Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 14:09   #234
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Mostek Fenixa



Becky zajmowała swoje siedzenie - stanowisko głównego pilota. Choć atmosfera w pomieszczeniu była dość napięta, kobieta spokojnie robiła diagnostykę wszystkich napędów Feniksa. Sprawdzane układy statku zadawały się być sprawne.
Leena siedziała na swoim fotelu, ćmiąc papierosa. Przestrzeń obok niej wypełniał spory hologram, ukazujący kilka systemów z Galaktycznych Map, i parę tam zaznaczonych miejsc. Kapitan poczekała, aż zjawią się w końcu Ci, którzy zjawić się mieli, lekko bębniąc palcami po poręczy fotela. Najwyraźniej nadal była z leksza podkurwiona…

- Fenix nie jest w pełni sprawny - Odezwała się w końcu Leena, i to tak prosto z mostu - Jest sprawny do połowy, a łączność międzygwiezdna nadal uszkodzona. Nie mamy czasu tego naprawić, a właściwie, zorganizować części. Za chwilę opuszczamy to miejsce w przyspieszonym tempie... - Wbiła zabójcze spojrzenie w Vis - ... w związku jednak z tym, mam kilka pytań, do paru z was. Vis, czy Mecha naprawiony, umiesz go obsługiwać? Co z TRX, miał być na chodzie, nawet jako bezmózgi robot? Przydałby nam się.
- Naprawiony - poinformowała Darakanka, trzymając się bliziutko doktorka, szczególnie że uwaga kapitan akurat jakoś tak pechowo na niej musiała się skupić. - Powinnam dać radę. No a TRX… Średnio się do czegokolwiek nadaje ale nadal nad nim pracuję. Części brak i to takich główniejszych no ale jakby przysiąść porządnie to może. Ale sukces nie jest gwarantowany, pani kapitan - zakończyła, pocierając nerwowo rogi i równie nerwowo machając ogonem.
- Dasz radę go naprawić w ciągu 24h, jeśli będą owe części? - Spytała Leena.
- Mhm - kiwnęła głową potwierdzając. - Może by coś się nawet znalazło ale wcześniej nie było czasu sprawdzać. To ja może pójdę się upewnić? - zasugerowała, licząc na to że kapitan się zgodzi i będzie mogła zwiać jej z oczu.
- Części z tego zdobytego robota mogą się przydać do odbudowy Archona - wtrąciła Becky, nie przerywając diagnostyki systemów nawigacji. W końcu, częściowo właśnie po to wtaszczyła go na rampę.

- Doc, są w tej chwili dwie możliwości. Lecimy w kierunku kryjówki Rhieffa, po drodze mamy 2 planety nie będące w żadnych układach z Unią, i nadające się na postój. Jedna z nich to totalne zadupie, dżungla i mała kolonia ludzka, szanse na naprawę by były, i lekarza dla Isabell też, mógłbyś tam w końcu ziścić swe marzenia o terroryzowaniu szpitalnego personelu. Druga planeta to bardzo niebezpieczne miejsce, i to naprawdę… wyjęte spod prawa gniazdo szumowin, przestępców i tym podobne, można tam załatwić wszystko, ale i można łatwo zarobić guza. Większość znanych wszędzie praw tam nie obowiązuje. W sumie jest to również kwestia dotycząca Nightfalla i niesienia pomocy dla Isabell - Leena zgasiła fajkę, po czym oczekiwała odpowiedzi.
- W którym to z pewnością Unia będzie nas oczekiwać. Tak dla przypomnienia. W jednym gnieździe szumowin, tym u ślimaka, nas dopadli, w drugim… też znaleźli nas dość szybko. Może więc nie lećmy tam, gdzie się mogą nas spodziewać, co? - zapytał retorycznie Doc zapalając zwiniętego papierosa. - Generalnie jestem za dżunglą i siedzeniem w niej dopóki nie naprawimy statku. Potem możemy wpaść na szybko do tej kolonii i jeśli lekarz będzie tam dobry… zoperujemy Isabell i zostawimy jakieś poszlaki… komuś się wymsknie, że musimy lecieć na drugą planetkę po drodze. I niech tam sobie Unia urządza drugą jesień średniowiecza. Na zdrowie.
- Nie uważasz, że Unia podrzuciła nam cholerny nadajnik, gdy spotkaliśmy ślimaka na lodowym zadupiu i tam też cholerną Unię, gdzie nam pomogli w walce z jaszczurami? A później na nas nasłali Rhieffa w kryjówce Crazassa, właśnie przez lokalizację nadajnikiem? Podobnie nas również wyśledzili u kochasia Becky? A skoro zaś durna pluskwa wyeliminowana, to nie powinno już być takich cyrków?
- Podtrzymuję moją radę. Nie podążajmy wedle łatwego do przewidzenia wzoru. - wzruszył ramionami Doc.
Zdaniem Becky, plan Leeny był dobry. Skoro uznała, że te dwie planety nadają się na postój, to uwzględniła to co zauważył Doc - ich własną przewidywalność w oczach Unii. Zdaniem pilotki nie było nic do dodania, więc spokojnie ściągnęła namiary pierwszej planety i zaczęła je kopiować do systemu nawigacyjnego. Skoro mieli opuścić układ w dwie godziny, to odpowiednie wyliczenia komputera powinny rozpocząć się natychmiast.

Night siedział w fotelu strzelca. Od niechcenia naciskał klawisze wirtualnego panelu. Sprawdzał stan stanowiska po ostatnim zwisie.
- Gniazdo szumowin... podoba mi się. Brzmi jak dom - rzucił w eter. - Nielegalne walki, zakłady, możliwość rozłożenia straganu z nadmiarem broni i zabicia każdego kto przyjdzie zapytać, czy mamy licencje na handel. Marzenie.
Odwrócił się na chwilę w stronę rozmówców, zaszczycając ich krótkim, kąśliwym spojrzeniem.
- Unia, unia, unia, unia, możecie przestać nadużywać tego słowa? Na rzyganie mi się od niego zbiera.
- Byliśmy w jednym takim “marzeniu” i żeście nic nie potrafili sprzedać. - przypomniał Bullit sarkastycznie. Wzruszył ramionami.- Na razie potrzebujemy spokoju na naprawy. Przede wszystkim spokoju z dala oczu ciekawskich.
- Wtedy co policja zaczęła nas ścigać? Nosz kurwa, faktycznie planeta bezprawia po chuju - Night skomentował w paru żołnierskich słowach. Przyglądał się przenikliwie Docowi, wciąż uważał, że zniszczenie nadajnika to jego pomysł, a chęć jak najszybszej ucieczki i zaszycia się w głębokiej dżungli tylko potwierdzała hipotezę. - Niczym Adam i Ewa w zielonym raju, zamieszkają w domku z trzciny i będą się ruchać się kres świata. Jakie to piękne.
- O taaak… bo o wiele mądrzej pakować się niesprawnym statkiem wraz z poranioną załogą w kolejne gówno. - stwierdził sceptycznie Bullit.
- Gdybym kierował się w życiu mądrością, zamiast z tobą, rozmawiałbym teraz z wydekoltowaną osobistą sekretarką jako CEO w jednym z oddziałów Mitsui Group. Zamiast tego wolę brodzić w gównie po pas, co więcej polubiłem jego zapach, przypomina mi o prawdziwej naturze człowieka.
- Taaaa… powiedzmy, że przechwałki jakoś do mnie nie trafiają. - machnął Doc ręką dodając. - Ostatecznie możemy was wysadzić specjaliści na tej planecie bezprawia. I wrócić po was później. Może coś załatwicie. A może załatwią was. Tak czy siak, będzie brodzenie w gównie.
- Nie przechwałki, krew, tam tradycja wciąż ma znaczenie - Night na moment uciekł myślami - Idąc tym tropem, równie dobrze *was* możemy wysadzić w dżungli. Kameralnie, bezpiecznie, nikt niepożądany nie znajdzie kryjówki. Może nawet tak wam się spodoba, że już nie będzie trzeba wracać.
- Wiesz.. że ta myśl zaczyna być kusząca?- warknął gniewnie Doc przyglądając się Nightowi. - Bardzo kusząca. Przynajmniej oszczędzę swoim uszom takich paplanin.
Spojrzał na Leenę dodając. - Ty jesteś kapitanem, ty decyduj gdzie lecimy i w jakim składzie i po co. Jeszcze jakieś sprawy są do omówienia? Czy dalej będziemy tracić czas.
Becky żałowała tylko, że nie może sobie zatkać uszu słuchawkami aby zarzucić jakiejś dobrej i głośnej muzyki, dzięki czemu nie musiałaby słuchać tej dziecinnej kłótni chłopaków.

Leena w ledwie kilka sekund wysłuchiwania owych rozmów zrobiła się jeszcze bardziej wściekła niż wcześniej. Wyraźnie było widać, jak chodzi jej żuchwa… do tego i ściskała w lewej dłoni szklanicę z procentami, aż zbielały jej kostki palców, i w końcu szkło pękło. Na podłogę kapnęło kilka kropel krwi. Kobieta, nic sobie z tego nie robiąc, prawą dłonią wyciągnęła nowego papierosa, po czym go odpaliła. Zaciągnęła się wyjątkowo mocno, wypuściła dym. Kap, kap, kap.

Najpierw wbiła morderczy wzrok w Nightfalla, następnie przeniosła go na Bullita.
- Jeśli wylądujemy na totalnym zadupiu, jak chcesz dokończyć naprawy Fenixa? - Odezwała się spokojnym głosem, choć było widać, iż ledwie się powstrzymuje przed wybuchnięciem - Kadłub można połatać, i inne takie, owszem, ale łączności nie naprawimy bez niezbędnych części. Nie skontaktujemy się z nikim, nie znajdziemy pomocników, nie zastawimy pułapki na Rhieffa. No i nie wyleczymy Isabell.
- Nie potrzebujemy łączności. Tym bardziej że łączność można namierzyć. Kadłub można połatać jak i ludzi. - stwierdził zimno Doc. - I to trzeba wpierw zrobić. Potem można szukać pomocników... zresztą, pytałaś moich sojuszników. Ich nie znajdziesz na tej bandyckiej planetce.
Wzruszył ramionami dodając. - Rób co chcesz... Ale nie pytaj mnie o zdanie, skoro cię ono nie interesuje. Nie widzę sensu w tym, byś przekonywała mnie jakie to genialne powtarzać ten sam błąd trzeci raz.
Spojrzał na Nighta dodając. - A co do Isabell... umywam ręce, jeśli zamierzacie ją oddać w łapy lekarzy na planecie bezprawia.

- Przepraszam - Night zajęty był bardzo klikaniem po panelu. - Po prostu uważam, że Dave zrobił się do bólu zachowawczy i domyślam się przyczyny. Nie wiem też, czy na pewno chcecie naprawiać Iss, bo wtedy na statku będzie już dwóch takich... nudnych, pozbawionych ognia. Tylko dom, bezpieczeństwo i pracowanie na dzieci. Jednym słowem n-i-e d-o w-y-t-r-z-y-m-a-n-i-a - strzelec uśmiechał się pod nosem. Dostał czego chciał. Dlaczego tylko on i Leena mieli mieć zjebany humor? I jeszcze ten głupi zaciesz Fenna od czasu zniszczenia nadajnika. Temu też przydałoby się zetrzeć go z twarzy.
- Taaa… i to by było na tyle w kwestii wielkiej miłości. - machnął ręką Doc i spojrzał na Leenę. - Nie obchodzi mnie czy pełen ognia wojak wykorpytnie się na następnej planecie czy nie. Jego życie, jego sprawa, ale ty pani kapitan powinnaś wziąć pod uwagę, czy rzeczywiście na następnej planetce bezprawia pożyjemy dłużej z dziurawym kadłubem i podziurawioną załogą. I czy rzeczywiście tam będzie można dokonać remontu.

Vis z każdym kolejnym, padającym zdaniem, coraz bardziej korzystała z osłony jaką dawały plecy Doc’a. Zwiać się jej nie udało więc był to jedyny sposób na jaki wpadła by zniknąć Leenie z oczu. Nie wypadało jednak by doktorka nie wsparła gdy najwyraźniej stanął on do nierównej walki. Lojalność w końcu do czegoś zobowiązywała no i były jeszcze te czekoladki z alkoholem, które czekały pod łóżkiem.
- Można by najpierw zająć się naprawami w ciszy, a później, gdy statek będzie na chodzie, wybrać do jakiegoś skupiska cywilizacji by załatwić resztę - wydukała, zerkając zza ramienia Doc’a, co wymagało nie lada odwagi biorąc pod uwagę, że już miała z kapitan na pieńku. - Przyda się trochę spokoju - dodała, po czym wymruczała cicho, tak że tylko doktorek, do którego była przyklejona, mógł usłyszeć. - Nawet jak trzeba się będzie obejść bez cukierni.

- Rozumiem podstęp, może być i tak. W tej niewielkiej placówce postawi się na nogi Iss, ja zamienię się w potulnego pantofla i nie będę już do was przypierdalał - Night wyliczał, sprawdzając kalibrację działa. - A na planecie piratów i wyjętych spod prawa, zamiast oddawać się prawdziwym rozrywkom, zacznę grzecznie dziergać śpioszki. Nie wiem czy Feniks i duchy jego poległej załogi to zniosą, ale chuj tam, śpioszki nie wydziergają się same.
- Taa, powodzenia w dzierganiu, zmienianiu pieluch i takich tam, - mruknęła Becky kończąc wklepywać dane i zlecając komputerowi nawigacyjnemu obliczenia do skoku w nadprzestrzeń.
- Ale wracając do ważnych spraw. Chcemy od Rhieffa coś więcej niż tylko zrobienie mu z jaj jajecznicy? Myślisz, że wie kto wysłał za nami listy gończe? - zagadała pilotka, obracając się w fotelu i spoglądając na panią kapitan.
- Więc za godzinę odlatujemy - Powiedziała Leena, wstając ze swojego miejsca, tym razem ze spojrzeniem skierowanym na pilotkę. Kap, kap.
Kapitan wyraźnie drgnęła powieka, nie odezwała się jednak już ani słowem. Po prostu odwróciła się na pięcie i… naj(nie)normalniej w świecie opuściła mostek.

A Doc postąpił podobnie ruszając do wyjścia z mostka.
Becky zaś przełknęła nerwowo ślinę, mając jednak nadzieję że nie podpadła zanadto.

- Ci sami co podrzucili nam nadajnik - Night pokusił się o odpowiedź, skoro nie było innych chętnych. - Ci, do których załogi należał żołnierz Unii, towarzyszący Rhieffowi. W skrócie Posejdon i Willburn Shails - strzelec odwrócił się w stronę pilotki. - Wiem co sobie myślisz B. Jednak osoba, w której świecie wszyscy chodzą grzecznie trzymając się na rączki i nie używają wyrazów brzydkich nie doceni mocy przeprowadzonej właśnie terapii. Są momenty, kiedy trzeba zdobyć się na brutalną szczerość, dać sobie po mordzie, by potem spokojnie pójść razem na piwo. To pozwala zachować równowagę psychiczną, zwłaszcza, gdy spędza się, jakby nie było na zamkniętej powierzchni tak dużo czasu jak my. Postępowanie i decyzje kompanów nie zawsze wzbudzają zachwyt. Konflikty są nieuniknione. Posiadasz w ogóle w słowniku takie słowo? Konflikt, gniew, złość? Chyba nawet nigdy nie widziałem cię porządnie wkurwionej, zawsze taka *miiiła* i *pozyytywna*. No dawaj, spróbuj na mnie, bo to jest dopiero dziwne.
- Za dużo gadasz - rzuciła w odpowiedzi Becky, która w połowie przemowy Nighta zaczęła wypuszczać jego słowa drugim uchem... Oczywiście - skoro Doc słusznie wyszedł już z pomieszczenia, to Nightowi nie został nikt aby się z nim pokłócić i padło na nią... A ona niestety wyjść teraz nie mogła.
- Ale jak chcesz dostać po zębach, to pogadam o tym z Bixem, nie ma sprawy - podsumowała.

- To ja będę w warsztacie jak coś - mruknęła pod nosem Vis, która to jakimś cudem nie czmychnęła zaraz za doktorkiem. Ciekawość to niekiedy zły doradca był, o czym się przekonała po raz kolejny. Machnęła niedbale dłonią w kierunku tych, co to zostawali, po czym wybyła w ślad za tymi, co się z mostka zwinęli.

- O, wreszcie coś ciekawego - Night przyglądał się Becky z zainteresowaniem, licząc na kontynuację. - Brawo, zabrzmiało nieźle. Miła odmiana od codziennej postawy harcerzyka z drużyny "Pszczółki i Stokrotki", jednak myślę, że stać cię na więcej.

Pilotka nie zastanawiała się zbytnio nad odpowiedzią, skoro Night ciągnął to dalej, to ona nie widziała przeciwwskazań.
- Bix, czy możesz proszę przyjść na mostek, na parę minut? Myślę że nie pożałujesz - zagadała do wielkoluda przez radio.
Sama by przywaliła "czepialskiemu", ale nie była dość silna, aby odniosło to odpowiedni skutek.

- Na trochę więcej niż parę minut, młody - Night tylko się uśmiechnął. - I weź ze sobą flaszkę, a najlepiej kilka. Musimy nauczyć Becky jak zachowują się prawdziwi piraci i koniecznie trzeba ją rozruszać. Na trzeźwo jest mało pojętnym uczniem.
Strzelec postukał palcami o podłokietnik fotela.
- Próba wysłużenia się Bix'em niczego sobie, jednak to wciąż za mało, przynajmniej na mnie. Lekcja pierwsza - adaptacja i improwizacja, niezwykle ważna w naszym podłym pirackim życiu. Doc zdaje się o niej zapomniał, nagle zachciało mu się mieć wszystko w pełni zaplanowane, pfff. Tak nigdy się nie da.

Cóż. Skoro Night zrobił się aż tak kłótliwy, że potrzebne było coś więcej niż groźba porządnego mordobicia... pilotka przypomniała sobie czasy dorastania z bratem i w jej głowie pojawiły się dziesiątki sprawdzonych pomysłów na to jak uprzykrzyć komuś życie.
- Jeszcze ci się to przeje - odparła krótko Becky, wyobrażając sobie co nastąpi w przeciągu nadchodzących dni.

Strzelec odchylił się w oparciu, zaplatając dłonie na karku. Rozważał, czy faktycznie.
- Może... Iss robi różnicę. Bez niej nie widziałbym innej opcji jak bujanie się na Feniksie i udział w zadymach, aż w końcu szczęście mnie opuści. I nie przewiduje ona czegoś takiego jak późna spokojna starość.
Mężczyzna sprawdził godzinę.
-Młotek coś się spóźnia, pewnie prowadzi indywidualne zajęcia z Rose - uśmiechnął się pod nosem. - Nic to, trzeba brać się do roboty zanim Leena mi jakąś znajdzie. Sentencja na dziś - nie każdy kto jest miły jest twoim najlepszym przyjacielem. Przeciwnie, prawdopodobniej czegoś chce i odwrotnie. To, że brutalnie wygarnę komuś parę rzeczy, nie znaczy, że jest moim wrogiem, a zdajesz się traktować to w takich kategoriach. Za każdego na tym statku nadstawię karku. Co więcej, nawet gdy odwali coś tak głupiego, że mindfuck i mózg rozjebany... - pirat przypomniał sobie o jednej rzeczy i na wszelki wypadek postanowił się zabezpieczyć. - Arhon świdrujący mecha ręcznym wiertłem, otoczony przez wrogów na środku pola bitwy, wykroczył poza kategorię.
Night zebrał się do pionu i przyłożył palce do czoła w oszczędnym salucie. Skierował się do wyjścia.
- Na razie B.

Kilkanaście sekund później Becky spojrzała za siebie, na puste pomieszczenie. Często bywała sama na mostku, z reguły podczas długiego lotu, ale nigdy jej to nie przeszkadzało. Tym razem była wyjątkowo zadowolona, że wszyscy sobie poszli - szczególnie ten ostatni. Dzięki temu, całe złe napięcie opadło, a ona mogła odetchnąć z ulgą... Spokój zaczynał być luksusem, którego już zbytnio nie mieli.
 
Mekow jest offline