Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2017, 13:34   #83
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Lunch jaki zamówiła Gabriela był dość obfity i drogi. Zaś wciśnięta w ciemnobordową suknię Gabi ledwo była w stanie usiedzieć w jednym miejscu.Nawet nie była zainteresowana górą smakołyków leżących przed nią. Carmen widziała jej podekscytowanie, gdy zbliżała się z Orłowem do stolika, przy którym to Gabriela siedziała.
- Czytałaś?- zadała szybko pytanie.
- Owszem. - odpowiedziała Brytyjka, lecz nie zdradzała wielkiego podniecenia. Miała na sobie kremową, delikatną sukienkę, w której wygladała jak kwintesencja niewinności.
- Powinniśmy tam ruszyć zaraz. Rozpocząć śledztwo, zabezpieczyć ślady, dotrzeć do kart maszyny różnicowej odpowiadającej za zapisy…- rzekła kipiącym od emocji głosem Gabi, ale Orłow nieco przyciął jej skrzydła słowami.- To nie Kair. Nie możemy tam wejść i powołując się na pozycję Carmen rozstawiać miejscowych policjantów po kątach.
- Zapewniam cię, że to wszystko zostało zrobione, a ja najwyżej mogę znów uśmiechnąć się do naszego ambasadora, by spróbował złowić nieco informacji. - Rzekła Carmen, zabierając się do jedzenia.
- Ale to robią szwajcarscy policjanci i nie dostaniemy żadnych informacji. Ani ów ambasador.- mruknęła Gabi niezadowolona.
- Dopiero co miałaś akcję. Nie podobało ci się zdobywanie informacji na temat prawnika?- zapytał retorycznie Orłow.
- Patrzył się na mnie jakbym już leżała w jego łóżku i to był dla mnie zaszczyt. Miałam ochotę strzelić mu w pysk podrasowaną parową rękawicą. - prychnęła gniewnie Gabriela.
- To wiesz już jak wyglądają moje kontakty z ambasadorem. - Odparła cierpko Carmen - Nie mamy uprawnień, by zaangażować się w śledztwo. Możemy tylko z dystansu przyglądać się sprawie.
- No to może… spróbujemy się jakoś dowiedzieć, założymy podsłuch czy coś w tym rodzaju?- zaproponowała cicho Gabriela. A Jan Wasilijewicz dodał.- Nie… jeśli policja szwajcarska nas przyłapie. A potrafią to zrobić przy ich sprzęcie, zostaniemy wydaleni i cała misja zakończy się fiaskiem.
- To co według was zdarzyło się w tym muzeum?- spytała ciekawa ich teorii.
- Gabrielo... - Carmen zaczęła mówić, nie patrząc nawet na dziewczynę - Jesteśmy w głównej sali restauracji non stop pilnowanej przez deus ex machinę. Pomyśl proszę, zanim znów się odezwiesz. Ta wiedza, co o tym myślimy, nie jest ci do niczego potrzebna. Skup się więc proszę na tym, co jest w twoim zasięgu. - udzieliła jej reprymendy, czyniąc to jednak takim tonem, jakby mówiła o pogodzie.
- To co jest w moim zasięgu. Jakie mamy plany na wieczór?- zapytała speszona Gabi.
- Masz wolne... chyba, że chcesz na własne ryzyko popracować nad tym adwokatem. - to było okrutne, ale Carmen chciała, by Gabriela nieco stonowała emocje nie tylko przez jej nakaz, ale także z własnego wyboru.
- Mogę poobserwować jego dom, poszukać słabych luk jego deus ex machiny. - stwierdziła ugodowo Gabi jakoś nie kwapiąc się do rozmowy z samym adwokatem.- A co do tych wszystkich AC z listy to… nic… zero… null. Żadnych oficjalnych powiązań z wykopaliskami i naprawdę luźne z samą kolonią egipską.
- Cóż. Chciałbym powiedzieć, że to mnie dziwi, ale jakoś nie. Za dużo ten lub ta AC wkłada w dyskrecję.- stwierdził filozoficznie Orłow.
- Taaa... - odparła w zamyśleniu Carmen, po czym dodała - To, co wymyśliłaś z obserwacją, to dobry pomysł, aczkolwiek naprawdę... możesz sobie zrobić wieczór wolny. My z Orłowem będziemy... w pracy, starczy tej nadgorliwości.
- No dobrze… a nad czym pracujecie? - zapytała zaciekawiona Gabi.
- To tajne zwłaszcza w tym miejscu. Praca, że tak powiem… związana z planowaniem przyszłych posunięć.- wyjaśnił enigmatycznie Rosjanin, co niezbyt spodobało się Gabrieli.
- Zaczynam czuć się jak dziecko słuchające pouczeń rodziców.
- Nasz rację, powinniśmy narazić misję, żebyś ty mogła poczuć się dorosła. - Prychnęła Carmen. - Jeśli chcesz wiedzieć, to nie musimy traktować cię jak dzieciak, bo sama się tak zachowujesz. Dla nas słowo “tajne” to świętość, bo tak pracujemy. I tylko dzięki temu wyczuciu nasze wywiady mogą współpracować.
- Po prostu…- westchnęła cicho i dodała.- Nie będę już tak narażać misji.
I zabrała się za jedzenie dodając pomiędzy kęsami.- Przynajmniej posiłki są tu dobre.
- Za tę cenę... powinny być.
- To prawda. - zgodził się z nimi Orłow i zamyślił dodając.- Udacie się moje drogie jutro na zakupy? Zapewne trzeba przyszykować odpowiednią kreację na wyścigi lokomotyw.
- Najpierw muszę dostać potwierdzenie od ambasadora. Nie wiem też kiedy... cóż, obiecałam mu prywatny występ akrobatyczny. Pewnie będzie chciał go niedługo obejrzeć.
- Nie przed… spotkaniem z naszą AC. Niech ma motywację. - przypomniał jej Orłow z uśmiechem. - Znowu będziesz do niego jutro podążała?
- Nie wiem. Na razie czekam na wiadomość.
