Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2017, 16:08   #14
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przeciągnęła się i odsunęła na wpół sennym gestem grzywkę z oczu. Uniosła się na łokciach i rozejrzała próbując zajarzyć gdzie jest, skąd wzięła się w miękkim łóżku. Chyba była też głodna.
Ciemne pościele, kremowe ściany. Wielki rysunek wilka na przeciw łóżka przypomniał jej o przygodach poprzedniego dnia. W rogu pomieszczenia wisiał głośnik. Uchylone drzwi odsłaniały fragment korytarza. Tak, z całą pewnością była w tym mieszkaniu do którego przyjechała z “wilkołakami”. Chyba była w sypialni Zaara.

Wysunęła się cicho spod kołdry i podniosła poprawiając rozczochrane włosy. Nie chciały współpracować, zbijając się w puszystą, lekko sterczącą chmurę wokół jej twarzy.
Wzorek na koszulce uznała za ironiczny żart. Zapewne Czarnego. Zaburczało jej w brzuchu. Ruszyła w głąb mieszkania. Rozważała jak bardzo narozrabiała po pijaku.

Nie znalazła żadnych śladów. Albo ktoś posprzątał, albo wszystko było snem. Na komodzie były ułożone damskie ubrania. Kilka kompletów. Wygodne leginsy, dżinsy lub krótkie spodenki. T-Shirt z cekinami, gładki czarny, lub zwiewna bluzeczka z bufiastymi rękawkami. Ktoś się postarał. Do tego dwie pary butów. Jak na ironię lakierki, ale w kolorze czarnym. Drugą parą były wygodne buty sportowe.

Do tego kilka kompletów bielizny. Naliczyła siedem par majtek i cztery staniki.

W kuchni ktoś się poruszał. Żołądek zdawał się powoli owijać wokół kręgosłupa i kwestią minut było kiedy odetnie jej rdzeń kręgowy i pozbawi zdolności chodzenia. Spodziewała się zastać Zaara przy jajecznicy.

Ale nad patelnią walczył Czarny. Właśnie rozkładał sadzone jajka na tostach. Kończył też parzyć herbatę.
- O - powiedział tylko. Żadnego “dzień dobry”, “jak dobrze, że żyjesz” czy nawet “ufajdałaś mi wczoraj buty”... zamiast tego zwykłe pojedyncze “o”. Nie bardzo wiedziała jak odczytać to powitanie.

Przez chwilę kminiła kilka opcji: żarcik o wkurwionym Kojocie i jego zemście, poklepanie Czarnego po plecach i rzucenie „dobra robota”, albo „wiem już czemu pachniesz alkoholem”...
Zamiast tego nie powiedziała nic.
Sięgnęła po dwa kubki i pogrzebała za sztućcami.
Czekała aż Czarny sam zacznie. Najwyraźniej miał z nią do pogadania na osobności skoro pozostała część ….wa...grupy zniknęła.

Poczuła ślinotok.

Wgryzła się łapczywie w tosta starając się nie uronić nic z rozlewającego się leniwą strużką żółtka.

- Chodź - zabrał dwa talerze i dwa kubki z herbatą. Najwyraźniej nie dla niej, bo jej porcja i herbata nadal stały w kuchni. Nie wahając się ruszyła do salonu.

Tam czekał Zaar. Nieco zaspany czytał coś na tablecie.
- Wstałaś! Jak się czujesz? - na jego twarzy pojawił się entuzjazm.
Ona zaś musiała przyznać, że czuje się bardzo dobrze. Nie czuła niczego co możnaby nazwać kacem. Wspólnie usiedli do stołu.

- Dobszzzz - odparła z pełną buzią. Nim usiedli jej porcja prawie zniknęła choć ona ledwo uspokoiła rozpaczliwe ssanie w żołądku - Przepraszam za wykopanie z łóżka. Dzięki za ciuchy. - Żenia wbijała pozostałe na talerzu okruszki w opuszek palca wskazującego i schrupywała. Podciągnęła kolana pod brodę i trzymajac kubek z herbatą oburącz popijała ciepły napar. - Wy jak?

