Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2017, 13:13   #22
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
W stajni paliło się więcej pochodni niż zwyczajowa jedna. Libor siedział na beli siana w kręgu światła i książkę przeglądał, kartka po karcie, a z każdą kolejną na jego pucołowatej twarzy coraz większy malował się niesmak.
- Wolałem cię z ciemnymi włosami i niższą - skomentował, palec poślinił i przerzucił kolejną stronę. - Lecz moje gusta niewiele dla ciebie znaczą, prawda. - To nawet nie było pytanie, a stwierdzenie. Z zaszytym podejrzeniem, pod czyje gusta w twarz cudzą się odstroiła.
- Twoje zdanie większe ma dla mnie znaczenie niżbym chciała przyznać - Anna przykucnęła przy Gangrelu. - Prawda jest taka, że cię zawsze bardzo szanowałam ale jakoś nam nigdy nie było po drodze.
- Nie - zaznaczył, palec uniósł w górę, po czym znowu go poślinił i przerzucił kartę. - Zawsze nam było po drodze, tylko nigdy nie byłem obiektem twych pobocznych interesów, o ja szczęśliwy.
Opuścił wzrok na księgę.
-Twój obecny interes mam ochotę zaryglowac w wieży i podlozyc ogień, a jego biblię użyć na rozpałkę. Zapewne nie powinienem?
- Nie powinieneś - Anna westchnęła autentycznie zmęczona, oczy przetarła palcami. - Należą ci się wyjaśnienia tak przede wszystkim. Intencje, podkreślam, miałam zacne. Naprawdę chciałam Jitkę uratować. Tym bardziej, że… trochę przeze mnie uciekła. - Nie spuściła wzroku, miała zamiar dzielnie brać na bary wszelkie obelgi. - Tak, byłam zazdrosna. I tak, powiedziałam jej, że czyni Ołdrzychowi krzywdę. Bo czyniła, choć pewnie niezamierzenie. Kochała go, to mogę zrozumieć. Chciała dla siebie. On ją z troski chciał związać, po ojcowsku, lecz ona nie jak córka na niego patrzyła. Co gorsza… krew, nawet wąpierska, nie woda. Dręczył się tym, że jak to, złe myśli względem córki mieć. Wbrew bogu i zasadom moralności. On, człowiek wiary. No i zły był a i ja byłam zła, dziwisz mi się? Zasugerowałam Jitce, że go ukrzywdzi taką robotą. Nazajutrz uciekła. Wiedziałam, że ucieknie. Wyczytałam to z jej myśli ale jej nie zatrzymałam. Miałam wyrzuty, pewnie z ich powodu tu z tobą jestem.
- Musi bardzo doskwierac, taki wyrzut - pokiwał głową z falszywa troską. - Do tego jeszcze, wybacz bezpośredniosc, coś ci się z twarzą stało.
- Chcesz mi dogryzać czy mam dalej wyjaśniać? - zapytała polubownie. - Mogę oczywiście pominąć fakty jeśli cię one nie obchodzą i dojść do samych konkretów.
- Biorę wszystko - zatrzasnął księgę z hukiem, aż kurz buchnął ze starych pergaminów. - Fakty, konkrety i dogryzania.
- Ta twarz… Mam ją dlatego że chciałam naprawić to com zepsuła w Żywcu. Mieliśmy tu, do Pragi przyjechać na gotowe. Ołdrzych miał być szeryfem. Gangrele miały być razem, całą sforą, mieszkać w dworze koło borów. Ja przy was, na jakim małym cmentarzyku poczyniać swoje badania, spać gdzieś blisko, w małym domku, albo nawet z wami. Prawie swoja. - Anna uśmiechnęła się kwaśno wiedząc jak to brzmi na tle obecnej ich sytuacji. Podniosła jakiś patyk i zaczęła jak dziecko, grzebać nim w zmarzniętej ziemi. - Skrewiłam ja i tylko ja. Nie mamy nic. Muszę zacząć budować i gromadzić skorośmy skazani na wieczność. A Patrycjusz jest naszym potencjałem. Nawet mi było na rękę, że taki wyobcowany. Pomyślałam, że się go łatwiej zmanipuluje. Krwią chciałam związać i go użyć. Trzymać w garści jak pionka na szachownicy a samemu zasiadać za planszą. Po to ta twarz. Ale… niespodzianka, nie wyszło. - Patyk pękł z trzaskiem dla podkreślenia dramatu.
Drgnal mu silnie mięsień na twarzy.
-Czy nie prosiłem cię, nadzwyczaj uprzejmie, byś trzymała się od Ventrue z daleka? Powód też wyluszczylem, nawet dwa. Oba, rozumiem, nieważne. Jak i my, by nam o planach rzec.
- Wtedy musiałabym się przyznać do kłamstwa a tego nikt nie lubi. Nie jestem święta - ze złamanego patyka wbrała dłuższą połowę i wróciła do dźgania twardego jak kamień gruntu. - Etienne to Krzesimir. I on mi przmodelował buzię. Talenty po diable. A jestem z nim bo… gdym prawie zdiableryzowała Bożywoja coś poszło nie tak i spłynęło na mnie część słabości Tzymisce. W tym niewymowna słabość do ghula - spojrzała na Libora jakby spodziewała się, że ją opluje albo rzuci kamieniem. - Potrzebuję go… na swój sposób. Jest ważny. I nie mam w tej kwestii krztyny wyboru.
- Związałaś naszego gospodarza, za nic mając Jitkę, czy nie? - Znów otworzył księgę, szukał czegoś.
- Nie związałam - z ulgą przyjęła brak komentarza o Krzesimirze. - Wypił dwa razy, trzeci nie wypije łatwo ale to nie znaczy, że odpuszczę. Poza tym Liborze, przecież jesteś realistą. Jitka nie potrafiłaby wykorzystać okazji. A on ma tytuł i ziemię. Na tej ziemi kopalnię, która może obrodzić w szlachetne kamienie i alchemiczne substancje. Ja nadal chcę nam znaleźć godny dom i zapewnić przyszłość. Nie sobie. Nam. Tak w ogóle to… boli. Że masz mnie za najgorszego śmiecia.
Nie zrobiło to na nim wrażenia. A przynajmniej nie takiego, które byłoby widoczne. Założył księgę palcem jak zakładką.
- Skoro już jesteśmy przy przybliżaniu planów i zamiarów. Jako mało ambitny Gangrel, nie dbam o kopalnię kolorowych kamuszków. Przyjechałem tu po Jitkę. Korzystając z tego, że wyszła z siebie i poprosiła o pomoc. Najpewniej ostatni raz. Jest przekonana, że w watasze wszystkim wadzi i nikt jej nie chce… Co nie jest prawdą, ale tak uważa. Więc powiedz mi, jak i gdzie. Jak mam ją przekonać do powrotu, skoro potwierdzasz to, co jej się wydaje. Ty, wezwana pomoc, zabierasz jej to, na czym jej najbardziej zależy. I gdzie niby widzisz jej miejsce w twoim planie, gdy wszystko się uda. Prześcieradła ma zmieniać, na przemian tobie i Oldrzychowi, i tobie i Patrycjuszowi? No chyba nie. Jej w twoim planie nie ma. W tych “nas” jej nie ma. Dla niej nie masz nic. Oczekujesz, że po raz kolejny się usunie. A wyobraź sobie, że gdy nie wykopaliśmy twego truchła, to pierwsze co postanowiła, to cię ratować. Oczywiście, nie za darmo i targowała się ze mną o swój udział. Ale ona nie zamierzała zostawić cię za sobą jak śmiecia. Nie wykorzysta okazji? Może. Ale jest lojalna, i to bez smarowania się nawzajem krwią. Do tego, teraz przejdźmy do dogryzania. Sporo odkryła z tego, co się tu dzieje. I to bez ściągania na siebie uwagi upiora, co tobie wyszło wręcz doskonale.
-Ona jest tu pół roku. Ja nie mam tyle czasu - Anna odrzuciła badyl, objęła się ciaśniej rękami bo ziąb był niemożliwy a ona licho ubrana. - Chcę polepszyć z wami stosunki, bóg mi świadkiem. Mam was jednak za rodzinę i te wszystkie swady się muszą skończyć. Jitka chce Patrycjusza, niech go bierze choć nie wiem co on na to. Nic do niego nie mam poza tym, że traktuję jak inwestycje dla sfory. No i żal mi go trochę… Ale kocham Oldrzycha, taka jest prawda i jego uczuciami sie nie podzielę. Co do Jitki jednak, moim zdaniem popełniasz błąd patrząc na jej zamiary i wycofując się w cień. Zależy ci na niej. Powinieneś o nią zawalczyć. Powiedzieć jej co czujesz.
Drgnął znowu i skrzywił się nieprzyjemnie.
- Jeszcze nie zorientowałaś się, że nasz herszt to pies ogrodnika? Jednak ta kopalnia zdecydowanie przemówi na korzyść Patrycjusza. Gotów przehandlować za nią córkę. Tylko wykrzycz to szybko, zanim się Oldrzych rozpędzi do szarży, najlepiej od razu, w rocznych spodziewanych zyskach.