- Ja jutro rano rozejrzę się w okolicy muzeum. Tak dla zabicia czasu, bo pewnie będzie zabezpieczone przez tutejszych konstabli.- stwierdził Rosjanin, podczas gdy Gabi spytała wywołując jego zakrztuszenie. - A co robiliście wczoraj wieczorem? Bo Hilda mówiła, że nie było was w hotelu.
Carmen uśmiechnęła się znacząco.
- Tajemnica. - odpowiedziała tylko zerkając na Orłowa.
-Właśnie.- stwierdził Rosjanin ucinając rozmowę przy stole.


Po posiłku zaś Gabi udała się od razu do swego pokoju, po sprzęt zwiadowczy potrzebny do obserwacji adwokata.
- Energiczna z niej ptaszynka.- stwierdził na koniec Rosjanin i zerkając na Carmen dodał.- Co teraz? Chcesz wypocząć, czy mam udać się na łowy dla ciebie?
- Słońce jeszcze jest na niebie widoczne, a myśmy mówili o wieczorze. Pozwolę sobie więc wykorzystać ten czas na krótką drzemkę. Czuję coś, że w nocy nie zaznam zbyt wiele snu…
- To prawda. Dla twojej wygody… nie dołączę do ciebie w tej drzemce.- uśmiechnął się czule Rosjanin.
Carmen również odpowiedziała uśmiechem, wstając ze swojego miejsca przy stole. Ta czułość, którą coraz częściej zauważała w ich relacjach zawstydzała ją, cieszyła, ale i martwiła, gdy myślała o zakończeniu misji. Teraz jednak pocałowała Rosjanina w czoło i kręcąc pupą udała się w stronę windy.

Drzemka trwała długo, była przyjemna, ale… Carmen obudził chichot. Cichy acz niepokojący. W pokoju hotelowym było dość ciemno, z uwagi na ciężką zasłonę chmur deszczowych otulających znów miasto. I cicho, a choć Brytyjka nikogo nie widziała to czuła, że nie jest sama.
Nie zmieniając pozycji, by nie zdradzić, że już nie śpi, powoli otworzyła oczy. Była napięta, gotowa w każdej chwili sięgnąć za podwiązkę i wyjąć z niej nóż.
- Miło wiedzieć że się stęskniłaś.- usłyszała głos, znajomy głos… Aishy. Nie mogła jednak dostrzec Arabki. Gdzie się ona schowała? W pokoju panował półmrok… ułatwiał ukrywanie.
- Naprawdę sądzisz że te twoje nożyki cię przede mną obronią? - cichy kpiący szept.
Carmen usiadła na łóżku i rozejrzała się, wciąż trzymając dłoń na udzie.
- Nie potrzebuję ich, bo nic mi nie zrobisz. - Odpowiedziała butnie.
- Doprawdy? Może i masz rację. Bo po co miałabym coś robić? W końcu gdzieś w głębi serca wiesz, że należysz do mnie. Że pragniesz tej ekstazy którą poczułaś na pustyni, że nikt… żaden mężczyzna, ani żadna kobieta nie potrafi ci jej dać. Że się boisz… iż nadal mam na ciebie wpływ.- głos dochodził raz z jednej raz drugiej strony, raz głośny, raz był cichym szeptem.- Że nie będziesz w stanie mnie zabić. Że brak ci do tego siły i woli.
Carmen nagle poczuła w sobie znacznie więcej siły sprzeciwu niż ostatnio. Może to kwestia czasu, który dzielił ją od przygody z Aishą? A może charakter relacji z Huai, która trochę przypominała tę z Arabką i stanowiłą dobry substytut? A może rodzące się szczere uczucie między Brytyjką a agentem rosyjskiego wywiadu? Albo wszystko to naraz... W każdym razie Carmen zamknęła oczy i skupiła się na chwilach spędzonych z innymi kochankami.
- Skończyłaś? - zapytała Aishy.
- Nawet… nie zaczęłam… jeszcze…- usłyszała od Aishy i Carmen poczuła pieszczotę ust na swym łonie, kolejną na piersi… i szyi. Pocałunki i muśnięcia języka. Tyle że… to nie była Aisha. Zamykając oczy Brytyjka miała wrażenie, że to usta Huai ją pieszczą na szyi, że to zwinny języczek Yue wije się pomiędzy jej udami, że to Orłow całuje jej pierś, delikatnie kąsając zdobiący ją pączuszek.
Jęknęła rozkosznie, odrzucając głowę do tyłu.
- Musisz widzę... udawać kogoś... kim nie jesteś... żałosne. - wyszeptała.
- To ty udajesz…- szeptał głos Aishy, co nie zmieniało faktu, że język Yue wił się jak wąż po intymnym zakątku Brytyjki, muskając wrażliwy punkcik zagłębiając się pomiędzy płatki jej kwiatu, pieszczota ust Orłowa narastała w drapieżności, jakby rywalizował z bladolicą Chinką kąsającą szyję Carmen ostrymi ząbkami. -... ukrywasz się za nimi przede mną.
- Nie potrzebuję cię po prostu... - wyartykułowała z trudem akrobatka, prężąc się i wijąc pod wpływem pieszczot.
- A jednak nadal tu jestem… - wymruczała kocio Aisha tuż przy uchu wijącej się w pościeli Carmen. Język Chinki śmigający między udami drażnił przyjemnie jej zmysły wprawiając całe ciało w drżenie, aż do…. nagłego przebudzenia. Znów… to był tylko sen.
Znów Aisha przypomniała o swym istnieniu poprzez podświadomość Brytyjki. Ale czy zawsze tak będzie? Czy kiedyś całkiem wyprze ją z głowy? Czy już zaliczyła zwycięstwo.
Była rozbudzona. Szybko rozejrzała się po pokoju.
Była sama jeszcze, ale minęło już sporo czasu. Kto wie czy wkrótce Orłow nie zjawi się z dwiema kobietami. Trzeba wszak było przyznać, że nawet dla niego to było spore wyzwanie.
Gdzieś tam na górze spoczywała Hilda pilnując okolicy w trybie czuwania.
Carmen zapaliła jedno z mniejszych świateł w sypialni i zaczęła się rozbierać do bielizny. Następnie wdziała na siebie komplecik, który sprezentował jej Jan Wasilijewicz. Pasował idealnie. No tak, Rosjanin miał wiele okazji, by poznać jej sylwetkę...
Na koniec wzięła niewielkie puzderko i usiadła z nim na łóżku. Otworzyła pokrywę i przyjrzała się obróżce. Po chwili wahania wzięła ją i zaczęła zapinać na swojej szyi.
Minęło jakieś pół godziny. Pół godziny kontemplacji swoje postaci w lustrze, pół godziny podziwiania błyszczących klejnotów na obroży i rozważania tego co ma nastąpić.
Czy sobie poradzi? Czy starczy jej odwagi, czy…
Pytań było dużo, a czas nagle się skurczył, gdy Hilda zgodnie z zaleceniem jej kochanka, powiadomiła Carmen że jej narzeczony wysiadł z windy i kieruje się do ich pokoju z dwoma kobietami otulającymi go z obu stron.
Przez chwilę chciała uciec przez balkon i wyrwać się ku wolności, ale to był tylko odruch. Chciała tego, chciała dać kochankowi prawo decydowania o sobie tej nocy. Nalała wina do czterech kieliszków.
Słyszała jego głos, wesoły i rubaszny… słyszała też chichoty dwóch kobiecych głosików.
Drzwi się otworzyły powoli i głos Orłowa zabrzmiał.
- A to moje skromne lokum.-
- Nie takie skromne… w porównaniu z moim.- rzekł lekko chrapliwy głos, pasujący do dojrzałej kobiety która wie czego chce. Towarzyszył jej dziewczęcy i nieco nerwowy chichot.
Druga musiała być więc młodsza, choć nie taka niewinna. Rosjanin wszedł wyraźnie w doskonałym nastroju obejmując dwie młode dość kobiety i wędrując pożądliwym wzrokiem po Carmen. Uśmiechnął się drapieżnie szczególnie gdy zobaczył błyszczące klejnociki obroży. Także i obie kobiety… jedna starsza i dystyngowana ruda wyglądającą na pracowniczkę jakiejś… uczelni. Druga młodsza i onieśmielona sytuacją, delikatna i eteryczna dziewuszka ale sądząc po błyskach w oczu, żądna nowych wrażeń. Była jakby… bliźniaczym odbiciem Carmen w tej chwili. Obie kobiety zerknęły na Carmen z zaciekawieniem, acz tylko rudzielec przyjrzał się jej z pożądliwością. Obie jednak były podchmielone i żądne przygód.
Brytyjka wstała z łóżka i stanęła wyprostowana przed Jane Wasilijewiczem. Dłonie miała schowane za plecami, dając tym samym do zrozumienia, że czeka na rozkazy.
- A oto moja perełka Carmen. Śliczna i posłuszna… i gotowa spełnić wszystkie polecenia.- zaprezentował ją Orłow uśmiechając się.
- Doprawdy rozkoszna perełka.- mruknęła ruda kobieta podchodząc do Brytyjki i obchodząc ją dookoła. Carmen poczuła jak palce rudowłosej kobiety muskały jej nagieplecy tuż powyżej pośladków. W dodatku na oczach Orłowa pożądliwie wędrują po samej Carmen, a i tuląca się do niego blondynka rozbierała Brytyjkę wzrokiem.
- To jest Henriette… studentka ze Niderlandów, spragniona szalonych wspomnień zanim zacznie nudną pracę urzędniczki.- przedstawił blondynkę, na co ta się zarumieniła.
- Oraz Ginevra pragnąca…- zaczął Jan Wasilijewicz, ale Ginevra objęła w pasie Carmen tuląc się piersiami do pleców Carmen dodała.-... zemsty. Zemsty na mężu. Możliwie jak najbardziej upokarzającej dla niego. Ponoć twój… pracodawca uwielbia patrzeć jak… wielbisz swoje ciało na jego oczach, czy to… prawda?
“Pracodawca”? Carmen podniosła zdziwiona brew, patrząc na Orłowa.
Rosjanin spojrzał na Brytyjkę znacząco i powędrował spojrzeniem po jej “umundurowaniu”. No tak.. była ubrana jak pokojówka. To wyraźnie sugerowało jej… rolę.
Westchnęła cicho, po czym zwróciła się do rudej:
- Czy chce pani powiedzieć, że mój pan mógłby kłamać?
- Nie wiem… - zachichotała Ginevra lewą dłonią podciągając Carmen spódniczkę, a prawą sięgać między uda Brytyjki i prowokująco wodząc palcem po bieliźnie “pokojówki” na oczach Rosjanina i Henriette.
Blondynka dodała nieco nerwowo.- Przestań Ginevro… zawstydzasz ją, nie powinnaś tak śmiało się… zachowywać.
- Zawstydzam cię Carmen?- mruknęła ruda nie przerywając wodzenia palcem po okrytym delikatnym materiałem zakątku arystokratki. Oczy zarówno oburzonej Henriette, jak samego Rosjanina były przykute do tego widoku. Wodziły za palcem Ginevry jak zahipnotyzowane.
Choć Brytyjka znała zasady zabawy, której się podjęła, sen o Aishy wprawił ją w bardziej bojowy nastrój. Choć trzeba było też przyznać, że była już podniecona zanim rudowłosa kobieta jej dotknęła.
- Bynajmniej proszę pani. - Ton Carmen był uprzejmy, jednak w jej wzroku czaiła się jakaś wyniosłość, buntowniczość nie pasująca do roli służącej.
- Widzisz...Henriette… - zamruczała Ginevra wodząc prowokacyjnie palcem i z wprawą muskając wrażliwy punkcik ukryty pod materiał, z wyraźną wprawą… którą zapewne zdobywała na własnym ciele.
- Może wpierw napijemy się wina?- zaproponował Orłow, a to wystarczyło by Ginevra przerwała zabawę i zwróciła uwagę na wskazane kieliszki.
Henriette oderwała się zaś od ramienia mężczyzny, gdy Ginevra ruszyła ku tacy. Po czym podeszła do Brytyjki o dodała.- Ginevra przyłapała dziś męża na zdradzie… wręcz dyszy zemstą i pożądaniem i alkoholem. Stąd jej… niewłaściwe zachowanie. Nie miej jej tego za złe.
- Nie jestem tu po to, by panie oceniać, lecz by spełniać wolę mego pana. - Carmen ukłoniła się dystyngowanie. Nawet nie wzięła do dłoni kieliszka, zdając się na decyzje Orłowa w tej kwestii.
- Miał rację… mówił, że jest pani olśniewająco piękna. Mogę… pocałować?- zapytała nieśmiało.
- To nie mnie powinna pani pytać. - odparła Brytyjka, starając się zachować powagę w dalszym ciągu.
- Och…- zawstydziła się Henriette i spytała Orłowa.- Mogę… pocałować?
- Oczywiście…- rzekł Jan Wasilijewicz.- W końcu… planujemy bardziej śmiałe zabawy, prawda?
- Im bardziej szalone… tym lepiej. - zamruczała Ginevra.
Henriette oparła więc dłonie na biodrach Carmen i przysunęła twarz do Brytyjki, powoli całując delikatnie i ostrożnie usta arystokratki. Ta odpowiedziała tym samym - nie natarczywie, ale też i nie biernie. Pogładziła dziewczynę delikatnie po ramieniu.
- To było miłe…- mruknęła Henriette już śmiało całując szyję i bark Carmen i tuląc się do niej.
- Hej… hej… nie zagarniaj jej całej dla siebie.- zaśmiała się Ginevra.- Musisz się nią podzielić ze mną i gospodarzem.
-Ze mną… później...na razie wy się nią zaopiekujcie. Ja chętnie popatrzę. - odparł z nieukrywanym ani w głosie, ani w spojrzeniu, pożądaniem.
Carmen spojrzała mu porozumiewawczo w oczy, nim Ginevra szarpnęła jej podbródkiem i niemal zmusiła do ucałowania siebie. Brytyjka poddała się jej woli. Nie opierała się też dłoniom, błądzącym po jej swoim ciele.
Obie kobiety rozkoszowały się jej uległością. Dłonie Henrietty wodziły po piersiach Carmen masując przez jej skąpy kostiumik, gdy Ginevra całując Brytyjkę, podwinęła jej sukienkę, by zsunąć w dół majteczki. Na oczach rozkoszując się widokami Orłowa popijając wino.
Rudowłosa odsunęła się od Carmen i podwinęła suknię jakby odsłaniała kurtynę, podczas gdy usta Henriette całowały dekolt Brytyjki, sięgając na oślep pod sukienkę i muskając opuszkami skórę. Gdy ruda podwinęła swą suknię i halkę, a następnie zsunęła swoje majtki, odsłaniając kobiecość zarówno przed oczami obu kobiet jak i Orłowa.
- Chodź tu do mnie Carmen… potrzebuję ulgi… albo ty… Janie…- wymruczała podnieconym głosem.
Choć było jej tak przyjemnie, Carmen trzymała jeszcze swój temperament na smyczy. Sama była ciekawa ile zniesie, toteż teraz spojrzała pytająco na Orłowa, by to on znów zadecydował. Dziś była pozbawioną woli zabawką w jego rękach... a przynajmniej starała się nią być.
Ten skinął głową dając jej wyraźne zezwolenie, a choć kochanek Carmen wydawał się być spokojny, to ona widziała emocje kotłujące się w nim i wyraźnie napięte mięśnie. Ta sytuacja i te widoki kusiły go.
Brytyjka uśmiechnęła się uprzejmie, po czym powoli zanurkowała na podłogę. Na czworakach podeszła do nóg Ginevry i wspięła się po nich dłońmi, delikatnie masując. Dopiero gdy jej palce dotarły do łona kobiety, złożyła na jej muszelce długi pocałunek.
- Mmm…- mruknęła zmysłowo ruda kokietka szerzej rozchylając uda i sięgając dłońmi do swych piersi uwięzionych pod strojem. Masowała je powoli obserwując Brytyjkę. Nie tylko ona, także i Orłow jak i Henriette. Carmen stała się gwiazdą “przedstawienia”.
I było widać, że odnajduje się w tej roli. Zmysłowo muskała wargami kobiecość Ginevry, by po chwili lubieżnie przejechać po niej języczkiem. Dłonie akrobatki błądziły po pośladkach kobiety.
- Cudownie… - zamruczała Ginevra głaszcząc kochankę po włosach.
- Ale stanowczo za bardzo jesteś ubrana do tej roli.- stwierdził zaś Orłow i podszedł do siedzącej na stoliku Ginevry, by wdrapać się na mebel i powoli odsłaniać skarby ukrywane przez nią pod ubraniem. A sama Carmen poczuła inne dłonie.. tym razem drżąco podciągające w górę jej spódniczkę i wodzące po jej nagich udach. Ruda już zadbała wcześniej, aby agentka nie miała niczego okrywającego jej intymnych zakątków, toteż… poczuła języczek na swych napiętych prowokacyjnie pośladkach wodzący badawczo po nich i pomiędzy nimi. Henriette nieśmiało i niepewnie zaczęła pieścić te obszary jej ciała, sięgając palcami między uda Carmen i ostrożnie muskając jej kobiecość. Sytuacja… robiła się coraz bardziej kipiąca pożądaniem.
Brytyjka jęknęła. Jakże inny był ten delikatny, nieśmiały dotyk od sposobu w jaki dotykały ją dotychczasowe kochanki - wprawione już w kontaktach damsko-damskich. Zamruczała, nie odrywając ust od muszelki Ginevry, po której teraz ślizgały się także dwa jej palce. Mocniej wypięła biodra.
- Ooooooch…- jęknęła głośno Ginevra i zaczęła się wiercić pod pieszczotami. Orłow bowiem rozpiął już jej koszulę i zsunął koronkę w pełni wydobywając na wierzch jej krągłe piersi, które ściskał i masował na oczach Carmen. A choć wielbił tak biust rudej, to pożądliwy wzrok miał wbity w swą pokojówkę. Pieszczoty Henriette zaś nabrały śmiałości. Wodziła językiem pomiędzy pośladkami Carmen i palcami sięgała do jej kwiatuszka ostrożnie badając nieznane jej terytorium… w każdym razie wydawało się, że dotąd nawet swego ciała nie próbowała tak pieścić.
Brytyjka powolutku wsunęła dwa palce do wnętrza rudowłosej, podczas gdy sama odrzuciła głowę do tyłu i jęknęła rozkosznie, patrząc spod na wpół przymkniętych powiek na Orłowa. Miała ochotę wpić się teraz w jego usta, lecz dzieliła ich kochanka, którą oboje karmili pieszczotami.
- Nie tak ostro.. brutalu…- jęknęła mało przekonująco Ginevra czując gwałtowne pieszczoty kochanka na swych piersiach. Wijąc się i drżąc poddawała podwójnej pieszczocie palców, coraz bardziej wilgotna, rozpalona, coraz bliższa szczytu rozkoszy. Wielbiona przez ich oboje… była przekaźnikiem ich emocji, bowiem spojrzenie Rosjanina wskazywało Brytyjce, że tak samo by ją pieścił, gdyby… znalazła się w jego zasięgu.
Ale czy i Brytyjka mogła narzekać? Blondynka pieściła jej pośladki pocałunkami i języczkiem, a kwiatuszek rozpalała delikatnymi muśnięciami palców. Mogło to być za mało na szczyt podobny do tego, do którego zbliżała się Ginevra. Ale zabawa dopiero się zaczynała.
Patrząc wyzywająco na kochanka Carmen zaczęła poruszać palcami w środku kochanki, ustami zaś wpijając się w jej malutki klejnocik rozkoszy, jakby chciała wyssać z niego całą słodycz. Jednocześnie agentka jeszcze szerzej rozstawiła nogi, ułatwając do siebie dostęp blondynce.
- Tak… proszę… więcej…- pojękiwała ich wspólna ofiara zatracając się w rozkoszy i poddając ich dotykowi. Jej piersi lekko poczerwieniały od dość gwałtownych pieszczot Orłowa, ale… była już zbyt rozpalona, by protestować. Zbyt bliska ekstazy… Henriette starała się brać przykład i śmielej sięgała palcami do groty rozkoszy Carmen, poruszając mocniej i pewnie. Jej języczek wił się po pupie kochanki, a sama blondynka drżała zerkając na wręcz wyuzdany widok dochodzącej do orgazmu Ginevry. Zresztą nie tylko ona dochodziła, Carmen po gorących snach o Egipcjance, czuła jak szybko traci grunt pod nogami. Jej pieszczoty nabrały szybszego, ale i bardziej chaotycznego charakteru. Pośladki zaś same ocierały się o nos i usta kochanki za nią.
- Mocniej mocniej...mocniej! - wręcz krzyczała Ginevra w pełni się oddając rozkoszy sprawianej przez kochanków. Jej ciało zadrżało wypinając się w łuk, gdy głośno dotarła na szczyt.
- Przepraszam… za nią… to alko… hol.- wymruczała cicho Henriette pomiędzy gorącym pocałunkami składanymi na pupie Carmen i energicznymi lecz mało stanowczymi ruchami palców w gorącym zakątku Brytyjki, która była poletkiem doświadczalnym dla przyszłej urzędniczki.
Mając jednak zajęte czymś inny usta Caren nie odpowiedziała. Wpatrywała się za to roziskrzonym wzrokiem w kochanka. Gdy wreszcie oderwała się od pulsującej wciąż łechtaczki, na jej ustach pojawił się znajomy, krnąbrny uśmieszek.
- Słodka… - wymruczał jej kochanek jednocześnie prowokująco liżąc szyję łapiącej oddech Ginevry.- Słodka… prawda? Ta moja… pokojóweczka?
Choć pieścił rudowłosą kobietę, to wzrok miał utkwiony w Brytyjce, której to dumnie wypięta pupa, była smakowana przez blondynkę z zapałem i entuzjazmem. Jej pukle łaskotały skórę Carmen.
- Wiem… powinnam się jej odwdzięczyć.. tym samym.- oblizała usta Ginevra również spoglądając na Brytyjkę.
- Jestem po to... by służyć... - odparła Carmen, lecz ostatnie słowo utonęło w jęku, gdy Henrietta głębiej wsadziła jej swoje paluszki.
- Chcę ją posmakować… i ciebie mój drogi. Chcę zatonąć dziś w szaleństwie rozkoszy.- mruknęła z rozleniwionym uśmieszkiem Ginevra zsuwając się ze stołu.- I zapomnieniu. Henriette, pozwól jej klęknąć, dobrze?
Blondynka posłusznie odsunęła palce i usta od ciała Brytyjki.
- Wiem, że nie jestem tak.. dobra.- wymruczała przepraszając.
- Mam wrażenie że dobrze ci szło, a i gdy będzie klęczała… znajdzie się zajęcie dla twoich palców. - pocieszył ją Orłow.
Carmen zagryzła zęby, by nie zripostować tej uwagi. Miała ochotę rzucić się na Rosjanina, lecz obiecała sobie, że tego wieczora, w tej obróżce nie zrobi tego. Posłusznie więc uklękła i oblizała wilgotne wargi, czekając na dalsze polecenia.
Ginevra również uklękła ocierając się obnażonymi piersiami o biust Brytyjki.
- Jesteś bardzo śliczna…- mruknęła oplatając jej szyję ramionami i całując namiętnie. Jednocześnie zabrała się za rozwiązywaniu jej kostiumu, a palce klękającej za nią Henriette, znów zanurzyły się w jej rozpalonym intymny zakątku. Carmen znalazła się w potrzasku dwóch pieszczących ją kobiet. Zdawała sobie jednak sprawę jak kuszący jest to widok dla jej kochanka. Ile jeszcze… on wytrzyma?
Półprzytomnym wzrokiem spojrzała na niego wijąc się i ocierając o dwie kobiety. Z jej ust teraz raz za razem wymykało się słodkie posapywanie.
- Słodka…- wymruczała Ginevra odsłaniając nagi biust Carmen i ocierając się własnym o jej piersi. Wróciła do leniwego całowania jej ust i sięgnęła dłonią niżej. Teraz do nieśmiałych palców blondynki, dołączyły doświadczone palce rudowłosej kusicielki. Ta muskała pączek rozkoszy z wprawą i doświadczeniem, więżąc Brytyjkę doznaniami przyjemności.
Dziewczyna jęknęła głośniej, napierając biodrami na jej dłoń. Nieśmiało sięgnęła piersi kochanki, delikatnie gładząc je tam, gdzie jeszcze przed chwilą były brutalnie ściskane przez Rosjanina.
Pomruk Ginevry potwierdził, że jej się to podobało. I odpowiedziała śmiałym pocałunkiem i równie śmiałymi ruchami palców na łonie klęczącej Brytyjki, rozpalając jej zmysły i będąc przewodnikami dla palców Henriette. Ta zresztą przytuliła się do pleców Carmen sięgając nieśmiało do piersi Brytyjki i ściskając je mocno i gwałtownie… trochę niewprawnie naśladując pieszczoty palców Orłowa na biuście Ginevry parę minut wcześniej.
To sprawiło, że ogień we wnętrzu Brytyjki jeszcze bardziej się rozpalił. Przygryzła wargi. Chciała prosić Jana o spełnienie, chciała jego obecności... lecz zwinne paluszki bynajmniej nie były tu gorsze. Co więcej, Rosjanin wciąż na nią patrzył... nawet wtedy gdy Brytyjka doszła z przeciągłym jękiem, drżąc pomiędzy swymi kochankami.
- To było… piękne… - skomentował Orłow. Jego drżenie głosu świadczyło o targających nim emocjach. - Carmen… zaprowadź Henriettę, do naszej sypialni i rozbierz dziewczątko. Ja pozbawię Ginevry i siebie reszty przyodziewku.
Angielka na drżących nogach podniosła się i wysunęła dłoń w kierunku blondynki. Uśmiechnęła się do niej wyjątkowo delikatnie.
- Chodźmy…- zgodziła się zaczerwieniona niczym burak Henriette i posłusznie ruszyła Carmen spoglądając na sukienkę z fartuszkiem, która ledwie wisiała na biodrach Brytyjki podciągnięta tak że odsłaniała całą pupę. Ta również na nią spojrzała i wężowym ruchem ciała, pozwoliła spaść na ziemię. Została więc w samych pończoszkach i obroży, jednak nie wydawała się tym skrępowana. Wraz z blondynką udały się do sypialni.
- Woli się pani sama rozebrać, czy mam pomóc? - zapytała, odtwarzając swoją rolę służki.
- Pppomóc może?- teraz gdy zostały same Henriette była trochę skrępowana sytuacją i nagością Carmen. Niemniej jej dłonie pogładziły delikatnie piersi Brytyjki samymi opuszkami palców.
Brytyjka pokiwała głową, po czym dotknęła policzka dziewczyny. Delikatnie gładziła jej lico i szyję, by ta się uspokoiła nieco.
Henriette uśmiechnęła się nieśmiało poddając się dotykowi kochanki, nadal pieszczotliwie wodząc po piersiach “pokojówki”.
- Nikt mnie nigdy… nie rozbierał. Nie wiem jak się zachować. - zachichotała nerwowo.
- Pomyśl jak byś się zachowała, gdybyś nie miała wewnętrznych ograniczeń... - powiedziała jej do ucha Carmen, sięgając języczkiem płatka - A potem to uwolnij. Dziś nie ma niczego, co by cię powstrzymywało... - Brytyjka zsunęła dłonie na dekolt dziewczyny i zaczęła rozpinać jej odzienie.
- Dddooobrze… - szepnęła cicho Henriette pomagając jej w tym sama rozwiązując tasiemki swego gorsetu, a potem zabierając się za zapięcia sukienki.
- Zrobisz.. mi to.. zrobiłaś.. Ginevrze … między nami… mówiąc… ona nie ma tak na imię.- rozmową próbowała rozładować tremę, a wodząc po nami niemal ciele Brytyjki obudzić w sobie pożądanie… większe niż odczuwała do tej chwili.
- Hej! Guzdrzecie się…- widok jaki ujrzała za sobą Carmen słysząc słowa Ginevry, był nawet zabawny… Ruda prowadziła gołego Orłowa trzymając go za napiętą męskość delikatnie.
- Nasz gospodarz stwierdził że w nagrodę za posłuszeństwo, to Carmen pierwsza skorzysta z sytuacji. Ale ja już zaklepałam drugą jazdę.- dodała wesoło popijając z trzymanej drugą dłonią butelki wino.
- To nie guzdranie... to degustacja, proszę pani. - Powiedziała Carmen, nie umiejąc powstrzymać uśmiechu na widok kochanka. Jednak nie spiesząc się, dokończyła rozbierania blondynki, zostawiając ją tylko w majteczkach i pończochach.
- Proszę się położyć... - wskazała górę łóżka - Myślę, że możemy połączyć te dwie... opcje. - mrugnęła do Rosjanina i Ginevry.
Ruda podeszła do łóżka nie puszczając Orłowa, który musiał iść za nią. Sprawdziła sprężystość materaca mówiąc.- Duże… zmieścimy się nawet w czwórkę.
Po czym puściła wreszcie kochanka ładując się do łóżka i zerkając to na stojącego obok niej Jana Wasilijewicza, to na pozostałe dwójkę dziewcząt.
Henrietta zaś ostrożnie ruszyła ku łóżku i położyła się na plecach zarumieniona i wyraźnie pobudzona. Ginevra skorzystała z okazji, by ją pocałować i wodzić dłonią po unoszących się w gwałtownym oddechu piersiach.
- Oprzyj się plecami o Ginevrę - poleciła Carmen, na moment zapominając o nazywaniu kobiet “paniami”. Szybko jednak zaznaczyła swoją poddańczą rolę, rozchylając nogi blondynki i nurkując pomiędzy nie z wypiętą pupą. Usta Carmen musnęły rozpalonej muszelki Henrietty.
Czuła jak blondynka drży pod jej języczkiem. Ale jej jęk został zduszony przez pocałunki Ginevry. Dłoń rudej Carmen zresztą poczuła na swoich włosach, burzącą całkiem jej dobrze ułożoną fryzurę. O dreszcz Brytyjkę przyprawił jednak dotyk innych dłoni, męskich… obejmujących jej pośladki. Po chwili zresztą poczuła coś.. jeszcze, swe płatki swego kwiatu rozchylane żądłem kochanka. Zrazu delikatnie, potem ruchy bioder kochanka nadawały doznaniom coraz więcej pikanterii.
Westchnęła przeciągle i obróciła się na moment, by zobaczyć twarz kochanka. W tym czasie jej palce powoli przesuwały się po ociekającej wilgocią kobiecości blondynki.
Widziała jak wędrował spojrzeniem po niej i pozostałych kochankach. Bo też i z męskiego punktu widzenia, miał co podziwiać. Ocierająca się o Henriettę Ginerva pieściła jej piersi i całowała, kusząco kręcąc pupą, jakby chciała pokazać mu co go czeka następnie. Sama blondynka prężyła się i wiła gorączkowo pod dotykiem obu kobiet. To niewątpliwie pobudzało Orłowa do silniejszych ruchów bioder, co Carmen czuła całym ciałem dociskana do łoża.
O dziwo jednak zamiast ją podniecić, widok kochanka sprawił jej przykrość. Orłow przestał patrzeć na nią, patrzył na scenę, która się przed nim rozgrywała i z tego czerpał podniecenie. Brytyjka jednak mimo odczuć nie wychodziła z roli. Posłusznie spijała soki rozkoszy kochanki przed sobą.
Henriette wiła się coraz mocniej pod jej pieszczotą coraz mocniej. Jej jęki dusiły pocałunki i pieszczoty Ginevry, a Carmen skupiona na swej roli nadal czuła władczą obecność kochanka przyciskającą ją do łoża. Może i jego rozbiegany wzrok wędrował po nich wszystkich, ale to Brytyjka czuła jego dłonie i jego ruchy… i wzbierającą w nim żądzę zmierzającą do eksplozji. Poddawała się temu, sycząc tylko czasem z bólu. Bardziej jednak skupiała się na doprowadzeniu do orgazmu młodszej z dziewczyn.
Henriette zaś była coraz blisko ekstazy, pod wpływem pieszczot obu kochanek wygięła się łuk i drżąc jak liść osiki oddała całkowicie doznaniom. Także i Orłow drżał napierając na Carmen całym ciałem i podbijając je. Słyszała jego oddech i czuła, że wkrótce i on ulegnie obezwładniającej rozkoszy. Nie pomagała mu w tym jednak. To była jej mała zemsta za okrojoną uwagę. A może jednak była bardziej zazdrosna niż to deklarowała? Otarła usta wierzchem dłoni, odsuwając twarz od łona blondynki, by dać jej sposobność nieco się uspokoić.
Henriette uśmiechała się ciepło do niej i do Ginevry i może do Orłowa. Natomiast ruda łakomie przyglądała się Carmen i Orłowowi. A może i z zazdrością… sam kochanek w końcu uległ rozkoszy ciała kochanki i oddał hołd jej pięknu.
- No to teraz moja kolej skorzystania z ciebie przystojniaku.- wymruczała Ginevra i powoli przysunęła się do obojga kochanków.- Ale zachłanna nie jestem… mogę się podzielić.
- Ja… eee… nie chcę.- jęknęła cicho blondynka.
- A ty…? zajmę jego wieżę… ale usta… - mruknęła Ginevra głaszcząc po włosach Carmen.- … będzie miał wolne.
Carmen usiadła, nie patrząc na Rosjanina. Przysunęła się do Henrietty.
- Ja zajmę się pani koleżanką - powiedziała i pocałowała dziewczynę zmysłowo w usta.
- Dobrze…- mruknęła rudowłosa popychając Orłowa na łóżko. I dosiadając go z głośnym mlaśnięciem. - No ogierze… dzisiaj czeka cię długa noc.
Henrietta oddała łapczywie pocałunek Carmen, obejmując ramieniem jej szyję i dłonią pieszczotliwie sięgając do piersi Brytyjki.
- Na pewno?… bo ja mogłabym… też jakoś dołączyć.- zapytała nieśmiało. - Jakoś… nie chcę… psuć zabawę.
Carmen pokręciła głową.
- Ważne czego ty sama chcesz dzisiaj... - powiedziała miękko, pieszcząc dłonią biust dziewczyny.
- Więcej… ciebie… albo… Ginevry… znacznie... więcej.- szepnęła nieśmiało Henriette sięgając palcami między uda Carmen i ostrożnie pieszcząc te obszary jej ciała starając się naśladować pieszczoty, których zaznała.
- Możesz mieć obie... - powiedziała Brytyjka i pokierowała Henriettą tak, by zwrócona była przodem do towarzyszki i mogła pieścić jej piersi, gdy ta dosiadała Orłowa. W tym czasie Carmen usadowiła się za blondynką i zmysłowymi ruchami dłoni pieściła całe jej ciało od piersi po muszelkę. Noc.. robiła się coraz bardziej gorąca. Carmen całowała i pieściła nagie ciała… sama też będąc całowana i pieszczona. Zmieniały się tylko kombinacje ciał. Rozkosz zaś płynęła nieustannie. Łatwo się było zatracić w tej sytuacji, łatwo zapomnieć w tym splocie pożądania i alkoholu. Łatwo odpłynąć w rozkosz, a gdy sił brakło… w sen.


Ranek… przyszedł bardzo późno i dla Carmen i dla obu jej kochanek. Brytyjka obudziła się z twarzą wtuloną w piersi Ginevry, czując Henriette przytuloną do swych pleców.
Podniosła się z trudem i rozejrzała za Rosjaninem, który im towarzyszył. Nie było go z nimi, a jej ruchy wywołały pomruki u obu kobiet. Nadal jednak spały one wyczerpane wczorajszymi igraszkami. Nie miały one jednak takiego doświadczenia jakie Brytyjka zdobyła ostatnio.
Akrobatka, korzystając ze swoich zdolności wstała możliwie jak najdelikatniej dla towarzyszek. Powolnym, ociężałym nieco krokiem wyszła z sypialni, by się rozejrzeć.
Orłow najwyraźniej szybciej się pozbierał do kupy, bo już ubrany w przykrótki szlafroczek popijał kawę z filiżanki, jakby wczorajsza dzika orgia nigdy nie miała miejsca.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - zapytał z uśmiechem na widok arystokratki.
Nim odpowiedziała, wyacała na szyi obroże od niego i rozpięła ją.
