Już po chwili Szkarada podpłynęła do ciała, które Zachariasz zręcznie zaczepił bosakiem i ociekające wodą wywindował na pokład. Wszyscy zebrali się na pokładzie wokół niego, aby sobie dokładnie obejrzeć trupa. Martwy był niezaprzeczalnie martwy i nie zamierzał owego stanu zmieniać. Z jego pleców sterczały trzy bełty, a kubrak i koszula przesiąknięte były rozmytą przez wodę krwią. Mężczyzna został zabity chwilę temu, co do tego nikt nie miał wątpliwości. Ciało nie zdążyło jeszcze stężeć, ani nie napuchło od długiego przebywania w wodzie.
-
To ci dopiero przygoda! - zakrzyknął uradowany Jablounec, co było raczej niezbyt właściwym zachowaniem w obliczu martwego mężczyzny. -
Jożin! Bażin! Do roboty. Narychtować kusze. Płyniemy zbadać co się dzieje, oczywiście - dodał, gdy napotkał nieco zdziwiony wzrok pasażerów. -
Przecież od razu widać, żeście nie tacy, co Wam w kaszę dmuchać można, jak mawiał mój kuzyn trzeciego stopnia od strony babci Miechunki, Pepik Tuk.
Łódź wolno posuwając się do przodu, pokonała niewielkie zakole rzeki, a bliźniacy zdążyli już przynieść spod pokładu dwie kusze, które naciągnęli i położyli obok siebie, wraz z zapasem bełtów. Przed dziobem Szkarady pojawiła się łódź, wielkością i kształtem podobna do niziołczej barki. Żagiel był częściowo opuszczony, a sama łódź, której nazwa, odczytana przez Wolfganga brzmiała Dumna Syrenka, stała nieruchomo w przybrzeżnych szuwarach. Z jej pokładu, przewieszone przez niewysoki reling zwisało czyjeś ciało. Tuż przy burcie, rytmicznie obijając się od drewno dryfował kolejny trup.
-
Ha! Miałem nosa! - Zachariasz nadal cieszył się zaistniałą sytuacją. -
Podpływamy! Trzeba to zbadać.