WÄ…tek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2017, 20:02   #227
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Black 0

Padre cisnął dwa granaty, każdy w jedną grupę ufoków. Nieduże pojemniczki poszybowały bezgłośne pod słonecznym, zielonkawym niebem upadając na zrujnowany bombardowaniem ziemski padół. Black 0 zorientował się, że lepiej by trafiły jak trzeba bo poza mało użytecznym na takiego przeciwnika granatem EMP i plastikiem to były jego ostatnie granaty. Jeden wybuchł jak trzeba, zakrył lejowisko, zerwaną a niegdyś zadbaną darń pobocza i nadbiegające xenos. Wybuch zamiótł niedużymi ciałkami zasłaniając je całkowicie. Drugi granat podobnie, eksplodował z drugiej strony drogi ale nie poszło tak gładko. Z chmury eksplozji i zerwanej gleby wyskoczyły trzy xenos błyskawicznie opadając pierwszego, napotkanego człowieka czyli Black 0. Skrzeczały przy tym chyba bardziej niż zwykle albo tak się przynajmniej Zcivickiemu zdawało.

- Bo sąd mój jest, abym zebrał narody, i zgromadził królestwa, abym na nie wylał rozgniewanie moje i wszystkę popędliwość gniewu mego; ogniem zaiste gorliwości mojej będzie pożarta ta wszystka ziemia. - rzekł Padre podpalając siebie i atakujące ufoki.
Płomienie błyskawicznie strawiły bezbożnych napastników. Zcivicki nawet nie zauważył tych paru zadrapań które mu uczyniły.

Sąd boży jednak trwał. Ogień spustoszył tą trójkę stworów które uszły śmierci od granatów ale to nadal nie był koniec. Black 0 miał teraz kłopot z własnym ogniem bo ciepło przenikało od wypalanej galarety jaką rozpylił nie tylko na xenos ale i na sobie i to przenikało w głąb pancerza i ciała właściciela. - Zmienione! - krzyknęła sierżant dając znać, że aparatura znów działa jak powinna. Niemniej przykład jaki dały xenos przed chwilą nastroił pozostałe bojowo. A może gnało je coś innego. W każdym razie następne parę sztuk wyrwało się z dżungli i zaczęło pruć przez lejowisko drogi ku płonącej sylwetce. Z dna leja dobiegły strzały. - Są w kanale! - krzyknęła ciemnowłosa sierżant strzelając do kolejnych xenos które mogły odciąć Black 4 i wojskową saper od jedynego znanego im wyjścia. Czyli z tymi które nadbiegały z dżungli Black 0 musiał jakoś poradzić sobie sam zanim dotrą do leja z bombą.

Black 4

Owain tymczasem krzyknął: - Granat! Na glebę laska - w boczny korytarz poleciał granat. Granat poleciał w boczny korytarz w kierunku w jakim planował zwiadowca. Ale nie na taką odległość. Granat musiałby dość fartownie odbić się od bocznych ścian by potoczyć się wystarczająco daleko od rzucającego i eksplodować tylko wśród xenos. Tego farta jednak zabrakło. Rzucony pocisk uderzył co prawda w boczną ścianę korytarza znikajac Black 4 z widoku ale nie odleciał wystarczająco daleko. Eksplozja uderzyła w zwiadowcę rzucając go na ścianę i szatkując odłamkami. Fala uderzeniowa przenicowała mu trzewia zwiajając je w precel. Udało się jednak. Na chwilę dopływ kreatur został powstrzymany. Chociaż sam przy tym oberwał. Całkiem poważnie.

- Osłaniaj mnie! - krzyknęła do niego blondynka gdy ruszyła biegiem w jego stronę. Gdy biegła nie mogła strzelać a xenos w oczywisty sposób były wielokrotnie szybsze od ludzkich biegaczy.

Krótkie serie szatkowały nadbiegające poczwary i jedna z nich pośród trafianej ekspandujacymi nabojami posadzki rozbryzła się od mini wybuchu który rozszarpał ją żółtym kleksem. Pozostałe dwie kreatury jednak dopadły do żołnierki o blond włosach gdy była już o kilka, ostatnich kroków od Black 4. Za Graeffem dobiegł huk wystrzałów i jęk trafianych poczwar. Ktoś strzelał z góry przez otwór jaki go tu sprowadził do tych kanałów. Chwilowo chyba żaden xenos nie skakał mu na plecy ale jasne było, że to może się zmienić w każdej chwili. Ktoś kto strzelał też musiał kiedyś zmienić ammo. Tak jak on w tej chwili. Dziewczyna w ciężkim pancerzu zdołała schwytać i trzasnąć jednym z xenos jakie ją zaatakowały tak, że głowa rozbryzgła mu się o ścianę. Drugi jednak wciąż siedział na jej plecach szatkując je niemiłosiernie. Z licznych przebić pancerza ściekały rozbryzgi ludzkiej, czerwonej posoki. Saper musiała już nieźle oberwać do tej pory i daleko jej było do pełni świetności. Jednak długo nie powinni być tu sami. Sądząc po zniekształconych przez tunele odgłosach zbliżał się niezły tłumek pokrak. Zwłaszcza jak z dwójki ludzi, żadne w tej chwili nie kasowało ich szybciej niż się tutaj pojawiały.
 
Mike jest offline