"Postać", która przecięła korytarz, na sekundę zatrzymała bicie jego serca. Czy to wróg? Czy potwora? Od teraz miał się na baczności, przesuwając się powoli, oczyma krążąc w każdą możliwą stronę. Palec na spuście, magnetyczne buty w gotowości. W takich chwilach jak ta, Leon chciałby nie być człowiekiem, a maszyną myślącą, której mózg mógłby pracować na potężnych obrotach, stać się centrum jednoosobowej twierdzy, niezdobytej, nieprzekraczalnej, mającej świadomość w każdym wymiarze otaczającego go świata. Wątła kupa kleistego białka, z każdej strony narażona na siły monstrualnie większe od jej samej i plaststal Acherona - granica między sterylną bańką, a tytanicznym wszechświatem miażdżącym swoją potęgą ciapkowate istoty.
Co jest kurwa nie tak z tobą, Tichy? Potrząsnął głową, jakby chciał wyrzucić brednie z zakutej przez skafander głowy, czym prędzej pomknął ku obranemu celu. - Kapitanie? Słyszysz mnie? Red żyje i jest stabilna. Kapitanie?
Słodki oraz żywy głos Lindy był niczym miód na uszy kapitana. - Słyszę ciebie Lindo, jestem tuż przy wejściu do śluzy, ale... - zanim odebrał łączność, przyglądał się z niepokojącym zaciekawieniem żółtawej chmurze - od was odgradza mnie... coś, jakby maź czy gaz. Jakieś informacje? - czekając na odpowiedź, uśmiechnął się sam do siebie, bo do głowy przyszedł mu kolejny, "doskonały" pomysł - Spróbuję podejść bliżej i sprawdzić, może to nic specjalnego, a czas ucieka.
Przewiesił strzelbę przez ramię i chwycił jeden z przedmiotów krążących dookoła, najlepiej coś zwyczajnie lichego. Odchrząknął, wystawił kawałek języka jak przy wymagającej pomyślunku sprawie, złapał się czegoś stabilnego, aby zbędnie nie poszybować w tył i cisnął przedmiot w otchłań unoszącej się w próżni chmury. |