- Dziwnie... chyba wolałabym na przyszłość żebyśmy na takie... okazje spotykali się gdzieś na zewnątrz, żeby nie budzić się i... - wykonała gest dłonią w stronę salonu.
- Nie znam odpowiednich przybytków w Zurychu.- zaśmiał się cicho Rosjanin i sięgnąwszy po imbryczek. - Kawy?
- Wystarczyłby inny hotel... pokój. - odpowiedziała Carmen, gestem głowy odmawiając i idąc w kierunku łazienki - Najpierw wezmę prysznic. Czuję się... brudna.
- Następnym razem będę pamiętał. Będą następne razy?- zapytał zaciekawiony nie zamierzając za nią podążyć, choć… czując jego spojrzenie na swoich pośladkach, miał zapewne ochotę. Nienasycona bestia.
- Pewnie tak. - Odparła, nie patrząc na niego i zamykając za sobą drzwi. Szybko prysznic pozwolił zmyć z siebie brud jak i odświeżyć ciało, oraz poukładać myśli po wczorajszych figlach. Wspomnienia owej zabawy były świeże, choć nieco zamglone przez alkohol i ich natłok, choć wodzenie własnymi dłońmi po ciele wciąż jeszcze przyciągało myśli do wczorajszyc zabaw. Na razie panowała jeszcze cisza. Zapewne jej dwie towarzyszki zabaw potrzebowały więcej czasu na przebudzenie się. Zwłaszcza Ginevra, która przyszła już mocno wstawiona, a i podczas figli obficie dodawała sobie animuszu kolejnymi łykami z butelki.
Carmen wyszła z łazienki ubrana i ufryzowana, podeszła do dzbanka z kawą.
- Mogą się zdziwić,że jednak nie jestem twoją służącą - powiedziała do Rosjanina z krzywym uśmiechem - Choć może do ich wyjścia zaszyję się u Gabi.
- Jesteśmy bogaci, mamo prawo być ekscentryczni i mieć swoje zabawy… z przebierankami. To nie jest nic dziwnego. No chyba że…- zamyślił się i klepnął dłonią o swe udo.- … usiądź tu na moment. Obiecuję być grzecznym.
Brytyjka jednak pokręciła głową na znak odmowy.
- Twój wieczór się skończył.
- Chcę ci zdradzić sekrecik, który raczej nie powinien wypowiadany głośno. To nie ma nic wspólnego wieczorem. Za to dużo z jego wysokością gubernatorem Krymu jednerałem Adamem Piotrowiczem Taraskawiczem. - zaśmiał się w odpowiedzi Orłow i wzruszył ramionami.- Ale jeśli cię nie korci poznać jego sekret, to nie powiem. Natomiast… jak ci się podobał wczorajszy wieczór i zabawy?
- Było ciekawie. - Powiedziała Carmen, upijając kawę. Nie wchodziła jednak w szczegóły i... nie podeszła do Orłowa.
- Brzmi bardzo… wieje chłodem z twej strony. - westchnął smętnie Rosjanin spoglądając na kochankę. - Czuję że cię uraziłem. Niemniej… weneckie… “przyjęcia”, cóż. One właśnie są takie, tylko na większą skalę i bardziej wyuzdane.
- Nie mam z tym problemu, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. - Powiedziała, opierając się o parapet z filiżanką kawy w dłoni - Po postu jeśli nie dostaję w tym uczuć, sama również przestaję je wykazywać. - Uśmiechnęła się cierpko. - Wczoraj byłam dla ciebie tylko jedną z trzech kochanek. Ty więc stałeś się dla mnie tylko posiadaczem... tego - spojrzała znacząco na jego osłonięte szlafrokiem przyrodzenie - Zauważ, że mimo iż Henrietta była najmniej zdolna z nas wszystkich, to ona sprawiała mi najwięcej frajdy, bo traktowała mnie jednostkowo. Cóż... chyba pokutuje los artystyki scenicznej, rozkwitam dopiero, gdy mam pełną uwagę. - Znów upiła łyk kawy.
- Masz poniekąd rację. Tylko… - spojrzał na nią nieco melancholijnym spojrzeniem. - … weneckie przyjęcia są takie. Bez uczuć właśnie. Każdy jest anonimowy. Każdy kryje się za maską. Każdy…-
Zanim zdążył dopowiedzieć resztę, drzwi od sypialni otworzyły się. Ruda czupryna Ginevry wynurzyła się z nich. Jej oczy były pełne zaskoczenia i zawstydzenia. Pewnie docierało do niej co zrobiła po pijaku. Starała się więc dyskretnie przemknąć do łazienki, osiągając przy tym okropny skutek.
Carmen nie zaczepiała jej, choć pozwoliła sobie na delikatny uśmieszek, gdy kobieta przechodziła obok nich. Gdy Ginevra zniknęła za drzwiami, wróciła do wątku.
- Wiem - powiedziała półszeptem - Wiem i... pewnie z czasem do tego przywyknę. A teraz idę do Gabi. Podziękuj w moim imieniu naszym... gościom. - dodała.
- Wieczorem będziesz miała całą moją niepodzielną uwagę. Czy to będą figle w łóżku, czy pruderyjna kolacyjka we dwoje na balkonie. - obiecał jej Orłow na pożegnanie.
- O ile będę na miejscu... - rzuciła na odchodne Carmen, uśmiechając się jednak przy tym lekko.

Drzwi do pokoju Gabrieli otworzyły się po paru minutach dopiero. Zza nich wychyliła się rozczochrana głowa dziewczyny z wyraźnie podkrążonymi oczami.
- Heeej… co tak wcześnie? - zapytała niemrawo, mimo że porę ciężko było uznać za wczesną.
- Lady Stone. Niejaka Lizbeth pojawiła się w recepcji i poprosiła o spotkanie z panią. - odezwała się Hilda, zanim Carmen zdołała odpowiedzieć Gabi.
- Och, em... chciałam tylko powiedzieć, że pora wstawać. - Rzekła nieco zaskoczona Carmen do Gabrieli - Za pół godziny widzimy się na śniadaniu. Hildo przekaż to też mojemu... narzeczonemu. - Zająknęła się lekko, po czym ruszyła ku windzie, by spotkać się z oryginalną służącą ambasadora.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline