Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2017, 23:18   #213
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Festag (Dzień Świąteczny), 28 Vorgeheima 2522, poranek,
Bitwa nad Witten
Próba przebicia się przez pozycje nad rzeką Soll i oskrzydlenia sił Imperialnych
Dwadzieścia minut po desancie wroga


Walter i Leo dotarli do sztabu zanim wrogowie, bijący dotąd w centrum głową w mur zdali sobie sprawę, że ów właśnie się zawalił. Resztki Drugiej Drużyny właśnie uciekały, mimo wysiłków akolitki Myrmydii. Choć dzięki nim bardziej w kierunku sztabu i swoich niż w losowym. Gruber już szykował się, by pięścią przywrócić porządek, ale uprzedził go Baron, którego krzyki o wrogiej jeździe, jeśli w ogóle wśród bitewnego hałasu dotarły do łuczników z IX i X drużyny, zamiast przekonać do zatrzymania się, zmotywowały ich do przyspieszenia biegu. Przynajmniej tak się wydawało. Jednak gdy w dźwiękach bitwy zaczęły dominować nowe nuty i okrzyki zwycięstwa ze skrzydła dowodzonego przez Gustawa, większość uciekinierów zatrzymała się. Dodatkowy opierdol ze strony porucznika nie zrobił na nich wrażenia, więc zorganizowanie się na powrót zajmie im chwilę. Ich morale nadal jest w najlepszym razie chwiejne, ale przynajmniej zostali na polu walki.

Było to możliwe wyłącznie dzięki temu, że nikt ich nie ścigał. Ani, co ciekawe, nie atakował. Centrum wroga zastygło nerwowo i nieco się przemieszało. Loftus nie miał pojęcia, jaki rozkaz wydał wrogim oddziałom naśladując ich gwizdki, ale wyglądało na to, że oni też nie wiedzieli. A zanim zrozumieli, że znów zostali wystrychnięci na dudka, spadł im na głowy szalony khazad, biegnący na czele dwóch dziesiątek Imperialnych żołnierzy.


Detlef prowadząc do boju nowo sformowaną dziesiątkę ponownie stał się uosobieniem Grimnira, krasnoludzkiego boga wojowników. Choć ten pewnie obraziłby się, gdyby przedstawiono go jako brodatego szaleńca, strzelającego z garłacza w plecy uciekających wrogów. Za to kolejny atak, tym razem halabardą, był wyczynem wartym uwagi, nawet dla boga. Przyznać jednak należy, że atak udał się tak dobrze, gdyż wróg był zdezorientowany dziwacznymi rozkazami wydawanymi za pomocą gwizdków.

Na drugim skrzydle także się poprawiało - wycofujące się oddziały Trzeciej Drużyny odpierały ataki, a Baron i Diuk groźnie kontratakowali, zabijając, kalecząc i zmuszając wrogów do ucieczki. Odnosili jednak przy tym poważne rany. Gustaw wypiwszy swoje trzy mikstury leczenia niemal jednym ciągiem, aż się zatoczył od wrażenia nagłego gorąca i nagłego przypływu sił, ale krwawiący z kilku cięć Karl nie wyglądał zbyt dobrze.

Żaden, nawet najlepiej zorganizowany lazaret nie może przyjąć ani obsłużyć wszystkich rannych. A nawet drobna ich część okazuje sie być często ponad siły personelu. Tam za płachtą namiotu ponad pół tysiąca ludzi kaleczyło się nawzajem z uporem godnym lepszej sprawy. Po drugiej stronie zaś był jeden cyrulik z trójką pomocników.
Choć sam się obwiniał i udział w tej bitwie przypłaci pewnie zdrowiem, to inni widzieli to inaczej. Pomoc dla ponad trzydziestu ludzi w mniej niż dwadzieścia minut była nie lada osiągnięciem. A dwudziestu z nich mogło od razu wrócić do walki. Wyglądało na to jednak, że to nie wystarcza. Abelard musiał podejmować wiele trudnych decyzji w swoim życiu, ale chyba nigdy aż tak...
Od tego momentu zajął się w pierwszej kolejności tymi, którzy mogli walczyć zaraz po udzieleniu im pomocy.

Ten sam czas
Na rzece Soll


N
a rzece działy się tymczasem rzeczy nadzwyczaj ciekawe. Mosto-barki hamowały i próbowały ustawić się prostopadle do nurtu rzeki, na której jednym brzegu wrzała walka, a na drugim ustawiała się lekka konnica granicznych. Dziwnie szeroko się ustawiała...
Oleg, na tym pierwszym brzegu (i to dosłownie na brzegu), ukrywał się wśród łodzi, którymi przypłynęli ludzie z Księstw Granicznych. Choć wokół kręciło się trochę wrogów, to dosyć zajętych uciekaniem i zapewne dlatego żaden nie zwrócił uwagi na jeszcze jednego mokrego żołnierza w poplamionym mundurze. Kryjąc się pomyślał, że najlepszą rzeczą do zatapiania łodzi są podwodne skały, ale jak na złość żadnych w okolicy nie było, musiał więc sam czegoś poszukać. Z szukaniem czegoś co mogłoby posłużyć do niszczenia łodzi szło mu gorzej niż z udawaniem, że tu go nie ma, ale dopisało mu szczęście. Znalazł rozliczne narzędzia, w tym bosaki, piłę, siekierę i świder, a nawet kolejną lampę z olejem skalnym. A obijająca się o jego nogi pochwa z mieczem przypomniała mu, że niemal każde ostrze może przeciąć liny łączące barki.

Tymczasem na wzgórzach:

Czterdzieści do jednego. Na taki stosunek sił Bert zdecydowanie nie był przygotowany. Powinna o tym powstać jakaś piosenka. Mogłaby iść na przykład tak:


A może już kiedyś powstała i niziołek ją słyszał? W końcu dokładnie to zaplanował dla wroga. Hubka, krzesiwo, kilka stron wydartych z notesu zmarłego kwatermistrza, suche krzaki na wzgórzach, brak deszczu i słoneczna pogoda od ponad dwóch tygodni... Rozpaliło się aż miło.

Co prawda ogień szybko zdradził jego pozycję, ale jedynym, który zdążył do niego dobiec był jego dobry znajomy z oddziału, Karl. Ten "przekradł się" przez oddziały wroga metodą "na bezczelnego" i zanim zorientowali się, co właściwie się stało, zniknął wśród wzgórz niczym sen złoty.

Ogień szerzył się szybko - co prawda krzaki nie będą palić się długo, ale czasu wystarczyło na wycofanie się do własnych pozycji. I to szybkie, bo ogień i ich w każdej chwili mógł ogarnąć, jeśli tylko kierunek wiatru by się zmienił.

Już, już mieli gratulować sobie udanego powrotu, gdy odkryli, że od własnych oddziałów oddzielają ich siły wroga - co najmniej sześćdziesięciu ludzi, schodzących w kierunku umocnień obozu. Bert i Karl mieli jednak na tyle szczęścia, że póki co nikt ich nie zauważył, są bowiem za plecami tychże ludzi. Wiedzieli jednak, że gdy tylko ogień podejdzie bliżej, sami także będą musieli zejść ze wzgórz. Zresztą ogarniając wzrokiem sytuację na polu bitwy widzieli, że ich pomoc by się przydała.

Obecna sytuacja:
Czwarta Kompania: 38/100 (piechota) + 40/50 łuczników + 10 Ostatnich
Siły Południowców: 104/360 (piechota) + 80/100 (łucznicy na rzece) + 18/20 (byli łucznicy) + 42 uciekających + 14 jeńców

Stany zdrowia:
Baron 11
Detlef 9
Loftus 12
Oleg 13
Walter 14
Abelard 13
Leo 6
Diuk 1
Bert 13
Karl 15



Mapa:


 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-11-2017 o 00:51.
hen_cerbin jest offline