Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2017, 09:15   #222
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Schodzenie z gór nie należało do czynności łatwych. Było męczące tym bardziej, że im niżej się zeszło tym wyższa była temperatura. Góry Szare będą jednak kojarzyły się czeladnikowi nie z trudem wędrówki, a z pięknymi widokami jak wschód słońca, którego był świadkiem. Jego ostatnia warta była pełna czujności oraz przemyśleń. Moritz zastanawiał się nad tym co powie alchemikowi. Towarzysze chcieliby aby nie ujawniać zbyt wiele, ale już nie raz kłamstwa doprowadziły ich do tragedii. Tym razem chodziło o ludzkie życie i nie mogli sobie zostawić wiele miejsca na margines błędu.

Moritz miał plan na alchemika, ale nie taki aby mu nawciskać kitu tylko aby podejść go szczerością i otwartością. Uczony nie mógł mieć cienia podejrzeń co do prawdziwości jego słów chociaż... Chyba każdy miałby wątpliwości gdyby usłyszał o smoku z krwią w postaci żrącego kwasu.


Detlef oraz Aldric mieli się dobrze. Moritz wiedział, że ta dwójka sobie poradzi, ale w czasach kiedy ludzie skakali sobie do gardeł nie było to już tak oczywiste jak niegdyś. Przyjaciele mieli swoje pomysły i zapytania co do sprawy smoka i zatrucia rzeki. Aldric był bardziej sceptyczny i zastanawiał się komu można powierzyć taką tajemnicę. Morryta zastanawiał się nad zaufaniem swojemu czyli kapłanowi Morra Markusowi.

- Póki co najlepszym wyjściem będzie powiadomienie alchemika i jego pomocnika. - odparł Wagner przyjacielowi. - Oni będą w stanie pomóc, a jak się zagubią lepszym wyjściem byłoby powiadomienie kapłana Bogini Miłosierdzia. Może znając substancję która wywołała zarazę kapłan stworzyłby lek. Ze względu na trudny charakter duchownego najpierw jednak poprośmy o pomoc alchemika...

Okazało się, że w Heisenbergu na Stirlandczyków czekało nieznane. Ludzie nie skakali już sobie do gardeł, ale wielu zginęło we wcześniejszych walkach. Komendant straży przybyłej z Meissen postanowił odnaleźć podróżników, którzy jako pierwsi odkryli, że miasto jest podtruwane. Wyprawa straży w góry nie skończyłaby się jednak najlepiej. W najlepszym wypadku wszyscy skończyliby jak wypalona kwasem zupa, a w najgorszych obudziliby smoka, który zabiłby ich, podróżników i spalił kilka tuzinów najbliższych osad. Chyba, że ten smok byłby akurat pokojowo nastawiony i nie tylko nic im nie uczynił, ale też odszedł kilka kroków od źródła rzeki...


W kolorowym namiocie alchemika Wagner przecierał oczy ze zdumienia. Spał tam sam Gotte! Ten sam pakujący się w kłopoty, kolorowy, światowy człek co niegdyś. Miller nie zmienił się w ogóle. Ta sama fryzura, ta sama szata i ten sam długi nos, po którym dojdzie do nich każdy łowcy głów w okolicy. Brecht Jugen zdawał się lepiej znieść wypitą beczułkę wina od Gotte, który zapewne będzie miał potężnego kaca kiedy tylko się obudzi. Nie było to w sumie takie złe, bo Stirlandczyk przez sen "piłował" jak mało kto.

- No i jak tam polowanie na trolla? - dopytywał się alchemik Jan. - Nie widzę z wami dwóch przyjaciół. - dodał ostrożnie. - Czy wszystko z nimi dobrze?

- Obaj zostali przy świątyni Morra - odparł Kaspar. - Pomagają kapłanowi przy grzebaniu zmarłych.
Na tyle szczerości mogli sobie pozwolić.

- Trola nie znaleźliśmy co prawda, ale mamy do ciebie, Herr, poważną sprawę - zaczął dyskretnie Wagner. - Otóż odkryliśmy, że za sprawą zatrucia miasta stoi śmiertelna trucizna w rzece. Ludzie pijący wodę z tej rzeki są chorzy i w szybkim tempie umierają. Rzeka natomiast jest zatruwana przez krew smoka, który leży ranny i w głębokim śnie w jaskini w górach. Krew bestii jest niczym żrący kwas i kiedy chciałem jej trochę dla Ciebie zabrać przepaliło mi bukłak i kapnęło na ubranie… - pokazał dokładnie miejsce Moritz. - O tutaj. Czy chciałbyś z nami pójść i na miejscu zbadać krew smoka? Może udałoby się sporządzić odtrutkę albo jakąś barierę aby krew nie wlewała się do rzeki…

Alchemik patrzył na Berta rozszerzającymi się oczami i w końcu zaczął się śmiać. Klepnął ręką w kolano i otarł łzę w oku.

- Między nim - kiwnął na Gotte - a tobą, to można wszystkie zmarszczki zgubić! - Ryknął znowu śmiechem do społu z asystentem, który aż na ziemi leżał trzymając się za brzuch.

Gotte chrapnął głośno, jakby połknął haust powietrza. Mlasnął raz, mlasnął drugi raz, otworzył szeroko jedno oko, po chwili drugie. Głośny śmiech, go w końcu zbudził.

- Bercik? - rzekł cichutko. – Jościk? – nieco głośniej. – Arno! – krzyknął . – Chłopaki me moje najlepsiejsze! Ja żem was łodnalazł w końcu – zerwał się na równe nogi z rozdziawioną w uśmiechu gębą. Jego ramiona były gotowe do uścisku, tylko spoglądał od jednego, do drugiego, który pierwszy.

Wagner jako pierwszy rzucił się w uścisk przyjaciela. Trzymał go tak chwilę po czym rzekł szeptem:
- Nie wymieniaj naszych nazwisk.

Po chwili poklepał gawędziarza i dodał już głośniej:
- Jak dobrze Cię znowu spotkać, stary bajarzu ty nasz! Gdzieś ty się podziewał?

Kiedy Moritz wydostał się z objęć swojego pobratymca obrócił się w kierunku alchemika.
- Wiem, że to brzmi jak żart, ale prawdę mówię. W grocie ogromnej, w górach leży ranny smok. Wielki jest, potężne ma skrzydła i łapy. Krew leci z jego naruszonego strupa. Bestia wygląda jakby leżała tam od lat. Nie żartuję. Krasnolud i Kaspar potwierdzą.

Kaspar skinął głową.
- Wielki taki, że i dziesięć koni by nie uciągnęło - potwierdził, po czym ruszył witać się z Gotte. - Ty się obijasz, a my się męczymy. To mi coś przypomina.

- Mów do mnie Kaspar - dorzucił szeptem, wprost do ucha tamtego.

- I śmiać się nie ma z czego - powiedział głośniej, spoglądając na alchemika i jego asystenta. - Jeśli nie wierzycie, to niech chociaż jeden z nami ruszy - dodał. - Jeno naczynie by musiał wziąć solidne, co by go smocza krew nie przeżarła. Macie do czynienia z różnymi substancjami, to pewnie i butle odpowiednie macie.

Arno ostatnim był, który uścisnął starego druha i poklepał mocno po plecach. A bynajmniej ostatnim nie dlatego, że się nie kwapił! O nie!

- Aaaa. To ja żem Archibaldus - rzekł do Jana Gotte mrużąc prawe oko. - I jak żech już wiesz jam był w takim landzie, że płomiennogłowe krasnoludziaki chadzały spośród płomiennych szczytów. No i tam też takie łogniowe wielkaśne smoki były. - Gotte starał dorównać poziomowi wyobraźni starych kompanów i dołączyć do ich wspólnej zabawy. - Tako było Arno bez nazwiska, tako było. Łopowiem ci więcej później.

- Grimm teraz. Biega o co później wyjaśnim - mruknął cicho Arno.

- A to spotkanie! - Jan uśmiechnął się widząc pojednanie przyjaciół.
Usiadł przy rozpalonym ogniu i popatrzył na Stirlanczyków nadal rozbawiony.

- Znawcą smoków nie jestem. W młodości o nich czytałem. - silił się na powagę. - Ale żeby kwas jako krew w nich płynął, to pierwsze słyszę… Smok to istota, w której konstytucję wpisana jest pradawna magia niektórzy powiadają. W ostatnim tysiącleciu odnotowano tylko kilka młodych. Jeżeli to co zobaczyliście nie jest iluzją, to musi to być stary gad, który pamięta czasy gdy elfy i krasnoludy władali tymi ziemiami, a może nawet wieki wcześniejsze…

Alchemik wsadził patyk w ogień i grzebał w żarze.

- Jeśli to prawdziwy smok, to żeby wam do głowy przyszło, że chcę mieć coś wspólnego z odbieraniem mu życia… Niedorzeczności… To nie byle bydle lecz rozumna istota. Czytałem, że nawet ogień magiczny ich łatwo nie bierze. A jeśli to nawet dobry, mądry i szlachetny smok to nie zemści się na ludziach za takie próby tak samo jakoby był na wskroś złym i nienawistnym innym istotom?

Alchemik musiał lubić teoretyczne dysputy, bo zaczynał jego ton głosu zmieniać się na poważny nieobojętny.

- Nie iluzja to - powiedział Kaspar. - Cztery trupy obok niego leżą, smoczą krwią czy kwasem spalone. Wygląda, jakby twardo spał, a z rany jucha leci, do strumienia, który do rzeki wpada. To by trzeba powstrzymać, bo smok dobry czy zły, świadomie czy nie, ale wodę zatruwa.

- Po prawdzie to gada ja w spokoju zostawiłbym chętnie. Cosik by przydało jednak się aby przed juchą ochronić i krwawienie zatamować szybko całkiem. No i po mojemu nie mówić nikomu dobrze by było, bo zlecą zaraz do smoka się jak do gówna muchy. Gotowe wtedy nieszczęście - dodał Khazad.

- Jak dla mnie to nie trzeba zabijać smoka tylko jakoś zatamować jego krwawienie aby posoka nie zatruwała dalej rzeki. No i trzeba znaleźć antidotum na zarazę z tej jego krwi, bo ludzie do cna w mieście wymrą. - Wagner zastanowił się chwilę. - Może byłbyś w stanie nam pomóc i zagrodzić drogę krwi smoka? Lekarstwo jedynie ty albo jakiś inny potężny alchemik mógłby przygotować…

Alchemik zastanowił się chwilę po czym ruszył ze swym asystentem na naradę. Wagner miał nadzieję, że postąpią mądrze i wyruszą wraz z nimi do groty smoka…
 
Lechu jest offline