypoczywała Carmen.
Agentka mimo zmęczenia z ciekawością podpełzła do gazety i rozwinęła ją, by zobaczyć, co tak zaintrygowało ich towarzyszkę.
Kilka nudnych politycznych faktów ze świata na pierwszej stronie. Kilkanaście plotek towarzyskich. Carmen przerzuciła odruchowo te strony i natrafiła na rubrykę kryminalną.

“Bezczelna kradzież w Muzeum Kultur Starożytnych przy Wilhelmstraße 46.”

Jak się okazało ktoś włamał się do muzeum i dokonał dość szokującej kradzieży. I to brutalnej. Podczas niej zginęło trzech goryli strażników, a sama deus ex machina muzeum uległa zatarciu trybów i poważnej awarii. Śledztwo dopiero się zaczynało, i gazeta nie miała żadnych informacji na temat sprawców. Wiadomo było, że nie zginął żaden obraz, żadna rzeźba, żaden okaz biżuterii. Jedynie egzemplarze i repliki starożytnych broni i… 24 mumie oraz podobne im nieboszczyki. A ślady jakie znaleziono na miejscu sugerowały, że włamanie… prawdopodobnie nastąpiło od środka.
Agentka przeczytała wiadomość raz, a potem drugi.
- Cholera... to wygląda jak działanie naszych znajomych z Kairu.
- To wygląda na werbunek.- doprecyzował Orłow wracając do siedzącej na łóżku Brytyjki.
- Taaa, będą szukać mapy. Może się okazać, że nasz cel jest w niebezpieczeństwie.
- Nasz cel jest bardzo bogaty. Stać go na profesjonalną ochronę. Co więcej… my nie wiemy kto jest naszym celem. A ostatnio oni też nie wiedzieli, prawda?- przypomniał Orłow siadając obok niej.
- Zobaczymy... skoro w muzeum uszkodzili deus ex i zabili 3 goryle, to do czego mogą się posunąć, gdy będzie chodziło o główne zadanie? Muszę spotkać się z tą “AC” jak najprędzej. Zastanawiam się czy nie odkryć przed nią kart, żeby znała zagrożenie.
- Z pewnością zna. Zważywszy jak dyskretna to osoba. - przypomniał jej Rosjanin. - I jak niebezpieczna. Nasz chowający się “rozbitek” z opuszczonego statku, bał się AC równie mocno jak mumii. Poza tym…- zamyślił się pocierając brodę.- Wojna pomiędzy tymi frakcjami ułatwi nam przejęcie klucza… a może i samej mapy.
Carmen podciągnęła się i usiadła mu na kolanach.
- Brzmi jak plan złego chłopca. Podoba mi się. Jak chcesz to osiągnąć, by nie stracić ich z oczu i być dostatecznie blisko?
- Na razie… za dużo tu mówić o planie. Najpierw musimy znaleźć tego lub tą AC. A wtedy… któż by się oparł takiej kusicielce.Gdy będziesz blisko, lub ja… wystarczy podrzucić informacje drugiej stronie…- zamyślił się przyglądając Carmen.- A może i nie trzeba. Na ich miejscu śledził bym ciebie, czekając aż ty dotrzesz do AC.
- Taaa też mi to przyszło do głowy, że mogę być obserwowana. Więc niech będzie - ja postaram się spiknąć obie strony i zyskać zaufanie chociaż jednej z nich, a ty... korzystaj kochanie. - mrugnęła do niego.
- Ktoś musi dyskretnie pilnować twego kuperka.- zagarnął ją ramieniem i przytulił sięgając dłonią między jej uda, a ustami do szyi by pieścić ją muśnięciami języka.
- Mmmmm czy my przypadkiem nie mamy iść teraz spotkać się z Gabrielą? - Carmen próbowała powstrzymać jego dłonie, ale także na jej wargach pojawił się psotny uśmieszek.
- Jak wrócisz… jeszcze nie wróciłaś. I trochę czasu do lunchu. I kazałaś korzystać.- dotykał znów jej łona powolnymi muśnięciami palców, a ocierając się pupą o niego wiedziała że nabiera wigoru. - Wiesz? Nawet jeśli nie natrafimy na właściwego AC, to i tak opłaca się przyciągnąć ich uwagę… by wykrwawili swe siły w niepotrzebnym starciu.
- Dlatego myślę, że to spotkanie, które możemy zorganizować przy okazji wyścigów kolei, na które zabierze nas ambasador, będzie cholernie ważne. I dlatego ty lub ja... a może i oboje musimy zyskać uwagę tej grubej ryby, która po cichu handluje niewolnikami. Może przy okazji zdobędziemy na nią jakieś dowody, to zawsze to będzie ładnie w papierach wyglądało.
- Co mi przypomina, że chciałaś zajrzeć do Wenecji, prawda? - mruczał wodząc ustami po jej obojczyku i sięgając palcami pomiędzy płatki jej kwiatuszka. Powoli i leniwie pieszcząc jej ciało.
- Jestem ciekawa czegoś, o czym już słyszę z ust kolejnej osoby. - wtuliła się w niego.
- A co takiego słyszałaś?- zamruczał jej kochanek bawiąc się jej ciałem, niczym mały chłopiec pieszcząc ustami jej piersi, a palcami pobudzając jej zmysły. Tym razem nie spieszył się, delektując się złapaną w swe sidła kochanką niczym wytrawnym winem.
Oboje nasycili pierwszy głód, więc teraz bawili się sobą. Ona wodziła leniwie dłońmi po jego ciele, pieściła ręce, które pełzały po jej ciele, czasem sama całowała czoło mężczyzny lub jego dłonie, gdy były w zasięgu.
- Nasz obecny cel też lubi zabawy weneckie wedle tego, co powiedział mi Joshua.
- Czyżbyś… chciała większą różnorodność w alkowie? Przećwiczyć takie zabawy wraz… Huai? - zapytał żartobliwie. Po czym dodał zamyślony. - Ciężko mi zrozumieć naturę twej przyjaciółki i jej… upodobania.
Carmen westchnęła.
- Kocham twój ogień, bo wyzwalasz mój, ale nawet gdy jesteś dominujący w naszej relacji, to wciąż... - szukała słowa - Chcę ci się odwdzięczyć. Nawet jeśli wygrywasz, lubię z tobą powalczyć. Huai zaś to inny rodzaj dominacji. Przy niej nie muszę myśleć. Im bardziej zapomnę o własnych pragnieniach, tym bardziej potem czuję się... hmmm... odświeżona. To może dziwne, ale utrata kontroli w łóżku daje mi większą moc, by samo życie łapać za stery. - Popatrzyła na kochanka i z czułością ucałowała jego usta.
- Nie wiem czy jestem coraz gorsza, czy raczej mam coraz większą pewność, że jesteś kimś wyjątkowym i... lepiej znoszę myśl o tym, że mógłbyś uwieść tą AC i kochać się z nią w ramach misji, nawet z kimś mniej znaczącym... jak ta ruda w Kairze. Ale to sprawia, że też sama mam... więcej wewnętrznej swobody. - wyznała i po chwili dodała - A co do Wenecji... dziś wieczór jestem do twej dyspozycji. Jeśli zechcesz zrobić mi jej przedsmak... jestem na twoje rozkazy. - ukłoniła się lekko.
- Wenecja… wymaga przygotowań. Tam będzie z pewnością więcej swobody i szaleństwa. - wymruczał cicho do jej ucha.- Niestety nie zniosę mężczyzny w ramach takich przygotowań, więc mówimy o kobietach. I mnie.. a i kupiłem ci coś.
- Mam się bać? - Carmen uśmiechnęła się szeroko, ale że była ciekawa, to zsunęła się z Orłowa, by mógł dać jej prezent.
- Nie masz powodu.- wstał z łóżka i ruszył do pokoju gościnnego. Rozejrzał się i za niedużą papierową torbę dodał podając ją dziewczynie.- Jak na pruderyjną kalwińską dziurę zaskakująco łatwo było mi kupić to. Tym czymś było czarne pudełko, oraz strój, przy którym kostium Lizbeth był pruderyjny.
Z nią też skojarzył się Carmen podarunek, więc przyglądała się mu raczej zachowawczo.
- To aluzja do tego, że nie sprzątam?
- Nie… to twoje przebranie na wieczór. Ekscentryczny bogacz i jego posłuszna pokojóweczka. Do tego nieświadome całej sytuacji podchmielone kobietki które uda mi się znaleźć w hotelowym barze. Idealny splot.. przypadków, który ma się zakończyć… figlami.- wskazał palcem na pudełko.- Zajrzyj do niego.
Przełknęła ślinę, czując jak dała się wmanewrować. Ale... było za późno na protesty. Sama dość mocno dręczyła Rosjanina poprzedniej nocy... na swoje sposoby. Pogodzona z losem zajrzała więc do pakunku.
Tam dostrzegła aksamitno skórzaną czarną obróżkę ozdobioną kilkoma brylancikami. Coś co elegantki kupowały swym perskim kotkom. Tyle że rozmiar, był raczej na ludzką szyję.
- Gdy będziesz to nosiła na szyi, będę wiedział… że tego dnia, nocy, godziny. Że wtedy jesteś moja, posłuszna i uległa. Oddana każdemu kaprysowi. Będzie to twój znak dla mnie.- wyjaśnił Orłow, gdy przyglądała się temu prezentowi.
Poczuła jak coś w jej wnętrzu drży, gdy przyglądała się przedmiotowi, gładząc palcami jego fakturę. Chęć wiecznej wolności walczyła z fantazją, by czasem stać się własnością.
Schowała obróżkę do pudełka.
- Ja... em... wieczorem ją przymierzę. - Powiedziała.
- Oczywiście… kiedy tylko chcesz. Możesz ją zdejmować i zakładać.- odparł czule Orłow i dodał. - A na razie lepiej się ubierzmy, Gabi czeka.
Carmen sztywno kiwnęła głową, pokonując w sobie chęć założenia prezentu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline