Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2017, 18:27   #42
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Deczko się spóźnił. Sztorm rozpoczął się na dobre nim zdołał zagłębić się w cudownie spokojną, choć nieziemsko bujającą przestrzeń podpokładu. Na górze nie było lepiej... ale z pewnością zabawniej.

Morze zachowywało się tak, jakby sama Aurora Henson po schwytaniu marida wściekła się na cały pożałowania godny świat za to, iż raczyło jej się sczeznąć lat całkiem sporo temu. Olbrzymie fale przechylały okręt z boku na bok jak łupinkę orzecha. Nieprzymocowane elementy suwały się to w jedną, to w drugą stronę.

Podskoczył umykając przed wijącymi się wężowo, rozplątanymi linami i natychmiast stwierdził, iż pomysł ten był kretyńskim. Chwycił luźne olinowanie, które owinęło mu się wokół przedramienia tuż przed łupnięciem w reling, lecz pływające ustrojstwo nie dawało mu spokoju, gdy przechyliło się w drugą stronę. Odplątał linę nie puszczając barierki. Poślizgnął się na mokrych deskach i zaklął nim stanął na nogi.

Ponownie podjął wędrówkę w kierunku zejścia na podpokład powtarzając sobie, iż statki są skonstruowane tak, żeby się nie wywracały. Stąd taki, a nie inny kształt. Oczywiście nie licząc opływowego kształtu zwiększającego prędkość oraz łatwość ślizgania się po wodzie. Niemniej obecnie jedynym, co pięknie się ślizgało, to nogi Edana.

Nagle zobaczył przed sobą cel i... Filianore.
- Nie tęsknisz?

Uśmiechnął się szeroko jednocześnie kurczowo trzymając poręczy.
- Chciałabyś, żebym tęsknił?

Statek przechylił się ponownie. Znajdował się nieopodal kajuty kapitana, do której całkiem odruchowo zajrzał. W środku leżała mapa pokryta całkowicie czerwonymi plamami, zaś w środku znajdował się wyłącznie brak kapitana. Zmarszczył brwi i chciał się odezwać, gdy nagle spostrzegł, iż elfka zniknęła. Zamknął usta i wzruszył ramionami. Skulił się przed kolejną, nad chodzącą falą. Rąbnęła go w plecy.

Szybko uchylił drzwi i zajrzał do środka, gdzie kapitan jednak się znajdował. Z nadprogramowymi otworami w ciele. Uniósł jedną brew w wyrazie zdziwienia, które przeminęło szybciej niż przyszło, choć wydawać by się mogło, iż to niemożliwe. Zacinający deszcz był niezwykle ożywczy dla skonfundowanych umysłów. Zamknął drzwi i wszedł do strefy, gdzie było mniej wietrznie i mniej mokro, co nie zawsze było dobrym znakiem, lecz w tym wypadku zdecydowanie. Gdyby jeszcze zlikwidować to upierdliwe bujanie...

Powlókł się do swojego kąta na statku. Sytuacja była oczywista. Kapitan to niedojda morska... a raczej nią był. Załoga za nim nie przepadała, ale też nie miała powodu likwidować zarządzającego łajbą, niezależnie jak upierdliwym byłby typem. Gdyby Edan miał likwidować każdego, kogo nie lubi, to uzbierałoby się całe miasteczko zwłok. Czy ktokolwiek słyszał o mieście złożonym z trupów? No właśnie.

Olgierd odpada. To najemnik, a nie najemny morderca. Irys natomiast jakby się za to zabrała, to nie dziabałaby go, tylko dodała czegoś, żeby wykitował i sam nie wiedział kiedy. Hamdir miał własne zmartwienie i jako człowiek względnie obyty z morzem zapewne znał konsekwencje zabicia kapitana. Ślepy Pies byłby idealnym kandydatem na bezwzględnego, seryjnego mordercę niewinnych wypijającego krew z dziecięcych szyjek. Ślepy, uprzejmy, sympatyczny oraz stroniący od przemocy. Doskonała przykrywka. Nikt nigdy by się nie domyślił. Tylko nie ma motywu. Filianore natomiast całkiem sprawnie mordowała, ale był całkiem pewien, że jeśli kapitan nadepnąłby jej na odcisk, to by go sprała jak dziecko, a potem wróciła do piłowania pazurków.

Zatem Volkbert z trzódką lub Fredrik. Na korzyść pierwszego przemawiał zaobserwowany, wymykający się człowiek, na korzyść drugiego... cóż... to, że po prostu jest Fredrikiem stanowi, iż to wystarczająco wiarygodny trop.

Nagle zwalił się na podłogę, gdy coś zatrzęsło statkiem zdecydowanie tak, jak zatrząść nim nie powinno. Choć chłopak nie znał się na marynistyce zbyt dobrze, to jednak tego typu gwałtowne szarpnięcia budziły pewien niepokój. Podszedł chwiejnym krokiem do wyjścia na pokład. Ktoś na zewnątrz zawołał:
- Skały! Wszędzie dokoła pierdolone skały! Do cholerny jasnej, po statku!

Edan spojrzał z zażenowaniem na deski pod własnymi stopami.
- Taaaaaaaaaaaaa... - mlasnął, odetchnął i ni z tego, ni z owego wystrzelił na pokład.
Plan był niezwykle prosty. Znaleźć sobie własną, prywatną deskę, pozostać na pokładzie jak najdłużej się dało, a potem wsiąść na nowy, znacznie bardziej ubogi środek transportu. Nie takie rzeczy się ze szwagrem po pijaku robiło.




Obudził się na plaży. Bardzo niechętnie się obudził i nawet stwierdziłby, że pośpi jeszcze troszeczkę, gdyby nie to, iż leżał twarzą w piachu. Nie trzeba wspominać iż ten sposób oddychania jest szczególnie nie polecany.

Słoneczko świeciło niezwykle przyjemnie. Rozgrzewało i cudownie suszyło z morskiej wody, po której zostawała na skórze upierdliwa sól oraz skołtunione włosy.

O dziwo szybko znalazł go Olgierd z Irys i zapewne brodaty najemnik nie byłby motywacją wystarczającą do wstania, ale już pewna rudowłosa, szpiczastoucha piękność zdecydowanie. A gdzieś tu musiała być. Trzeba było ją odnaleźć. W końcu to jego elfka. Głupio byłoby zgubić własną elfkę.

Chłopak szedł rozglądając się niedbale. W końcu elfka nie bransoletka czy inny bibelot, trudno przeoczyć nawet drobną, gdy nie wtapia się w las. A obecnie w lesie nie byli. Piach, woda, piach, woda, piach, woda, skały, piach, woda… Wróć. Spojrzał ponownie na skały i zatrzymał się.

- Dołączymy wkrótce - wyszczerzył się do Olgierda, po czym zrzucił torbę i wskoczył do wody. Ubranie bardzo elegancko przywierało do ciała elfki w tym, tamtym, o i jeszcze tamtym miejscu! Podpłynął do kobiety i wgramolił się na skałę tuż obok niej. Zmarszczył brwi. Szybko pochylił się, wpatrując się w jej piersi nieco z boku. Oczywiście w celu zaobserwowania ich unoszenia się i opadania świadczącego o oddychaniu!

Filianore oddychała, jednak oczy miała zamknięte. Nie zareagowała na pojawienie się Edana. Jej rozwarte wargi były delikatnie sine od długiego przebywania w lodowatej wodzie.
Przeniósł uważnie wzrok na jej twarz, przyglądając się z niewielkiej odległości. Przekręcił głowę to w jedną, to w drugą stronę. Oddalił głowę i uśmiechnął się szeroko. Trzeba będzie zdjąć jej to mokre ubranie, bo jeszcze się przeziębi. Usadowił się tuż za nią i podciągnął lekko, kładąc jej głowę na swojej zgiętej nodze.
- Pobudka - mruknął cicho do jej ucha z szerokim uśmiechem i przesunął opuszkami dłoni po policzku Filianore.

Cienkie brwi elfki zadrgały, a powieki unosiły się powoli, aż do momentu, w którym obraz przed jej oczami nabrał kształtu twarzy Edana. Wtedy rozwarły się szeroko, a Filianore poderwała się do pozycji siedzącej. Opukała się po pasach opinających jej uda.
- Bloede! – syknęła, gdy stwierdziła brak obecności jednego z jej sztyletów.

Rozejrzała się po plaży. Zauważyła Fredrika rozmawiającego z Moirą i Hamdira z dziadkiem. Również spojrzał w tamtym kierunku? Kapitan zniknął, czarodziejka się pojawiła. Elfka uspokoiła się jakby i z powrotem położyła się na nodze chłopaka.
- Co my teraz zrobimy? - spytała, z uśmiechem wpatrując się w jego brązowe oczy.

Uśmiechnął się do niej bardzo szeroko i bezczelnie przyglądał się jej. Jednak jakby w zaprzeczeniu tego wyrazu ręka powróciła do błądzenia po policzku.
- To co zwykle się robi. Odpoczniemy chwilę i ruszymy dalej - wyraz twarzy Edana złagodniał nieco, choć szeroki uśmiech nie znikał mu z twarzy. Nachylił się powoli i po chwili mogła ten uśmiech jedynie poczuć na swoich wargach. Delikatnie objął jej wargę własnymi i niespiesznie wyprostował się.
- Ale bez szaleńczego tempa. Najpierw odzyskać siły.

Elfka zamruczała i przeciągnęła się jak kotka.
- Jesteśmy rozbitkami na bezludnej wyspie, mamy piach we włosach i wodorosty w gaciach, trudno o romantyczniejszą scenerię, Edanie – uśmiechnęła się ledwie widocznie i wyciągnęła dłoń w górę, łapiąc chłopaka za włosy. - Mam dość smaku tej cholernej morskiej wody, wracaj tu – syknęła cicho tonem nieznoszącym sprzeciwu. W jej oczach zamigotał zadziorny błysk.

Roześmiał się i nachylił się ponownie tym razem nie mając zamiaru ustępować tak szybko. Pocałował ją ponownie najpierw dolną, potem górną wargę, którą musnął koniuszkiem języka i ponownie oddalił się, by się jej przyjrzeć. Jedną dłoń wsunął w mokre włosy, a palce drugiej zjechały po policzku do żuchwy i szyi. Spojrzał łobuzersko na jej usta.
- Chcesz jeszcze? - ponownie na twarzy wykwitł mu bardzo szeroki uśmiech.
Elfka zacisnęła palce na włosach Edana i skinęła głową.
- Zimno mi... – powiedziała smutnym tonem, bezskutecznie próbując się nie uśmiechać. Mimowolnie zastrzygła uszami, gdy usłyszała głos Olgierda nawołujący do zebrania się na plaży.

- Znam… kilka… całkiem… niezłych sposobów… na… rozgrzanie - wymruczał w przerwach między kolejnymi pocałunkami podczas których zmienił pozycję. Wysunął się spod niej dłonią we włosach podtrzymując głowę. Ponownie przejechał opuszkami od ucha, przez policzek, odbił w kierunku karku i szyi. Dłoń podtrzymująca głowę zacisnęła się na włosach, zaś druga wróciła pod ucho, by przesunąć się ponownie w dół, tym razem paznokciami. Przygryzł jej wargę muskając językiem.

- Mmm, Edan... – elfka jęknęła cicho i z wielkim trudem odsunęła od siebie chłopaka. Zebranie trwało. – Chcę posłuchać, co się dzieje... I już mi cieplej – uśmiechnęła się szeroko.

Spojrzał na nią z lekko przekręconą głową przypominając nieco kota. Łobuzersko uśmiechniętego.
- Jesteś pewna, że nie chcesz pobyć tu jeszcze przez chwilę? To nic ciekawego. Zapewne - zsunął jedną, a potem drugą dłoń na oba nadgarstki kobiety, które przycisnął do skały.

Filianore westchnęła. Z różnych powodów. Jednym było zdziwienie jak szybko chłopak się uczy. Drugim mogła być przemożna ochota, którą na próżno by ukrywać. Wiedziała, że Edan wie. A on wiedział, że ona wie... Przygryzła tylko wargi w geście bezsilności i nie odezwała się słowem.

Zamruczał wprost do jej ucha i przygryzł je. Usta pocałunkami schodziły coraz niżej zatrzymując się na dłużej przy wargach Filianore, lecz nie wystarczająco długo, by doczekać się poważniejszej odpowiedzi z jej strony. Uwolnił jedną dłoń, która zanurzyła się w mokre włosy i pociągnęła je, by po chwili wypleść się z nich. Podciągnął bluzkę elfki ku górze, lecz tylko na tyle, by odsłonić brzuch, przez który przejechał mocno paznokciami. Tuż za nimi znalazły się usta całujące podrażnioną skórę oraz czubek języka błądzący po niej. Zjeżdżał coraz niżej. Delikatnie odciągnął obcisłe spodnie, po czym… usiadł obok. Pocałował elfkę jeszcze raz, głęboko i obserwował.

Z gardła elfki wydobył się zirytowany pomruk. Oddychała szybko, jej zsiniałe wargi na powrót przybrały różaną barwę, na jej blade policzki wstąpił rumieniec. Rumieniec, dla niezorientowanych, mógłby wyglądać jak zawstydzenie, jakkolwiek jednak w Filianore nie było krztyny wstydu. Oblizała się łakomie, podniosła się błyskawicznie i z gracją usiadała Edanowi na udach. Wpiła mu się w usta, lgnąc do niego, jakby chciała aby ich ciała stały się jednością. Rozległ się cichy świst. Chłopak mógł poczuć chłód sztyletu w tyle swojej szyi.
- Obiecaj, że tym razem nie będziesz się bawił w te swoje gierki – szepnęła mu do ucha, po czym przygryzła je, pociągnęła zębami i wolno przejechała po nim czubkiem języka.

Mogła poczuć jak się uśmiecha. Przycisnął ją do siebie odwzajemniając pocałunek. Dłonie mocno zacisnęły się na pośladkach Filianore. Jedna ręka wsunęła się pod bluzkę na plecy. Paznokcie na zmianę drapały skórę i łagodziły podrażnienia pieszczotami opuszków. Palce drugiej ręki sięgnęły od tyłu między jej nogi, gdzie poruszały się powoli do przodu i w tył. Nagle zamarł, po czym odsunął się od elfki.
- Bądź grzeczną dziewczynką. Na nagrodę musisz zasłużyć - ugryzł jej wargę i popatrzył szelmowsko w jej oczy.

Chłód metalu zniknął. Elfka schowała sztylet i przestała się wiercić. Z czołem opartym o czoło Edana oddychała głęboko.
- Wiesz, że nie umiem być grzeczna – jęknęła. Bogowie wiedzą, ile sił musiała włożyć w powstrzymywanie się, aby nie rozerwać go na strzępy. - Żałuję, że cię poznałam, Edanie z Vengerbergu.

- Nie żałujesz - przytulił ją pewnie do siebie, głaszcząc po głowie. Pocałował ją w nią.
- Dowiedzmy się co nieciekawego planują pozostali, a potem… - wsunął palce pod brodę Filianore i uniósł głowę. Delikatnie objął jej wargę swoimi. Cofnął się.
- Czas wracać.
Kolejny raz uśmiechnął się do niej. Tym razem znacznie cieplej i łagodniej.

Uśmiechnęła się jak zaczarowana. Jej oczy były jakby zamglone, wzrok był błędny. Wtuliła się policzkiem w szyję Edana i potarła ją jak kotka.
- Chodźmy więc – szepnęła i zaczęła składać pożądliwe pocałunki na jego skórze.

Roześmiał się cicho i zaczął gramolić. Podłożył własne dłonie pod jej pośladki i w końcu powoli wyprostował nogi wstając. Razem z nią. Podszedł kilka kroków do krawędzi skały, po czym zszedł z niej, by ostatecznie stanąć na brzegu wyspy.
- Gotowa?

- Nie... - wymruczała w odpowiedzi. Wbrew temu, była jednak gotowa. Opuściła nogi, jej stopy cicho stąpnęły na piasku, zaś chłopak podniósł porzuconą wcześniej torbę, uśmiechnął się łobuzersko do elfki i oboje ruszyli w kierunku rozmawiającego towarzystwa.




Do Olgierda i Irys podszedł Hamdir niosący na rękach Perełkę, a za nimi, wolniejszym tempem, kroczył Ślepy z Kilą u boku. Zaciekawieni krzykami członkowie załogi Argusa również zgromadzili się w półkolu. Obecni byli: sternik, Ephraim, jeden z chłopców okrętowych, Onngo, Login, Kusek i trójka marynarzy, których drużyna nie miała okazji poznać.

- No w końcu przestaliście się wylegiwać. Zaczął Olgierd i wskazał ręką kierunek. - Wlazłem na pobliską skarpę i widziałem tam żagle. Najpewniej ktoś tu zacumował, żeby uciec przed sztormem. Wyjaśnił. - Pospieszmy się, zanim odcumują, chociaż… dobrze najpierw wysłać jakiś zwiad? Cholera wie kto tam może być. Z drugiej strony z czego by odzierać rozbitków? Wzruszył ramionami.
- Ktoś w ogóle ma pojęcie gdzie jesteśmy?

Tłumek marynarzy zaszumiał szeptami, które po chwili przeszły w głośną rozmowę i wzajemne przekrzykiwania.
Na przód wystąpił sternik i Ephraim.
- Wersje są sprzeczne. Wiadomo jest jednak, że jesteśmy za zachód od kontynentu, a wyspy tej nigdym nie widział na mapach - odparł sternik.
-[i] Po mojemu, jesteśmy równolegle do Novigradu - lekko zdenerwowany Ephraim zabrał głos.

- Po mojemu jesteśmy w dupie. Wtrącił się Olgierd. - Mniejsza o to. Załoga tamtego statku pewnie coś wie. I tak nie mamy innego pomysłu. Proponuje iść tam kupą. No może niech ktoś zwinny idzie przodem. Pasuje?

Ephraim pokiwał głową.
- Taka wyspa to może być kryjówka piratów. Hartek dobrze gada, nie ma jej na mapie, licho wie kim oni są. Może być, że się kupiecki statek przed sztormem schował, a może być, że nie.

- To jest… bardzo dobra uwaga, chłopcze - odezwał się Ślepy Pies, postępując krok do przodu. Nie mając żadnego podparcia, jego chód był bardzo niestabilny, ale lata ślepoty musiały nauczyć go radzić sobie w każdych warunkach. W jednej ręce trzymał dwa kawałki kostura, drugą sięgał do łba Kili.
- Niebezpiecznie jest zakładać, że wszyscy są do nas przyjaźnie nastawieni, podobnie jak źle jest postępować w przekonaniu, iż liczebność i siła wyciągnie nas z każdej niedoli - kontynuował przemowę, przesuwając błędnym spojrzeniem po zebranych. - Musimy działać sprytnie, ale przede wszystkim ostrożnie. Bo powiadam wam, jesteśmy zdani tylko na siebie - starzec dokończył, zatrzymując oblicze skierowane w stronę Ephraima. Umilkł, marszcząc czoło i przekrzywiając głowę. Wydawał się nad czymś głęboko zastanawiać.


- Dziadek ma rację - odezwał się Hamdir. Perełkę na czas dyskusji posadził na piasku. - Stanowimy ledwie część załogi Argusa, jesteśmy przemoczeni, zziębnięci, osłabieni i głodni. Mało który z nas zachował broń. Tamci, jakiekolwiek mają zamiary, są najprawdopodobniej dobrze wyekwipowani i liczniejsi od nas. Pójście tam kupą to prawdopodobne samobójstwo. Musimy najpierw dowiedzieć się jakie mają zamiary.

- To pójdziesz i zapytasz? Odpowiedział Olgierd. - Dlatego proponowałem zwiad. I tak nie mamy wielu opcji. Kto tu umie nie narobić wokół siebie hałasu i ich podejść?

- Zwiad? - powiedział z daleka nadchodzący Edan.
- Znaczy się potrzeba bystrego, zwinnego i elokwentnego członka. Oddziału znaczy się. Nijak nie chce wypaść inaczej niż to, że chodzi o mnie. Odrzućmy na bok fałszywe, całkiem niepotrzebne skromności na rzecz czystej prawdy - orzekł z szerokim uśmiechem i rozłożonymi na boki rękami. Spojrzał z ukosa na mokrą elfkę, którą to własnym sumptem chwilę wcześniej “lekko” zwilżył. Odpiął od pasa oba swoje noże i podał jej.

- Zechciałabyś przypilnować, moja droga, żeby nikt nie wszedł we mnie niespodziewanie od strony, w którą zwrócony będę plecami? Nie lubię takiej pozycji wyjściowej. Zatem… co mam zwiedzać?
Filianore wyjęła z pochew jeden ze sztyletów i zręcznie obróciła go między palcami, sprawdzając wyważanie. Zabrała go, a drugi oddała chłopakowi. Rozglądnęła się po tłumku lekko maślanym wzrokiem, przypięła do pasa edanowy sztylet i wyżęła długie włosy. Woda spadła na piach, zlepiając ziarenka w szare kulki.
- Z wielką przyjemnością – odparła, lustrując wzorkiem pobliski krzaki z bladym uśmiechem.

- Krzaki. - Odezwał się Olgierd. - Dokładnie w tamtym kierunku - Wskazał ręką. - jest zacumowany statek. Trzeba się dowiedzieć kto zacz i czy nie będą nas chcieli zajebać. Dasz rade?

- Kaszka z mleczkiem. Choć… W zasadzie nigdy tego nie jadłem, więc może nie powinienem się wypowiadać na ten temat, ale intuicyjnie czuję, że właśnie tak będzie. Chodź w krzaki - wyszczerzył się do Filianore podając jej ramię.
Elfka prychnęła głośno i rzuciła Edanowi buńczuczne spojrzenie.
- Nie boisz się, że nałapiesz kleszczy?
- Czym jest jeden czy dwa kleszcze w obliczu takich przyjemności? -
westchnął z rozmarzoną miną prowadząc towarzyszkę zwiedzania we wskazanym kierunku.

Ślepy Pies normalnie wsparłby się ciężej na kosturze i pokiwał głową w zadumie, ale zamiast tego ograniczył się do przestąpienia z nogi na nogę.
- A my w tym czasie powinniśmy sprawdzić, czy morze nie wyrzuciło jeszcze więcej rozbitków. Każdy sprawny człowiek zwiększa nasze szanse - odezwał się spokojnie i uniósł twarz do nieba. Nie mógł zobaczyć słońca, ale jak najbardziej czuł jego promienie przebijające się przez chmury.
- I dopóki mamy… czy raczej macie światło dzienne, powinniśmy zająć się zebraniem zapasów. Melitele wie, na jak długo przyjdzie nam tutaj utknąć - dodał jeszcze stary żebrak.

- Oby nie za długo. Skomentował cicho Olgierd i odszedł na bok.
- Sprawdź czy ziół szlag nie trafił od tej słonej wody jak będziemy czekać. Źle jakby zapleśniały czy coś. - Zaproponował Irys, a samemu usadowił się na skarpie na skraju plaży. Obserwował zasypane szczątkami skały i jednocześnie nasłuchiwał lasu za nim.

- Ty - odezwał się ponownie Ślepy Pies, unosząc rękę w kierunku, gdzie ostatnio słyszał marynarza Ephraima. - Chłopcze, zbierz no swoich ludzi i przejdźcie przez plażę w poszukiwaniu rozbitków i co przydatniejszych rzeczy. Trzeba nam też będzie rozbić gdzieś obóz. Nie znam się na tym, ale myślę, że zostanie na plaży nie jest najlepszym pomysłem. Staruszek może na was liczyć? - zapytał, robiąc przejętą minę.

Ephraim uśmiechnął się pogodnie.
- Macie głowę na karku, panie. Znajdę wam też jaki kostur, ten widzę szlag trafił.
To mówiąc, zwołał kilku chłopa i rozdzielił ich do obowiązków, a sam ruszył w głąb lasu, aby zbadać teren.




Wszedł w krzaki i zatrzymał się. Zastanowił.
- Wolałbym się z tobą nie rozstawać, ale wtedy jak coś pójdzie źle, to wpadniemy oboje i nie wydostaniemy się do usranej śmierci. Czyli dość krótko. Pójdę sobie przodem, a ty bądź niewidzialnym asem atutowym. Jak się zacznie robić źle, to wpadniesz i umożliwisz nam obojgu odwrót. Co ty na to? - uśmiechnął się promiennie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline