Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2017, 03:43   #70
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 8 01:25 h; 14.25 ja od Dagon V

Układ Dagon; 1:25 h po skoku; 14.25 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Rufa; seg 8; siłownia hipernapędu; Rohan i Drake



Lewitujący roboci pies przyleciał wezwany za pośrednictwem Alex przez swojego pana a po chwili jego pociesznej obecności odleciał by wesprzeć w pracy speca od improwizowanych napraw statku. I znowu inżynier został sam przy pracującym wypalaczu. Stanowisko pracy było coraz bardziej zawalone lewitującymi fragmentami wypalonej grodzi. I tymi rozgrzanymi do półpłynnej, świecącej masy i tymi chłodniejszymi choć wciąż bardzo gorącymi. Wszystko to łącznie z wypalaczem i jego operatorem pogrążone było w strzępach piany z gaśnicy użytych do schłodzenia rozgrzanych odpadów. Wszystko to lewitowało wokół Rohana tworząc irytującą grę świateł, cieni lub wkurzająco rozchlapywało się na szybie hełmu przesłaniając widok. Przez ten nieustający ruch wokół siebie łatwo było odnieść wrażenie, że ktoś czy coś tu się czai wokół pracującego inżyniera. Skoncentrowany na swojej pracy był idealnym celem dla kogokolwiek.

Jakby tego było mało Rohan zdawał sobie sprawę, że to nie jest tylko taka tam przeszkadzajka ale może być zarzewiem solidnych kłopotów. Roztopione drobiny plaststali mogły dostać się gdziekolwiek gdzie nie sięgało ludzkie oko czy dłoń. Do tego on, skupiony na pracy nie miał możliwości by mieć należytą uwagę na resztę pomieszczenia. Gdy taki roztopiony fragment natrafiał na podłogę czy ścianę to poza drobnym, nadtopionym zeszpeceniem nic specjalnego się nie działo. Ale mógł trafić też na jakiś mniej lub bardziej ważny kabelek, rurkę, drucik czy coś podobnego co mogło zaowocować większą lub mniejszą awarią. Niestety bez przywrócenia grawitacja która ściągała by ten cały syf na podłogę wszystko to lawirowało po pomieszczeniu zapowiadając kłopoty jakich przysporzy. Przydałoby się przeczyścić pomieszczenie.

Z pozytywów wypalacz przepalił już jakieś 3/4 planowanego otworu. Większość pierwszej dziury już było gotowe. Teraz choć została już końcówka czas wydawał się jeszcze bardziej dłużyć choć inżynier wiedział, że to typowe, subiektywne widzenie sprawy. Wypalacz dalej pracował na zwiększonych obrotach jakie mu zadał i odparowywał plaststal w stałym tempie. Alex dała znać, że odzyskała kontakt z Lindą i “Red”. Dziewczyny wróciły do 6-ki. Alex nie alarmowała u nich i od nich niczym więc pewnie nie było nic niebezpiecznego do alarmowania. Ale największym pozytywem było pewnie przybycie Drake z chłodziwem.

Sam kanonier powrócił podobną drogą jak i w poprzednią stronę. Trasa przez zdewastowane segmenty i poziomy korwety ciężko było uznać za budującą. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że co się mogło posypać to się posypało. Grawitacja, większość zwykłych świateł, część rezerwowych, część alarmowych, większość powietrza a tam i tu jeszcze błyskały alarmy od skażenia ciężkimi promieniami. Spory kanister ciężki nie był ale jak zwykle przy braku grawitacji, unieść można było i jedną ręką czy paroma palcami ale jak już nabrało rozpędu to manewrowanie tą rozpędzoną masą by nadać jej pożądany kierunek bywało dość trudne. Kanister więc kilka razy trzepnął zderzenie ze ścianami, sufitami czy drzwiami gdy Leon nie zdążył go na czas wyhamować w tym dryfującym po salach i korytarzach badziewiu. Ale mimo to wreszcie dotarł ponownie do przedziału hipernapędu gdzie pracował Rohan.

Na miejscu najpierw dostrzegł unoszące się w pomieszczeniu strzępki chyba z gaśnicy i lewitujące rozżarzone grudki wypalonej grodzi. Inżynier już trochę pracował to i tych roboczych skrawków unosiło się na miejscu pracy całkiem sporo. Przez brak grawitacji nie spadało to wszystko na posadzkę a brak jakiegoś odsysacza sprawiał, że te szczątki lewitowały dookoła miejsca skąd odpadły stopniowo rozszerzając swoje posiadanie na resztę pomieszczenia. Aż prosiło się o kłopoty z tym wirującą chmurą piany z chłodnicy przetykaną rozgrzanymi grudkami plaststali. Jedna osiadła na butli inżyniera czego ten pewnie nie wiedział. Drake nie wiedział od jak dawna tam była i jak głęboko się wżarła ale chyba nie na wylot bo nie było widać uciekającego powietrza. Niemniej pokazywało jak niebezpieczna jest praca w takim otoczeniu i w takich warunkach.

Z bliska jednak dało się dostrzec, że większość pierwszego otworu została już zrobiona. Została jakaś ostatnia ćwiartka. Sam kanonier mógł się pochwalić za to przyprowadzonym pojemnikiem z chłodziwem. I pobraną próbką tego czegoś co skleiło drzwi. Rohan jednak nie kojarzył aby taka kleista substancja wchodziła w skład remontowych systemów korwety. W ogóle nie kojarzył by mieli coś takiego na pokładzie. By zachowywało kleistość w takich warunkach? Może ktoś z załogantów obecnych lub byłych coś trzymał w szafkach ale tak na oko i bez wrzucenia pod jakąś aparaturę badawczą to nie zbyt miał pomysł co to by mogło być. Może i jakiś smar czy uszczelniacz. Ale to na korwetę musiało by być załadowane w którymś porcie coś bez jego wiedzy lub o innej niż podanej specyfikacji. Co nie było takie znowu niemożliwe.



Dziób; seg 3; mostek; Prya



Prya zamknęła dojścia na mostek. Teraz ot, tak, nikt tu nie mógł wejść bez jej wiedzy i zgody. Mogli oczywiście próbować obejść lub przebić się siłowo ale to nawigator w tej chwili kontrolowała najprostszą i najszybszą drogę do albo z mostka. Została teraz sama, jeszcze bardziej sama. No i z Edgarem. I z Alex. Poza cyborgiem z robocimy nogami nikt się do niej nie odzywał. Alex straciła kontakt z kapitanem odkąd wszedł do 7-ki. Za to odzyskała z Lindą i “Red”. Medyk i rusznikarka wróciły przez zewnętrzne śluzy do mniej sponiewieranej 6-ki. Do przedziału hipernapędu powrócił Drake. Odnalazła się więc trójka z czwórki zaginionych załogantów, tylko “Papa” wciąż przebywał w strefie gdzie Alex nie mogła nawiązać łączności.

Sam manewr przebiegał jak na razie prawidłowo. “Archaon” leciał przez kosmiczną pustkę nadal z połową prędkości światła. Bo przecież nie wszedł w kalkulacje żaden czynnik jaki mógłby wyhamować ten cud ludzkiej techniki a w kosmicznej skali okruch marny. Alex pokazywała 14.25 ja od Dagon V. Trochę mniej jak cztery godziny lotu. Nadal lecieli w zapasie jaki udało jej się pozyskać zaplanowanym manewrem. Mieli jeszcze tak z 20 minut zapasu patrząc na pierwotny kurs. Starczy? Nie starczy? To już nie zależało od nawigatora tylko od ekipy remontowej rozsypanej po reszcie jednostki.

Miała przynajmniej cały mostek do swojej dyspozycji. A co za tym idzie decyzyjność pod kątem większości spraw dotyczących korwety zasuwającej kursem rozbieżnym od ekliptyki systemu Dagon. Będą tak zasuwać jeszcze z godzinę, półtorej nim zaprogramowany przez “Teddy” wiraż sprowadzi kosmiczną jednostkę ponownie na kurs kolizyjny na Dagon V. Mieli jeszcze jakieś dwadzieścia minut spokoju. Gdzieś tyle potrzebowały tachiony by przebyć odległość z zewnętrznych rejonów układu przez jego centrum aż na drugą stronę gdzie obecnie znajdował się Dagon III przy którym była umieszczona na jednym z księżyców ASS - Automatyczna Stacja Serwisowa. Obecnie sygnał o wyjściu z hiperprzestrzeni mijał pewnie okolice gwiazdy centralnej i rozchodziły się promieniście po całym układzie jak kręgi po rzuconym w obrzeża kałuży kamyka. Na to wpływu nie mieli. Można było jedynie myśleć co zrobią automaty stacji i jak powinien zareagować na to “Archeon”. Pocieszające było to, że nawet automatyczny refleks komputerów i robotów też potrzebował z jakieś półtorej godziny by nadesłać odpowiedź zwrotną przez ponad połowę układu. W końcu były to odległości rzędu pół setki jednostek astronomicznych.

Problem opóźnienia odbieranych danych działał jednak i w drugą stronę. Tak naprawdę bowiem jednostka Floty już mogła być w systemie ale sygnał o tym dopiero mknął przez kosmiczne odległości tak samo jak w drugą stronę mknął dopiero na ASS przy Dagon III. Przy takich kosmicznych bitwach i podróżach na kosmiczne odległości, nawet te mierzalne w ja termin “obraz w czasie rzeczywistym” był z tego powodu dość umownym gdy przy najlepszym sprzęcie pokazywał sytuację sprzed kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu minut albo i paru godzin. Jedynym pocieszeniem było to, że potencjalni przeciwnicy cierpieli na te same bolączki kosmicznych podróży i pola walki.

Skutkiem ubocznym wędrówki przez system nieco nad większością płaszczyzny ekliptyki było to, że była szansa spojrzeć na ten układ niec “z góry”. Obecnie skany “Archeona” prześwietlały przestrzeń najdokładniej przed sobą czyli pokazywały w większości pustą przestrzeń “ponad” większością ekliptyki. Ale gdy powrócą na kurs kolizyjny na Dagon V będą lecieć podobnie do atmosferycznego lotu koszącego. Może wtedy pojawi się coś nowego. Na razie ta zaparkowana na orbicie jednostka kompletnie nie reagowała na nową jednostkę w tym systemie. Dalej była cicha jak grób. Nawet automaty nie obwieszczały wszem i wobec swojej obecności by wykonać swoje zaprogramowane powinności federacyjnego BHP lotów kosmicznych. A to już było dość dziwne.



Śródokręcie; seg 6; sala bilardowa; Abe



Abe starał się ignorować alarm o skażeniu. Miał co prawda bardziej odporny kombinezon niż większość załogantów nie tylko tej jednostki ale i do czynienia miał z czymś co było w samym rdzeniu a nawet samym rdzeniem reaktora. Stężenie szkodliwego promieniowania wzrastało drastycznie z każdym przepłyniętym krokiem w stronę topionych przez rdzeń powierzchni. Abe dał radę jednak nie ulec podszeptom paniki nakazującym trzymać się od promieniotwórczego kawałka jak najdalej.

W porównaniu z wypaleniem fragmentu ściany i podłogi wokół wtopionego rdzenia wbicie pręta w wypalony otwór było dość łatwe. Ale nic nie dało. Abe nie miał aż takiej pary w łapach by wygiąć czy urwać tak gruby dla niego kawał plaststali z jakich zrobione były podłoga i ściana. Właściwie musiał praktycznie dokończyć wypalanie otworu i gmerać przy nim prętem zgarniając przy okazji remy na i niestety pod kombinezon. Zmachał się przy tym strasznie bo była to praca wymagająca poskromienia nerwów, zręczności, siły i uporu a to wszystko z dławiącą presją uciekającego czasu i pochłanianych radów oraz ciepła powoli przenikającego także do wnętrza kombinezonu. Topiący się rdzeń miał bowiem temperaturę kilku tysięcy stopni. Ale udało się!

Wreszcie wycięty fragment powierzchni z wciąż wtopionym rdzeniem dryfował w ciszy nad świeżo wyciętym otworem. Przez niego widać było wnętrze głównej rozdzielni SPŻ. Niewiele brakowało! Jeszcze z kilka minut i rdzeń przetopiłby się na wylot i pewnie wleciał do środka. No tak. To pozbył się mniej więcej połowy problemu. Teraz jeszcze musiał jakoś pozbyć się go na stałe. Dalej jednak był sam i nie miał bezpiecznego pojemnika do przenoszenia silnie skażonych odpadów. No ale przybył na pomoc mechaniczny pies Rohana, MiTsu. Na oko speca od naprawiania awarii to kostkokształtny robot powinien unieść rdzeń z wyciętymi przyległościami choć przy tym nadal zostałby napromieniowany tak jak i wszystko na drodze fragmentu z napędu reaktora. No i sam robot nie był dostosowany do pracy z obiektami o tak wysokiej temperaturze co też pewnie odcisnęło by na nim swoje piętno.



Śródokręcie; seg 6; śluza C6p; “Red” i Linda



Linda i Julia właściwie były gotowe do drogi. Ponieważ najszybsza droga powrotu, przez wnętrze śluzy do reszty statku była odcięta przez zieloną mgłę zostawała ta druga strona. Jeden ruch przy pulpicie drzwi otworzył klaustrofobiczną klitkę na bezmiar czerni kosmosu. Od razu ze śluzy wywiało zniszczony skafander Julii i resztki różnych, dryfujących śmieci tak samo jak i dwie postacie w skafandrach. Ale zaczepy spełniły swoje zadanie więc sytuacja tuż po hiperskoku gdy wywiało im Veronikę za burtę tym razem nie powtórzyła się.

Taśmy zaczepione o skafander pozwoliły utrzymać kontakt z jednostką macierzystą. Bliskość korwety pozwalała oszukać ludzkie zmysły swoją pozorną wielkością i stabilnością w porównaniu do ludzkiego okruchu ubranego w ochronny skafander. Można było udawać, że to norma a nie ta czarna pustka z rzadka skrapiana świetlnymi punktami za plecami. Dało się odpychać od burty korwety odpychać kawałek po kawałku dalej by zbliżyć się do kolejnej śluzy. Najbliższa była w 6-tym segmencie, tam gdzie swego czasu usiłowała dostać się rusznikarka. Tym razem poszło gładko. Śluza zewnętrza działała jak należy więc syk otwieranych drzwi przyzwyczajony do tego człowiek słyszał w swojej głowie wręcz instynktownie. Jeszcze chwila i były wewnątrz śluzy. Drzwi zewnętrzne zamknęły się i droga do wnętrza 6-go segmentu stała właściwie otworem. Gdzieś tutaj pracował Abe, w sali bilardowej. Tutaj też Alex miała połączenie i z nimi i do innych. Okazało się, że z maszynowni wrócił też pokładowy artylerzysta więc z nim też można było znowu rozmawiać. Ale nadal nie było kontaktu z Tichym i Jeanem. Alex poinformowała obydwie kobiety w śluzie, że kapitan zanim odcięło mu łączność przekazał dowodzenie “Teddy” jako jedynej obecnie osobie na mostku. Linda jako nr. 2 na pokładzie mogła właściwie przejąć w tej sytuacji dowodzenie póki Tichy nie wróci w eter a mogła też zostawić sprawę jak jest w tej chwili.



Śródokręcie; seg 7; Tichy



Tichy obserwował jak ciśnięty fragment chyba plastikowego czegoś wlatuje w żółtą chmurę. Tam na jego powierzchni pojawiła się piana a on sam zaczął jakby gotować się w tym żółtym wrzątku. I nie był to wyjątek. Spora część pochłoniętych przez chmurę detali zachowywała się podobnie. Wyglądały jakby się gotowały albo były trawione stężonym kwasem. Na tyle stężonym by zagrozić też i skafandrowi jakich używali załoganci. Może mocniejsze modele jakie mieli pokładowi inżynierzy to może, może… Ale taki zwykły kombinezon to pewnie zbyt długo nie stawiałby oporu takiej chmurze.

Dziewczyny chyba doszły do podobnych wniosków bo dały znać, że wychodzą na zewnątrz. To zresztą najpierw potwierdziły zmieniające się oznaczeniu na panelu śluzy które mówiły o otwarciu drzwi zewnętrznych a pośrednio znowu utrata łączności z nimi.

Czyli został w pobliżu tej śluzy sam. Z tą kwasową chmurą rozprzestrzeniającą się po zdewastowanym korytarzu. Żółtawa chmura zaś nieśpiesznie powiększała obszar swojego posiadania. I kapitan wiedział, że będzie robiła to nadal. W końcu kosmos był w ruchu a ruch trwał póki coś go nie zatrzymało. A co tutaj niby miało zatrzymać chmurę? Na pewno nie pochłaniane kolejne wyrwane śmieci. Ale kwas był zagrożeniem. Osiadał na różnych powierzchniach jak choćby na panelu do śluzy gdzie właśnie przeżarł się przez niego i zaczął dostawać do wnętrza. Co dalej? Odlecieć? Zrobić coś? Przez te trzaski eteru w którym słychać było tylko zniekształcony i urywany głos Alex nawet nie miał kim porozmawiać czy dać znać o sytuacji. Nie wiedział też co się dzieje u innych i na reszcie korwety.



Śródokręcie; sek 5; ładownia; Veronica



Zanim Veronica zabrała się za poważne grzebanie w trzewiach panelu dostała wiadomość od Nivi:

Cytat:
"W porządku? Jestem już w labie, gdyby było czegoś potrzeba. Udało Ci się coś wyciągnąć z kontenera? Wyciągnęłaś cokolwiek? Chyba mamy problem, ale zanim zacznę siać defetyzm, wolałabym zdobyć potwierdzenie. Nawet pojedyncze sekwencje danych są w tym przypadku na wagę złota. Nie potrzeba nam niepotrzebnej paniki."



System jednak nie oddawał łatwo swoich tajemnic. Meduzę na razie Kowalsky mogła odliczyć z utrudnień ale wciąż zostawał czujny Doombull. Czuła jak łypie na nią swoim bitowym okiem. Triki jakie zastosowała z pomocą swojego podręcznego komputerka chyba jednak działały. Udało jej się pogrzebać na tyle w dość powierzchwonych programach, że w połączeniu z intuicją i doświadczeniem udało jej się na tyle umiejętnie podszyć pod legalnego użytkownika, że Doombull nie reagował. Przynajmniej póki poruszała się po obrębie podwórka po jakim mógł się poruszać ów użytkownik. Gdzieś się jednak dostała. Ale sama nie była do końca pewna na co właściwie patrzy.

Była pewna, że samą “paczkę” załadowano jej zawartością nie dalej niż dobę zanim po nią przylecieli i odebrali. Wcześniej panel nie wykazywał jakiejś specjalnej aktywności jakby sobie po prostu stał pusty. Z czytelnych danych rozumiała jeszcze temperaturę. Wewnątrz wcześniej była utrzymywana temperatura ok. -20*C. Teraz buszowała tu kosmiczna próżnia jak i po całej ładowni więc była o wiele niższa no ale wcześniej taka chyba była zadana jako bazowa. Czytelna była też różnica w masie między przed a po załadowaniu zawartości. Jakieś dwie tony. Pozostałe dane wyglądały jak jakieś chemiczne wykresy, tabelki i podobne dane które wyglądały na bardzo naukowe. Z tego nie rozumiała już za dużo, część chyba dotyczyła składy atmosfery opartej na metanie i amoniaku czyli dla ludzi toksycznej. No ale udało jej się zgrać te dane na swój nośnik. Mogła teraz przekazać je przez lokalną sieć do Alex albo i dla reszty załogi. Pytanie czy korzystać z sukcesu i grzebać w panelu dalej znowu stając przed ryzykiem wpadki i jej konsekwencjami czy zadowolić się tym co już zdobyła i zająć się czymś innym.



Śródokręcie; seg 4; biolab; Nivi



Wysłała wiadomość do Veronici. Wiedziała, że jest w ładowni i pewnie robi swoje tak jak ona tutaj, w biolabie robiła swoje. Został jej do przebadania ostatni z trójcy podstawowych danych czyli spektrometr który miał dać odpowiedź z czego zrobiona jest dana próbka i jakie są jej podstawowe właściwości fizyczne i chemiczne. Gdy zobaczyła wyniki śmiało mogła sięgnąć po kolejnego papierosa. Bo standardowa biologia za cholerę nie wyświetliła by takich wyników. Jakiś konstrukt wyprodukowany przez człowieka może i tak ale nie żaden organizm jaki wyewoluował na Ziemi.

Teflon. To coś miało w sobie związki teflonu, bazowało na nim. Jeśli nie natrafiła na jakąś anomalię która zakrzywiała w dziwny sposób wyniki, nie trafił jej się jakiś odpad, jakaś deformacja i ten organizm naprawdę opierał swoją powłokę zewnętrzną na teflonie no to był unikatem w całej florze i faunie bazującym pochodzącej z rodzimej planety ludzi. Teflon był lekki i bardzo wytrzymały. Odporny na wysokie temperatury. Ta kleista wydzielina była silnie zasadowa co czyniło zapewniało by jeszcze większą odporność na większość znanych kwasów, nawet tych najbardziej stężonych.

Dokładniejsze badania jednak wymagały dokładniejszych badań. Co prawda biolog miała już podstawowe dane ale sporo mógł też namieszać ich rozkład, wielkość czy kształt. Nie była pewna czy choćby ten teflon jest bazą całego organizmu, samej powierzchniowej warstwy czy tylko jakiejś jej części. Rozkład mógł być różny w różnych fragmentach anatomii. A przy różnych proporcjach zmieniały się właściwości chemiczne i fizyczne. Jedyne co była już jednak prawie pewna to to, że istota żywa jaką do niedawna mieli zamkniętą w pudełku nie wyewoluowała na Ziemi. I prawdopodobnie przynajmniej w chwili pakowania jej do pudełka była żywa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline