Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2017, 14:48   #93
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin, u burmistrza
Eleint, Śródlecie.

Trzewiczek bez trudu trafił do domu burmistrza, który wyglądał na tylko minimalnie mniej zdenerwowanego niż wcześniej. Wester zaprosił niziołka do środka, choć nie zaproponował ani miejsca przy stole, ani nic do picia. Rozmawiali więc na stojąco, niemal w progu.

- Wszystkie księgi trzymam w ciemnicy, w więzieniu znaczy. Tam nikt nie zagląda, nie zagądał… - burmistrz nerwowo zerknął na boki i ściszył głos, choć przecież był we własnym domu i nikogo tam nie było. - To pracujesz dla pana Jorisa, tak? Razem usiekliście smoka i złapaliście tego tam… - zrobił nieokreślony gest w stronę podłogi.

- W zasadzie to przybyłem do Phandlain by odszukać mojego przyjaciela - powiedział uśmiechnięty, acz lekko zmęczony Stimy - Gnom o jasnych włosach. Vinogli go wołają. Z Jorisem wyruszyłem jako przyboczny dostawca magicznych przedmiotów, bo w tym się specjalizuję, magicze przedmioty... ale ostatecznie nie chcieli nic kupić, to przed drugą, ostateczną potyczką nasze drogi się rozeszły. Ale po drodze Shavri dużo mi opowiedział o walce ze smokiem i tych ludziach.
Niziołek z kapeluszem pod ramieniem skinął w stronę, gdzie wcześniej wskazywał burmistrz.

- Aha… ale pracowałeś dla Jorisa, znaczy można ci ufać. - Wester najwyraźniej chwycił się tej ostatniej informacji jak tonący brzytwy.

- Szukam zajęcia, a potrafię czytać i pisać. - przyznał uczciwie. - Przejrzę co tutaj jest i porobię notatki. Przydałaby się jakiś ogarek i cichy kącik. Może być nawet jedna z cel więziennych. Będzie pan burmistrz miał pewność, że nic nie ukradnę. - Stimy westchnął smutno. - Rano jakaś kromka chleba i trochę wody.

- Chleb, woda, cela… dobrze… - nerwowo przytaknął burmistrz i zaprowadził Stimiego do więzienia; wejście znajdowało się z boku domostwa. Jeśli Stimy spodziewał się grzecznościowych protestów i mniej spartańskich warunków, to się przeliczył. Pomieszczenie było mocno zatęchłe i wilgotne, a do tego dość zadymione od pochodni. Wester zamachał ręką i otworzył szerzej drzwi na zewnątrz.
- Przyniosę zaraz zakrytą lampę, bo się udusisz - rzekł i poszedł do domu, dając Stimiemu chwilę na ogarnięcie wzrokiuem pomieszczenia. Nie było wiele do oglądania. Tylnią część oddzielono wmurowaną w ziemię kratą, a powstałą przestrzeń podzielono na trzy cele. W jednej siedział kultysta, druga była pusta, a w trzeciej - zamkniętej -leżało kilka pudeł i duża, okuta skrzynia. Pewnie tam burmistrz trzymał cenne księgi, co nie wróżyło im długiego życia.

Stimy przyjrzał się skrzyni oraz zamknięciu celi więźnia, gdy burmistrz poszedł po lampę. Z cichym westchnieniem odstawił w kąt swoje rzeczy i usiadł na pryczy w wolnej celi. Spojrzał na więźnia i czekał.

- Czego się gapisz, pokurczu? - warknął kultysta, nie mogąc w końcu znieść spojrzenia nietypowo cichego niziołka.

Stimy westchnął i przeniósł wzrok na schody w oczekiwaniu na burmistrza, który wkrótce zjawił się niosąc lampę pełną oliwy, pęk kluczy i koszyk. Wbrew obawom niziołka prócz chleba i wody znalazło się tam jeszcze pęto kiełbasy i kawałek nieco wyschniętego jabłecznika. Wester z pęku kluczy wybrał jeden i otworzył skrzynię, z której buchnął zapach wilgoci i spalenizny.
- Nie wiem czy cokolwiek tu znajdziecie - rzekł, biorąc do ręki jeden z podniszczonych tomów. - Tak jak patrzyłem to jakieś uczone dzieła o historii, geografii, bogach i takie tam… To czego orki nie zniszczyły wieki temu. Pewnie myślały, że to podpałka, śmierdziele. Miałem je odnowić i sprzedać, ale jakoś tak zeszło… Dokumentów chyba żadnych nie ma; pewnie Tressendarowie zabrali je uciekając, ale spróbować można. Jakieś mapy pod okładką i takie bajania. Powodzenia.
Burmistrz ruszył po schodach na górę. Po kilku krokach zatrzymał się i odchrząknął.
- Jak skończycie możecie spać ten… w mojej obórce, na stryszku z sianem. Nie godzi się tak w ciemnicy… - wyksztusił z wyraźną niechęcią. Czyżby się bał, że niziołek podwędzi mu krasulę, czy co?

Gdy Wester zamknął za sobą drzwi Trzewiczek podszedł do skrzyni i z namaszczeniem zaczął przeglądać zgromadzone w celi tomy. Nie było ich tak wiele jak się z początku wydawało; niedbale wrzucone tworzyły pozornie spory stos. Część była w całkiem niezłym stanie, jedynie z osmolonymi grzbietami; inne były na wpół spalone lub przeciwnie - zalano je kiedyś wodą i karty rozpulchniły się i spleśniały, tworząc niedajacą się odczytać masę.
Niziołek odłożył na bok dwie najbardziej zniszczone i sięgnął po trzecią. “Vola Przewodnik po Wybrzeżu Mieczy” - przeczytał i aż przysiadł. Volothamp Geddarm był najsławniejszym podróżnikiem Faerunu, a jego przewodniki po bardziej i mniej cywilizowanych częściach kontynentu były obiektem pożadania większości szanujących się poszukiwaczy przygód. Ponoć był nawet w Podmroku!

Lecz nie Podmrok, a Wybrzeże Mieczy interesowało niziołka najbardziej. W tej księdze mógł znaleźć zarazem coś o czarodzieju Bowgentle, który podobnie, jak Volothamp (Volo) przemierzał często te tereny, jak i Tressendarach i niejakim lordzie Iarno Albreku, który miał zamieszkiwać dawniej tereny Phandalin. Trzewiczek odłożył tymczasowo wolumn na bok, jako księgę od której najprawdopodobniej zacznie, po czym zerknął jeszcze na tytuły pozostałych ksiąg.

Był przed nim długi wieczór, a zmęczenie podróżą skutecznie uprzykrzało mu chęć połknięcia wszystkiego naraz.


Jakiś czas później do piwnicy ostrożnie i obwieszając się bardziej pytającym niż śmiałym “hej tam” zszedł Shavri. Uzbrojony w tłumoczek z jedzeniem i zapaloną pochodnię. Przystanął by dać oczom przyzwyczaić się do półmroku. Zauważył źródło światła i dopiero po chwili wypatrzył przy nim nachylonego nad lekturą niziołka. Bardzo posturą i ułożeniem sylwetki przypominającego mu teraz jego młodszego brata, Coriego. Wiele razy widział go wypatrującego sobie oczy niemal w ciemności nad zapisanymi kartami welinu. Wychodził potem do ludzi z zapuchniętymi i przekrwionymi oczami - wyglądał jak pijak, tylko że Cori upijał się nie miodem, a książkami. A że nie styczności ze zbyt wieloma - uczył się ich niemal na pamięć.
Kątem oka Shavri dostrzegł ruch - okazało się, że w jednej z cel siedział - a jakże! - braniec Jorisa. Tropiciel ucieszył się, że będzie mógł z nim porozmawiać prawie że na osobności. Ale nie wszystko na raz.
- Coś ciekawego? - zapytał, podchodząc do niziołka. Rozglądnął się za uchwytem na pochodnie, ale najbliższy był za kratami, nazewnątrz celi. Cóż. Zawsze to jednak więcej światła. Wsadził ją tam, zza pasa wyciągnął drugą, zapasową i położył pod ścianą. - Jesteś głodny?

- Haa… pffrrrr… - odpowiedział niziołek, wcale się nie ruszając.

Ten objaw Shavri też znał, choć Cori w takich chwilach mruczał, a nie parskał.
Rozejrzał się dookoła niziołka, zoczył sterty ksiąg i zwojów pergaminu lub welinu oraz całkiem zachęcajcy posiłek wystawiony obok.
Uśmiechnął się, kucnął obok niziołka i spróbował jeszcze raz.
- Stimy, ejże.

- Frieel, to nie zaf...i..ła…

No to już było bardziej niepokojące. Shavri słyszał o zakazanych księgach, których strony nasączono trucizną, a także o takich, na kartach których zmyślny skryba wyskrobał piórem wzorek, który przez oczy mamił głowę. Ruszył się, żeby podnieść ręką ciężką okładkę i zbadać tytuł księgi, która tak pochłaniała Trzewiczka, jednak ten niczego nie świadom przytulił mocniej księgę do siebie, nie dając dostępu do niej Shavriemu, ani nawet zielonym smokom.

Shavri przygryzł dolną wargę i ostrożnie, z troską położył rękę na ramieniu niziołka.
- Stimy, hej - szepnął.

- No przecież jestem... - wymamrotał, prawdopodobnie już nie śpiąc, chwile jednak gramolił się by spojrzeć na oczekującego człowieka. Przetarł oczy.

