Na żadne kolejne pytanie krasnolud nie zdołał już odpowiedzieć - zamiast tego, gdy otworzył usta zwymiotował dopiero co wypitą wodę i opadł bez siły na posłanie. Wydobył z siebie tylko słabe "jutro".
Wieczorna ceremonia składania broni zwyciężonych przeciągnęła się do późnych godzin nocnych - ludność rozpaliła wysokie ognisko na brzegu rzeki.
Tankred obserwujący scenę zza okna w izbie strażników dostrzegł wiele beztroski wywołanej alkoholem. Spędził tam noc razem w milicjantami,
Frederickiem i
Leonardem.
Opieka
Adelmusa przydała się
Wasylowi - ten dopiero, gdy się położył poczuł, jak bardzo doskwierają mu odniesione obrażenia. Ból z obitych żeber przypominał mu twarze wszystkich osób, które wylądowały na nim przy okazji napadu zwierzoludzi na grobli. Gdy zdjął nogawice okazało się, że jego kolana pokryte są w całości sińcami i krwiakami a każde ugięcie raz wyprostowanych stawów przyprawiało twarz wojownika o grymas bólu. W szczerości z samym sobą musiał przyznać, że do pełni sprawności wróci co najwyżej za tydzień a wszelki wysiłek w tym czasie mógł się dla niego skończyć tym, czym dociążanie dla nadpiłowanej liny.
Ranek nastał pochmurny i wietrzny. Rybacy jak zwykle ruszyli na połów jeszcze w nocy i zdążyli powrócić nim rozpoczęło się sądzenie
Tankreda. Na placu przed domem sołtysa ustawiono ławę, na której stanął
Adelmus a wszyscy pozostali zgodnie z obyczajem otoczyli plac okręgiem. Wtedy przemówił pierwszy głos.