- Ciuchy skołowała Zapalniczka. Nie jest to szczyt marzeń, ot kupiła w całodobowym Tesco to w czym nie byłoby jej samej wstyd wyjść. Potem pojechała do siebie - powiedział Zaar. Czarny w milczeniu kiwał głową. Toteż drugi mężczyzna kontynuował:
- Ja przez noc sprawdzałem co da się z tego odzyskać i w sumie nie mam dobrych wieści. Telefon jest kompletnie bezużyteczny. Z komputerem ciut lepiej. Prosi o podanie hasła. Grzebałem też w necie na temat tej szlachty, ale nic nie mogę znaleźć.
W tym momencie zadzwonił toster w kuchni. Kolejne dwa kawałki pieczywa wyskoczyły z urządzenia.
- Idź, dołóż sobie - powiedział Czarny.

Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Zniknęła w kuchni zanim skończył mówić.
- Czosz wam pszyneszzz? - krzyknęła parząc sobie język i palce parującym tostem. Wrzuciła kolejne dwa kawałki. Na wszelki wypadek.

Wróciła do mężczyzn.
Żuła tosty a na jej twarzy rósł uśmiech.
W końcu zaczęła chichotać ze skórką chleba przy ustach.
Je śniadanie z dwójką wilkołaków.
Myśl ją rozbawiła.

- Nie udało się? - spytała nie Zaara lecz Czarnego.
Czarny pokiwał przecząco głową.
- Czuję w tobie jakąś mroczną energię. Nie było tego wcześniej. To pojawiło się razem z zapachem wilkołaka. Być może dlatego straciłaś pamięć. Rytuał oczyszczenia odprawiony o świcie nie zmył tego z ciebie. Dlatego chciałbym z tobą jak najszybciej odprawić rytuał przejścia. Wtedy Kojot weźmie cię w opiekę. Do tego czasu jesteś podatna na złe moce.
Chyba jeszcze nigdy Czarny w jej obecności nie powiedział tylu, tak długich, zdań.

Żenia skrzywiła się.
- skąd pewność, że weźmie? Jakie znowu złe moce? - dziewczyna westchnęła - I co to z rytuał to przejście?

Czarny spojrzał błagalnym wzrokiem na Zaara. Ewidentnie mówienie nie było jego dobrą stroną. Tymczasem Zaar nie był z pewnością specjalistą od sfery duchowej, toteż starał się wszystko wyjaśnić tak jak umiał.
- Rytuał przejścia jest czymś w rodzaju próby sił, w czasie której młody wilkołak musi udowodnić swoją przydatność. Wtedy duch plemienia, lub duch watahy bierze go w opiekę. A zło? Cóż, legendy mówią, że za całe zło na świecie jest odpowiedzialny byt zwany Żmijem. A Garou zostały powołane właśnie do walki ze Żmijem. Oczywiście samego Żmija nikt nigdy nie spotkał. To trochę jak z koncepcją Antykreatora w religiach monoteistycznych. Wcielenie zła. Bla bla bla.
Czarny się aż poruszył i zagryzł zęby. Żenia czuła, że Zaar spłaszczył coś o czym Czarny mógłby opowiadać długo… gdyby mówienie nie przychodziło mu z trudem. Tymczasem Zaar kontynuował:
- Żmij emanuje się w różnych formach. Na przykład megakorporacji kontrolujących życie ludzi. Monitorujących naszą aktywność w internecie. Dobierających podprogowe reklamy pod kątem tego na co wydajemy pieniądze kartami kredytowymi.

Z jakiegoś powodu doszła do wniosku, że ów Żmij był Wielkim Złym już w czasach biblijnych. Średnio do tego pasował Zaar opowiadający o kartach kredytowych. Ale cóż, siedziała przy stole z dwoma wilkołakami. Podobno sama była trzecim. Za chwile zacznie biegać po lesie i lizać się w kroczu, a później będzie karmić młode z sześciu par sutków. Czy urodzi sześć młodych w jednym miocie? Jej myśli kompletnie uciekły od zmagań ze Żmijem.

A może stanie się też obiektem polowań łowczych wanna be.

Jej wilczy łeb zawiśnie na ścianie i będzie spoglądał paciorkowatymi oczami gdzieś w kosmiczną pustkę.
Ciekawe jak to jest wyć do księżyca - tak wielu ludzi na YouTube wycie wilków fascynowało.
Skąd będzie wiedziała jak się porozumiewać? Te wszystkie znaki ogonem i szczerzeniem się. Ciekawe jakiego ona jest koloru i czy też jest taka paskudna.
Dla obserwujących ją Zaara i Czarnego dziewczyna zaczęłą oglądać swoje dłonie. Jakoś odruchowo Żenia akurat wtedy przyglądała się swoim szczupłym palcom porównując je do łap i pazurów monstrum.

- Mhmm - potakiwała Zaarowi odruchowo wygłuszając nieco jego słowotok. W zasadzie też byli w siedlisku Złego, z tą całą technologią wypychającą mieszkanie Zaara. - Każdy musi przechodzić ten proces? Co z takimi co już są przydatni? No i co tej Kojot niby chce?

- Każdy. Jeżeli nie przejdziesz rytuału to nie przyjmą cię do żadnego plemienia. Żaden duch nie będzie ci sprzyjać. Znajdą cię Tancerze i będą chcieli włączyć w swoje szeregi.

Coś drgnęło.
Tancerze. To słowo przyniosło ładunek strachu. Zupełnie irracjonalny. Teraz. Przy śniadaniu. W bezpiecznym mieszkaniu. Z dwoma doświadczonymi w wilkołaczym świecie mężczyznami. A jednak. Strach się wdzierał do jej umysłu. Wspomnienie nie niosło żadnych obrazów, żadnych skojarzeń poza zimnym przeszywającym strachem. Musiała przejść rytuał, żeby nie przyszli po nią Tancerze.

Żenia najpierw drgnęła oblewając się resztką herbaty. Potem mrugnęła zagapiona w Zaara. Nie wiedziała, że pobladła jak prześcieradło.
- Tancerze - szepnęła - Tancerze.
Brunetka jakby zmalała.
- Kto to?! - spojrzała oczami przerażonej łani po dwójce towarzyszy.

- To Garou, którzy służą Żmijowi. Ich celem jest zagłada nas i wszystkiego co dobre - wyjaśnił Zaar.
- Są naszym zaprzeczeniem - dodał Czarny spokojnie popijając herbatkę.
- W czasie gdy rodzi się coraz mniej wilkołaków każdy Garou, który jest przez nich rekrutowany jest dla nas wielką stratą. Poza tym część z nich pracuje dla Pentexu. Najczęściej na stanowiskach “Specjalisty” albo “Wolnego Konsultanta”. Polują na nas w legalny sposób. - Doprecyzowywał Zaar, jak zwykle swoim zwyczajem naginając mityczne treści do otaczających ich realiów.

- To pierwsze co… - Żenia spojrzała po obu mężczyznach. Jej wzrok nadal wyrażał strach. - … nie pamiętam nic, tylko strach. - dokończyła ostatecznie. - Kiedy ten rytuał? Ja nawet nie wiem jak się zmieniać. - dorzuciła nagle zdając sobie i z tego sprawę.

- Rytuał chciałbym przeprowadzić dziś o wschodzie księżyca - powiedział rzeczowo Czarny.
- Pierwsze co sobie przypomniałaś? Spotkałaś Tancerzy Czarnej Spirali? A coś więcej? - Zwęszył trop Zaar i zaczął kuć żelazo póki gorące.*

- Tylko uczucie - pokręciła głową Żenia. Poczuła się głupio. - Nic więcej.
Spojrzała na Czarnego:
- Ty będziesz ze mną?
Pokiwał potakująco głową. Zaś Zaar wystąpił w charakterze tłumacza.
- Czarny jest szamanem naszej watahy. To on ma najlepszy kontakt z duchami. On odprawia większość rytuałów. W zasadzie dobrze byłoby gdybyś się czegoś o nas dowiedziała. W sumie każdy Garou jest inny.
Czarny wziął się za sprzątanie ze stołu, tymczasem Zaar kontynuował swoją opowieść.
- Każdy z nas rodził się pod innym księżycem. W innej jego fazie. Księżyc determinuje nasze życie. Tomek dla przykładu rodził się w czasie pełni. Dlatego przepełnia go gniew. Jest wojownikiem. Jest też naszym przywódcą. Ja jestem kronikarzem. Dbam o to, żeby wszyscy wiedzieli o tym co robimy dobrego. Czarny jest szamanem… ale to mówiłem. Zapalniczka jest sędzią. Rozstrzyga spory. Nie da się jej okłamać - na twarzy Zaara pojawił się pewien grymas, jakby Zapalniczka wiedziała coś, czego wiedzieć nie powinna. Coś kompromitującego ich “kronikarza”?
- I ma na Ciebie haka - mruknęła Żenia ironicznie przechodząc od stołu na sofę. Pochyliła się przy tym nad ramieniem Zaara.
Zmieszał się, po czym szybko ruszył dalej z tematem:
- Tak czy inaczej Czarny powiedział, że ty rodziłaś się w nowiu. Wolisz działanie w cieniu. Twój patronat prowadził cię całe życie. Ukrywałaś się. Zostałaś złodziejką. To nie przypadek.
Brunetka usiadła w rogu sofy i podciągnęła kolana pod brodę przysłuchując się wykładowi.
- Ja nie wiem kim jestem, Zaar. Złodziejka czy nie - dziewczyna rozłożyła ręce - teraz nie wiem. Możesz mi powiedzieć, że byłam indyjską królową. - głupim żartem pokrywała trapiącą ją niepewność.

- W każdym razie w czasie przejścia Czarny będzie ci wszystko objaśniać. Sam rytuał to próby. Próby sprawdzenia się. Będziesz udowadniać swą wartość.
Na koniec westchnął ciężko.
- W skrajnych wypadkach rytuał może trwać kilka miesięcy. Aż wykonasz to czego chcą duchy.
- A miał być tylko Kojot. To ile tych duchów?
Wzruszył ramionami.
- Tego nigdy nie wiadomo. Każdy rytuał przejścia jest inny.
- A jaki był Twój?
- Opowiedzieć stu tysiącom osób o wyczynach naszej watahy - uśmiechnął się szelmowsko puchnąc z dumy.
- No tak… osoba publiczna, kamery… - wyliczała dziewczyna dodając dwa do dwóch - chyba te duchy dość tradycyjne, co?
Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Chyba tak. Zobaczysz. Zresztą po wszystkim musisz mi opowiedzieć o rytuale. Ja zapiszę go w kronice.
Żenia rzuciła w niego poduchą:
- No już… bo mi oczy wypali ten żar od dumy - rzuciła ze śmiechem. Pierwszym od wydarzeń z poprzedniego dnia. - O co chodziło, że duchy się nie myliły? - przypomniała sobie komentarz Czarnego na widok noża.
Zaar zdawał się chwilę myśleć czego dotyczyło pytanie, po chwili zmarszczył brwi i kiwnął głową. Przytakując samemu sobie. Wstał od stołu i usiadł na brzegu kanapy. Na ławie nadal były ułożone rzeczy które miała ze sobą.
- Kiedyś we śnie duch wiatru powiedział Czarnemu, że najmłodsze szczenię w stadzie odnajdzie silny fetysz plemienia Panów Cienia. Wtedy myślał, że to chodzi o Zapalniczkę. Ale nic takiego nie miały miejsca. Później pojawiłaś się ty. Zresztą Czarny ma swoisty kryzys. Normalnie - ściszył głos do konspiracyjnego szeptu i przechylił się w stronę Żenii - pije non stop. Tygodniami nie wychodzi z cugu. Aż do wczoraj. Rano musiałem go cucić, żeby zabrać go do King Crossa, ale później… gdy zobaczył nóż… zmienił się. Chociaż…
Zastanowił się chwilę.
- Nie, to było wcześniej. Gdy cię wyczuł w centrum handlowym. Coś w nim się zmieniło. Ale przy nożu kompletnie wytrzeźwiał.
Kiwanie palca zachęciło Zaara by się przysunął bliżej.
- Wiesz, że mi nic nie mówi połowa tego co powiedziałeś? - spytała równie konspiracyjnym tonem. - Co to jest fetysz? Jakieś seksualne mambo jambo chyba nie, co?
Zaśmiał się przez szept. Z jakiegoś powodu pomyślała, że już to słyszała. Już kiedyś ukrywali przed kimś swoją radość. Przed Czarnym? To był kolejny przebłysk. Jak z Tancerzami. Ale ten był przyjemny. Drugi przebłysk na przestrzeni kwadransa. To dobrze wróżyło. Powoli może wreszcie zacznie odzyskiwać tę pamięć. Tymczasem Zaar zaczął tłumaczenie.
- Niektórzy szamani umieją nakłonić duchy do tego, żeby nawiedziły jakiś przedmiot. Na przykład nóż. Wtedy taki duch służy właścicielowi noża. Różne duchy, różne właściwości zaklętych przedmiotów. Fetyszy. Także przyniosłaś nam czarodziejski nóż.
Ostatnie zdanie powiedział już głośno.
Przedrałowała na czworakach po sofie ku stolikowi i wzięła nóż do ręki.
Obejrzała go na wszystkie strony.
- Jak to niby służy? Jak dżin w bajkach? Trzeba potrzeć i zadziała? Czy jakieś inne magiczne słówko? - ważyła zdobycz w dłoni.
Broń była idealnie wyważona. Świetnie leżała w dłoni. Rękojeść była wyprofilowana do palców. Łuki w różnych kolorach na ostrzu świadczyły o wykonaniu metodą skuwania ze sobą warstw stali o różnym składzie. Na przemian elastycznej i twardej. Wszystko w celu zwiększenia wytrzymałości. Kiedyś tylko najwięksi mistrzowie kowalstwa znali tę metodę. Legendarna damasceńska stal. Choć broń była relatywnie nowa. Albo nigdy nie używana, albo jej właściciel przesadnie dbał o jej stan. I choć Żenię zaskoczyło jak wiele była w stanie wyczytać z noża, to nie wyczuwała żadnego ducha.

Zaar patrzył na nią z uwagą.
- Gdy już połączysz się ze światem duchów sama będziesz wiedziała jak potrzeć tę broń. Albo jakiego słówka użyć. Trudno mi to teraz wyjaśnić. Wiesz, to stanie się naturalne. Jakbym cię zapytał jak to jest pić i jak to robić? Żeby opisać to komuś, kto nigdy niczego nie pił straciłabyś cały dzień. Podczas gdy to takie oczywiste. Wziąć łyk wody i ugasić pragnienie.
- Twoim kolejnym zadaniem od duchów powinno być “nauczanie nowicjuszy” - prychnęła z lekkim fochem zmieszanym z rozbawieniem - A co to Panowie Cienia? - siedząc na podwiniętych nogach bawiła się dla odmiany rękawiczkami.

- Garou od wieków tworzą pewne plemiona. Plemiona mają swoje duchy opiekuńcze. Panowie Cienia to - wahał się szukając słów.
- Cóż, wiele lat liczyła się dla nich przede wszystkim władza. Brali udział w wielu walkach. Nie wahają się przed różnymi zagraniami, żeby osiągnąć swoje cele. Wiesz, myślę, że akurat Czarny by ci coś więcej powiedział. Panów cienia rozpoznasz po tym, że zmienieni w wilka są wielcy i czarni.
Jego mina wyglądała dość głupio, ale chyba chciał zasugerować coś w stylu: “domyśl się z jakiego plemienia jest Czarny”.

- pokaż mi - zażądała zakładając ramiona na piersi - jak wyglądasz - jakoś nie mogła sobie siebie wyobrazić jako kobiecej wersji Czarnego.

Zaar wstał. Ściągnął najpierw koszulkę. Nie był zbytnio umięśniony. Później ściągnął spodnie od piżamy. Stanął tyłem do dziewczyny, więc miała okazję obejrzeć jego pośladki. Stwierdziła, że są dużo ciekawsze niż plecy. Były całkiem zgrabne.

Po chwili jego ciało zaczęło się zmieniać. Włosy zaczęły porastać je coraz gęsciej. Aż musiał się rzucić na ręce, a w zasadzie na łapy. Jego futro było skołtuniałe. Szarordzawe. Aż w końcu zaczął sie kurczyć. Odwrócił się patrząc na nią swoimi oczyma. Wywalił język i dyszał cięzko. Było w nim więcej z psa niż z wilka. I był dużo mniejszy od Czarnego. Choć w ludzkich postaciach różnili się może o dwa centymetry... Jako wilk Zaar nie robił dobrego wrażenia.

Żenia podczołgała się bliżej i usiadła na piętach na przeciwko zipiącego Zaara.
- Trzeba by Cię wyczesać - zagryzła dolną wargę, powstrzymując droczenie się. Wyciągnęła powoli dłoń by pogładzić wilka i podrapać za uchem - No ok. Nie jesteś Panem Cienia.

Z radością zaczął się łasić i nadstawiać ucho do drapania. Nawet polizał wysuniętą rękę. Tymczasem do pokoju wrócił Czarny. Spojrzał na scenę. Uniósł brew, po czym przysiadł przy stole i sięgnął po tableta bez słowa.

Czochrają i drapiąc Zaara, Żenia przyjrzała się się jego oczom. Wyglądały na całkiem… psie. Zaintrygowana zwróciła się do Czarnego:
- Ja też tak mogę? Czy muszę najpierw to przejście załatwić?

Czarny wstał od stołu. Niósł do niej tableta. Na ekranie był otwarty jakiś lokalny portal informacyjny:
“Strzelanina na Sołaczu” - głosił tytuł. Jakże wymowny i przyciągający uwagę. Zwłaszcza, że padł jeden strzał. Później krótka historia o pościgu ukraińskiej imigrantki. Strzałach i nieudolności policji.

W tym czasie Zaar wrócił do ludzkiej postaci. Wciągnął spodnie i czytał wiadomości przez ramię.
- Słowem nie napisali, że masz podwójne obywatelstwo. Dom w Polsce. No ale tak, to zniszczyłoby wizję niebezpiecznej imigrantki. Manipulacja mediami jest straszna. Chodź, ubierz się. Pojedziemy gdzieś, gdzie będziesz mogła odnaleźć swojego wilka.

Dobry humor dziewczyny prysnął. Bezsilność i poczucie zagubienia powróciło. Westchnęła próbując odgonić złość.

Czarny sięgnął po “magiczny nóż” i podał go Żeni.
- Opiekuj się nim, a może się odwdzięczy.
Sam nóż był bardzo nieporęczny. Nie miał żadnej pochwy do której mogłaby schować ostrze.

-Ja?! - zdziwiła się szczerze - Przecież to Ty jesteś szamanem od duchów. Trzymała nóż w dłoni nie wiedząc co z nim w zasadzie zrobić.

- “Szaman od duchów” - powtórzył jakby napawając się brzmieniem. Jednak nie odpowiedział na jej pytanie. Zamiast tego poszedł zakładać płaszcz. W końcu już z korytarza odezwał się:
- Może ty będziesz “złodziejką od noży”?

Wskakująca w legginsy Żenia zatoczyła się lekko, łapiąc równowagę. Czarny miał poczucie humoru? Zachichotała pod nosem.
- Na to, że jestem złodziejką mam wasze słowo. Na to, że jesteś specem od duchów - wciskana przez głowę podkoszulka stłumiła ostatnie słowa - mam słowo noża i Kojota!

Przed dłuższą chwilę kombinowała co zrobić z nożem. W końcu wrzuciła go do plecaka.

- Do zmiany trzeba być gołym? - przypomniała sobie wgapiając się w zgrabny tyłeczek Zaara.

- Nie. Ale mało co wytrzyma przyrost masy mięśniowej - powiedział przebierajacy się Zaar.

Wspomnienie bluzy. Luźniej. Prawie do kolan. Szerokie rękawy. To co miała na sobie gdy się obudziła nie było przypadkiem….

- Ubierz coś, w czym będziesz się dobrze czuć. Postaramy się coś zrobić z ubraniami, żebyś nie biegała nago po lesie - powiedział Czarny.

- W filmach wilkołaki zawsze biegają po lesie przy pełni. I wygląda to boleśnie. Was boli?

- Nie. Na szczęście do pełni daleko.
 
corax jest offline