Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2017, 07:53   #229
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - Na lotnisko! (35:40)

“Nie zasługujesz… Nie zasługujemy na nic lepszego. Gdyby było inaczej nie znaleźlibyśmy się tutaj.” - “Szczury Blasku” s.20.



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; crash site Falcon 1; 1920 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:40; 140 + 60 min do CH Black 3


Black 2, 7 i 8



Wszystko stało się tak nagle, że prawie natychmiast. W jednej chwili Black 2 wycinała otwory w burcie wozu, Patinio próbował zgrabiałymi palcami użyć na sobie apteczki, Black 7 już zahaczył jednym zestawem kończyn o wnętrze rozpędzonej furgonetki którą kierował Raptor próbując jednocześnie nabrać prędkości, lawirować między lejami a Black 8 zdołała się wreszcie przyjrzeć co się stało armijnemu kapralowi. Miał zgruchotaną nogę. Musiał na coś upaść z tych paru pięter i nadziać się z pełnym impetem wzmocnionym swoją masą i dźwiganym oporządzeniem. To coś rozpruło mu nogę w strzępy. Od kolana w dół miał chabaninę zakrwawionej nogawki, strzępów mięsa, krwawych rozbryzgów, bieli kości, różu ścięgien ozdobione przylepionymi kawałkami ziemi i gruzu. Stimpaki czy nawet apteczki mogły uśmierzyć ból, mogły oszukać umysł ale nie oczy czy leczenie. Tym co mieli przy sobie mogli utrzymać żołnierza pod świadomą narkozą magicznych stymulantów bojowych ale jasne było, że z tak poważnymi obrażeniami musi trafić pod nóż prawdziwego chirurga. Takimi detalami jak zakażenie ran nie było sensu się w tej chwili przejmować. Albo tym, że noga nawet od samego patrzenia to wyglądała makabrycznie. Nawet jak to nie była własna noga. Wtedy się wszystko schrzaniło.

Black 7 zdołał ledwo się złapać framugi bocznego wejścia, krzyknął coś alarmująco i od razu zaczął strzelać. Hollyard rozpaczliwie zaczął wizg furgonetką, Black 2 złapała się by nie upaść właśnie wyciętego w burcie otworu a i tak upadła na kolano. I wtedy to coś musiało ich trzasnąć. Furgonetka i wszyscy wewnątrz poszybowali w poprzek drogi gdy stwór ponownie bez trudu rozdarł tył pojazdu wprawiając go w bączkowaty ruch. Black 8 upadła obok leżącego Latynosa, Black 2 upadła na nich, Hollyarda przygniotło na kierownicę i deskę rozdzielczą, Black 7 złapał się znowu obydwiema rękami by nie wypaść. Może by Raptor wyprowadził pojazd z tego bączka a może i nie. W każdym razie próbował. Ale zaraz potem stwór dowalił okaleczonej maszynie ponownie, tym razem z przeciwnej burty. Maszyna nie zdzierżyła, i koziołkując wyleciała poza szosę. Wszystko zawirowało, niebo, dżungla, asfalt, leje, bestia, zderzenie. Wszystko to zakończyło się zderzeniem.

Ryk furii i dartego metalu. Bestia skupiła się na zdewastowanej maszynie bez trudu rozbijając ją w strzępy jak dorosły z nożem bez trudu rozpruwał pustą puszkę. Najbardziej rzucał się w oczy Black 7. Był w końcu z całej piątki największym ruchomym obiektem. Ludzie pozbierali się rozrzuceni dobre tuzin czy dwa metrów od masakrowanej furgonetki. Każdego z nich musiało wyrzucić podczas koziołkowania. Każdy wylądował bardzo brutalnie na drzewie, kamieniu albo ziemią która przy tych prędkościach okazywała się skaliście twarda. Ale wszystkie pięć głów się poruszały.

- Do kolejki. Pod kolejką jest tunel techniczny. -
szepnął w komunikator porucznik Raptorów. Widać już było samą kolejkę. Ta sama jaka miała ich zaprowadzić do mostu. Oby wciąż obsadzonego przez własne siły. Do tej kolejki mieli z kilkadziesiąt kroków, może setkę. Bestia widziana teraz z zewnątrz przypominała wielotonowe, pancerne monstrum o gracji żywego czołgu. Przeciętna strzelecka broń ręczna wydawała się w tym zestawieniu strasznie mikra. Bydlę właśnie bez większych trudności przerabiało furgonetkę na metalowe drzazgi paszczą i łapami drąc metal jak ludzie darli mokry papier. Wcześniejsze trafienia z miotacza i granatnika zostawiły na kłębie co prawda swoje piętno ale najwyraźniej większego wrażenia na nim nie zrobiły. Na szczęście na razie bydlę było zajęte zarzynaniem furgonetki i nie zwracało uwagi na mniejsze sztuki mięsa. Ale na słuch to w okolicy były te pomniejsze xenos jakich dwunożne płocie mięsa zwykle bardzo interesowały. Brakowało te pół setki czy setkę kroków do kolejki. Akurat trafili na jakąś kępę młodnika i krzaków. A potem jakieś pół kilometra do mostu. Najbliżej stwora i vana leżał Hollyard. Trochę dalej Black 8. Pozostałą trójka upadła względnie w podobnej odległości.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; 180 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 35:40; 140 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0




- Świetne podsumowanie moja droga. -
uśmiechnął się “gospodin” kiwając z uznaniem głową.

- No ale to chyba ktoś by musiał się znać na tym naprawianiu generatorów i w ogóle. - kpr. Otten zwrócił uwagę biznesmena na ten drobny detal. Ten skinął głową i uniósł brew do góry patrząc na czwórkę ochroniarzy ale coś żaden nie kwapił się do zabrania głosu czy innej aktywności. Rosjanin więc z uprzejmym ale dość wymownym zainteresowaniem popatrzył na blondynkę w egzoszkielecie.

- Ja mogę was zaprowadzić, mniej więcej wiem gdzie to jest. Mieliśmy tutaj ćwiczenia i manewry. Ale na naprawach się nie znam. - powiedziała obronnym tonem Herzog unosząc lekko dłonie do góry jakby się poddawała. Rosjanin spojrzał na nią z dezaprobatą a potem rozciągnął te spojrzenie po zebranej gromadce. To chyba zmobilizowało wojskowego łącznościowca do inicjatywy.

- A może jednak poczekamy na tego kaprala co pojechał tamtą furgonetką? On miał naszywki elektronika znaczy powinien się znać na takich rzeczach. -
kapral z Floty zerknął krótko na Brown 0 jakby liczył, że wspomoże ona ten pomysł. W ogóle sprawiał wrażenie, jakby jeśli już gdzieś miał iść to zdecydowanie wolałby w grupce bardziej wspartej przez mundurowych.

- Na pewno jest bardzo zajęty. I nie wiadomo kiedy przyjedzie. - Morvinovicz też zareagował od razu machając ze zniecierpliwienia ręką. Pomysł czekania na Mahlera widocznie przypadł mu odwrotnie proporcjonalnie niż pomysłodawcy. Wtedy właśnie gdzieś tam na peryferiach słyszalności dał się słyszeć zbliżający dźwięk raźno pracującego silnika. Głowy wszystkich chyba osób przez chwiły tkwiły wyczekujące spojrzenie za najbliższy narożnik i chyba wszyscy uśmiechnęli się gdy zza niego wyjechał znajomy już transporter Aki i za nim znajoma też furgonetka Morvinovicza. Obydwa pojazdy zatrzymały się przed wieżą i z vana wysypali się mundurowi. Wyglądali niezbyt dobrze. Po przejściach. Ciężkich przejściach. Jakby trzymali się na nogach dzięki chemicznym stymulantom. A jednak zarówno u nowo przybyłych jak i “gospodarzy” dało się wyraźnie odczuć ulgę i radość z tego spotkania.

Powitanie było całkiem krótkie. Z obydwu wozów wyszedł jakiś tuzin mundurowych co dla obrońców lotniska złożonych dotąd z jednego Parcha, jednego niezbyt bojowego marine i kilku dozbrojonych właśnie wojskowym sprzętem ochroniarzy rosyjskiego biznesmena było poważnym wzmocnieniem. Pojazdy jednak szykowały się do kolejnego nawrotu na most i resztę żołnierzy. Z żołnierzami wrócił też Johan i tym razem nie on siedział za kierownicą. Za to nigdzie nie było widać ani Conti ani Sary.

Johan odszukał czarnowłosą Rosjankę gdy tylko wydostał się z furgonetki. Objął ją mocno na przywitanie. Czuć było, że się cieszy z tego spotkania. - Jesteś cała? - zapytał trzymając ją mocno. Z pozytywów ze Svenem nawiązała kontakt jakaś sierżant. Utknęły we dwie niedaleko stąd. Z wielką bombą na pokładzie. Ale też spróbują się przebić na lotnisko. Sven utknął na moście więc nie ma nic jak im posłać. Natomiast Mahler absolutnie nie zgadzał się na miejsce wybrane przez Herzog na punkt opatrunkowy.

- Nie, nie, nie, to się w ogóle nie nadaje, no zobacz jakie ma okna. - pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą. Blond paramedyczka spojrzała na niego nie widząc w tych oknach nic złego.

- No właśnie. Są duże i jest ich dużo więc jest jasno nawet jeśli światło siądzie. - wskazała wymownym gestem wodząc po wspomnianych oknach ale marine coraz silniej kręcił przecząco głową.

- No właśnie. Są duże i jest ich dużo. Będą włazić jak po autostradzie. Odpada. Nie upilnujemy tego. - Mahler pokręcił głową na znak swojej niezgody. Ten sam detal architektoniczny widział widocznie w kompletnie innym świetle niż paramedyczka. Z jego punktu widzenia nie uśmiechała mu się obrona tak niekorzystnego pomieszczenia. Paramedyczka wydawała się zbita z tropu.

- Mahler! - jeden z żołnierzy z jakimi rozmawiał dotąd kpr. Otten zawołał do siebie kaprala FMC. - Trzeba naprawić generatory. Weź ze dwóch ludzi i kogo tam uznasz jeszcze i załatw to. - marine skinął podgoloną głową przyjmując rozkaz i wyglądało, że musi się tymi generatorami teraz zająć oficjalnie.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; 3 km drogi do zjazdu na lotnisko; 3190 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:40; 140 + 60 min do CH Black 3




Black 0



Xenos które przetrwały obrzucenie granatami przez Black 0 dwa nie były aż tak zdesperowane by atakować żywą pochodnię. Ta zaś czuła jak jej hermetyczny pancerz przepuszcza do wnętrza coraz więcej z napalmowego żaru. Trzy, małe xenos czekały widocznie kiedy mięso przestanie parzyć przy okazji skacząc dookoła niego, po ciężarówce, na ciężarówce, przez okoliczne leje na szczęście nie przyszło im do xenosowej głowy by wyminąć Zcivickiego i pojawić się wewnątrz leju inicjując wybuch bomby. Ogień na egzoszkielecie już dogasał a xenos warcząc szykowały się do ataku na człowieka na zewnątrz leja gdy coś obok tego wszystkiego świsnęło. Na burcie ciężarówki pojawił się rozpaćkany placek syczącej cieczy. Drugi taki wylądował na jeszcze dymiącym po napalmie napierśniku Black 0.

Odgłosy z głębi leja też świadczyły, że pozostała trójka toczy zażartą walkę podobnie jak Zcivicki. Najwyraźniej szczekał karabinek rudowłosej sierżant jaka walczyła na dnie leja. Odgłosy z kanału były w porównaniu do własnych odgłosów dość przytłumione.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; kanały pod drogą; 1940 m do CH Black 3
Czas: dzień 1; g 35:40; 140 + 60 min do CH Black 3




Black 4



Blondynka w biegu minęła Black 4. - Zamknij drzwi! - krzyknęła mu nie zatrzymując się. Gdy go minęła został w końcu tym który przejął pałeczkę będącego w najgłębszym kanale człowieka. Otwór leja był częściowo zasłonięty przez kogoś kto tam strzelał do tegoc zegoś co próbowało wydostać się do leja albo odciąć dwójkę w kanale. Blondynka zatrzymała się przy wciąż świecącym na dnie kanału światełku. Wydobyła tą ciężką broń i przez chwilę słychać było rozpędzający lufy mechanizm a potem poszła ogłuszająca w kanale długa seria.

Sierżant o blond włosach parła do przodu nie przerywając morderczej serii. A wąskim wylocie kanału stężenie ołowiu szybko zaczęło zdobywać przewagę nad stężeniem xenos. Zwłaszcza jak Black 4 odciął dopływ xenos z drugiej strony zamykając drzwi. Problem pojawił się dopiero przy samym otworze leja. Co prawda ciemnowłosa sierżant zamieniła wycelowaną lufę na wyciągniętą dłoń bo bez tego wydostanie się samodzielne z zalanego kanału wydawało się skrajnie trudne to jednak na raz mogła wyciągnąć tylko jedną osobę. Broń maszynowa blondynki znacznie przeczyściła kanał ale gdy tylko ten czynnik zniknie xenos momentalnie nadrobią zaległości. Przy wielkim pechu mogły nawet przedostać się od dołu do leja i tam spowodować uruchomienie detonatora bomby.





Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 35:40; 140 + 60 min do CH Green 5




Green 4



Green 4 nie naczekał się na reakcję Jessici zbyt długo. Właściwie w ogóle. Ledwo wszedł i dał się zauważyć a ciemnowłosa hostessa odwróciła niezbyt pośpiesznie swoją mokrą głowę w stronę dźwięku i ruchu ale raczej tak jak zwykle gdy mimo chodem sprawdza się kto nowy wszedł do pomieszczenia. I chyba była bardzo zaskoczona gdy zorientowała się kto przyszedł. Szybko wróciła na chwilę do drugiej kobiety chyba żegnając się po czym bez zażenowania wstała przez moment prezentując swoje smukłe i mokre ciało. Doktor nauk medycznych był prawie pewny, że o ułamek sekundy przedłużyła sięganie po ręcznik i owinięcie się nim co tak bardzo zapewne wzmagało apetyt tych którzy zwykle chcieli się nacieszyć powabami jej ciała. Szybko jednak podeszła do udającego zajętego Parcha.

- Oh mistrzu. Już jesteś. Tyle na ciebie czekałam. Mam dla ciebie niespodziankę. - powiedziała z ucieszonym i zachwyconym wyrazem na twarzy podszyty wyczekiwaniem. A jednak wydawała się też trochę speszona albo onieśmielona niepewna jak ma się zachować i co powiedzieć. Czekała więc pewnie aż on przejmie inicjatywę w tej rozmowie. Pozostawiona w jacuzzi kobieta patrzyła na nich ciekawie ale pewnie dlatego, że poza ich dwójką nikogo innego tu nie było. Raczej jednak nie powinna słyszeć tego co mówiła Jessica. Na pewno jednak słyszała Obroża.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline