Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 17:54   #54
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Hektor

- Skąd i dokąd drogi wasze wiodą, hę? - zagadnął rycerz przerywając ciszę. - Spotkać brata w zajeździe w którym spędza się ledwie jedną noc to istny cud, ale chyba nie po to Sidgar was tu wiódł?
- On to nikogo nigdzie nie wodzi. On sam wiernie idzie - odezwał się człowiek bez imienia. Jego głos przywodził na myśl ciemną uliczkę w mieście i niebezpieczeństwo.
- Co miał na myśli mój kolega, że to ja inicjuje tę wyprawę - Alexander szybko podjął temat rzucając spojrzeniem na mężczyznę. - Nie bawimy tu dnia akurat. Nocujemy tutaj już drugą noc i jutro ostatecznie stąd ruszamy. Nadzieja na poprawienie się warunków niestety umarła i trzeba będzie sobie poradzić z tym co jest. A was co sprowadza?
- Jedziemy śladami ekspedycji naukowej coby do niej dołączyć. Cel to prawy, by chronić tych co wolą słowbghem niźli mieczhrem operować, a i złota może trochę wpadnie.
Kiwnął na mężczyznę z ciemnej uliczki.
- Wiernie powiadacie? To macie tu jak mniemam drużynę prawdziwą. Pod jednym celem i z jednym przywódcą… jaki to cel, jeśli spytać można?
- Nie moż… - bezimienny wyrwał się i został natychmiast powstrzymany przez Alexandra.
- Przepraszam, ale kolega jest drażliwy i mało dyplomatyczny. Ale ma rację wolałbym zachować to dla siebie.
- Nie wiem czy nasi goście byliby aż tak chętni zdradzać innym co robimy - odezwał się po raz pierwszy długowieczny jego pełne brązowe oczy zlustrowały rycerza i Izabelę. Uśmiechnął się. Miał długie jasnobrązowe włosy w tym dziwnym odcieniu rozbielonej kawy.
Utopiec w swym nowym życiu nie miał zbyt wiele do czynienia z długowiecznymi. Był jednak na tyle dobrze wychowany, aby nie wlepiać ciekawskiego spojrzenia w przedstawiciela innej rasy. Trzeba też było przyznać, że nie różnił się ów jegomość tak bardzo od ludzi. Ot… egzotyczne rysy twarzy i trochę inna postura.
- Nalegać nie będę, a i nie gniewam się o brak taktu - skinął głową do człowieka z ciemnej uliczki - Wasz towarzysz ma jednakoż raghrcję. Daleko mi do wiejskiej dziewuchy czy dworghskiej bywalczyni, co to plotkami wypghełniają mikhrość swego życia.
- Widzę, że rycerz lubi dużo wiedzieć. Myślisz, że to cecha, która nabyłeś utopcze, czy z wcześniejszego życia? - długowieczny pochylił się do przodu opierając łokcie na stole. Jego mina mina nieprzenikniona.
Hektor wzruszył ramionami.
- Nie pamiętając poprzedniego życia, skąd mam mieć pewność czy czegokolwiek się uczę, czy tylko odtwarzam i przypominam.
Długowieczny zmrużył oczy.
- Jeśli się uczysz jest to czynność aktywna. Jeśli sobie byś miał przypomnieć… chyba nie powinieneś nawet tego zauważyć. Po prostu ci wyjdzie. Tak uważam.
- To bardzo ciekawe co, mówisz. - wtrąciła się Izabela. W jej oku widać było błysk zainteresowania. - Normalnie człowiek może wyjść z wprawy. Myślisz, że u utopców tak nie jest?
- Ach, inteligentna kobieta. Miło napotkać - Izabela zarumieniła się zbita nagłym komplementem z tropu.
- Śmiałe założenie - rzucił Hektor. - Utopiec czy nie… raczej podleghramy tym samym słabościom. Gdy się obudziłem nie wiedziałem że umiem walczyć. Założyłem że tak jest skoro jestem rycerzem i nie pomyliłem się, gdy przyszło mi stoczyć pierwszą walkę. To nie ciało mnie poprowadziło, lecz świadomość tego że umiem prowadzić ostrze. Jednak pierwsze kroki były ciężkie. Dopiero z czasem… po szóstej, ósmej, czy szesnastej potyczce byłem zadowolony. Co powiecie na to? Kwestia pamięci, czy nauka?
- A widzisz, założyłeś coś. Pospolity człowiek nie nauczył by się walki w… szesnaście potyczek?
Hektor uśmiechnął się szczerząc ostre zęby.
- Nigdy nie powiedziałem, że uważam się za pospolitego - mrugnął do iluzjonistki.
Ta wytrzeszczyła oczy dębiejąc zupełnie. Bezimienny zarechotał wyraźnie rozbawiony. Poklepał długowiecznego po ramieniu.
- Masz konkurencje pięknisiu he he he -
- Jestem pewien, że szanowna pani w swym zawodzie miała okazję dziwniejsze fantazje widzieć
- Eee… taak. Khm. Przepraszam, ja może jednak udam się do swojego pokoju.
Rycerz zarechotał co brzmiało jakby bagno postanowiło wyjść z brzegu i przejść się po okolicznych wioskach.
- Dajcie spokój pani iluzjonistko. - rzekł w końcu - Żargrty zwykhghłe, choć może i niewyszukane. Ot… potwory mają dystans do siebie.
- Och, och oczywiście. Tutaj żarty, tam, komplement, a potem strzaskane nadzieje. Ewentualnie gorzej. Wystarczy mi takich przygód.
- Ależ Izabelo, mogę mówić ci po imieniu? Izabelo nie mam-y złych zamiarów. Ot, niewinne żarty kosztem płci pięknej. Ty przynajmniej stanowisz wyzwanie, nie to co te dwie dziewki
Izabela wywróciła dwukolorowymi oczami i pokręciła głową ewidentnie nie wierząc w to co słyszy. Jej wzrok wrócił do Alexandra, który w milczeniu przyglądał się poczynaniom swoich towarzyszy.
Hektor zaśmiał się i ponownie bagno zabulgotało grożąc potopem.
- Wyzwanie… ciekaw jestem czy to nie my stanowimy wyzwania dla pani Izabeli... panie… panie... - rycerz urwał. - Jak cię zwą? - rzucił do długowiecznego.
- Proszę sobie wybrać. Moje imię wolę zachować dla siebie. Jak wcześniej - długowieczny znów się uśmiechnął łagodnie i zachęcająco.
- Ileż nieufności na trakcie… nawet w zajeździe - Hektor odwzajemnił uśmiech, ale kwaśny - Zatem Klementyn.
Człowiek zarechotał i nawet Alexander się uśmiechnął. Długowieczny zaś sie wyprostował niezwykle zadowolony.
- Wspaniale! A więc jestem Klementynem. Iście zgrabne imię. Nie sądzicie pani, że mi pasuje?
- Em, no… czemu nie?
- Klemyś… Klementuś, Klema… hehehe - rechotał człowiek ubawiony po pachy.
Utopiec z poważną miną trzasnął pięścią w stół szczerząc ostre zęby.
- Mój dziadek miał tak na imię!
- Oooo to pamiętasz swojego dziadka? - zapytałą szczerze magini, ale człowiek zawtórował szczerym śmiechem Długowieczny zaś zasłonił usta.
- Ależ czuję się zaszczycony.
Rycerz roześmiał się.
- Żartowałem. Słuszna uwaga pani… skąd mam niby pamiętać mego dziada?
- No dobrze cny rycerzu, Hektorze. Kszargaf mnie zwą. Tak, to jest imię, nie przydomek.
- Co ty, pogrzało cię? - człowiekowi nagle przestało być do śmiechu.
- Uznałem, że możemy się dogadać.
- Kszargaf - powtórzył rycerz kiwając głową. - Miło poznać. Przyznać muszę że imię jak każde inne, choć brzmi jakby chrust nieść w garści.
- Cóż, to najbliższe co wasza rasa może wypowiedzieć. Spróbuj powiedzieć to. - Kszargaf zabrzmiał nagle jakby faktycznie ktoś złamał kilka gałązek i zaszeleścił liśćmi. Gdzieś w tle powrócili Gveir z Ristoffem, z czego ten drugi postanowił się dosiąść do stołu z rycerzem. Kiwnął głową na przywitanie, lecz nie wtrącał się do rozmowy.
Hektor zaklnął pod nosem.
- To w istocie łamacz języka… ba! Miażdżyciel krtghrani - przyznał. - By spróbwghrować to wymówić… musiałbym wpierw osuszyć gardło. Jednakoż nie po to tu siedzimy, prawda?
- Ano nie. Usilnie chcecie się czegoś dowiedzieć rycerzu. Zadajcie więc pytanie. Jedno. Przemyśl sprawę, bo to jedyne na jakie odpowiem - długowieczny nie przestawał się uśmiechać.
Hektor machnął ręką.
- Dajcie spokój Kszargafie - zabulgotał. - Kusicie jako ta wróżbitka na straganie. Jeśli tak mocno pilnujecie własnych spraw, to źle bym się czuł wyciągając je z was niczym wędkarz ryby ze rwącej rzeki. Ostawcie odpowiedzi zatem i napijmy się jeszcze. Może znacie jakie historie z traktu, coby umilić nam czas przy trunku?
- Ooo… no, mam jedną. To nie do końca z traktu, bo z mojego kraju.
- Ech znowu to samo. - westchnął zakapturzony.
- Widzicie, mój lud żyje w lesie. Puszcza jaką sobie wywalczyliśmy jest zamieszkana przez wiele zwierząt, ale i nie tylko. Żyją tam elfy i wróżki. Jedne to koszmarne szkodniki, a drugie, to magiczne szkodniki. Z czego jedne jedzą drugie! Elf może być nawet wielkości ludzkiej głowy i potrafi latać. Lubią żywić się mięsem. Ciało wróżek zaś zmieści się w twojej dłoni, za to ich skrzydełka są duże i kolorowe. W przeciwieństwie jednak do elfów, z wróżkami można się porozumieć i jeśli będzie miało się szczęście, ujść z życiem.
- Jest u nas opowieść, że kiedyś, nim na dobre zagościliśmy w lesie zdarzył się elf, który był inteligentny. Potrafił mówić i urósł do wielkości człowieka. Co się z nim stało nie wiadomo. Nie znaleźliśmy go ponownie. Niestety Panie lasu nie są chętne się tym z nami podzielić.
Nad krańcem stołu zatrzymał się Sidgar i z niezadowoleniem spojrzał na pozajmowane miejsca.
- Hmp, idę do pokoju - mruknął i odszedł.
- Panie Lasu? - rzucił pytająco Hektor nie specjalnie przejmując się Sidgarem. Gdyby ten chciał to miejace by się znalazło - Kim są? Mówicie o nich jakby były istotami z krwi i kości.
- Bo są. W pewnym sensie. Można je spotkać i nawet porozmawiać. Są znacznie łaskawsze od bogów… ale niejasne są ich zachcianki. Kochają naturę i ziemię i to nimi władają. Wypełnij ich zadanie, a nagroda cię nie minie. Każda z nich pojawia się w innej porze roku. Zima… jest chyba najbardziej milcząca. - długowieczny zamyślił się uśmiechając delikatnie. Alexander odstawił głośniej kufel.
- Nie wiem jak wy panowie, ale ja pozwolę sobie wypocząć przed jutrzejszą podróżą. Pani - mężczyzna skłonił się do Izabeli i również udał się na górę. Kszargaf westchnął i rozłorzył ręce.
- Ano co prawda to prawda. Miłej nocy Hektorze, Izabelo… magu - długowieczny wstał i skłonił się. Ostatni z mężczyzn podążył za swoimi kompanami. Do karczmy wtoczył się Gveir.
 
Jaracz jest offline