-Pies ogrodnika? W sensie że ci zabroni z Jitką być? Chyba żartujesz. Jeśli jej chcesz i miłujesz to moja w tym głowa żeby Ołdrzych cicho siedział. Na szczęście jeszcze mam cokolwiek do powiedzenia względem jego głupkowatych czasem postaw.
- Uwierzę, jak zobaczę - oznajmił Libor z flegmą i niedowierzaniem. - Tymczasem, co teraz. Jitka szuka czegoś, co jej się zgubiło i chwilowo księga jej nie zajmuje. Jak rozumiem, genialny plan, by zakołkować Ventrue i wracać do siebie, zostawiając problem za plecami, wrócić tu z paroma baryłkami prochu i posłać problem w powietrze, nie może być wcielony w życie.
-To jedno z gorszych wyjść. Mam inne - Anna wyciągnęła dłoń po księgę. - Dobieramy się upiorowi do dupy. W księdze mam nadzieje znaleźć sposób by odwrócić nieudolne zaklęcie Ventrue. Ponieważ jednak jest on pod wpływem upiora i ten… potrafi nawiedzić jego ciało, może i inne ciała, dlatego… zawiążemy między sobą wież. Dwa razy starczy - uprzedziła protest Libora. - Nam to zapewni bezpieczeństwo. Laurentin będzie tylko brał, nie dawał więc tu nic nie ryzykujemy. A i moze nam sie przyda. Na zgodę. S Jitka na ciebie te okiem przychylniejszym spojrzy… Trzeci raz moze wam wyjsć przy jakiejś okazji… Czasu bedziesz miał sporo.
Nie rozważał kwestii za długo. Co mogło znaczyć, że Jitka mu przybliżyła upiorzycę i jej możliwości. Albo że mu do więzów nader śpieszno.
- Widzę tylko jeden problem - powąchał księgę. - I znowu ty nim jesteś, nieprawdopodobne.
-Rozwiń.
- W twoim sercu nikt się już więcej nie pomieści. Będziesz nam mogła zaszkodzić. A nam niepodobna będzie się bronić.
-Nie przesadzaj. Jestem z klanu uczonych. W razie czego dacie radę mnie w trójkę obezwładnić i zakołkować. Ufam że po wszystkim wrócicie mnie do życia.
- Prawie pewien jestem, że Bożywoj Skrzyński tuszył to samo. Z klanu uczonych, eeee, żadne zagrożenie. Powiedzmy, że się zgodzę. Jitkę mam namawiać, by się do nadgarstka pochyliła komuś, kogo nie zna, a kto przybrał sobie twarz upiora? Czy też zamiarujesz powiedzieć jej wszystko?
-Skoro mamy zacząć od nowa, jak należy to chyba szczerość wskazana - zadecydowała. - Jutka poczuje się pewniej jak się przed nią otworze. Dam jej praktycznie do ręki narzędzia by mogła mnie, jeśli zechce, pogrążyć. I ją przeproszę, niech będzie.
- Że też ojciec tej hecy nie dożył - westchnął Libor. - Podobałoby mu się.
-Bardzo lubiłam twojego ojca - rzekła i naprawdę tak myślała. Nadal rozpamiętywała śmierć Andreja. - Ostatnia sprawa. Ona ma Etienna, to jest... Krzesimira. Zanim ducha unicestwimy trzeba ghula uratować. Boje sie w drugą stronę, to jest liczyć że wróci z zaświatów jak upiora już nie będzie. A jak zostanie w ciemnościach na zawsze?
- Jitka tam kota puszczała za księciem z bajki - Libor wzruszył ramionami. - I sierściuch wracał, nawet jak Patrycjusz drzwi potem zamknął, wychodząc.
-Mam żywic nadzieje ze sam znajdzie drogę powrotną? Chyba ze kot na tyle bystry ze go poszuka i pomoże wyprowadzić?
- Toć nie mówię, że twój ghul znajdzie. Tylko że kot znalazł. A wielce biegły w sztukach nekromanckich nie jest przecie. Więc nic to skomplikowanego być nie może. Poszuka Francuzika, może i znajdzie. To nic skomplikowanego, chyba. Ale nie wyswobodzi, jeśli zakuty. I nie zagada, że za nim iść trzeba.
-Coś zaradzę na to. To… do Jitki? - wskazała na wieże.
- Ona twierdzi, że lepiej tam nic ważnego nie gadać ni nie robić.
-Rację ma - przyznała. - Pójdziesz po nią? I może ją wprowadź w temat co by miała czas się namyślić.


Wyszedł, księgę chowając za pazuchę. Anna została w stajni sama, a miała wrażenie, że chwile bez Krzesimira wloką się jak wieki.
Mina Jitki, gdy ta do stajni wkroczyła, poświadczało jasno, że Libor ją owszem, w temat wprowadził, ale usposobić przychylnie nie zdołał.
- To najbardziej durny pomysł, jaki żem słyszała w życiu! - Gangrelka skrzyżowała szczupłe ręce na piersi. - Ojciec ci gnaty z dupy powyrywa!
-Jitka… - Anna przybrała błagalną minę. - Proszę. Bo i pewnie powyrywa jak mnie zastanie z tym licem a i tłumaczyć mu będę skąd i po co takie mam, a nie swoje. On tu wszystko w perzynę rozniesie jak nie odkręcę tego stanu rzeczy. A i Patrycjuszowi trzeba pomóc, sama wiesz. Jego ten upiór zabije jak nic nie zrobimy. Lub… on zabije nas. Korzystając z jego rąk lub naszych własnych rąk. Więzy to wyjście względnie bezbolesne.
Na twarzy Gangrelki malowały się sprzeciw przemieszany z odrazą.
- Nie zamierzam dać się upokarzać tylko dlatego, że ci się pod nogami pali. Pana wystarczy stąd zabrać. Potem wrócić i zniszczyć wieżę.
-Ona ma Etienna. W czarnym pokoju za zamykanymi drzwiami. Nie zostawię go - pokręciła głową odrzucając pomysł Jitki. - Poza tym ta wieża mogłaby się nam przydać. Moglibyśmy odbudować to miejsce i doprowadzić do dawnej świetności. Laurentin będzie wdzięczny gdy mu pomożemy i… przez krew stanie się częścią sfory. Chyba dobrze gdy będziemy liczni i silni. Nie chcesz był z nami?
- Żeby ojciec znowu na mnie jak na szmacie poużywał? Piękny plan na lata. Na wieczność nawet - syknęła odstręczająco. - Prędzej do Skrzyńskiego pojadę. Na smycz weźmie jak ogara, ale jemu przynajmniej chciało się udawać.
-Udawać co?
- Że to cokolwiek znaczy - warknęła Jitka i zębami zgrzytnęła. - Nie ma mowy. Nie zrobię tego.
-Nie moge obiecać ze Oldrzycha przekonam ale bóg mi świadkiem będę się starać. To się musi zmienić, pośród nas. Moglibyśmy być rodziną. Szanować sie i przyjaźnić. Budować coś dla wspólnej przyszłości bo czeka nas kurewsko długa przyszłość - mówiła dosadnie.
Jitka rozplotła ramiona, dwa kroki dała wprzód i palcem Annę dźgnęła w piersi.
- Zgodziłam się wrócić, jak Libor wytargował - oznajmiła zaczepnie. - Ale nie zamierzam wracać do tego, co było. Ojciec pięścią wytłucze każdą kroplę krwi poza własną, a potem z miski jak psa karmić będzie. I to samo zrobi z tobą. Tyle, w sprawie szacunku.
-Mówię, że to się musi zmienić. Nie pozwolę mu na was ręki podnieść. A jeśli nie będzie w stanie się dostosować, nie znajdzie tutaj domu, pośród nas. Pieści są dobre na wrogów, nie na rodzinę - perorowała dalej Anna i rzeczywiście plan jej się wykluwał pod powiekami. Bez Oldrzycha byłoby jej cieżko, ale wydało sie to jednak ostatecznością dopuszczalną.
Jitce oczy zalśniły jak drapieżnikowi skradającemu się do ofiary, włosy stanęły sztorcem jak u warczącego psa.
- Nie zrobię tego, prędzej się zerzygam - wycedziła.
-Rozumiem że mówisz tylko o mnie?
- W ogóle, nie chcę - wrzasnęła Jitka, a drobinki śliny poleciały na Aniną twarz. Odsunięcie Oldrzycha albo zignoroała, albo nie uwierzyła. Łyskała dziko oczami, a zaniepokojony krzykami Libor zaczął jawnie podglądać rozmowę przez okienko.
-Mówisz, że nie chcesz a przecie coś cię przy Patrycjuszu trzyma połowę roku i nie mów mi, że obowiązek. Ołdrzych źle zrobił wiążąc cię siłą bo cię przy tym ukrzywdził. To przyjemne krew brać czy dawać jeśli to robisz dobrowolnie i słuchając pragnienia. Nie pragniesz Laurentina? Dwa razy napije się z ciebie, wreszcie cię dojrzy, zaczniesz mieć znaczenie. Jeśli postanowisz, że to coś więcej niż jego piękna twarz cie do niego przyciąga, możesz go bliżej poznać i doprowadzić do razu trzeciego, jak to czynią kobiety i się z nim związać nie jak sługa, ale jak żona. Jeśli jednak masz rozum i serce we właściwym miejscu dostrzeżesz coś innego. Miłość którą masz przed nosem, bezinteresowną i szczerą. - Anna sięgnęła ręką by odgarnąć kosmyk z Jitkowego czoła. - Libor cię kocha i bez krwi, zawsze kochał. Myślisz że dlaczego tu jest? Dlaczego mnie tu wlókł?
Drobne rysy Jitki odmieniły się zwierzęco i Anna poleciała w tył, pchnięta chudymi, ale nadludzko silnymi rękami.
- Kłamiesz! Zawsze kłamiesz!
Anna jęknęła czując jak gruchnęła na stercie sprzętów i coś chrupnęło jej w plecach. Stłumiła odruch złości i odpowiedziała nader spokojnie.
-Nie tym razem. To zresztą nawet logiczne, sama pomyśl. Czy kiedykolwiek cię zawiódł? Czy nie był dla ciebie dobry? Tak się robi gdy ci na kimś zależy. Zresztą, nie wierzysz mnie, pomów z nim. Tylko bądź delikatniejsza w miłosnej materii niż twój ojciec. Takie uczucie jest jak kwiatek, raz zdeptane może się nigdy nie dźwignąć.
Jitka poczęstowała na odchodnem Annę grubym przekleństwem i wyszła w śnieżycę, wrota stajenne otwierając sobie potężnym kopnięciem. Po chwili w drzwiach stanął Libor, wpierw sprawdził, czy się brama nie obrywa po Jitkowym ciosie, a potem Annę wyłuskał z resztek potrzaskanego boksu.
- Nadzwyczajnie poszło - ocenił, otrzepując jej suknię z drzazg. - Po tych wrażeniach, proponuję chwilę relaksu. Przy ciekawej lekturze.
Anna pokiwała głową i przyjęła pomocne ramię.
-Pomów z nią. Mnie nie chce słuchać, możliwe że tego między nami juz sie zwyczajnie nie da naprawić. Ale jestem z siebie nawet dumna. Nie straciłam spokoju do końca - uśmiechnęła sie blado.
- Kiedy naprawdę nieźle poszło - wzruszył ramionami. - Jeno tobie się niepotrzebnie zdaje, że to była dyskusja na argumenty, co się kończy uroczystym “tak” o mocy królewskiej pieczęci. Jitka połowy tych twoich argumentów nie słuchała, drugiej połowy nie zrozumiała. Ale ja słyszałem i rozumiem wszystko. I niektóre pomysły masz… niepokojące.
-Te z Oldrzychem? Sądzisz że to zła droga by go trochę przytemperować?
- Unikałbym wszystkiego, co pachnie ostatecznością. Możesz tego już nie odkręcić.
Sięgnął za pazuchę po księgę i położył ją Annie na podołku.
- I mam nadzieję, że zrozumiesz, gdy się pojawię z najlepszą zastawą Patrycjusza, o ile ma jakąkolwiek. Między nami, Anno, kubeczek. Jak miecz między śpiącymi w głupich dworskich historiach.
-Lubię cię Liborze ale do picia z żyły potrzebuję jednak ciut więcej - zgodziła się prędko Anna i już zaczęła kartkować księgę. - A co do radykalnych kroków, chcę takich uniknąć ale fakt jest taki, ze Oldrzycha postawa musi sie nieco zmienić. Jeśli zechcecie z Jitką być razem, moja w tym głowa by to zaakceptował. Nie bój się, przekonam go, że to słuszne, choć pewnie instynkt mu każe jak samcowi w stadzie, być ponad wszystkimi, to jednak jesteśmy bardziej ludźmi niż zwierzętami czy też potworami. A i skoro mamy być rodziną to trzeba nam się poważać, swoje opinie i uczucia.
- Ja jestem potworem - wyszczerzył się nagle. - Acz dobrze wychowanym.
Odwzajemniła uśmiech. Prawda była taka, że podobały jej się perspektywy nowych przyjaznych z nim relacji.
-Idź do niej. Ja przejrzę księgę, wywiem się co zrobić by stawić upiorowi czoła. Wróćcie jak coś uradzicie.
 
liliel jest offline