Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2017, 14:15   #11
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po zejściu na sam parking musieli iść dość spory kawałek w stronę wyjścia ewakuacyjnego. W pustej części parkingu stała Toyota Rav4. Obok niej czekał mężczyzna.


Zmierzyła go wzrokiem i zauważyła zmianę w zachowaniu Zaara. Jakby się skurczył. Bał się?

- Wszystko dobrze? - zapytał najwyraźniej właściciel Toyoty.
- Tak, jedziemy do mnie - odpowiedział Zaar i otworzył drzwi z tyłu auta pozwalając dziewczynie zająć miejsce. Sam obszedł samochód i usiadł obok niej. Czarny zajął miejsce z przodu.

Kierowca Toyoty był właśnie tym, który na zdjęciu z ogniska coś śpiewał… albo krzyczał. Ruszyli bez słowa. Tymczasem Żenia, czy też Ona zastanawiała się, czy obstawili wszystkie wyjścia ewakuacyjne tak jak to przez parking. Nie jechali długo. Po przejechaniu jakichś pięciuset metrów zatrzymali się w korku. Auto jechało bardzo cicho, toteż znajomy warkot silnika zwrócił jej uwagę. Za nimi na motocyklu jechała Zapalniczka. Wprawdzie miała kask, zasłaniający jej twarz, ale ubrana była w identyczny sposób jak kilka godzin temu przy ich “pierwszym” spotkaniu.

‘Ooops’ pomyślane odmalowało się na twarzy brunetki. Miała poczucie winy z powodu ogłuszenia Anieli.

Odwróciła się by spojrzeć w lusterko wsteczne i przyjrzeć się kierowcy.
- Co z moim mieszkaniem? - spytała Zaara, który jak zauważyła miał tendencję do unikania niewygodnych pytań i zalewania informacjami, które zajmowały umysł na tyle skutecznie, by pytający zapominał o swym zainteresowaniu tematem.

- Domem. Z tego co kojarzę to masz jakiś tam domek pod miastem. Nie jestem pewien, czy bliźniak, czy raczej coś w szeregowcu. Nigdy nie miałem okazji cię odwiedzić. Zresztą… to nie jest dobry pomysł.
Auto jechało dalej. W miejskim ruchu nie udało się przekroczyć sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

- Ten mąż… nie wie o tym wszystkim? - dziewczyna obserwowała mijane okolice próbując z całych sił przypomnieć sobie cokolwiek. Zaczynała czuć narastający ból głowy.

Okolica była dość zatłoczona, choć raczej spokojna.

Znaki wskazywały, że w pobliżu jest lotnisko. Choć właśnie się od niego oddalali.

- Może i coś wie. Jesteśmy dobrymi znajomymi. Może nawet powiedziałabyś o mnie “przyjaciel”. Ale nie siedzę w twoim łóżku. Nie wiem iloma rzeczami dzieliłaś się z mężem. Rzadko o nim mówiłaś. Kiedyś, że to dla szybkiego uzyskania obywatelstwa. Ale w sumie nigdy nie narzekałaś na niego. Niestety dla nas… - wziął głęboki oddech, a ona już wiedziała, że szykuje się kolejna rewelacja, która może ją zdenerwować - ...to on zgłosił twoje zaginięcie przedwczoraj. A dziś ktoś szybko poskłada zdjęcia z monitoringu ze zdjęciami dostarczonymi przez pana Kowalskiego. Myślę, że gliny z nim pogadają. I pewnie jakiś patrol poczeka w okolicy twojego domu. Przykro mi.
Po tych słowach złapał jej dłoń i ścisnął.

Zdawać się mogło, że dziewczyna powinna okazać jakieś odczucia, szczególnie po intensywności reakcji i pawiu w galerii. Tępy ból w okolicach skroni narastał i pozwalał jedynie na beznamiętne wgapienie się w złączone dłonie.

„Przyjaciel”.
Spojrzała na tył głowy Czarnego i kawałek twarzy nowopoznanego Buraka.
Na koniec popatrzyła w oczy Zaarowi.

Niechętnie i ostrożnie nabrała powietrza i odetchnęła z ulgą. Jak dziecko lub zwierzę, gdy w końcu z ufnością może zasnąć.

Zerknęła kątem oka na siedzących z przodu. Wyswobodziła dłoń i zanurzyła ją w plecaku.

Wyciągnęła kartę z logo.

- To robota tych ekoterrorystów? Znaczy Garou?

- To? Wygląda na odznakę kogoś z personelu Pentexu. Dziwne. A.. - urwał nagle.
- Nie pamiętasz jak ją zdobyłaś? Tu w Poznaniu? Tam w Łodzi? Cholera.

Auto wbiło się w kolejny korek. Fakt, że tym razem wlekli się czteropasmową drogą nie poprawiał humoru. Skręcali w lewo. Zapalniczka nie wytrzymała i pojechała przodem. Chwilę po skręcie już jej nie widzieli.

- Gdybym wiedział co chciałaś im zwinąć. Może jakiś dysk twardy? Albo dokumenty? Cholera. Szkoda, że nie wyjaśniłaś nam nigdy całości swojego planu. Ale udało ci się wbić do środka. W PANie w Poznaniu byłaś prawie codziennie od dwóch miesięcy.

Po lewej stronie mieli kolejny McDonald. Ale skręcali w prawo. A po chwili w lewo. Wjechali na stare osiedle. Bloki były trzydziesto, może czterdziestoletnie. Ktoś wpadł na pomysł odmalowania ich na żółto, w nadziei, że to zabije ponury klimat osiedla. Nie zabiło. Motocykl stał zaparkowany pod sklepem osiedlowym. Zaar wysiadł pierwszy. Wypuścił Żenię. Machnął na pożegnanie do kierowcy, ale wtedy wtrącił się Czarny.
- Musimy pogadać. Wszyscy. Zaszły pewne okoliczności, które zmieniają hmm… - tym razem Czarny zawahał się szukając słów - wszystko. Tak, zmienia się wszystko.

Zaar zaprosił wszystkich do siebie. Przy drzwiach na klatkę czekała Zapalniczka z hardą miną. Całe jej ciało chciało wymierzyć Żenii siarczysty policzek. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na Tomka i dziewczyna pokornie spuściła wzrok. Żenia nadal nie rozumiała dlaczego ten typ robił aż takie wrażenie na pozostałych.

Czteropiętrowe bloki miały to do siebie, że brakło w nich windy. Zaar mieszkał na trzecim piętrze. Wokół jego drzwi widać było surowy beton. Żenia nie znała się na budownictwie, ale odnosiła wrażenie, że ktoś wyłożył sporo kasy, żeby osadzić niestandardowe drzwi w żelbetonie trzydziestoletniego bloku.

Rzeczywiście, klucze którymi Zaar otwierał obydwa zamki były z pewnością do systemu antywłamaniowego. Zaraz po wejściu cała piątka stłoczyła się w korytarzu. Zaar klikał coś na panelu przy drzwiach. Alarm?

- Siri, poproszę kawę - powiedział głośno. Po sekundzie z jednego z pomieszczeń słychać było młynek, który zaczął mielenie.

Zaar zdjął buty i reszta poszła za jego przykładem. Nie byli gośćmi… to był też ich dom. Pierwsze skojarzenie jakie pojawiło się w głowie dziewczyny. Była tu już. Wielokrotnie.

Czarny i Burak przeszli przez największe pomieszczenie i wyszli na balkon. Aniela weszła za nimi do salonu, ale zamiast na balkon rozsiadła się na wielkiej narożnikowej kanapie. Na przeciw niej na ścianie wisiał ogromny telewizor. Przy samej kanapie stała ława. Poza tym sąsiedni róg pokoju zajmowało biurko. Biurko wyglądające jak centrum dowodzenia. Pięć monitorów. Klawiatura. Tablet podłączony do ładowania. A pod biurkiem system chłodzenia, który szumiał jednostajnie. Tak ją znalazł?

Zaar zniknął gdzieś w kuchni. Drzwi do sypialni były lekko uchylone. Była ciasna i nie mieściło się tam prawie nic poza łóżkiem. Choć znalazło się miejsce na głośniki i kolejnego tableta. Trochę w rogu korytarza było przejście do jeszcze jednego pomieszczenia. Żenia tylko do niego zerknęła. Była tam jednolita ściana w kolorze zielonym, przed nią stolik barowy, a przed nim kamera na statywie podłączona do kolejnego laptopa. Po przeciwległej stronie znajdowało się lustro. Nie takie zwykłe, jakie mają ludzie w domach. Raczej jak w salach treningowych baletnic. Zajmowało całą ścianę. Pokój miał jakieś 5 metrów długości, choć na szerokość nie przekraczał dwóch.

Pewna absurdalna myśl o kręceniu porno przebiegła jej umysł.

Tymczasem ekspres chodził i chodził.

Burak i Czarny się kłócili. W końcu Burak wymierzył cios pięścią w niezmiennie kojarzącego się z pijakiem Czarnego. Ten odrzucił głowę w tył i niemal spadł z balkonu.

Znowu absurdalna myśl: „Nazwał go Burakiem?”

Na ruch Żenii w stronę balkonu i skłóconej pary, Zapalniczka, wciąż naburmuszona pokręciła głową. Brunetka w zasadzie nie wiedziała czemu skierowała się tam. Zmieniła zdanie i ruszyła na poszukiwania Zaara. Pozbycie się białych lakierek pomogło z narastającym bólem głowy. Mieszkanie zdawał się znajome ale i tak jakoś czuła się jak gość.
- Zaar? - zaglądnęła nieśmiało do kuchni.

Kuchnia była kolejnym pomieszczeniem pełnym kontrastów. Była po zachodniej stronie budynku, toteż teraz, rano, było w niej ciemno. Wielka lodówka na wprost wejścia dodatkowo zasłaniała większą część światła wpadającego przez okno. Poczucie mroku zwiększały stare brązowe tapety i ciemnobrązowa okleina na meblach kuchennych, które mogły mieć już naście lat. A między tymi meblami, między starymi tapetami, tuż przy zlewie, którego bateria zachodziła rdzą, stały: nowiutka zmywarka, z panelem dotykowym i jak wskazywał wyświetlacz z WiFi. Mikrofalówka najwyższej klasy. Gdy Żenia weszła głębiej zobaczyła, że lodówka też miała kilkunastocalowy wyświetlacz dotykowy. Zaar zaś stał przy ekspresie obsługiwanym przez Siri. Kontrastowało to z odklejającą się tapetą za wiszącym kalendarzem. Zaar z kolei przekładał kubki z kawą. O tyle o ile przez internet można było “zamówić” sobie kawę, to wstawić pod ekspres kubek trzeba było już ręcznie.

- O, jesteś. Ta akurat dla ciebie - podał jej kubek. Czarny, wysoki i nieco sfatygowany. Czyżby nastoletnia porcelana nie wytrzymywała ultranowoczesnej zmywarki? W kubku było latte. Do jej nosa dobiegł aromat kawy z wyraźnie przebijającym się aromatem czekolady i wiśni.
- Taka jaką lubisz. Czasami słodzisz ją brązowym cukrem. Zazwyczaj, gdy masz gorszy dzień.
Mężczyzna wybrał kolejne ustawienia i rozpoczął przygotowanie kolejnej kawy. Gdy dźwięk młynku ucichł, a do kolejnego kubka zaczęła płynąć ciemna ciecz powiedział:
- Może to lepiej, że nie pamiętasz niektórych rzeczy.

Stała pośrodku pomieszczenia czując się jak piąte koło u wozu. Zdawała sobie sprawę, że jej przeszłość była istotna dla ludzi w tym mieszkaniu.
Ludzi, którzy najwidoczniej znali ją bardzo dobrze. Lepiej niż ona sama.
Zamrugała szybko by nie dodać do kawy dodatku z kilku łez.

- Dziękuję - wpatrywała się w kubek rejestrując słowa Zaara. Wciągnęła zapach i wiśni i czekolady. Spoglądając znad krawędzi naczynia, uniosła brwi:
- Jest jakiś pozytyw w tej sytuacji? - nie chciała, żeby zabrzmiało to grobowo, pomimo tonu. By złagodzić wypowiedź uniosła lewy kącik ust w górę. - Chętnie posłucham…

Uśmiech na twarzy Zaara spochmurniał. Choć jego głos się nie zmienił.
- Wiesz, ja się urodziłem w okolicy. Mieszkałem tu. Obserwowałem jak się zmienia. Jak ludzie wychodzą na ulice i strajkują. Za rządem, przeciw rządowi. Za aborcją, przeciw aborcji, za jakimiś pierdołami i przeciw. Ale…
Pokręcił przecząco głową.
- Ja wojnę oglądałem tylko w telewizji. I to w fabularnych filmach z Hollywood. A ty? Ty byłaś nastolatką, gdy twój dom ogarnęła wojenna pożoga. Mam nadzieję, że nie pamiętasz rzeczy o jakich mi opowiadałaś.
Po tych słowach wstawił kolejną filiżankę pod ekspres. Ostatnią, o ile nie mieli mieć za chwilę niespodziewanych gości.

- Nie wiem co mam odpowiedzieć. Nie mam porównania. - Ona odstawiła trzymany kubek kawy na blat kuchenny. Po niedawnym pawiu w galerii jej żołądek nadal był rozstrojony. Choć zapach napoju nie był nieprzyjemny, myśl o zalaniu wnętrzności zawartością czarnej porcelany jakoś nie budziła w brunetce pozytywnej reakcji. - Z tego co mówiłeś, nie udało się uciec przed wojną. - wzruszyła ramionami - Taką czy inną chociaż żadnej nie pamiętam. Nie wiem, która cena jest wyższa jeśli w ogóle można mówić o cenie.

Zamilkła dziwnie skrępowana.

- Mogę wziąć prysznic? - pytanie po wcześniejszej wymianie zdań zdało się Onej prozaiczne.

- Tak, jasne. Poczekaj chwilę, ok?
Minął ją, ocierając się. Kuchnia była ciasna, a między starymi meblami nie szło się minąć bez dotykania. Po chwili zniknął w korytarzu. Usłyszała dźwięk odsuwanych drzwi suwanych w szafie. Po chwili Zaar pojawił się w świetle drzwi kuchni i otworzył łazienkę. Była dokładnie naprzeciw kuchni. Na pralce (podłączonej do wi-fi, a jakże) położył dwa ręczniki i jakieś ubrania. Wszedł do kuchni i z rozbrajającym uśmiechem powiedział:
- Możesz iść. Przygotowałem ci ręczniki, mojego t-shirta i krótkie spodenki. Będą ci pewnie za kolana, ale lepszy rydz niż nic. W każdym razie nie mam damskiej bielizny, nad czym ubolewam. Poczekamy w salonie.

“Labrador w damskiej bieliźnie”.

Ona zapatrzyła się na Zaara mając przed oczami na zmianę to Zaara w koronkowym zestawie, to czekoladowego psiaka ubranego w damskie bokserki.

Przy trzecim skojarzeniu Zaara jęknęła w duchu.

Czemu jej mózg podsyła jej takie skojarzenia ale ma trudności z przebiciem się przez biały mur niepamięci?

Zarumieniona, bąknęła podziękowania i potwierdzenie jednocześnie. Wcisnęła się do łazienki, zatrzaskując drzwi za sobą zanim Labrador zdążył zareagować.

W czasie brania prysznica usłyszała jedynie głośny trzask drzwiami. W salonie panowało jakieś poruszenie i ktoś najwyraźniej postanowił opuścić spotkanie.

*

Przyjemnie było zmyć z siebie smród śmietnika.

Chwilę relaksu przerwało zastanowienie się, czy Żenia była hazardzistką. Ona była skłonna obstawiać, że spotkanie olał Burak tj. Tomek.
Wytarła się energicznie i wskoczyła w przygotowane przez gospodarza ciuchy. Rozwiesiła ręczniki na grzejniku i wynurzyła się z łazienki.
Plaskając cicho bosymi stopami o podłogę ruszyła do salonu. Ciągle nie poruszała się tu pewnie, czując się jak gość.

Przy drzwiach balkonowych, obok szklanej witryny stał Czarny. W dłoni przyciskanej do twarzy trzymał chusteczkę w kolorze czerwieni. Domyśliła się, że to krew. Miała też rację, że Tomka nie ma wśród zebranych. Na blacie przy kanapie stała nieruszona kawa. Obok stało jej latte.
Pocieszyło ją to, że nie tylko ona czekała na wyjaśnienia. Zaar i Zapalniczka wpatrywali się pytająco w Czarnego.
- Dobra, najpierw pokaż co tam masz w tym plecaczku. Zobaczymy co nam z Łodzi za pamiątki przywiozłaś.- powiedział mężczyzna zmieniając temat.

- Niewiele. Broń, niedziałający telefon i niedziałający już laptop - przy ostatnim słowie uparcie unikała spojrzenia Zapalniczki - wejściówkę, lewe dokumenty,
Ona oparła się ramieniem o framugę drzwi.
- Nie wiem jakie znaczenie ma ten zestaw. - wzruszyła ramionami. - A najmniej to…
Zanim podała plecak Czarnemu wyciągnęła raz jeszcze teczkę z papierami. Przestudiowała je ze zmarszczonymi brwiami by ostatecznie przekazać je Zaarowi.

Czarny układał wszystkie przedmioty z niemal namaszczeniem na blacie ławy. Zaar zabrał stamtąd talerzyki, które miały być pod kawami. W sumie pomysł się nie sprawdził, bo każdy miał swoją kawę ze sobą. Tylko Czarnego stała na parapecie.

Zaar przejrzał dokumenty. Minę miał nieodgadnioną, aż w końcu położył teczkę na blacie i rzucił tylko:
- Kompletnie nic mi to nie mówi.

Tymczasem Czarny z dużą wprawą rozebrał pistolet. Odkręcił tłumik, wyjął magazynek, wyłuskał kolejne naboje. W sumie czternaście nabojów. Pociągnął coś i z komory wypadł piętnasty.

Obejrzał rękawiczki i oddał Zaarowi.

Zapalniczka lustrowała z każdej strony legitymację Pentexu.

Czarny w końcu wyjął nóż. Oglądał go bardzo dokładnie. Aż w końcu schował chusteczkę do kieszeni spodni, przetarł zaschniętą krew pod nosem i spojrzał z podziwem na dziewczynę opartą o framugę.

- Zaiste, duchy się co do ciebie nie myliły.

Mina Onej zrzedła, gdy wpatrywała się w Czarnego. Jej chwilowe poczucie bezpieczeństwa szlag trafił. Duchy… kolejna frakcja, w którą była uwikłana?

W tym czasie Zapalniczka znalazła swój telefon, uruchomiła i sprawdziła, czy przypadkiem Żenia jej czegoś nie pousuwała.

- Ładnie się obłowiłaś powiem ci - powiedział Zaar trzymając rękawiczki przed sobą - to jest warte roczną pensję.

- Te “Duchy” to jakieś ugrupowanie ekoterrorystów? - spytała Ona chcąc ładunkiem siły woli zawartym w tym pytaniu zmusić obecną trójkę do potwierdzenia. Zrobiła niezdecydowaną minę w reakcji na stwierdzenie Zaara. Nawet jeśli, to Ona i tak nie miała pojęcia co ma niby robić z tym cudem. *

- Eh młoda - powiedziała milcząca dotąd Zapalniczka, która najwyraźniej pragnęła się dowartościować. Nie była przecież dużo starsza - to jest coś co ciężko wyjaśnić ot tak. Komuś z ulicy. Dlatego tak ciężko zrekrutować kogoś nowego.

Zaar wykonał gest dłonią jakby chcąc uciszyć rozłożoną na kanapie zapalniczkę. Sam siedział na brzegu pochylając się nad rozłożonymi znaleziskami.
- Widzisz, ci Garou o których wspominałem… to coś czego do końca się nie wybiera. - brwi dziewczyny zsunęły się na te słowa. Rozumiała coraz mniej - No i twój ojciec był właśnie jednym z nas. To jest jakby genetyczne. Krew z krwi i takie tam. W każdym razie znałaś naszą kulturę od dziecka. Znalazłaś mnie w necie i jakoś to poszło.
- Jakoś poszło co dokładnie? - Ona wpadła Zaarowi w słowo.
- No dołączyłaś do nas. Normalnie ciężko krewniaka przekonać - temat ewidentnie nie leżał wygadanemu Zaarowi.
- Jesteśmy spokrewnieni? - oczy Onej rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Nie. Znaczy tak. Znaczy…. cholera - Zaar coraz bardziej gubił się w tym co chciał przekazać dziewczynie.

Tymczasem Czarny odsunął się od ławy, na którą położył trzy części komputera. Zdjął swoją dżinsową koszulę rozpinając ją szybko. W czasie gdy to robił coś się w nim zmieniało. Jego mięśnie rosły. On sam robił się większy. Ledwie zdążył zrzucić koszulę padł na ręce. Ale one już nie przypominały dłoni mężczyzny. Były to ogromne łapy zakończone potężnymi szponami. Na środku salonu stała na czterech łapach ogromna czarna bestia, która patrzyła na nią oczami bez wyrazu. Tymi samymi, które zmierzyły ją w McDonaldzie.
- No, tego ten… wiesz co to wilkołak, prawda? - próbował kontynuować Zaar.

Ona stała wysztywniona w drzwiach wejściowych do salonu, który nagle stał się rozmiarów znaczka pocztowego.
Widziała. Wyraźnie widziała jak Czarnego zastąpiło to… monstrualne… coś.
Jakim cudem nie straciła przytomności, nie miała pojęcia.

Nawet nie zarejestrowała pytania Zaara. Odwróciła się na pięcie, nie dbając o nic. Ani o zawartość plecaka, ani o bestię rozsadzającą sobą pomieszczenie ani o to, że znowu jest boso.

Jej mina mówiła jedno.

NOPE!

Zmrożona do szpiku kości, z pustym umysłem i wyprana z uczuć szła w jednym tylko celu: wyjść z tego mieszkania. Teraz!
Lodowatymi palcami sięgnęła do zamka drzwi wejściowych i klamki.

- Czekaj! - z salonu dobiegł głos Zaara. Krzyk w zasadzie. Zabarwiony nutą desperacji? Nie była pewna. Nie myślała o tym teraz. Chciała być daleko.
- Proszę cię, nie wychodź. Dokąd pójdziesz? - próbował ją zatrzymać. Nawet już dotarł na korytarz. Tuż przy nim wystawał wielki czarny łeb bestii, a Ona szarpała się z drzwiami antywłamaniowymi.

Nie była w stanie nic powiedzieć. Czuła się jak w klatce: swojego umysłu i rzeczywistej klatce mieszkania.

- Jak… się… to… otwiera?! - nie zdawała sobie sprawy, że dyszy z braku tchu. Kręciła zamkami i ciągnęła za klamkę. Głowa wciśnięta między ramionami i sztywne ruchy nie ułatwiały działań.

Czarny warknął. I miało to chyba dać jakiś efekt. Jednak była głucha na owo warknięcie tak jak na słowa Zaara.
- Nie zrobimy ci krzywdy. Żenia. Jesteśmy wilkołakami. Twój ojciec też był. Dlatego nas szukałaś. Dlatego nas znalazłaś.

Podchodził powoli do dziewczyny, aż w końcu stał przy niej. Otworzył zamek. Czarny zaś wrócił do pokoju. Nie był już bestią. Był wielkości owczarka niemieckiego. Zwinął się w kulkę pod oknem balkonowym.

- Nie zatrzymam cię na siłę. Ale w domu czeka na ciebie policja. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Też chcemy się dowiedzieć co się stało. Ktoś zrobił ci krzywdę. Zabrał wspomnienia. Pozwól sobie pomóc.

Jego słowa sprawiły, że Ona osunęła się po drzwiach na kolana, opierając czoło i dłonie o chłodne odrzwia. Poczuła ciepłe strużki płynące jej po policzkach. Ramiona zatrzęsły się od szlochu, a z gardła dobył się spazmatyczny jęk udręki.

Zaar położył jej dłonie na ramionach. Spróbował delikatnie unieść i objąć. Ta dziewczyna w ciągu całego swojego dotychczasowego życia wycierpiała tak wiele… a teraz to wszystko zwaliło się na nią jeszcze raz. Ale nie w przeciągu kilku lat, tylko w przeciągu kilku godzin.

- Wszystko będzie dobrze - powiedział jej do ucha.
- Nie możesz tego wiedzieć … - odwróciła zapłakaną twarz ku niemu… ku wilkołakowi. - Nie obiecuj tak - poprosiła napiętym szeptem Ona dając się objąć i podnieść. Odwróciła się instynktownie szukając w Zaarze schronienia i ukojenia.

Tulił ją długo i w milczeniu. W tym czasie czarny wilk leżał sobie w salonie patrząc na poczynania Zapalniczki. Dziewczyna z uwagą oglądała broń. Czas biegł, ale Zaar nie naciskał już. Bez wątpienia nie tylko wiedział kiedy i jak mówić. Wiedział też kiedy najlepiej milczeć. Czekał na jej ruch.
 
corax jest offline