Shavri wybuchnął śmiechem. Głośno i serdecznie.
- Niech cię licho! - wysapał, kiedy przestał. - Aleś mnie przestraszył. Myślałem, że ci ta księga co złego zrobiła.

Zaspany Trzewiczek uśmiechnął się i złapał księgę w obie dłonie, robiąc z nich straszliwe szczęki wiedzy i zakłapał nimi przed brzuchem Shavriego, który znów zarechotał.
- Uważał bo gryzie!

- Mówże, co tam - poprosił w końcu Shavri, kręcąc z rozbawieniem głową.

- Dostałem jabłecznik! Trochę suchy, ale jabłecznik, wiesz… taki z jaabłaami! - niziołek odłożył księgę i wskazał gliniany talerzyk z kilkoma okruszkami - O! Zniknął!

- Aha - mruknął Shavri poważnie - A ja od naszych karawaniarzy trochę czerstwego chleba, sera i kilka jajek ugotowanych na twardo za dobrą opowieść.

- To wspaniale! Zgłodniałem od tego czytania - Stimy jakby przez chwilę zastanawiał się, co właściwie przed chwilą robił i czy rzeczywiście na pewno było to czytanie.
- To zapiski podróżnika Volothampa. Nie jestem do końca obeznany, ale to raczej rzadki egzemplarz, mimo że Volothamp wciąż żyje. Te tutaj są o okolicach. Liczę, że znajdę tam coś o Phandalin w przeszłości.

- Volo… Heh, nic o nim nie wiem, ponad to, że mój brat bardzo chciał przeczytać coś napisanego przez niego - przyznał z żalem Shavri. - Chyba jednak nie jest jakoś specjalnie ciekawa - wskazał księgę - Skoro żeś nad nią zachrapał, panie Trzewiczek.

- To przez ten półmrok i zmęczenie po podróży. Gdzie właściwie teraz przebywa twój brat? Czemu nie ma go z tobą?

- Cori został w domu, w Futenbergu. Jest jeszcze za młody na najemniczenie, poza tym chciałbym, żeby mógł w życiu robić coś innego. Widzisz. On przejawia pewne talenta magiczne i ja dlatego tu jestem, że od jakiegoś czasu próbuję zarobić na jego naukę. Nasza rodzina… cóż. Czasy naszej świetności już były i dopiero nadejdą.
Shavri jakby zasmucił się na moment, ale szybko się otrząsnął i spojrzał na niziołka.
- Przykro mi, że nie wyszło z Leną, ale proszę, nie przejmuj się. Twój dysk to świetna sprawa.

- Nikt mi tu nie ufa, bo jestem niziołkiem - Stimy wzruszył ramionami - Gdyby nie Vinogli, sam też nigdy nie miałbym szans pobrać nauki w moim rzemiośle. Dla większości nie jest to najbardziej fascynująca dziedzina magii, ale mi się podoba... Gdybyśmy odnaleźli mojego przyjaciela jestem pewien, że mógłby przynajmniej spróbować pomóc Cori’emu! O! Na Lantan jest mnóstwo nauczycieli, którzy tylko czekają na zdolnych uczniów, a Vinogli zna ich wszystkich!

- Dziękuję ci - powiedział po prostu. - Wiesz, może jak ta cała heca się skończy, mógłbym Ci jakoś pomóc z Twoim przyjacielem. I tak chyba chwile tu zabawię, bo podoba mi się Phandalin, a Joris jest porządnym człowiekiem, pracy zdaje się nie braknie. Poza tym niedaleko stąd do większych miast…

Stimy przewrócił kilka kartek.
- Skończyłem… eee… na rozdziale pierwszym, możesz…

- Chacko… - przyznał Shavri i dał niziołkowi lekkiego, przyjaznego kuksańca w ramię.

- Niewiele zostało! - przyznał niewielki kędzierzawy blondyn.

- To dobrze. Bierzmy się do pracy. Też czuje zmęczenie, może jak będziemy mówli sobie co jakiś czas, o czym co jest, nie będzie się nam chciało tak spać. Chciałbym w międzyczasie albo później porozmawiać też z tym tam - powiedział Shavri, siadając tak, żeby złowić czytanymi stronami jak najwięcej cennego światła.

- O czym? - zagaił Trzewiczek, nie bardzo widząc sens takiej rozmowy.

- O sssmokach - wyszeptał Shavri, a oczy mu błyszczały.
Prawdą jednak było, że Shavri, tak jak i zapewne Marv przed nim, chciał się czegoś dowiedzieć dla grupy o kultystach i smoku. Nie widział jednak powodu, dla którego nie miałby pożytecznego połączyć z przyjemnym. W końcu od zawsze chciał zobaczyć smoka. A teraz, kiedy już dobry los na to pozwolił, chciał wiedzieć więcej. Kto wie, może kultysta wzięty pod włos na smoka zrobi się bardziej rozmowny?

 
Rewik jest offline