Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2017, 14:56   #17
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Gdy skończyła szaleńczą bieganinę po lesie, w czasie której kilkukrotnie zdarzało jej się potknąć, było już południe. Chodzenie na czterech łapach nie było dla niej naturalne. Potrzebowała nieco czasu, żeby przywyknąć.

Przy kamieniu siedzieli Zaar i Czarny. Pierwszy wpatrzony w tableta, w ciemnych okularach ze słuchawką bluetooth w uchu. Ten drugi ze skrzyżowanymi nogami. Miał przymknięte oczy. Medytował?

Żenię zastanawiało jak zrobił to, że nagle zniknął i pojawił się za nią bez śladów po jej zębach. Jak oszukał ją fantomem? Znał magię, to nie ulegało wątpliwości.

Przyczłapała się do nich z wywalonym językiem i przysiadła przekrzywiając łeb.
- Gdy wzejdzie księżyc rozpoczniemy rytuał przejścia. Zostały jeszcze niecałe dwie godziny. - powiedział Czarny nie otwierając oczy. Jego towarzysz zaś nie oderwał wzroku od tabletu. Minę miał skupioną.

Uwaliła się obok niego wciskając mu łeb pod łokieć domagając się uwagi. Szczeknęła cienko przekrzywiając czarną łepetynę.

Zaar poczochrał ją między uszami i położył dłoń na głowie, gdy kładła mu pysk na udzie. Cały czas drapał, trzymając w drugiej dłoni tablet. Czytał maila. Długiego. Rzuciła okiem na wiadomość. Blok tekstu z adresu leo24. Wyłapywała pojedyncze słowa. Chyba chodziło informatora.
Przymknęła ślepia i poddała się pieszczocie. Burczenie w brzuchu jednak przerwało sielankę. Parsknęła i podeszła do Czarnego trącając go pyskiem. Zębami pociągnęła za rękaw płaszcza.

Gdy nie zareagował wspięła się łapami na ramiona i skubnęła ucho. Nudziła się i była głodna. Tosty z jajkiem były od dawna wspomnieniem.

- Cierpliwość jest cnotą. Wróć do ludzkiej postaci, bo nie mogę się skupić jak merdasz mi tym plecakiem. - Czarny nie okazał tyle czułości co Zaar. Role przyjaciela i nauczyciela zdawały się być obsadzone i nie pokrywały się ze sobą.
- Za chwilę przyjdzie Tomek. Zobaczymy jak pójdzie ci walka. Ciekawi mnie też jak strzelasz i kto dostał dwie brakujące kulki z glocka. - wtrącił Zaar chowając tablet do pokrowca.

Nie chciała wracać do ludzkiej postaci. Było jej dobrze w skórze wilka. Wszystkie problemy stały się jakby mniej ważne i nie dotyczyły jej aż tak bardzo.
Prychnęła ostentacyjnie i szurnęła w las. Niech się sami bawią z Tomkiem na głodniaka.
Słuchanie podstawowych instynktów było o wiele zabawniejsze niż jakieś walki i strzelaniny.
Wadera gnała przed siebie co jakiś czas przystając nadsłuchując i węsząc.

Z łatwością wyczuła małego zagubionego zająca. Był niedaleko.

Gnana instynktem i głodem ruszyła na polowanie. Skradała się i podchodziła zwierzę ostrożnie choć z mocno bijącym sercem. Pozwoliła swemu wilkowi prowadzić się i zaspokoić podstawową potrzebę: polowania i zaspokojenia głodu.

Surowe mięso było tak naturalnym posiłkiem. Gdyby o tym rozmyślała, nie mogłaby się temu nadziwić. Ale nie rozmyślała. Zaspokajała głód. Nie miała ochoty na jakieś durne bójki. Toteż krążyła po lesie jeszcze chwilę. Wyczuła Tomka. Naładowany testosteronem małomówny brutal. Nie mogła się nadziwić dlaczego to Zaar nie jest ich przywódcą. A jednak.

Po chwili przyjechała też Zapalniczka. Narobiła hałasu swoim Enduro, bo podjechała pod samą polanę. Czas uciekał i wszyscy szykowali się do rytuału. Czarny układał kępki ziół i podpalał. Jej wilczy nos wyczuwał je z daleka, a po podpaleniu zapach niemal wdzierał się do jej umysłu.

- Chodź. Już czas - usłyszała w swojej głowie Czarnego.

W umyśle wadery wybuchł lekki bunt. Nie lubiła się podporządkowywać. Wspomnienie Tancerzy jednak przekonało ją, że jednak warto posłuchać. Potruchtała ze zwieszonym łbem i podwiniętym ogonem w stronę ich obozowiska.

Gdy się zbliżyła Burak powitał ją wyraźnym wyrzutem na twarzy. Bardzo chciał sprawdzić jej wartość bojową. Zaśmiała się w duchu myśląc o tym, że nie spełnia jego zachcianek. Zamiast tego otarła się lekko o jego nogę, ni to znacząc go i zostawiając na nogawce swój zapach i nieco wilgoci zebranej z roślin, ni to popychając. Można było odczytać to dwojako.

Zapalniczka uśmiechnęła się do niej, a czarna wilczyca w odpowiedzi pomerdała lekko ogonem. Dziewczyna zdawała się być naprawdę sympatyczna. Żenia prawie pożałowała rozbicia jej na głowie laptopa.
Czarny na wyciągniętej dłoni trzymał jakieś mazidło o zapachu jagód, bzu i innych ziół.

Szaman pochylił się. Umoczył dwa palce w dziwnej substancji i przeciągnął po pysku wilczycy. Po chwili dwa pasy znaczyły jej pysk od czubka nosa aż pod oczy. Szaman przykląkł i szeptał nieustannie inkantacje. Wszyscy wkoło niej również to zrobili. Szybko zorientowała się, że zajmują miejsca zgodne z kierunkami świata. Zamknęli oczy.

Czarny już z zamkniętymi oczyma wymalował sobie podobny wzór przy użyciu palców na twarzy. Rozbawienie Żenii sięgało zenitu. Nie wytrzymała gdy dziwna “farba” dotarła do Buraka. Zamerdała radośnie ogonem i wyszczerzyła kły.

Nagle coś przewróciło się w jej żołądku. Czyżby królik? Była pewna, że zwymiotuje. Ale nic takiego nie miało miejsca. Wilczy żołądek okazał się silny. Z pewnością silniejszy niż jej ludzki, wtedy w McDonaldzie. Znów rozbawienie… surowe mięso z wnętrznościami i kawałkami futra musi być zdrowsze niż Big Mac.

Las wydawał się większy. Zapachy się rozlały. Zioła zdawały się słabnąć. Księżyc był dużo większy. Księżyc w nowiu. A ona jest wilkołakiem. Ktoś zabrał jej pamięć. Ktoś z jakiegoś powodu się nad nią pastwi. Przeszyła ja fala gniewu. Furii niemal, jak wtedy gdy Czarny wyciągnął nóż.

- Chodź - powiedział Czarny. Jego głos był inny. Nieludzki. I tak też wyglądął. Był ogromną bestią. Tą samą, którą widziała dwa dni temu w mieszkaniu Zaara. Ale tym razem miał na sobie płaszcz.

Ruszył w las ścieżką, która była lekko popruszona srebrem. Z jakiegoś powodu Żenia pomyślała, że ów srebrny pył spadł z księżyca.

Nagle doszli na kraj ścieżki ale nie było tam parkingu na którym stała Toyota i ich motocykle. Zamiast tego stała nad przepaścią, nad którą unosiły się w powietrzu skalne wyspy różnych rozmiarów. Szaman nie zatrzymywał się. Skakał po nich z gracją kozicy górskiej, a płaszcz unosił się i opadał.

Wadera znowu wydała z siebie cichy szczekot, który do złudzenia przypominał śmiech. Żenia mogłaby przysiąc, że całość wygląda jak jedna z przygód Mario Bros. W jej umyśle zatańczyły muchomory. Spojrzała w dół i zmieniła zdanie. To wcale nie wyglądało jak gierka. Może raczej jak Matrix…

Cofnęła się i nabrała rozpędu oddając kontrolę wilczemu ciału.

Skoczyła.
 
corax jest offline