Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2017, 12:50   #86
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Budynek w którym mieszkał hrabia… rozczarowywał. Z pewnością to nie była najbardziej prestiżowa posiadłość w mieście. Ot mała kamienica w rzędzie podobnych do siebie kamienic. Widocznie hrabiemu nie powodziło się za dobrze.
- Nie ma to jak w domu.- rzekł Magnus wysiadając pierwszy i podając dłoń arystokratce. Wsparła się na niej bardziej z uprzejmości niż z potrzeby. Przyglądała się okolicy, szczególnie starając się wypatrzeć ewent. “egipsko” wyglądających przechodniów lub innych obserwatorów, którzy by ją zaniepokoili.
Nie natrafiła wzrokiem na nic niepokojącego, choć… fakt, że kamienica hrabiego stapiała się wyglądem z innymi był kłopotliwy w przypadku, gdyby musiała ją odnaleźć ponownie.
- Jak pani wiadomo, lub się pani domyśla, lub… podejrzewa… świat nie jest taki jaki widzimy. Jest coś więcej. Coś poza naszym pojmowaniem rzeczywistości. - rzekł gdy deus ex machina o imieniu Hazel wpuściła ich do kamienicy. Trzeba przyznać, że hrabia dbał o swój image, gdyż korytarz obwieszony był maskami afrykańskich szamanów, jakimiś sentencjami zapisanymi po hebrajsku i mistycznymi znakami wymalowanymi na ścianach czerwoną barwą udającą krew.
Carmen uśmiechnęła się lekko na to zastawienie, jednak nie komentowała go, nie chcąc przerywać Magnusowi.
Ruszyli do gabinetu i po drodze do niego mężczyzna zamówił dwie kawy. Te już czekały na miejscu, więc był to pewnie dobrze znany Hazel popołudniowy “rytuał” hrabiego. Gabinet był obwieszony różnymi “magicznymi” przedmiotami pochodzącymi chyba ze wszystkich cywilizacji na Ziemi, oraz posiadał olbrzymią przeszkloną biblioteczkę pełną całkiem nowych książek.
- A więc… odkryła już pani moje prawdziwe intencje?- zapytał siadając za biurkiem i popijając przeznaczoną mu kawę.
- Nie, niestety. - Carmen również usiadła po drugiej stronie biurka w fotelu.
- Miała pani doświadczenia… które trudno określić jako normalne. Coś co nie mogło zaistnieć w znanej nam rzeczywistości… czyż nie tak? - zapytał Magnus przyglądając się kobiecie z pobłażliwym uśmieszkiem. - Jeśli się mylę, to nie byłoby tu pani. Jeśli się mylę… gotów jestem opłacić pani taksówkę.
- Wciąż jednak tu jestem. - Powiedziała Carmen i sięgnęła po filiżankę, by upić z niej łyk kawy. Patrzyła przy tym młodzieńcowi prosto w oczy.
- Tak. Zauważyłem… ale jeśli szuka pani… tematu na artykuł. Na nagłówek na pierwszej stronie: “Zwariowany hrabia wierzy w magię”... to też traci pani czas.- odparł w odpowiedzi mężczyzna wytrzymując jej wzrok i opierając dłonie na swej laseczce… sprawił że w pokoju znów zrobiło się nieco ciemniej, a szepty i jęki wyraźniejsze choć nadal nie słyszała słów. Za to czuła dłonie, wpierw na swym ubraniu, potem na swym ciele… dotyk przesuwających się niematerialnych dłoni. Sięgających coraz głębiej, pod skórę, pod ciało… do duszy. - I wiele ryzykuje. Pewne tematy wymagają wiedzy, by móc je bezpiecznie smakować.
Zaparło jej dech w piersi. Z trudem zachowała spokój. Czy ten mężczyzna mógł być tym, czego szukała? Siłą, która zabezpieczy ją przed urokiem Aishy?
- Niczego też nie notuję, jak pan widzi. Chcę jednak wiedzieć, co pan mi robi i... co pragnie odkryć.
- To magia… niezbyt potężna tak naprawdę. Ale i tak groźna w rękach… głupców, którzy nie potrafią nad nią zapanować. - wyjaśnił Magnus, a mrok, szepty i dłonie ustąpiły. - Jak wspomniałem coś w pani wyczuł mój zaklęty kamyczek i to szczególnie przyciągnęło mnie do pani. Odkryć zaś nie mogę nic bez pani współpracy. - wzruszył ramionami bezradnie.
- Tylko co mi da odsłonięcie przed panem swoich kart? Jakie ja mam wynieść korzyści z poszerzenia pańskiej wiedzy? - zapytała Brytyjka drżącą lekko dłonią odstawiając filiżankę na stół.
- Także zdobędzie pani wiedzę… choć za cenę pokazanie mi swego biustu. - rzekł pół żartem pół serio mężczyzna. - Zakładam że cokolwiek pani doświadczyła, z pewnością nie wie pani… wszystkiego o tym zdarzeniu. Razem możemy odkryć więcej, za pewną cenę… która z mej strony będzie większa.
- To znaczy?
- To nie jest kawałek metalu…- wskazał na sztylet stojący w gablotce obok biurka. -... służący do wystroju wnętrza. Pewnie użyję go na sobie.
Carmen pokiwała powoli głową.
- Ja... znalazłam się pod wpływem uroku pewnej egipskiej... kapłanki. I teraz, cóż, mam wrażenie, że lubi mnie śledzić i dręczyć w snach. - Powiedziała z ociąganiem Carmen.
- Fascynujące… jakie to tortury stosuje w tych snach? Jak silna to jest według ciebie więź? Telepatia?- zainteresował się hrabia.
Carmen zmieszała się.
- To... to wszystko ma wymiar... erotyczny. Ja pod wpływem uroku się znalazłam, gdy nieumyślnie na nią i pewnego profesora natrafiłam, gdy oni... - przełknęła ślinę - w alkowie... No i cóż... po tym jeszcze złożyło się tak, że... sama zostałam jej kochanką. - Dodała cicho.
- Intrygujące… wpierw będę musiał cię cofnąć do tego momentu, byś opisała mi jej gesty i to co widziałaś, każdy szczegół. Potem spróbuję zbadać samą klątwę i zdjąć jeśli.. zdołam. Jeśli nie… zapewne będziemy musieli otrzymać pomoc od Towarzystwa i jakoś grupowo usunąć. To będzie bardzo fascynujące doświadczenie.- podekscytował się mężczyzna.
- Skoro... tak mówisz. Czy wyzwolę się spod jej wpływu dzięki temu? Ja... chcę ją zniszczyć. Choć teraz ona wie, że nie mogę, więc drażni się ze mną.
- Nie wiem. Taki mam zamiar. Zmierzyć się z inną potęgą i ją pokonać. To podniecające wiesz? - wstał od biurka, obszedł je i usiadł na nim. Laseczka w jego dłoni zaczęła poruszać się jak metronom. Rubin błyskał czerwonym blaskiem kiwając się na boki. - Skup spojrzenie na kamieniu, odpręż się. Nie walcz ze zmęczeniem. Pozwól mi poprowadzić cię.
Popatrzyła na niego nieufnie. W końcu jednak skinęła głową i spróbowała się odprężyć.
- Teraz nie istnieje… wczoraj nie istnieje… cofnij się do tego czasu i miejsca, gdy ich zobaczyłaś.- szeptał cicho i monotonnie. I nagle wszystko się rozpadło. Znowu znalazła się na pustyni, znowu miała nad sobą płachty namiotu. Znowu kryła się w mroku. Znowu widziała Aishę wyuzdaną i dziką w swej namiętności. Zapomniała już jak piękna to kobieta i pełna erotyzmu, unosiła się na swym kochanku w górę i w dół wodząc palcami po swych piersiach i sprawiając… że Carmen znów poczuła tą chęć. By się zbliżyć, by je pochwycić, by wielbić… je i ich właścicielkę. Z trudem opierała się pokusie, gdzieś w głowie mając ostrzeżenie o niebezpieczeństwie, które za tym się kryje.
- Opowiadaj co widzisz… co ona robi… skup się na szczegółach.- słyszała polecenia Magnusa jednocześnie wszak mając problem z oderwaniem spojrzenia od piersi Aishy. Palce wodzące po nich falujących w rytm ich figlów były jak przewodnicy prowadzące ją do źródeł jej żądzy.
- To zbyt... wstydliwe... - jęknęła Carmen, lecz posłusznie zaczęła opowiadać mężczyźnie o wszystkim... najchętniej jednak opisując piersi Arabki. To narastało między jej lędźwiami, ten żar wzmacniany wspomnieniem wywoływanym ponownym przeżywaniem tej nocy. Tęsknota za Aishą, za jej głosem, dotykiem, pieszczotą, pocałunkiem. To ona była jej kochanką podczas nocy wśród piasków, to ona pokazała rozkosz płynącą z posłuszeństwa i poddania się. To jej piersi chciała całować i pieścić.
Nagle wizja się urwała wywołując mimowolny jęk rozpaczy. Jakaś jej część chciała tam wrócić… w objęcia egipskiej kochanki.
- Interesujące… brzmi jak bardzo stara magia.- stwierdził Magnus przeglądając notatki które robił na podstawie słów Brytyjki.
Carmen oddychała ciężko. Odruchowo skuliła się w fotelu. Dłońmi trzymała rozpalone policzki.
- Tak, bardzo ciekawe. Dobrze się czujesz. Chcesz herbaty? - zapytał hrabia spoglądając na Brytyjkę.
Spojrzała na niego rozpalonym wzrokiem.
- Czegoś... zimnego... bardzo zimnego. - Powiedziała, czując jak jej ciało płonie.
- Dobrze... Hazel. Zimną lemoniadę proszę.- stwierdził stanowczo mężczyzna i jeden z sufitowych manipulatorów podał Carmen szklankę z zielonkawym płynem z kostkami lodu i plasterkiem cytryny dla ozdoby.
Nie bardzo zwracając uwagę na ozdobę, Carmen wypiła duszkiem napój.
- Dziękuję... - spojrzała nieco przytomniej na Magnusa, by szybko uciec spojrzeniem. Nagle dotarło do niej jak przystojnym jest mężczyzną.
- Powinniśmy się rozebrać do pasa…- zamyślił się hrabia zagapiony w notatki.-... i przygotować, ale jak chcesz możemy to przełożyć na później. Nie sądziłem jak sugestywna może być twoja opowieść. A co dopiero…nieważne. Zresztą, w pewnym sensie ci zazdroszczę. Byłaś świadkiem magii tak starożytnej jak ludzkość, magii bez słów, formuł czy reguł.
-Wiem... i wiem jak bardzo jest ona niebezpieczna. - powiedziała z determinacją - Dlatego mimo że to dla mnie... zawstydzające, to jestem w stanie kontynuować. I ci zaufać. Ostrzegam jednak Magnusie, jeśli mnie wykorzystasz... moja zemsta dosięgnie cię choćby na końcu świata.
Magnus spojrzał w dół swego ciała. - No… cóż… nie będę udawał, że jestem impotentem. Ale nie martw się. W tej chwili mimo reakcji mego ciała, nie jestem zainteresowany zabawą. Hazel wskaże ci pokój w którym możesz się rozebrać. Potrzebuję nagiego torsu, więc...od pasa w dół możesz pozostać zasłonięta.
- Hazel… krąg magiczny numer 14.- rzekł do deus ex machiny. Ta zasłoniła okna żaluzjami, zapaliła pochodnie na ścianach i wygasiła elektryczne źródła światła. Oraz zaczęła rozsypywać na podłodze sól.
Carmen wstała niepewnie. Ruszyła we wskazanym kierunku.
Komnata do której Hazel zaprowadziła Brytyjkę, była prostą sypialnią gościnną. Łóżko, szafa na ubrania, kuferek, mini łazienka. Nic szczególnego. W przeciwieństwie do korytarzy kamienicy oraz pokoju które dotąd widziała, tu nie było żadnych mistycznych ozdób. Tylko mały landszafcik z jeleniem.
Dziewczyna zamknęła oczy. To było szaleństwo, jednak... może wreszcie znalazła sposób, by być krok przed Aishą? Wiedziała, że musi spróbować... za każdą cenę.
Powoli rozpięła surdut, a potem czarną kamizelkę. Zdjęła je z siebie z wyraźną ulgą. Popatrzyła w lustro na odbicie. Widziała płonące spojrzenie swoich oczu i piersi unoszące się nadal w szybkim oddechu. Tego ognia nie dało się ugasić szklanką lemoniady, ale miała przecież w sobie dość siły woli by nad nim zapanować, prawda?
Oto miała obnażyć się przed zupełnie obcym mężczyzną...
- W Szwajcarii pewnie też mnie to czeka - rzuciła cicho do swojego odbicia, po czym zaczęła rozpinać koszulę. Wreszcie, gdy miała na sobie tylko spodnie i wysokie buty, co nadawało jej wyglądowi wyuzdanego charakteru, skierowała się do salonu. Nawet nie zasłaniała piersi, czuła bowiem, że jeśli Magnus zechce i tak będzie miał czas, by się na nie napatrzeć.
Mężczyzna tymczasem już siedział w kręgu mieszając coś w niedużej czarce. Był półnagi i sądząc po ciele, nie spędził młodości w Bawarii tylko na czytaniu ksiąg. Co było widać po jego sylwetce, bo bynajmniej nie dorównywał Orłowowi w kwestii muskulatury. Nadgarstki miał przewiązane bandażami, sztylet kriss leżał obok niego z zakrwawionym ostrzem. Magnus nucił coś w kręgu usypanym z soli, pełnym znaków, których Carmen nie znała. Spojrzał na nią i cóż… jego spojrzenie spoczęło na jej piersiach dość długo.
- Eeehmmm… szybko ci to zajęło.- mruknął opuszczając głowę i mieszając zawartość miski.
- Liczyłeś, że będę dłużej się wahać? - zapytała, zdejmując buty, które nagle wydały jej sie jakby nie na miejscu, skoro mieli odprawiać jakiś rytuał.
- Myślę jednak, że stan w jakim mnie widzisz, usprawiedliwia już mówienie do mnie po imieniu. - Uśmiechnęła się lekko, podchodząc.
- Właściwie to nie myślałem o tym… do teraz.- znów jego wzrok spoczął na jej biuście dość długo, by następnie opuścić w dół głowę i skupić się na mieszaniu.- Ja musiałem się rozebrać, dodać krwi do mikstury i przygotować ją. Więc jeszcze nie jestem gotów. Buty mogłaś zostawić na sobie.
- Będzie mi chyba wygodniej... jeśli to nie problem. - Carmen zatrzymała się na skraju kręgu i przyglądała młodemu mężczyźnie z uwagą. Jego zawstydzenie było całkiem urocze.
- Nie jest to problemem… właściwie to takie rytuały robi się na golasa. Tyle że takie obnażanie nie jest konieczne z mistycznych powodów. W ciasnej chatce nad Gangesem wypełnionej dymem kadzideł jest gorąco jak w saunie. - wyjaśnił z kwaśnym uśmiechem Magnus.
- Dziękuję, że mi to mówisz. Pewnie gdybyś kazał mi się rozebrać, posłuchałabym. - Wyznała, po czym dodała - Jeśli znów będę przeżywać to, co... robiła mi Aisha, to z góry proszę cię o wybaczenie. To... to mnie przerosło.
- Z pewnością byś się rozebrała, ale i bez tego sytuacja jest dla mnie dość rozpraszająca. Nie musisz się też martwić tym co się z tobą będzie działo. I tak tego nie zobaczę. W trans wejdziemy oboje.- wyjaśnił Magnus zaczynając mazać farbą po swej twarzy, a potem po torsie… linie splatające się w jakieś prymitywne symbole.
Carmen przyglądała mu się ciekawie.
- Trochę mnie pocieszyłeś i... wydajesz się teraz mniej przebojowy niż tam w bibliotece, jeśli mogę zauważyć.
- Nigdy tego nie robiłem. Teorię znam i umiem wykonać po kolei wszystkie kroki, wiem czego szukać w twojej jaźni i jak to znaleźć, ale to mój pierwszy raz. Klęknij przede mną i wypnij piersi, dłonie za plecami… na pośladki. Nie ruszaj się. - zaczął wydawać polecenia nieco niespokojnym, a może i podnieconym tonem. Tyle że te emocje wywoływała bardziej wizja sprawdzenia swoich możliwości niż nagi biust Carmen. To była całkiem intrygująca odmiana, więc Brytyjka weszła do kręgu i posłusznie wykonała polecenie Magnusa. Była profesjonalistką, toteż teraz nawet nie udawała wstydliwości. Chciała by rytuał się udał, więc sama starała się w pełni wykonać to, czego od niej oczekiwano.
Zadrżała jednak pod dotykiem mężczyzny, gdy jego palce muskały opuszkami jej skórę. Policzków, szyi, piersi… zadrżała odruchowo czując jego dotyk na swoim biuście. Żar rozpalony niedawną wizją nadal wypełniał jej ciało pragnieniami. Przekleństwo które wywołała Aisha nadal miało na nią nieoczekiwany wpływ. Magnus wodził po jej ciele palcami nakładając farbę, zamiast je pochwycić i uczynić własnym. Muskał jej piersi, zamiast zacisnąć na nich swe dłonie i sprawić przyjemność Carmen. Nie wiedziała czy zdawał sobie sprawę, jaka bestia próbuje się wyrwać spod klatki woli agentki. W każdym razie był skupiony na tym, by linie na jej ciele były symetryczne.
Brytyjka oblizała wargi, przyglądając mu się. Przez chwilę poczuła nawet żal, że chłopak nie jest całkiem rozebrany i nie widzi jego przyrodzenia. Bo to że był i tam pobudzony, widoczne jednak było.
Ugryzła się w wargę. Nie powinna pozwolić sobie na takie myśli. Sama musiała się skupić i zadbać o to, by rytuał się powiódł.
- Usiądź w kucki… możesz zamknąć oczy i zrelaksować się. Nie wiem co się będzie z tobą działo, ale nie wolno ci opuścić kręgu. Resztę zostaw mnie.- odsunął dłonie i usiadł w kucki naprzeciw niej powtarzając jakieś słowa w nieznanym jej języku, niemalże w kółko jak popsuta płyta. Co miała innego zrobić? Wykonała jego polecenie, choć ciężko jej było się rozluźnić. Miała wrażenie że robi się coraz ciemniej w pokoju, mimo zamkniętych powiek… że powietrze gęstnieje i robi się coraz goręcej. I to dosłownie. Nic dziwnego że rytuał odprawiano na golasa. Bielizna zaczęła lepić się jej do pośladków… a wtedy dostrzegła jego… Nie wiedziała kim jest, a jednocześnie doskonale go znała. Był idealnym partnerem, wyśnionym samcem… czaił się na dnie jej jaźni, przywołany przez coś… kogoś…
Po to by odciągnąć jej uwagę. Nie… tej mrocznej części jej, która służyła Aishy. Tej, która była niewolnicą egipcjanki na pustyni, tej która za nią tęskniła.
Przyglądała się tej istocie niepewna jak ma na nią reagować. Wiedziała, że jej pragnie, ale tak samo pragnęła Aishy…
- Właśnie... jesteś moja.- usłyszała szept za sobą. Poczuła dłonie otulające ją, jedna piersi, druga łono. Biust Egipcjanki przylgnął do pleców Carmen, gdy ta szeptała jej do ucha delikatnie je kąsając. - Bo tak naprawdę, to ty mnie trzymasz przy sobie. A nie zaklęcie. Ja zawsze będę cię kochać moją miłością. Zawsze będziesz najważniejsza dla mnie… i potrafię się tobą podzielić, a ty mną nie musisz.
Zadrżała czując czyjeś męskie palce… niewidzialne dotykające jej łona… sięgające przez nie głębiej w jej ciało. Szukające czegoś. Magnus! To on… tyle że Aisha też to zauważyła, a chyba nie powinna.
Spróbowała wymknąć się jej, uciec do niego, choć jednocześnie czuła, że pragnie ich oboje i z żadnego nie potrafi zrezygnować.
- Ktoś tu nam próbuje… przeszkadzać…- mruknęła Egipcjanka wodząc ustami po szyi szarpiącej się Carmen. Pieściła dłonią pierś Brytyjki podsycając żar wypełniający jej lędźwie, ale jej dłoń na podbrzuszu wydłużyła się na kształt węża nurkującego między płatkami jej kwiatu, polując w jej własnym ciele na intruza spoza umysłu agentki.
- A może po prost ja ciebie... nie chcę... - Carmen z trudem zmusiła się by odchylić głowę i... ugryźć szyję Aishy.
- A może po prostu okłamujesz siebie… - usłyszała w odpowiedzi wraz ze zmysłowym pomrukiem. Jej ciało było uwięzione w dzikim pożądaniu nad którym nie panowała. Nawet to ukąszenie do krwi, tylko zaostrzyło pragnienie… gdy poczuła jej zapaszek.
- A popatrz… co ja znalazłam.- mruknęła Aisha wyciągając z ciała Brytyjki… Magnusa w wersji znacznie pomniejszonej. Niczym małe skrzata trzymanego za kark.
Nagle wizja się urwała, zapadła ciemność. A potem rozjarzyło się światło elektrycznych lamp sprawiając, że Brytyjka odruchowo otworzyła oczy, by zobaczyć co się dzieje w pokoju. Magnus leżał na plecach, z nosa ciekła mu krew. Otarł dłonią strużkę spływającą mu na usta.
- Tttoo… ttaak… interes…- próbował mówić jednocześnie łapczywie łapiąc oddech.
Przestraszona Carmen przyskoczyła do niego i pochyliła się nad nim.
- Nic ci nie zrobiła? Coś ci podać? Hazel, potrzebuję chusteczki... - mówiła gorączkowo.
Hazel wysunęła manipulator wraz z pudełkiem chusteczek, podczas gdy hrabia ostrożnie zaczął siadać na podłodze. Wziął jedną z chusteczek i przedmuchał nos. Jeszcze trochę krwawił.
- Serum. Strzykawka na biurku.- wyjaśnił drżąc jeszcze.
Carmen szybko podeszła do mebla i złapała serum. Podała je Magnusowi.
- Co to? - zapytała.
- No… trochę droższe serum lecznicze, lepsze od tych wojskowych.- rzekł mężczyzna wstrzykując sobie jego zawartość. I od razu widać było, że mu pomogło. Szybko zaczął nabierać zdrowych barw. - Potęga tej… twojej kapłanki jest fascynująca!
- Raczej irytująca... - westchnęła ze smutkiem Brytyjka.
- Tak… też. Ehmm… - przez chwilę oddychał ciężko, nim rzekł.- Jakby to powiedzieć. To zadanie mnie przerasta. Zebrałem jednak sporo informacji i doświadczeń. Przekażę moje notatki Towarzystwu i razem coś wykombinujemy. Ktoś tam z pewnością będzie w stanie znaleźć na tą sytuację jakieś rozwiązanie.
Carmen usiadła obok, choć dbała o to, by nie dotykać mężczyzny. W końcu wciąż czuła ten ogień, który wraz z Aishą rozpalili w jej wnętrzu.
- Może nie znam się na rytuałach, ale mam wrażenie, że tu nie tylko o siłę magiczną chodzi, ale i o... przywiązanie. Ty jesteś mi obcy, nawet jeśli przybierać kształt wymarzonego mężczyzny, wciąż jesteś obcy, ale gdyby... gdyby przywoływał mnie ktoś, kto naprawdę rozbudził we mnie ogień, na kim mi zależy. Czy wtedy nie mielibyśmy większych szans na przełamanie czaru?
- Nie przywołałem niczego. Wyciągnąłem fantazję z głębi twego umysłu, by rozproszyć twe naturalne instynkty obronne. Taka… interwencja w twoje jestestwo zawsze budzi opór. Nie wiem co ty widziałaś, ale moja wizja pewnie była nieco inna.- jego spojrzenie omiotło Brytyjkę łakomie wędrując po jej krągłych piersiach unoszących się w szybkim oddechu. Wiedziała że mu się podoba, zresztą zerknięcie na to co okrywały jego spodnie, pozwalało to łatwo potwierdzić.- Po prawdzie… ta klątwa jest za silna. Dla mnie. Muszę skontaktować się z innymi. Omówić sytuację i z ich pomocą może da się coś zrobić. Może… Na razie oczekuję od ciebie jednego ale niezwykle ważnego dowodu pełnego posłuszeństwa.
Spojrzał wprost w jej oczy.- Nie wolno ci powiedzieć nikomu, ani tego kim jestem, ani opowiedzieć tego co tu się działo. Nie wolno ci też nikomu zdradzić tego… co się może zdarzyć, ani tożsamości osób które przez mnie poznasz. Nie wolno ci nikomu nic powiedzieć o Towarzystwie. Nikomu. Jeśli dowiem się że się wygadałaś, nasza współpraca zostanie permanentnie zakończona.
Uśmiechnęła się lekko. I tak nie planowała się tym chwalić.
- Lubię jak mężczyzna wie czego chce. - rzuciła prowokacyjnie - Przyjmuję twoje warunki. Czy... mam się już ubrać?
- Chcę ciebie... tu i teraz, więc… tak, lepiej już idź się ubrać.- potwierdził Magnus wstając powoli i opierając się o biurko dodał.- A i mnie przyda się prysznic. Koniecznie zimny. Gdzie cię szukać potem?
Zawahała się, pamiętając, że podała mu fałszywe dane.
- Może po prostu odwiedzę cię umówionego dnia? Choć uprzedzam, nie planuję zostać w mieście więcej niż tydzień.
-Więc… zostaw Hazel informacje, kiedy chcesz wpaść. Najwcześniej pojutrze.- stwierdził mężczyzna opierając się pośladkami o biurko. Jego spojrzenie wędrowało po jej nagich piersiach, co wywołało dreszczyk wywołujący przyjemne drżenie ciała. Wszak Carmen lubiła być podziwiana.
Podeszła wolnym krokiem do mężczyzny i dotknęła delikatnie jego pomazanej krwawą farbą piersi.
- Hazel... zatem pojawię się pojutrze. Koło południa. - powiedziała do deus ex machiny, choć jej wzrok był skierowany na twarz mężczyzny.
- Zapisane…- potwierdziła Hazel, a Magnus pochwycił dłoń Carmen swoją, przycisnął do ust jej wnętrze wodząc po nim czubkiem języka i schodząc po nadgarstku. Druga dłoń pochwyciła za lewą pierś dziewczyny ściskając ją zachłannie, wywołując cichy mimowolny jęk rozkoszy Carmen. Po tym jakie miała wizje, jej ciało domagało się uwagi i rozładowania napięcia.
- Opowiedz mi... o swojej wizji. - Poprosiła, przylegając do niego tak, że stercząca pod spodniami męskość ocierała się o jej biodro.
- Wizji… byłaś tam… za tkaninami… widziałem tylko twoje… nagie kształty. Musiałem być ostrożny… przedzierałem się. - jego dłoń zachłannie pieściła pierś dziewczyny, ugniatając ją i masując. Tak zachłannie, jak jego męskość napierała na jej biodra i mokrą od potu i pożądania bieliznę pod spodniami.
- Sięgnąłem po fragment zaklęcia i posłałem nić by wydobyć twoją fantazję i zacząłem przedzierać się przez nie… kolejne tkaniny rozwieszone między nami. - szeptał cicho.- Byłaś olbrzymia… gdy udało mi się dotrzeć, zaczynałem się wspinać po tobie, po twej stopie… ocierając się o twą skórę… trochę kłopotliwe… bo też… nagi byłem. I podniecony.
Położyła sobie jego dłoń na nodze.
- Pokaż mi... - poprosiła zmysłowym szeptem.
- Dobrze…- kucnął i pochwyciwszy jej stopę dłońmi.- Usiądź na biurku.
- Poczekaj... byłam przecież naga. - Mówiąc to rozpięła spodnie. Zdjęła je z siebie i odrzuciła, zostając tylko w uroczych koronkowych majteczkach, których biel odcinała się od panującego w pomieszczeniu półmroku. Potem usiadła na biurku.
- Ttteż byłem nagi…- jęknął bardziej niż powiedział Magnus i nerwowo zdjął buty, spodnie… nie zostawił sobie nawet bielizny. I Carmen mogła podziwiać jego owację na stojąco. Twardy dowód jego pożądania, którego wyglądu i rozmiaru mogła tylko się domyślać.
Klęknął przed kobietą i pochwycił jej stopę.
- Powoli… wspinałem się w górę, wyżej.. wyżej..- jego palce muskały stopę dziewczyny, usta podążały za palcami wielbiąc jej skórę.- Musiałem dotrzeć wyżej, głębiej w twoją jaźń.
- Czułam ten dotyk... był bardzo intymny... jak teraz... - odpowiadała, coraz bardziej podniecona. Z jednej strony miała ochotę na gwałtowny seks, z drugiej podobała jej się ta gra, którą rozpoczęli.
- Bo dotykałem cię… intymnie.. twojej jaźni, twojego wnętrza duchowego. Jest coś bardziej intymnego niż twoje jestestwo?- pytał retorycznie wędrując ustami po łydce dziewczyny i palcami po jej skórze.- Wspinałem się o ciebie, ocierając się cały i czując… twoją namiętną naturę, przenikała przez me ciało… jej wibracje przechodziły przez mnie.
Westchnęła niecierpliwie i dłonią dotknęła jego włosów. Zaczęła je głaskać i lekko szarpać.
- Mów... dalej... - wyszeptała.
- Czułem twoje pożądanie… pochłaniało mnie… rozpraszało.- szeptał docierając do uda ustami wodząc po jej lewej nodze palcami. Carmen była jak boginka wielbiona przez swego wyznawcę… albo niewolnika. A pod stopą, czuła napiętą i sztywną dumę kochanka, która muskana przez nią drżała.
- Tak jak... teraz? - skóra pod dotykiem Magnusa była niesamowicie wrażliwa, jakby każde miejsce, którego dotykał, przeszywał mocny impuls magnetyczny... a przecież był to dopiero początek.
- Tak jak… teraz. - usta mężczyzny dotarły do jej podbrzusza. Jego język musnął jej łono przez majteczki, palce sięgnęły pod nie muskając jej kwiatuszek. - Czułem jak mnie... hipnotyzujesz.
Oparła stopę na jego ramieniu i odsunęła go siłą, spoglądając dumnie z góry na klęczącego mężczyznę.
- Lecz nie miałeś siły, by przedrzeć się dalej. A czy teraz ją masz? - powiedziała prowokując go swoją nagością. Jej piersi sterczały tuż nad jego głową. Wystarczyło przełamać opór, by ich sięgnąć…
- Teraz… jestem większy.- strącił jej stopę i wstał spoglądając na siedzącą Brytyjkę z pożądaniem nad którym nie panował w ogóle.- Teraz… mam siłę.
Nachylił się i zaczął całować szyję, obojczyki oraz piersi Brytyjki, palcami odchylając bieliznę opinającą biodra dziewczyny, by ją posiąść tu na biurku, bez względu na opór. Ona jednak nie zamierzała się opierać. Rozchyliła nogi i oplotła go nimi w pasie, przyciągając do siebie. Ustami skubnęła jego wargi.
- Masz jeszcze jakieś magiczne sztuczki? - zapytała cicho.
- Mam.. ale nie tutaj… no i… nie przygotowane.- pocałował łakomie jej usta dociskając ciało Brytyjki do siebie i szturmując bramy jej kobiecości. Pochwycił za jej pośladki i powolnymi ruchami bioder zdobywał kochankę…lecz Carmen czuła go bardzo wyraźnie w sobie.
Jęknęła przeciągle. Zarzuciła mu teraz nie tylko nogi ale i ramiona, by go nimi opleść. Ich pomazane lustrzanym wzorem torsy docisnęły się do siebie.
Ogień który w niej płonął musiał być i jego udziałem, bowiem nieprzerwanie zdobywał kochankę, wypełniając jej świadomość intensywnymi doznaniami. Był gwałtowny i niecierpliwy w swym dążeniu do spełnienia, sprawiając że oboje ocierali swe rozpalone i mokre od potu ciała o siebie. Drżał, jak i ona… a całe te figle były jakby… prymitywne w swej oprawie. Zapach farby mieszał się zapachem potu, kadzideł i dymem pochodni wyczuwalnymi w całym pomieszczeniu. Jakby oboje cofnęli się w swej zabawie do początków cywilizacji. Wystarczyło zamknąć oczy, by Carmen poczuła się jakby była w słomianej chacie gdzieś w Afryce. Czy to dlatego nie była w stanie się kontrolować, oddając prymitywnej żądzy? Dziewczyna wczepiła się paznokciami w jego plecy, całkowicie oddając obcemu mężczyźnie swoje ciało.
- Ciekawy... rytuał... - wyszeptała mu do ucha, po czym polizała je zmysłowo.
- Tak… tak… tak…- szeptał w odpowiedzi Magnus, dociskając jej ciało do swego zaborczo i wbijając palce w jej pośladki nieco brutalnie, a na pewno dziko. - bardzo ciekawy.
Brał ją w posiadanie jak swoją własność, kochankę w pełni należącą do niego… nerwowo i gwałtownie dążąc do spełnienia. Jemu już niewiele brakowało. Brytyjce na szczęście też nie.
Ich wspólna rozkosz zakończona była głośnymi okrzykami, których nie musieli wszak powstrzymywać w swych płucach. Mimo to Carmen zagryzła zęby na jego barku, by tak przeżyć niesamowicie gwałtowny orgazm. Oboje dochodzili do siebie chwilę, dysząc ciężko. W końcu Brytyjka cofnęła usta i ręce.
- Bardzo... śmiało podszedłeś... do tematu... - powiedziała, komentując jego szturm na jej obie bramy rozkoszy.
- No cóż. Warto ryzykować i przeć do przodu.- stwierdził powoli łapiąc oddech i próbując zebrać myśli. - Co… co teraz?
- To jest chyba ten moment, w którym mamy wyrzuty sumienia i się żegnamy. - Odpowiedziała pół żartem pół serio Carmen.
- Tak przypuszczałem… poniosło nas, ale szaleństwo nie trwa wiecznie.- odparł z uśmiechem Magnus całując namiętnie usta Brytyjki mimo tych słów. Dopiero wtedy odsunął się od niej wplątując spomiędzy jej nóg. - To była przyjemna chwila zapomnienia, ale rzeczywiście nie powinniśmy dopisywać jej dodatkowych znaczeń. I jeśli możesz, zignoruj te moje wspomnienie o czarach w sypialni. Takie wyznania odbierają mi nieco powagi.
- I tym sposobem przekreśliłeś swoje szanse na powtórkę, wiesz? - zaśmiała się cicho Carmen, zbierając swoje rzeczy z podłogi.
- Przyznaję, że mnie kusiło, acz…- stwierdził spokojnie mężczyzna wędrując spojrzeniem po ciele Carmen. -... byłoby to niewłaściwe pozwolić sobie na więcej względem ciebie. Jakkolwiek… pokusa jest duża. W każdym razie… - dodał uprzejmie.- ... łazienka gościnna przy pokoju jest do twojej dyspozycji. Hazel zamówi ci taksówkę, a ja… cóż.. też będę musiał skorzystać z łazienki, z prysznica też.
Brytyjka poczuła zakłopotanie. Magnus mimo wszystko nie był typem pożeracza serc i kto wie, może nie czuł się teraz zbyt dobrze w jej towarzystwie, skoro “przyłapała” go na braku profesjonalizmu? Kiwnęła więc tylko głową i zabierając swoje rzeczy ruszyła do pokoju, gdzie została reszta. Tam skorzystała w łazience z prysznica, by zmyć z siebie resztki farby oraz potu. Wyszła z pokoju ubrana i uczesana w kok. Nie wiedziała tylko, że przez roztargnienie zapomniała okularów, których po prawdzie nie potrzebowała.
Magnus czekał na nią przy drzwiach, uśmiechnięty i ubrany.
- To była czarująca i zaskakująco przyjemna wizyta z intensywnym finałem. Mam jednak nadzieję, że nie uznałaś, że moim celem było wywołanie tak intensywnych wrażeń. - zaczął mówić na pożegnanie.- Choć były one wyjątkowo przyjemne, to nie jestem osobą która z premedytacją wykorzystuje chwile słabości u kobiet. Nawet tak zjawiskowych jak ty.
No tak, przyszedł ten moment wzajemnego przepraszania. Carmen westchnęła i spojrzała na młodego mężczyznę.
- Nie ma w tym twojej winy, w pełni biorę na siebie współudział, Magnusie. - Powiedziała.
- A co do tych czarów w sypialni, to… są to różne zioła narkotyczne używane przez szamanów. Właściwie to nie wiem co by się stało, gdybym ich… gdybyśmy ich użyli. - dodał żartobliwie Magnus. - Może nie były to czcze przechwałki, ale z pewnością nie mógłbym określić efektu końcowego.
- Cóż, nie wiem czy traktować to jako zaproszenie czy raczej chęć odstraszenia mnie…
- To zależy od tego, czy pociąga cię hazard i ryzyko. Mogę tylko zapewnić że wrażenia są nie z tej ziemi, choć… nie miałem okazji testować tego… z kimś. Niby mógłbym zamówić damę do towarzystwa, ale… one mają dość… jakby to określić. Są gadatliwie i chętnie rozpowszechniają plotki o klientach.- stwierdził ironicznie Magnus.
- A o mnie, mimo że dopiero mnie poznałeś, wiesz już, że taka nie jestem? - zapytała z uśmiechem Carmen, stojąc na korytarzu, jakby nie mogła się zdecydować czy wychodzi, czy jednak nie.
- Wiem że nie możesz rozpowiadać tego co wydarzy się w tym budynku. Przynajmniej dopóki nie wyleczysz się. A poza tym… znikasz za tydzień?- stwierdził wesoło Magnus.
- Sprytnie. - Skinęła głową i z ociąganiem ruszyła ku wyjściu.
- Więc jeśli polubiłaś eksperymenty magiczne, to zawsze znajdę czas dla takich eksperymentów z uroczą asystentką. - dodał żartobliwie podążając za nią, by zapewne szarmancko otworzyć jej drzwi.
- Zobaczymy co przyniesie kolejna wizyta. - Odparła zachowawczo, by nie widział jej zainteresowania. Wszak mężczyzna nie wiedział, że była akrobatką i agentką, a balansowanie na cienkiej linie stanowiło coś, co budziło w niej uczucie euforii.
- Oczywiście. Bez względu na twoją decyzję z pewnością kolejna wizyta będzie przyjemna. - odparł hrabia otwierając drzwi. Taksówka już na nią czekała.
W drzwiach Carmen zawahała się jak ma się pożegnać z Magnusem, zdecydowała się jednak na skromne dygnięcie.
- Do zobaczenia zatem.
- Oby jak najszybciej.- dłoń mężczyzny pochwyciła jej dłoń, usta przylgnęły do niej, potem jeszcze kilka razy do przedramienia. Śmiały i szarmancki gest, acz grzeczny zważywszy jak była ubrana Brytyjka.
Carmen poczuła jak ten gest ponownie ją rozpala. Przełknęła ślinę.
- Ja... - chciała powiedzieć “chcę przetestować te zioła wcześniej”, lecz powstrzymała się. Przy Orłowie i Yue doprawdy strasznie zaczęła folgować swoim pragnieniom. - Ja... muszę już iść. - dokończyła i szybko wsiadła do taksówki.
Czarownik pomachał jej na pożegnanie dłonią, a taksówka spytała uprzejmym głosem kobiety, której lekko chropowaty ton świadczył o zużyciu wałka na którym nagrano linie dialogowe.- To gdzie mam zawieźć szanowną klientkę?
Podała adres swojego hotelu, nie odrywając wzroku od Magnusa. Również pomachała mu.

Taksówka dojechała na miejsce po kilkunastu minutach. Dość czasu by przemyśleć wydarzenia, które doprowadziły do tego, że… Carmen zyskała… tajnego kochanka? A na pewno swoistego wspólnika, który był jej tajemnicą i tylko jej. Na szczęście na miejscu się okazało, że Orłow jeszcze nie wrócił z przymiarek, więc miała czas na ochłonięcie i przemyślenie dalszych działań. Niewątpliwie Rosjanin będzie ciekaw jej odkryć, a i Gabi też. Ona była na miejscu. Została w hotelu przygnieciona ciężarem zadań i nieprzespaną nocą.
Carmen jednak najpierw udała się do pokoju, by zmienić strój na bardziej “swój” - to tutaj też odkryła, że zapomniała okularów u Magnusa. Czyżby mogła wykorzystać ten fakt jako pretekst do wcześniejszej wizyty? Przygryzła wargę. Nie, musiała się teraz skupić na pracy. Poprosiła Hildę, by w jej imieniu zaprosiła Gabi na obiad za pół godziny w restauracji. Do tego czasu wszak planowała już znów być “sobą” oraz dopieścić stęsknionego Barona, którego nie wzięła na tę wyprawę.
Wedle słów Hildy, Gabriela ucieszyła się na owe plany. Poprosiła jednak na przeniesie obiadu do jej pokoju. I zapytała przez Hildę, czy jej to nie przeszkadza.
Nie, to bynajmniej nie był problem.

O umówionej godzinie Brytyjka zapukała do pokoju towarzyszki.
- Czeka w sypialni.- stwierdziła Hilda otwierając drzwi i wpuszczając Carmen do pokoju przyjaciółki. Obecnie zarzuconego papierzyskami, rozłożonymi częściami mechanicznymi, niedokończonymi strojami. I różnymi planami. Gabi… siedziała w łóżku, z białą koszulą założoną na ciało, rozpuszczonymi włosami i ołówkiem wetkniętym za ucho. I… Brytyjka miała nadzieję, że majtkami na pupie Gabi, choć tych w tej chwili dostrzec nie mogła.
- Witaj.- rzekła czarnulka z uśmiechem odrywając się od gazety, którą przeglądała.- Jakie wieści przynosisz? Co takiego odkryłaś w muzeum? Opowiadaj wszystko.
- Ty mi lepiej powiedz, gdzie położymy obiad. - Odpowiedziała z uśmiechem agentka, szukając dla siebie miejsca, by gdzieś przycupnąć.
- Ja w sumie niewiele odkryłam, a ty? Wydajesz się bardzo zadowolona.
- Gdziekolwiek… - zamyśliła się Gabriela i spojrzała na agentkę dodając.- Najbardziej się cieszę, że ty mnie odwiedziłaś. Manipulatory Hildy są kiepskie jeśli chodzi o masaż ramion.
Spojrzała na Carmen dodając.- Ja w sumie też nic. Przynajmniej przeglądając gazety. Nie ma w nich wzmianki o jakimś konkretnym ruchu oporu, czy terrorystach. Co najwyżej o samotnych i desperackich atakach na miejscowych krezusów i urzędników. Ambasador raczej nie będzie na czyimkolwiek celowniku. Ta… Lizbeth jest przewrażliwiona.
- Dobrze wiedzieć. Ja z kolei mam mały trop. - Carmen puściła mimo uszu uwagę o masażu, bo choć raz się na to zgodziła, mimo wszystko była przełożoną Gabi i nie zamierzała jej na zbyt wiele pozwalać. Zresztą sam jej strój, w jakim powitała zapowiadaną wcześniej agentkę budził niesmak. Mimo to jednak Brytyjka opowiedziała dziewczynie dokładnie o swojej wizycie w muzeum oraz bezowocnych poszukiwaniach redaktorki czy badaczki, która odwiedzała wystawę przed “atakiem”.
- Ta kobieta może stanowić nasz trop, pytanie jak sprawdzić jej tożsamość. Nie mamy żadnych zapisów z deus ex machiny muzeum. - zakończyła opowieść.
- I nie znalazłaś żadnych artykułów sygnowanych jej imieniem.- zadumała się Gabi sięgając po ołówek i przygryzając go zębami. Nagle wyprostowała się i spojrzała zdumiona na Carmen klnąc głośno.- Oż cholera. Ubiegła nas!
- Kto?
- Ta reporterka. Zrobiła to samo co ty. Tylko wcześniej. Też podszyła się pod jakąś gazetę i wypytała o wszystko pod pozorem wywiadu. - wyjaśniła szybko podekscytowana Gabriela. - Nie ma żadnej Giselle. Cóż… nie ma Giselle dziennikarki.
Carmen załamała się.
- To raczej oczywiste! - ofuknęła Gabi, która choć była inteligentna, to czasem nieco gapowata - Mnie zastanawia coś innego. Co, jeśli to ona obudziła mumie? Tak jak Aisha na wykopaliskach. Jedyne co mi tutaj nie pasuje, to że podawała się za Niemkę a Aisha miała zdecydowanie arabskie rysy twarzy, ale może jej siostry... wcale nie są takie podobne. tak czy siak utknęłam w martwym punkcie.
- Ty utknęłaś? Ty masz randkę z ambasadorem i dzień na wyścigach lokomotyw. To ja…- dodała ze śmiechem i rozłożyła szeroko ręce.- … utknęłam.
Po czym zamyśliła się.- Ale może… jutro… no… wiesz… Poszłabym poszpiegować do tego muzeum, wypytać się tam o Giselle. I o jej artykuł? I pytania? Może coś pamiętają? Poszłabym jako asystentka reporterki. Mogę?
- W sumie... czemu nie. Może uda ci się coś więcej, gdy będziesz wiedziała już czego szukać. - Przyznała Carmen.
- Z pewnością. I wymyślę sobie imię i kostium i będę taka stanowcza, acz ujmująca i urocza.- Gabi na moment odpłynęła w marzenia, a Hilda manipulatorami odebrała obiad i przyniosła go do sypialni.
Chwilę zajęło organizowanie miejsca dla talerzy. Wreszcie jednak mogły zasiąść do posiłku. Carmen postanowiła nie komentować entuzjazmu Gabi. Wychodziła z założenia, że nawet jeśli spali się w tej roli, to nie powinna napytać wielkiej biedy ani sobie, ani śledztwu, które prowadzili.
- Długo ci zajęło szukanie tej Giselle. Rozumiem znaczenie obowiązków, ale powinnaś się zrelaksować od czasu do czasu.- stwierdziła Gabriela zabierając się za jedzenie przyniesione obiadu. - Może zajrzysz do hotelowego kasyna? Albo… w sumie nie wiem na co masz ochotę, po zagrzebaniu się na tyle godzin w niemieckich i pruskich gazetach.
Brytyjka zaśmiała się, choć po prawdzie słowa Gabrieli wywołały u niej wyrzuty sumienia.
- Myślę, że dziś wieczorem faktycznie mogę zrobić sobie wolne. A na co ty byś miała ochotę? Może jakiś teatr albo koncert?
- Cóóóż… może być operetka na przykład. Ale ja mam jeszcze trochę do przejrzenia, nie wiem czy powinnam cię zmuszać do targania mnie ze sobą.- odparła Gabi przeciągając się i ujawniając przy tym żółte majteczki. Ufff… nie było aż tak pikantnie, jak Carmen mogła podejrzewać.
- W takim razie jeszcze pomyślę. - Odpowiedziała Brytyjka, skupiając się na posiłku.
- Może zatem po tym całym wyścigu co? Pójdziemy we trójkę na operetkę jutro?- zaproponowała wesoło Gabriela.
- Wolę niczego nie planować, bo jeśli uda nam się zdobyć uwagę naszego celu... to najlepiej, by z nim spędzić jak najwięcej czasu.
- No tak… zapomniałam.- dodała skruszonym głosem i pocieszyła ją.- Więc obie miałyśmy niewiele zabawy dzisiaj. Pewnie Jan Wasilijewicz też się teraz nudzi na przymiarkach. Ja bym się nudziła.
- To zależy jak ładna jest krawcowa. - Carmen uśmiechnęła się znacząco, kończąc posiłek - Dobra, to ja ci już nie przeszkadzam. Może faktycznie skorzystam z okazji i się trochę prześpię. - Powiedziała, pamiętając, że ma za sobą “ciężką noc”.
- Krawiec… tutaj mężczyźni chodzą do krawca. Więc o ile Orłow nie jest… tolerancyjny, to nie sądzę by miał frajdę w tej chwili.- dodała z lekko złośliwym uśmiechem Gabriela.
- Cóż, nie będę nad nim płakać. - skomentowała wesoło Brytyjka i pożegnała się z koleżanką.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline