Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2017, 13:51   #226
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Głos Johana zlał się w jedno z gorącą kłótnią, prowadzoną po rosyjsku tuż obok Vinogradovej. Ludzie gospodina dostali broń i sprzęt, uzupełnili braki, a ona ładowała na zapas rzeczy dla pozostałych Parchów. Magazynki do karabinu, leki, kilka granatów i niewielkie wkłady do paneli techników, bo zarówno Chelsey jak i Johan wykorzystali całą dostępną w nich magię. Nie dane jej jednak było dokończyć, przeszkodziła w tym ostra wymiana zdań i jawna wrogość wisząca w powietrzu między ludźmi Morvinovicza i nim samym. Brown 0 słuchała z niedowierzaniem, cofając się pod ścianę aż do momentu, gdy pancerz na jej plecach stuknął o metalową powierzchnię. Oleg wykiwał szefa i sam uciekł, a przedtem odciął mu dostęp do kont bankowych? Ochrona zaczęła się buntować… ten moment wybrał marine, aby spytać co u niej. Zamknęła oczy i odetchnęła dla uspokojenia.

- Proszę, uspokójcie się. Mamy wokoło dość przeciwników żeby stawać przeciwko sobie - odezwała się w rodzimej mowie, robiąc krok do przodu, a potem drugi - Widzieliście sami ile tu tych potworów, nie ułatwiajmy im zadania. - spojrzała na Miszę i uśmiechnęła się nerwowo, próbując nie myśleć o tym, że z ludźmi szło jej raczej kiepsko, ale musiała spróbować. Stanęła tak, żeby chociaż trochę odgrodzić go od mężczyzny w białym garniturze - Może i mam klucze do skarbczyka, ale użyję ich tylko za zgodą waszego pracodawcy. Jeżeli stanie mu się krzywda, odmówię dalszej współpracy. Oczywiście możecie mnie zastrzelić Miszo, jednak… wydaję mi się, że na płaszczyźnie technicznej nie macie w tym momencie dla mnie zastępstwa. I nie denerwujcie się, wciąż pracujecie dla bogatego człowieka - odwróciła się do gospodina - Gdy wrócimy na w miarę bezpieczny teren myślę, że mogłabym spróbować zdjąć blokady z waszych kont, Anatoliju Morvinowiczu. Podacie mi namiary… postaram się coś na waszą najnowszą bolączkę poradzić - uśmiechnęła się trochę pewniej - W zamian prosiłabym tylko o pomoc przy zniesieniu paru drobiazgów dla moich przyjaciół… i o spokój. Jesteśmy po jednej stronie, kule zachowajmy na potwory i tych, którzy zasługują na ołów. Tutaj, na tym dachu ich nie ma.

W pierwszej chwili odpowiedziało Brown 0 milczenie. Jakby grupka mężczyzn z wycelowanymi w siebie nawzajem lufami w ogóle była zdziwiona, że Parch się wtrąca i odzywa. Jednak może to co mówiła, może rodzimy język, może to, że była kobietą, może jeszcze coś innego sprawiły, że zaczęli zerkać na nią. Najpierw przelotnie by nie dać się przyłapać na nie patrzeniu na oponenta ale potem coraz częściej i coraz dłużej. Spojrzenia zaczęły się ze sobą krzyżować gdy mężczyźni naradzali się spojrzeniami zastanawiając się co dalej z tym fantem zrobić.

- Ta szalupa jest za mała nawet dla nas tutaj. Co z tego, że on się wyratuje? - Misza wskazał sfrustrowanym tonem i gestem broni na swojego szefa w białym, poplamionym dżunglą i krwią garniturze. - Jak my tu zostaniemy i prędzej czy później nas te sabaki zeżrą? - teraz w głosie rosłego ochroniarza dał się słyszeć typowo rosyjski fatalizm powodowany brakiem zaufania do bliźnich i najbliższej przyszłości.

- I właśnie po to drogi Miszo jest nam ta cizia z kamerą. Zrobi nam szum. Pozytywny szum. Taki który usłyszą nie tylko tam, na orbicie ale i w całej Federacji. I im większy szumu ona narobi tym większy statek przyślą tutaj by nas zabrać. Czyli więcej osób do niego wejdzie Misza. Ale musimy mieć do tego dobry PR. Dobry wizerunek. O tym właśnie gadałem z tą cizią. Ale ona nie zrobi szumu na całą Federację ani nawet orbitę jeśli tamten wymuskany żołnierzyk nie przywróci łączności na wieży. A nie przywróci łączności bez pomocy naszej Słowiańskiej Róży która to wszystko dla nas rozgryzie. - Morvinovicz mówił wciąż z ledwie tajoną złością ale jednak ukazywał się jakiś zrąb planu inny niż dotąd posądzali go ochroniarze. Ci zaczęli zerkać na siebie nawzajem z wyraźnym wahaniem jakby sprawdzając czy jeden albo drugi wierzy w te słowa. Na końcu facet w białym garniturze podszedł do Vinogradovej od tyłu i położył dłonie na jej ramionach jakby chciał ją zaprezentować swoim ochroniarskim widzom. Ci znowu chwilę popatrzyli na nią, chwilę na niego a chwilę na siebie nawzajem.

- A zabierzesz nas? Po tym wszystkim? - zapytał niepewnie Misza po uzyskaniu milczącej zgody reszty ochroniarskiego zespołu. W odpowiedzi “gospodin” uśmiechnął się jowialnie jak do dawno nie widzianego syna marnotrawnego.

- Ależ chłopcy! Gdzież bym znalazł lepszych kandydatów na moich osobistych ochroniarzy a nawet przyszłych kierowników przyszłych działów? - biznesmen rosyjskiego pochodzenia z uśmiechem podszedł do Miszy i choć nie był mikry to przy Miszy wydawał się co najmniej wątły. Teraz w tych serdecznych uśmiechach i uściskach zgodnych z rosyjską tradycją ta broń w dłoniach wydawała się jakaś bardzo toporna, szpecąca i nie na miejscu. Kryzys jednak wydawał się zażegnany.

Parch odetchnęła z ulgą, nie kryjąc radości. Usunęła się na bok i słysząc, że rozmowa przeszła w przyjacielską fazę, wzięła się za pakowanie sprzętu. Pod ławką znalazła parę toreb i do nich wtykała magazynki, kostki plastiku. Po chwili wahania dołożyła garść medpaków, upychając je w bocznej kieszeni. W drugiej załadowała podobną ilość apteczek i zapięła z trudem suwak. Do drugiej torby zaczęła ładować granaty.
- Hej… u mnie wszystko w porządku, a co u ciebie? - odezwała się cicho przez komunikator, ale i tak towarzysze słyszeli o czym rozmawia z marine - Nic ci nie jest? Widziałam nagranie, w samochodzie jest kamera… jesteś ranny? Dojechałeś na miejsce? Widzisz Zoe, Chelsey i Hektora? Karla i Elenio? Przepraszam, nie mam jak sprawdzić, bo pakuję rzeczy. Wezmę dla ciebie wkład techniczny… coś jeszcze?

Morvinovicz i jego ludzie też kończyli pakowanie więc jeśli nawet słyszeli co mówi Vinogradowa to nie reagowali. Za to Mahler zareagował po drugiej stronie całkiem żywiołowo.
- O! Jesteś! Bo my już się pakujemy i zaraz wracamy. Karla, Elenio i Blacków nie było jak przyjechałem. Pojechali do Seres. Jeszcze nie wrócili. - Johan mówił trochę szybko jakby chciał zdążyć nim coś lub ktoś przerwie połączenie. - Znaczy rany, no tak, jestem cały, nic mi nie jest, cało dojechałem. Ale powiedziałem, że raz i mam dość, teraz Sven dał mi prawdziwego kierowcę. Szkoda, że Karla nie ma bo tak to on by pewnie prowadził. Miałem zabrać Sarę ale ona nie chce. Chce tutaj poczekać na Karla. No ale gadałem ze Svenem ten kurs możemy jej odpuścić ale następny bierzemy ją czy chce czy nie. Tutaj wiesz, jest most ale środek dżungli. Tylko chwilowo jest spokój. - Johan rozgadał się jakby nagle tysiąc rzeczy mu się przypomniało a wiedział, że nie zdąży o nich powiedzieć. - Znaczy czekaj, jak widziałaś? Jaka kamera w samochodzie? A wkład no, jak byś miała gdzieś tam to wspaniale ale jak nie to wiesz, nie urywaj sobie głowy. A są drony? Elenio by miał nową zabawkę bo starą jak zwykle zepsuł. - marine nadawał coraz szybciej. Maya zdążyła się popakować w obydwa plecaki. Wyglądały dość pękato do niesienia. Ale na skraj dachu czy podobny kawałek powinna mimo wszystko dać radę skoro to nie były wyścigi ani ze zwinnymi xenos ani z nikim innym. Przynajmniej nie teraz.

- Ten w którym jechałeś, za twoimi plecami jest kamera, jakoś po prawej stronie pod sufitem - Rosjanka mówiła szybko, wrzucając do torby jeszcze parę magów do pistoletu, tak na wszelki wypadek - Jedzie też do was ten żołnierz w masce, Aka. Udało się go przekonać aby pomógł. Ma na pokładzie Conti, tą dziennikarkę, wiesz którą. Drona zamawiała Zoe do następnego Blackpoint, tutaj jeszcze niestety nie ma nic takiego - wyłączyła się na chwilę i przez ramię zwróciła się do najbliższego ochroniarza w ich ojczystej mowie - Czy mogłabym prosić o drobną pomoc? Trzeba zanieść te torby na krawędź. Nie powinno się im nic stać… a w drodze na dół lepiej mieć wolne ręce. Potem się je zgarnie z płyty… połowa roboty - dorzuciła do tego nieśmiały uśmiech.

“Gospodin” musiał już odzyskać autorytet bo zanim zapytany ochroniarz coś odpowiedział czy sięgnął po torby spojrzał pytająco na niego. Ten uśmiechnął się tym słowiańskim, jowialnym uśmiechem który mógł oznaczać właściwie wszystko a zapowiadać jeszcze więcej.
- Nie dajmy czekać ani się prosić tak uroczej dziewuszce. - odpowiedział z uśmiechem szef Rosjan i wtedy zapytany ochroniarz skinął głową i podniósł bez większego problemu najpierw jedną a potem drugą torbę. - No panowie, wychodzimy. Pozwolisz moja droga? - zapytał i po szarmancku podał swoje ramię jakby byli na nie wiadomo jakim przyjęciu a nie na zrujnowany przez artylerię bomby, rakiety i xenosy dachu jakiegoś terminala równie zrujnowanego lotniska. Wasilij jak odczytała z jego plakietki Brown 0 i Misza poprzedzali ich przodem. A Kostia i Sasha wyszli z kapsuły za nimi. Znów znaleźli się w tym zewnętrznym świecie gdzie nie sposób było udawać, że poukładanie rzeczy na półkach wyprostuje bałagan.

Tak doszli do krawędzi dachu. Z wysoka wydawało się to całkiem sporo na rzut. Ale wedle unitarki jaką przechodził każdy Parch zanim go wysłano na misję to Vinogradowa wpakowała tam tylko takie rzeczy które powinny znieść taki upadek. Ale to teoria. Praktykę zaraz miał sprawdzić Misza. Dziwne ale jakoś większość trzymała się na wszelki wypadek z dala od krawędzi gdy ciskał pękatą torbę. Ta zniknęła za krawędzią a Misza miał na tyle czasu by zdążyć się odsunąć. Ale doszło ich ciche uderzenie z dołu a potem cisza. Podobnie było z drugą torbą. Wreszcie gdy nic się nie stało głowy ostrożnie wychyliły się za krawędź ale widać było kilka standardowych pięter niżej tylko nieruchome plamki taktycznych plecaków.

W tym czasie Maya miała okazję przetrawić odpowiedź Johana.
- Aka? Ten w masce? No jest tutaj, dogonił mnie i właściwie przyjechaliśmy razem. To ty go namówiłaś? No tego nie mówił. A kamera. Czekaj chwilę. - marine mówił jakby gdzieś szedł albo i się wspinał. Coś zagrzechotało i zaraz dał się słyszeć jego zdziwiony głos. - O cholera faktycznie! Jest kamera! - wydawał się tym kompletnie zaskoczony. - To ta Conti? No wszędzie jej tu pełno. Teraz Svena męczy. I Sarę. Co za cholera. - marine wydawał się być dość skonfundowany i nie był pewny co z tym fantem zrobić. - A z dronem trudno, Elenio i tak by zepsuł. On wszystko psuje. A potem mi przynosi bym coś z tym zrobił. - obgadanie kumpla chyba stanowiło przyjemne zakończenie tego fragmentu rozmowy.

Maya nie wiedziała jak Morvinovicz to robił, że nawet w centrum wojny udawało mu się zachowywać jak na dżentelmena przystało. Podziękowała za pomoc lekkim ukłonem i czerwona na policzkach ujęła podane ramię, wychodząc razem z biznesmenem z kapsuły na popękany dach. Z obawą ale i zafascynowaniem, patrzyła jak przygotowane paczki zlatują na dół. Nic na szczęście nie wybuchło, zostawała nadzieja, że sprzęt jakoś wytrzyma.

- Widziałam jak jechałeś… strzelałeś do tych potworów z pistoletu. Olimpia nam pokazała… i to ona pomogła przekonać Akę do pomocy. Jest… bardzo sympatyczna, uważajcie na nią… znaczy nie że coś zrobi, tylko żeby jej się nic nie stało. Ty też uważaj, bardzo cię proszę… i wróć tu, w jednym kawałku, okey? I pozdrów Svena… może w końcu uda się mi go poznać - uśmiechnęła się pod nosem. Lubiła dowódcę Raptorów, uprzejmego nawet mimo profesjonalizmu - Sara też tam jest? To dobrze… niech nie czeka, tylko wpakujcie ją i niech wraca na lotnisko. Tam u was jest niebezpiecznie, a Karl sobie poradzi. Jest dobrym kierowcą, więc siedzi za kółkiem. Chelsey naprawiła furgonetkę i też tam jest… Elenio chyba jej nie zepsuje, nie da mu na to szansy. - zaśmiała się na sam koniec - Przynosi ci, bo jesteś zdolny i umiesz czarować. Uważajcie na siebie, czekam tutaj na was. Powodzenia - przełknęła ślinę, przechodząc na rosyjski i komunikację z najbliższym otoczeniem.
- Chyba… to wszystko, prawda? - popatrzyła na okolicę - Możemy schodzić.

- Ta Conti ci pomogła?
- Johan wydawał się tym faktem zaskoczony i na słuch brzmiało jakby spojrzał właśnie teraz gdzieś, na widoczną reporterkę. Co biorąc pod uwagę gdzie się oni wszyscy znajdowali było całkiem możliwe. - Widziałaś znaczy kabinę jak jechałem tutaj? - do marine jakby dopiero teraz dotarło co powiedziała Maya. - Ej nie no słuchaj to wiesz, pewnie strasznie wyglądało ale no to kamera tam przyplątał się jakiś xenos i prawie sam wypad z powrotem, wiesz, nie ma co się przejmować. No a teraz z chłopakami wracam i Sven mi kazał zostać i zorganizować wszystko to więcej nie będę tędy jeździł. - podgolony marine brzmiał chcąc najwidoczniej maksymalnie zbagatelizować zagrożenie byłe lub obecne. Prawie dało się zobaczyć jak lekceważąco macha ręką na takie głupstwo. - Więc wiesz, jakby co to wkrótce się widzimy na lotnisku nie? - zapytał pro forma tonem pożegnania.

Cała rozmowa mimo wszystko miała prawie pół tuzina słuchaczy przynajmniej ze strony Brown 0. Ci jednak nie odzywali się ani nie komentowali tej rozmowy. - Masz rację Różyczko, czas wracać na dół Jakbyś była uprzejma uruchomić te swoje sprytne urządzonko. - rosyjski biznesmen uśmiechnął się jakby reklamował pastę do zębów i wskazał głową na przytroczony do paska Brown 0 detektor. Ale by go swobodnie używać potrzebowała swobodnej ręki a i skupienia więc rozmowy prowadziło się przy tym średnio wygodnie.

- Tak, widzimy się na lotnisku. Do zobaczenia Johan - Vinogradova powtórzyła i z ciężkim sercem wyłączyła komunikator. Nie poradzi nic na to, co działo się tam w lesie, ale mogła pomóc tutaj… i już się nie kompromitować rozmawiając na prywatne tematy przy grupie osób trzecich.
- Oczywiście Anatoliju Morvinoviczu, co tylko powiecie - popatrzyła ciepło na Rosjanina i zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Szczerzył się jak z okładki Forbesa, do tego do niej. Zwykle mężczyźni się tak do niej nie uśmiechali. Zwykle też nie stała z nimi na środku dachu na planecie gdzie toczyła się wojna z xenos. Odkaszlnęła, wzięła do rąk detektor przez co musiała puścić ramię gospodina. Używanie detektora wymagało, na szczęście, skupienia na pracy.

Tym razem droga po schodach okazała się całkiem cicha i spokojna. Choć napięcie było wyczuwalne. Pokonywali tą samą trasę na jakiej zaledwie minuty temu zostali zaatakowani przez xenos. Detektor też pykał uspokajającym rytmem tak samo jak poprzednio. Minęli też drzwi jakie wcześniej zamknął “gospodin” oddzielając ich od dogorywającego Tarasa. A jednak. A jednak tym razem dotarli bez przeszkód przez klatkę schodową, hol wejściowy i wreszcie znaleźli się na zewnątrz. Tutaj wszyscy zauważalnie odetchnęli jakby wyszli cało z jakiegoś pałacu strachu. Gdy wyszli na tą ścianę gdzie zdawało się aż zaskakująco dziwne ale obydwa rzucone przez Miszę plecaki nadal tam były. Wreszcie znowu ten sam ochroniarz je zgarnął i przy nim nie wydawały się aż takie duże i ciężkie jak Maya gdy je ruszyła na próbę i pakowała z bliska.

Razem, w nieco uszczuplonej gromadce ale jednak, wrócili z powrotem do terenówki zatrzymanej przed wieżą przekaźnikową. Teraz po odjechaniu furgonetki i transportera zrobiło się tu jakoś cicho i pusto. Wszyscy wydawali się być zaniepokojeni i przygaszeni. Grupka prowadzona przez rosyjskiego biznesmena też do wesołych nie należała ale jednak i tak prezentowali się na tym tle całkiem dziarsko. Kapral Otten chyba rozmawiał o czymś z Herzog w wejściu do wieży komunikacyjnej. Wydawali się dyskutować o czymś zawzięcie ale przestali widząc nadchodzącą grupkę.

- Jak nie chcesz ze mną iść to sama pójdę! - paramedyczka fuknęła na mundurowego i wydawała się być rozzłoszczona.

- Renata, daj spokój! Mamy jeden automat na dwoje! Tam jest niebezpiecznie! Nie jest sprawdzone. A jak coś nam się stanie? Więcej medyków i łącznościowców nie mamy. - kapral marine chciał chyba to bardzo wytłumaczyć właścicielce egzoszkieletu ale ta ruszyła już raźno w stronę grupki która właśnie wróciła z terminala lotniska.

Widząc jak się zbliża, Brown 0 pomachała jej wesoło. Ze sprzętem dla Blacków i wyposażonymi o niebo lepiej ochroniarzami Morvinovicza czuła się bezpieczniej. Teraz mieli szansę przetrzymać i doczekać do końca.
- Spasiba Misza - przeniosła wdzięczny uśmiech do tragarza i drgnęła, wracając na powszechnie rozumiana mowę - Postaw proszę te torby tam przy aucie. Sprawdzę, czy nic się nie uszkodziło. Byłoby niewskazane, gdyby butla z napalmem się rozszczelniła i zalała leki… o ile przetrwały upadek - spochmurniała, ale zaraz sie rozweseliła - Ale to zaraz sprawdzę. Już jesteśmy! - podniosła głos żeby dwójka z pozasłowiańskiej grupy ich usłyszała - Johan dojechał już na miejsce, Aka też. Pakują się i niedługo wrócą. Możemy poczekać na nich, to zawsze większa siłą ognia… albo, o ile pozwolicie gospodin, pójdziemy z dwójką twoich ludzi - kiwnęła głową Rosjaninowi i dodała do paramedyczki - Ale i tak wolałabym chwilę poczekać.

- O! Świetny pomysł! To poczekajmy na nich. Ten Johan to ten kapral co tu był? On byłby świetny. Widziałem, że umie strzelać i w ogóle. A jeszcze innych jakby przywiózł.
- kapral Otten wydawał się być bardzo podbudowany pomysłem Brown 0 a tym, że przyjadą inni mundurowi to już w ogóle. Zdawał się gotów był tego czekać jak zbawienia a i sam podgolony marine chyba mu zapadł pozytywnie w pamięć. Zerkał głównie jednak między Mayą która to mówiła a Renatą do której chyba głównie on mówił.

- No przecież właśnie o to chodzi! - Herzog fuknęła z irytacją jakby łącznościowiec przegapił jakąś oczywistą rzecz. - Przecież jak przyjadą to mogą mieć rannych a wtedy trzeba gdzieś ich umieścić i się nimi zająć! Czyli musi być przygotowane zanim przyjadą! - blondynce opadły dłonie w geście bezsilnej złości, że aż stuknęły rękawice jej egzoszkieletu o jej uda. Popatrzyła więc z nadzieją na rosyjskiego biznesmena do którego na końcu zwróciła się też i Rosjanka.

- Ależ naturalnie. Chodźmy moje drogie sprawdzić co drobny przedsiębiorca może wam pomóc w tej sprawie. - ramię w białym rękawie uchyliło się zapraszająco a choć przez chwilę paramedyczka wyglądała na zaskoczoną to jednak przyjęła wyciągnięte ramię. Drugie “gospodin” wyciągnął w stronę drugiej z kobiet, tej w barwach brązów i numerem 0 na napierśniku. Machnął lekko głową i znowu Misza i Wasilij ruszyli jako pierwsza para. - Też chyba nam się przydasz kolego. No chyba, że wolisz tu poczekać na nas. Sam. - mężczyzna w białym garniturze zwrócił się do mundurowego. Ten szybko skalkulował, że właściwie gdy grupka już teraz z Herzog wejdzie do środka wieży to zostałby tutaj na zewnątrz właściwie sam. Ruszył więc za dwójką ochroniarz, za nimi Morvinovicz a na końcu szli Sasha i Kostia.

- Chodź z nami, tak będzie bezpieczniej - Parch też zwróciła się do żołnierza, zaczepiona pod ramieniem w białej marynarce. Dobrze że Johan tego nie widział, bo znowu by go szlag trafił, a ona nie miała pomysłu jak mu to wytłumaczyć. - Tak, to ten kapral… i oczywiście że jest świetny - chlapnęła i spaliła buraka, uciekając wzrokiem gdzieś pod nogi. Przeczyściła gardło i dodała speszona - Macie rację Anatoliju. Dziękujemy wam za pomoc i wsparcie.

Okazała budowla zdawała się nieść przyjemną w ten tropik ulgę cienia i chłodniejszego powietrza. Jednak również zdawała się łyknąć ludzkie drobinki jak jakiś wielki, kanciasty i nieforemny lewiatan. Ludzie którzy tu weszli zdawali się to odczuwać bo byli spięci i nerwowo reagowali na podejrzane ruchy i odgłosy. Wspinali się po kolejnych stopniach i przemierzali kolejne korytarze. Detektor Brown 0 pykał uspokajająco ale już raz okazało się to złudzeniem bezpieczeństwa.

Paramedyczka w egzoszkielecie prawie od razu wpadła w oko jakaś chyba stołówka. Jasna, z dużymi oknami. Nie działało światło ani klimatyzacja. Ale samo pomieszczenie uznała chyba za odpowiednie na przerobienie na zaimprowizowany szpital. Szef dał znać drugiej parze i Kostia wraz z Sashą zostali z blondynką. To widocznie wyraźnie zaskoczyło kaprala. Ale szef Rosjan wyjaśnił mu, że ma wobec niego inne plany.

- Oj nie, ty mój uzdolniony chłopcze pójdziesz ze mną. Powiedz mi, bo taki talent jak ty na pewno to wie, gdzie tu trzeba by iść by przywrócić łączność? - zapytał biznesmen otrzepując mundur marine z niewidzialnych i widzialnych pyłków.

- No trzeba by pewnie iść na górę. Do wieży. Tam są konsolety i reszta sprzętu. Jak coś zacząć sprawdzać to właśnie tam. Ale to chce pan tam iść? Znaczy sami? Nie lepiej tu zostać i poczekać na innych? - myśl o dzieleniu się na mniejsze i bardziej osamotnione grupki wyraźnie kapralowi nie była na rękę. Wydawało się, że zdecydowanie wolałby zostać w większej grupie w tym ładnie oświetlonym i pustym miejscu.

- Oj daj spokój! - Morvinovicz skarcił go jak niezbyt mądrego dzieciaka. Machnął nawet do tego ręką jakby odganiał muchę. - Przejdziemy się na górę i zobaczymy jak się sprawy tam na górze mają. - Rosjanin uśmiechnął się jowialnie kładąc dłoń na plecach marine i lekko popychając go przed sobą. Ten spojrzał na Vinogradową, spojrzał na Herzog ale ta już rozstawiała stoły i krzesła przygotowując salę i zdawała się być tym pochłonięta całkowicie. Para ochroniarzy jaka miała z nią zostać rozstawiła się przy drzwiach na przeciwległych ścianach. W końcu więc kapral Otten choć z bardzo nieszczęśliwą miną ruszył w kierunku schodów prowadzących na górę.

- Moglibyśmy chwilę jeszcze się wstrzymać? - Brown 0 odkaszlnęła, patrząc na Morvinovicza to na żołnierza. Skoro mieli iść do punktu komunikacyjnego, chciała wiedzieć jedną rzecz, ale do tego potrzebowała chwili prywatności, bez świadków. - Muszę… cóż - uśmiechnęła się zażenowana - Muszę się udać na stronę… Te pancerze są wyjątkowo nowoczesne, ale… wszystkiego nie zastąpią. To dość… pilna sprawa. Niedługo wrócę.

- Chcesz iść sama?
- gospodin zmrużył oczy jakby nie był pewny czy dobrze usłyszał. Ale spojrzał na ochroniarzy i wybrał spojrzeniem Sashę. - Idź z nią. Poczekaj przy drzwiach i sprowadź ją tutaj z powrotem. - Rosjaninowi widocznie nie uśmiechało się zostawić Słowiańskiej Róży całkiem samej.

- Dziękuję za troskę - Vinogradova przyjęła eskortę, bo inaczej się nie dało. Podeszła do wskazanego ochroniarza i gestem zaprosiła w głąb budynku. - Znajdźmy toaletę, musi też tu gdzieś być… na pewno jest oznaczona, w końcu to duży, publiczny obiekt.

Mężczyzna w podartym i poplamionym garniturze był pewnie cieniem siebie samego sprzed paru dni, tygodni czy miesięcy. Ale jakoś i tak od razu się wyczuwało, że nawet w gajerze szefa od razu by było czuć różnicę między nimi. Przy szefie nic nie mówił. Ale gdy wyszli z tej stołówki jaką Herzog z uporem przerabiała na punkt medyczny po minie i trzaśnięciu jakiejś szafki i kopnięciu jakiejś puszki widać było, że rola samotnego ochroniarza jakoś nie przypadła mu do gustu. Ale jednak na szczęście całkiem blisko stołówki znaleźli ubikacje. Sasha sprawdził przybytek wchodząc i zaglądając do każdej z kabiny. Ale okazały się puste. Jednak nie chciał pozostawać w środka i dał znać, że poczeka na zewnątrz. A jakby co niech Maya jakoś da znać.

- To zajmie tylko chwilkę - Brown 0 pożegnała się i zamknęła drzwi łazienki. Dziwnie było tak zostać w pojedynkę, zdążyła się przyzwyczaić, że ciągłego ruchu dookoła bez którego cisza był tym bardziej dobijająca. Nie tracąc cennego czasu weszła do kabiny i zamknęła drugie drzwi na zasuwkę. Dopiero po tym mizernym zabezpieczeniu wyjęła holodysk od Olimpii i podczepiła go pod panel, zgrywając zawartość na Obrożę. Wolała odtworzyć go z dźwiękiem w słuchawce, niż na głośniku. Nie miała bladego pojęcia co tam jest, ale gdyby coś przeciwko Morvinoviczovi lepiej aby jego ochroniarz nie wiedział, że to ma i widziała.

Dzięki zgraniu na Obrożę zapis dało się obserwować na większym holo ekranie podobnie jak wyświetlać mapy lub inne prezentacje. Można było też wyświetlić na małym, ekranie HUD a dźwięk usłyszeć w słuchawce komunikatora. Nagranie przedstawiało reportaż. Prawie na pewno nagrany przez Conti. Nie było jej widać inaczej niż czasem fragmenty rąk ale dało się słyszeć całkiem wyraźnie co mówi. Pierwsze ujęcie przedstawiało wnętrze znanej już Vinogradowej furgonetki. Tej samej jaką niedawno pojechał ku mostowi Johan. Kamera jednak musiała znajdować się gdzieś na tylnych rzędach wozu bo na pierwszy planie pokazywała Morvinovicza i Kuzniecova. Siedzieli tyłem do szoferki jakby chcieli porozmawiać z reporterką. Dzięki temu widać było i sama szoferkę, i przednią szybę i to co za nią.

Pierwsza para była jeszcze w trakcie nagrywania całkiem czysta, zupełnie jak wtedy gdy Brown 0 spotkała ich pierwszy raz w schronie pod klubem. Wydawali się być zadowoleni i pewni siebie jakby wszystko układało się po ich myśli. Zaraz za nimi była para w szoferce, kierowca i ten Wasilij który chyba był jakimś szefem ochroniarzy lub osobistym ochroniarzem rosyjskiego biznesmena. Sama szyba nosiła wyraźne błotniste smugi rozmazane przez wycieraczki i podobne zacieki świadczące o jeździe przez trudny i dziki teren. Zaś za szybą rozpościerała się nieduża polana.

- Naprawdę nie ma powodów do obaw. Może z trochę większym hukiem ale jednak nasza taksówka zaraz tu będzie. - Morvinovicz, jeszcze w czystym i bardzo białym garniturze uśmiechnął się uspokajająco w oko kamery jakby odpowiadał na jakieś wcześniejsze pytanie.

- Ale Anatoliju Morvinowiczu tam coś się ostro strzelają. - powiedział męski głos dość ostrożnym tonem. Mówił spoza kadru a kamera nie zaszczyciła go swoją uwagą.

- No więc my też postrzelamy. Przecież mamy czym prawda? - “gospodin” w ogóle nie wydawał się przejęty sytuacją. Ale gdzieś spoza kadru słychać było ciężką kanonadę broni maszynowej. I słychać było to, że zbliża się szybko i jak pękają gałęzie.

- Szefie! Zaraz tu będą! - krzyknął któryś z ochroniarzy a sądząc z oddalenia od kamery musiał być na zewnątrz.

- Więc chodźmy się przywitać. - Rosjanin poprawił krawat jakby szedł na jakieś omawianie standardowego kontraktu. Rozległ się odgłos odsuwanych, bocznych drzwi furgonetki i mężczyzna stanął na zewnątrz. Oko kamery zmieniło swój wizerunek gdy jej operator najwyraźniej wysiadł na zewnątrz również. Obraz kamery szybko sie naprostował na przeciwległy kraniec polany która nagle została rozdarta prze jakąś rozpędzoną machinę. Zaraz potem wielotonowa bestia na kołach rozchlapała z trzaskiem jakąś kałużę przez co na moment rozchlapywana woda ją przysłoniła ale zamrożone ujęcie musiało wyglądać bardzo efektownie. Transporter który Maya też znała już z lotniska nie zatrzymał się i pędził dalej. Pędził i strzelał. Wieżyczkę miał odkręconą w tył i z niej prowadził rwany ogień w kolejnych celów.

- O nie! Sprowadzili nam na kark obcych! - krzyknął ze zdenerwowaniem jakiś ochroniarz. W tym czasie jakby na złość transporter wyhamował zatrzymując się do reszty. Ładnie się prezentował przy okazji kamerze swoim bocznym profilem. Tylne i górne włazy otworzyły się i ukazały się w nich opancerzone z grubsza po wojskowemu sylwetki. Otworzyły ogień prując w dżunglę i kłębiące się w niej kształty. Kształty nie mogąc zdzierżyć stężenia ołowiu z działka i ręcznej broni wojskowej zaczęły szukać luk. Czyli coraz bardziej zbliżać się do grupki z jaką przyjechała reporterka.

- Och chłopcy! Nie dajmy jakimś obcym taksiarzom bawić się samemu! - Mrovinovicz krzyknął prawie wesoło i biznesowy wizerunek psuł co nieco ciężki rewolwer jaki już na lotnisku zdążyła zobaczyć u niego Brown 0. Wtedy wszyscy zaczęli strzelać chyba we wszystkich kierunkach. Kozlov dość długo pozostawał wewnątrz furgonetki ale ludzie ochraniali głównie szefa a nie zaparkowany wóz więc kordon ochroniarzy przesuwał się głównie wokół niego. A ten zbliżał się razem z kamerą do transportera.

- No ej! Gdzie tu jest ten główny taksiarz? - Rosjanin zawołał na poły bezczelnie na poły zaczepnie do jednego ze strzelających z tylnego włazu żołnierzy. Musiał przerwać bo jemu i kamerzystce przerwał jakiś skoczny obcy. Wylądował ze szponami na jakimś ochroniarzy i po samych wrzaskach i rozbryzgach krwi wiadomo było, że nie ma dla tego człowieka ratunku. Xenos zginął zaraz potem rozstrzelany przez resztę ludzi ale wcześniej tą swoją ofiarę zabrał.

Niebo nagle pociemniało. Kamera też spojrzała w górę. Jej oku ukazał się statek. Nie był może zbyt duży ale polanka też była niewielka więc zdawał się ją przykrywać aż nadto. Statek zdawał się lewitować głównym korpusem zawieszonym tuż nad drzewami. Na polankę jednak opuścił trap. Zbyt mały dla pojazdów ale dla pojedynczych osób w sam raz. Wtedy na arenę wkroczyła zdawałoby się zapomniana i porzucona furgonetka. Wjechała z impetem na polanę tak samo jak przed chwilą transporter. Ludzie, w tym “gospodin” wydawali się w pierwszym momencie kompletnie zaskoczeni, w kolejnym zaskoczenie zmieniło się w zrozumienie a wreszcie przemieniło się w złość i wściekłość połączony w wycelowane lufy.

Furgon zatrzymał się częściowo zasłaniając sobą trap do pojazdu. Z niego wysiadły dwie sylwetki w garniturach. Jedna o eleganckim, granatowym kroju nadwornego prawnika rosyjskiego biznesmena a drugi do jego osobistego ochroniarza.
- Oleg?! Wasyl!? Wracajcie! Wracać gnoje! - pierwszy ze stuporu wyłamał się gospodin a wraz z życiem wróciła do życia ciężka lufa jego rewolweru. Przerwał mu brzęczyk połączenia. Wyszarpał urządzenie, rzucił okiem i natychmiast odebrał.

- Oleg! Co to ma znaczyć?! - krzyknął rozzłoszczony w słuchawkę. Conti musiała się zbliżyć bo choć słabo dało się wyłapać większość odpowiedzi prawnika. Większość bo xenos nie robiły sobie przerwy w atakach więc żołnierze i ochroniarze wciąż do nich strzelali z czego tylko mieli.

- Spokojnie Anatolij, nie działajmy pochopnie. Dajcie nam odlecieć to postaram się załatwić następny prom. - głos prawnika zdawał się ociekać życzliwością i troską o dobro klienta. Ten jednak odebrał to jak siarczysty policzek.

- A jak nie to co mi zrobisz?! - wrzasnął rozwścieczonym głosem wpatrzony we wciąż spuszczony zachęcająco trap.

- Wtedy nigdy nie odzyskasz żadnego rubla jakiego zarobiłeś w ten czy inny sposób. Zawiązałem klauzulę którą tylko ja mogę cofnąć. Jeśli w ciągu godziny nie nadam sygnału z orbity przeleję całą twoją fortunę na środki charytatywne rozsiane w całej Federacji. Zostaniesz dobroczyńcą Anatolij. - prawnik tłumaczył łagodnie, że uśmiech dało się odczuć nawet tutaj w nagraniu gdzie jego głos nie wybijał się na pierwszy plan.

- A czemu ja miałbym nie rozwalić tej krypy? - do rozmowy wtrącił się nowy głos jednego z żołnierzy jacy dotąd strzelali przez górny właz. Ale po głosie Brown 0 poznała Akę.

- Przyjrzyj się żołnierzyku. Tu jest miejsce na dwie osoby. To nie jest fura jaka was tu wysadziła. Ale jak firma straci tą tutaj to uzna, że warunki nie sprzyjają prowadzeniu interesów. - prawnik nie tracił dobrego humoru i pogody ducha. Co sądził Aka nie było jak zwykle widać przez ten jego pełny hełm.

- Do dupy z korporacjami! - warknął wściekły żołnierz i znów zaczął strzelać. Wizg silników statku przybrał na sile a cień dotąd skrywający polanę znów ustąpił. - Wykończą nas tu! Musimy wyjść na otwartą przestrzeń i pozbyć się ich! - krzyknął ponaglająco Aka. Żołnierze dotąd roztaczający ochronny krąg wokół pojazdu wsypali się z powrotem do środka. Kamera zachybotała gdy Conti pewnie zaczęła biec do furgonetki. Morvinovicz podobnie zebrał swoich pozostałych ludzi i na chwilę obraz ustabilizował się wewnątrz vana. Znowu skoncentrował się na rosyjskim biznesmenie.

- Czemu kamerujesz?! Wyłącz to! Żadnych kamer! - krzyknął nagle wściekłym głosem Rosjanin jakby nagle dopiero teraz zorientował się, że jest podczas nagrania. Musiał też chyba trzepnąć kamerę bo obraz zamigotał i zgasł albo reporterka go wyłączyła.

Więc o to chodziło. Tak wyglądała zdrada Kuzniecova… był w końcu prawnikiem. Tym nie wolno było ufać, ale Vinogradova mimo wszystko poczuła ulgę, że chociaż jemu udało się wydostać. Wyłączyła holo, schowała dysk do kieszeni i spuściła wodę. Korzystała z toalety, prawda? A każdy wiedział, do czego zobowiązują zasady kultury i dobrego wychowania - wojna od nich nie zwalniała. Zrobiło się jej żal żołnierza w masce. Oszukał go pracodawca, oszukał kontrahent. Został z ludźmi na planecie pełnej bestii, zdany na siebie. Ilu podkomendnych stracił zanim tu dotarli i ilu wróci z mostu?
Otworzyła drzwi i posłała Sashy krótki uśmiech.
- Możemy wracać, dziękuję że poczekałeś.

Sasha skinął głową i ruszył idąc obok Parcha w firmowej barwie brązów. Ochroniarz i jego koledzy odczuli widoczną ulgę gdy ponownie w komplecie spotkali się w stołówce. Reszta też się chyba ucieszyła z tego spotkania. W międzyczasie paramedyczka zdołała pogrupować w jakimś swoim porzadku krzesła i stoły. Zrobiło się przez to więcej przestrzeni.
- No. Nie ma co zwlekać. - pierwszy znowu odezwał się biznesmen i wskazał na drzwi prowadzące na klatkę schodową. Cała grupka podobnie uformowana jak przy wejściu do budynku tyle, że pojedynczymi strażnikami zamiast par z przodu i z tyły centralnej trójki.

- Mówiła pani o generatorze w piwnicy - Brown 0 zwróciła się do paramedyczki - Mogłaby pani rozwinąć temat? W razie potrzeby nie musi pani stąd nigdzie się ruszać, mam mapę… znaczy - zawahała się, włączając holo Obroży - Gdzieś tutaj powinien być schemat architektoniczny kompleksu, to powszechnie dostępne informacje, żadna tajemnica… albo i jest - westchnęła, zamykając ekran - Kompletne plany mam tylko do budynku przy którym ustalono nam CH. Chyba, żebym się podpięła pod wewnętrzną sieć - rozejrzała sie dookoła - Ktoś z państwa widział tu jakikolwiek panel?

- Generator powinien być w piwnicy. Teraz panel masz nawet tam.
- Herzog odezwała się wskazując na jakiś panel w ścianie. - Ale nie ma tu prądu. Nie ma świateł ani wentylacji. - powiedziała wskazując na wylot cichych wyjść które powinny nawiewać chłodzone powietrze o wiele przyjemniejsze dla użytkownika niż ten ukrop na zewnątrz. - Dopóki nie przywróci się zasilania nic tutaj co jest na prąd nie zadziała. - paramedyczka pokręciła głową w przeczącym ruchy. Rosjanin popatrzył pytająco na mundurowego speca od łączności. Ten nieco nerwowo przełknął ślinę.

- No cóż. Ja sam mogę sprawdzić anteny i resztę z mojego sprzętu. Tak samo jak Maya może pracować ze swojego. - kapral uniósł ramię z zamontowanym na nim naręcznym komputerkiem. Podobny widniał na ramieniu Brown 0 choć pełnił całkiem inne funkcje to ogólna zasada była dość zbliżona. - No ale tak by mieć stabilną łączność to anteny i aparatura potrzebuje stabilnego źródła zasilania. - wyjaśnił swoje marine.

- Czyli aby nawiązać połączenie potrzebujemy zasilania, aby zdobyć zasilanie musimy uruchomić generator w piwnicy - Parch podsumowała zebrane dane i wyłamała palce. Czekała ich jeszcze masa pracy, nim dadzą radę nadać upragniony przez Anatolija sygnał - Nie możemy ryzykować przerwania transmisji w połowie - tu spojrzała na Rosjanina - Ani zakłóceń podczas jej trwania. Zajmijmy się piwnicą, a następnie antenami.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline