-Uważam, że nierozsądnym będzie zostawiać to miejsce bez nadzoru. Ruszaj po linę, a my zostaniemy. Co do lykantropii to fragmenty ubrań, które tutaj leżą nie wskazują na ich obecność. To jest nie pasują do tego jakie mogłyby być gdyby powstały w trakcie przemiany, zaś od samego dotykania rzeczy przez nie dotkniętych nie przejmie się klątwy. Musi dojść do ugryzienia. - rzekł Dolon, po czym zbliżył się do stolika.
- Przesunę go. Chcę wiedzieć, czy czasami w podłodze nie ma jakiegoś przejścia. - rzekł przyglądając się bacznie stolikowi.
Po zakończeniu operacji umieszczania sztyletu w zabezpieczonej torbie przy walnym udziale magii Ilarii. Bertrand pokiwał głową z uśmiechem.
- Warto by ktoś przeszedł po Lugolasa.
Bertrand przywołał część sfory, w tej chwili mu towarzyszącej, jednym gwizdem. W stajni gdzie umieszczono sanie i jaszczurkę wierzchowa kapłana Lathandera mniej potrzebnych pozostawionych bagaży zabrał jeden ze zwojów liny. Przez chwilę zastanawiał się nad zabraniem jaszczurki , na której mógłby zjechać w głąb studni. Przypomniał sobie jednak, iż otwór był za mały by zmieścić go wraz z wspinającym się wierzchowcem. Sprawdził jak zadbano o jego nietypowego wierzchowca. W żłobie znalazł kilka marchewek, co było widomym znakiem, iż Bea już dzisiaj była tutaj i zadbała o jaszczurkę wierzchową. Na chwilę wstąpił do sali wspólnej. Bea otoczona była wianuszkiem słuchających, zarówno dzieci jak i dorosłych. Bertrand poznał jedną opowieści o paladynie Gedeonie, jednym z bohaterów Lathandera. Gwizdami przywołał cztery z psów wspinaczy, cztery wraz z Samum zostawiając z podopieczną, by broniły jej i zgromadzonych w sali wspólnej ludzi.