Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2017, 16:04   #121
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex, Angie iWujaszek oraz różne formy dyskusji

Vex ucieszyła się, słysząc, że coś może się znajdzie. Nawet jakby nie przemalowali busa teraz, to można by to zrobić na jakimś postoju. Zawsze mniejsza szansa, że ktoś będzie jechał po ich śladzie. Może byłoby tez łatwiej go sprzedać? Jakby go nieco poprzerabiała, coś tam wywaliła… chyba nie uda się jej niestety nic zamontować. Ale inny kolor, brak części blach… może inne użycie poszycia i mogłoby dać radę. Może wtedy udałoby się wymienić go na coś mniej rozpoznawalnego.

Krzyki oderwały ją od planów. Motocyklistka spojrzała w kierunku domu, który chyba należał do tamtej małej.
- Widziałam jakąś wychodzącą stamtąd kobietę. - Vex opisała ją krótko. - To może być powód?

- Oj nie wiem kto to mógł być ale pewnie ktoś z ich znajomych. Często ktoś do nich przychodzi. A czy ona była powodem no nie wiem. Ale niestety im byle co wystarcza za powód do awantury. - obydwie kobiety wysłuchały opisu osoby jaką ulotnie widziała Vex ale nie mogły wychwycić o kogo chodzi dokładniej bez imienia albo znaków charakterystycznych. Gospodyni odpowiedziała więc trochę zmartwionym tonem.

Vex przytaknęła ruchem głowy. Nie to by awantury sąsiadów jakoś szczególnie ją interesowały. Trochę niepokoiła się o tą pocieszną małą, którą Angie znalazła, ale skoro opiekowali się nią tutaj to chyba nie było najgorzej.
- Powinniśmy zgarnąć tą farbę i się ruszać. - Zerknęła na Sama, czekając na jego decyzję.

Sam zaś z niepokojem i uwagą zdawał się obserwować przez okno dom z którego dochodziły odgłosy kłótni i awantury. Spojrzał w pewnym momencie na Vex i zmrużył oczy. Potem nagle jakby dostał coś na rozpędzenie. Wstał od stołu i chwycił za karabin kierując się ku drzwiom na podwórko. - Ja tam zajrzę na chwilę. - powiedział szybko otwierając drzwi i brnąc przez zalane podwórze. Obydwie miejscowe kobiety pokiwały zgodnie głową podchodząc do okna i obserwując sunącego przez zalane podwórze najemnika.

Czy jej się wydało, czy usłyszała strzał? Motocyklistka sama zerwała się i ruszyła za pazurem, wydobywając z kabury broń. Jakby nie dość było cholernych strzelanin na dzisiaj! Tak to jest jak ktoś sobie życzy aren i rozlewu krwi. Jedna wielka cholerna samospełniająca się przepowiednia.

Idąc na tyle szybko na ile pozwalała jej rana i wszechobecna woda, rozejrzała się po podwórzu, gdzie podziała się blondie i dzieciaki? Skupiła wzrok na plecach najemnika i powoli weszła za nim na podwórze sąsiadów.

- Angie! - Pazur chyba podejrzewał, że w sprawę zamieszana jest jego podopieczna. Zaczął już biec przez podwórko. Z narożnego budyneczku dojrzeli trójkę dzieciaków z którymi wcześniej wyszła nastolatka. - Angie poszła porozmawiać! - krzyknęło któreś z dzieci do przebiegających dołem dorosłych. Wydawali się dość przestraszeni ale i zaciekawieni. Wujek przebiegł przez zalane podwórze domu Jane i z impetem swojej sporej masy uderzył w drzwi od podwórza. Te z impetem wpadły razem z nim do środka ale przeszkoda zatrzymała go na moment. - Angie! - krzyknął znowu wujek. Drzwi otwarły się na jakąś chyba kuchnię. Z przeciwnej strony cofała się tyłem jakaś kobieta. Spojrzała na moment na Sama i Vex ale jej wzrok przykuwał mężczyzna z zakrwawioną głową podnoszący się z podłogi. Podnosił się z podłogi mimo, że brakowało mu sporego kawałka czaszki. - O cholera! - sapnął ze zdziwieniem Pazur. Ale zaraz wycelował w faceta swój karabinek.

- Wujku nie wchodź tu! Jest niebezpiecznie! - doszedł ich krzyk Angie. Musiała być w sąsiednim pomieszczeniu tym do którego drzwi były otwarte bo wstawał ten postrzelony w głowę facet.

Vex zamarła i mrugnęła kilka razy. To nie działo się naprawdę. Ludzie postrzeleni w głowę nie ruszają się, nie wstają… do cholery oni nie żyją. Było jednak coś co ten widok nieprzyjemnie jej przypominał. Tess. Ta podziurawiona niczym ser szwajcarski dziewczyna. Rozejrzała się czy z pomieszczenia jest jakieś inne wyjście.

Innego wejścia nie było. Tylko drzwi na podwórze gdzie stali z Samem i drzwi do wnętrza domu gdzie powstał na własne nogi właśnie ten postrzelony. Ale ledwo tamten wstał z sąsiedniego pomieszczenia padł strzał. Ciałem w drzwiach wewnątrz domu miotnęło i po momencie bezwładności upadło z powrotem na podłogę. Sam celował do niego ze swojego karabinku ale trafiony facet nie ruszał się. Krzycząca z przerażenia kobieta zatrzymała się dopiero po przeciwnej ścianie gdy już nie mogła się dalej cofać. Teraz znowu zamarła milknąc i ciężko oddychając wpatrzona w nieruchome ciało na środku kuchni.

- Angie?! To ja wujek! Podchodzę do drzwi. Nie strzelaj dobrze? - Sam krzyknął ostrzegawczo do otwartych drzwi. Przez tego leżącego w przejściu nie mogły się domknąć. - Ja sprawdzę co z Angie a ty zobacz co z nią. - Sam powiedział ciszej do Vex wskazując na przestraszoną kobietę po drugiej stronie kuchni. Była przestraszona ale mimo wszystko kurczowo ściskała w dłoniach kuchenny nóż. Wujek Angie ruszył w stronę pół otwartych drzwi wciąż z karabinem wycelowanym w prawie bezgłowe ciało.

- Wujku… on już chyba jest bardzo martwy… - z głębi domu dobiegł głos blondynki, która powoli podnosiła się z klęczek. - Jesteś cały, nie… nie… nie wiem - głos zaczął się jąkać.

Vex przytaknęła i podeszła do kobiety, cały czas zerkając na leżące w drzwiach ciało. Zaczynała mieć obawy, że ta strona rzeki jest po prostu nawiedzona i trzeba ją jak najszybciej opuścić. Zatrzymała się na tyle daleko by kobieta nie mogła jej w jakimś dziwnym odruchu dźgnąć.
- Już powinno być dobrze, może to Pani odłożyć. - Starała się uspokoić głos, choć sama słyszała, że słabo jej to szło.

Pazur przeszedł nad nieruchomym ciałem i szybko podszedł do blondynki. - Angie? Wszystko dobrze? - zapytał obejmując ją i łapiąc za ramiona. Przyjrzał się jej jakby szukał ran czy postrzałów na swojej podopiecznej. Ale nie widząc nic przytulił ją do siebie.

- Kate! - mężczyzna który dotąd walczył z tym zastrzelonym jakby też nagle ożywił się. Ruszył biegiem w stronę kuchni przeskakując nad nieruchomym ciałem leżącym w przejściu. Kobieta do jakiej podeszła dziewczyna z Det spojrzała z trudem na nią. Patrzyła z mieszaniną szoku i niedowierzania jakby nie do końca wierzyła w to co widzi i słyszy. Spojrzała na wskazywany przez Vex nóż i odrzuciła go nagle tak, że z grzechotem upadł on na podłogę. Zaraz Vex minął jakiś facet który objął tą roztrzęsioną kobietę. - Kate? Już w porządku. Nic ci nie zrobił? - pytał ten facet a czy jego słowa czy dotyk nagle jakby uruchomiły jakiś mechanizm w ciele kobiety bo wybuchnęła płaczem.

- Co to było?! Mówiłam, że nie chcę go tu więcej widzieć! Ty i ci twoi durni kolesie! Zawsze z nimi coś jest! A ten! Mówiła ci, że coś z nim nie tak! To się śmiałeś! A teraz zobacz! Leży tutaj! Tamta m odstrzeliła łeb a on dalej wstawał! Co to ma być! Zabierz go! Zabierz go natychmiast nie chcę go tu więcej widzieć! Ani żadnych twoich durnych kumpli więcej! - kobieta wydawała się na skraju histerii i teraz dla odmiany zaczęła wymykać się z objęć faceta i odpychać go od siebie. Stanęła plecami do kuchni i chwilę obejmowała samą siebie. Wreszcie sięgnęła po leżącą na szafce paczkę papierosów i trzęsącymi się dłońmi próbowała odpalić skręta.

Blondynka kiwała intensywnie głową. Przecież była cała, trzymała się na dystans i tylko strzelała. Gorzej sprawa wyglądała z panem tatą. W ferworze walki ciężko szło się zorientować czy ktoś jest ranny, czy nie. Co i jak wychodziło dopiero kiedy opadał kurz i dym palonego prochu.

- On był jak Tess, wujku - powiedziała głucho, obejmując Paznokcia z całej siły. Głowę wystawiła za jego ramię wciąż przyglądając się zwłokom czy aby na pewno są już martwe - Kłócili się i bili bardzo, to zostawiłam dzieciów w tajnej bazie w tej wieżyczce z piórami za domem. Kazałam im czekać i nie wychodzić… no wzięłam karabin i poszłam. Porozmawiać… żeby już tak nie hałasowali i nie tłukali rzeczy, no ale… - zawiesiła się i jeszcze mocniej objęła opiekuna - Jak weszłam przez okno to się szarpali, ta pani krzyczała i miała nóż. Kazałam się im uspokoić, wycelowałam karabin… jeden pan mówił, ale drugi… on… nie reagował. Nie jak… no jak powinien. Był… jak futerko ze wścieklizną. Jak Tess. Nic nie mówił, tylko chciał walczyć. Tam na górze, wczoraj w nocy, w pokoju Rogera… ona sie obudziła i od razu mnie zaatakowała… też nie chciała słuchać, ani przestać. Nic nie mówiła - nadawała roztrzęsionym głosem. Jakoś gdy walka się skończyła całość sceny wyglądała bardzo brzydko i za nic się Angie nie podobała - Była bardzo silna, prawie zmiażdżyła mi rękę… no ale ją złapałam i przerzuciłam nad sobą, a potem Roger… on ja unieruchomił. Znaczy usiadł na niej. I ciągle mówił, a ona tylko wierzgała i kłapała zębami… no i wtedy ją walnęłam butelką żeby uspokoić, chociaż chciałam ją zastrzelić, ale to była koleżanka pana z obrazkami i oni się lubili i tak głupio… a potem na drodze sam widziałeś i słyszałeś! - przeniosła wzrok na twarz u góry - Musieli ją bardzo zabić żeby się uspokoiła… to jakaś choroba? Oni są chorzy? Na tą wściekliznę? Bo mówiłeś że to nie jest normalne… albo że to mutasy… są mutasami? Głowa! - wyprostowała się, sięgając po maczetę - Głowa! Trzeba ich bić w głowę! Wtedy padają! Jak Tess! Ona padła dopiero jak dostała kulkę! Trzeba odciąć głowę… dla pewności! - wyplątała się z ramion, żeby z maczetą w ręku zacząć iść w stronę trupa.

Vex ostrożnie przejęła zapalniczkę od kobiety i pomogła jej odpalić skręta. Sama miała ochotę zapalić. Ten dzień doprowadzał ją do szału, a nawet nie było widać końca tego bajzlu. Słysząc wypowiedź Angie spojrzała w tamtym kierunku przerażona.
- Nie… nie wystarczy, że prawie ją odstrzeliłaś? - Cofnęła się lekko, czując jak śniadanie niebezpiecznie zbliża się w okolice gardła.

Wujek słuchał, kiwał głową, patrzył na Angie, na leżące w przejściu ciało i głaskał uspakajającym gestem złote pukle nastolatki. - Nie wiem Angie czy to są mutasy. Zwykle je da się rozpoznać od razu. Ale nie zawsze. Dobrze, że sobie poradziłaś. I że nic ci nie jest. - najemnik powiedział uspokajająco ale chyba sam wydawał się być dość skołowany tą sytuacją. - Ale chyba obejdziemy się bez obcinania głów Angie. - dodał kiwając lekko dłonią w stronę leżącego ciała. Też podszedł do niego i przyglądał mu się uważnie. Podobnie jak ten drugi facet. Odszedł od tej roztrzęsionej kobiety ale chyba nie kwapił się do zabierania stąd ciała. Kobieta zaś podziękowała Vex zdenerwowanym skinieniem głowy i wreszcie zaciągnęła się chciwie skrętem. Zaraz po pierwszym buchu zaciągnęła się ponownie. Oparła się wolną reką o framugę okna i w pytającym geście, trochę trzęsącą się dłonią zaproponowała skręta Vex. - Idę po linę. - powiedział w końcu ten gospodarz i wyszedł przez wyłamane przed chwilą przez Pazura drzwi.

Blondynka poczekała aż pan tata sobie pójdzie i westchnęła cicho.
- Dobrze… to nie będę niczego odcinać - zgodziła się, łapiąc postawnego blondyna za rękę i stając obok niego. Trup wyglądał już jak powinien i też wreszcie zachowywał się jak na zwłoki przystało - Trzeba sprawdzić czy nikogo nie pogryzł, albo nie ranił… jak to choroba… to może się… no jak wścieklizna - wyszeptała, trącając ciało butem.

Vex odetchnęła i sama oparła się o kuchenną ścianę. Bez skrupułów wydobyła jednego ze zdobycznych papierosów i odpaliła go. Poczuła jak śniadanie powoli wraca na swoje miejsce. Przyglądała się leżącemu w progu ciału nadal nie mogąc odgonić jednej myśli.
- Na serio myślicie, że Tess też tak miała? - Motocyklistka oddała zapalniczkę stojącej obok kobiecie, kolejnym zaciągnięciem, wypalając papieros do połowy.

- Nie wiem. Nie widziałem wcześniej czegoś takiego. No słyszałem, że są prochy co możesz gołą ręką szybę w samochodzie wybić, nawet słabą ściankę. I kości pękają ale czujesz to potem. Więc wyglądasz jak jakiś cyborg albo coś takiego. No ale to? - Sam też wydawał się zastanawiać nad tym czego właśnie byli świadkami. Bo to ciężko było o jakiekolwiek porównanie. Można było przeżyć postrzał i to nawet postrzał w głowę. Ale nie jak się komuś spora część czaszki z zawartością odbryzgiwała. To nie był kawałek ucha czy strzał w szczękę co niby też w głowę ale jednak można było jeszcze wytłumaczyć dlaczego ktoś go przetrwał. Wujek Angie wciąż kręcił głową obserwując nieruchome ciało leżące w przejściu między kuchnią a salonem.

- Nie wiem gdzie jest lina to wziąłem to. - powiedział ten facet co wyszedł przed chwilą a teraz wrócił trzymając pęk jakiegoś kabla. Też wydawał się być zdenerwowany i zwlekać przed schyleniem się do nieruchomego ciała. Kobieta paląca skręta przy oknie stała dalej tyłem do kuchni ale jakoś i tak zdawała się świetnie orientować w postępie prac z wyniesieniem ciała. Czy raczej ich braku. Facet wahał się. Trącił nogą ciało ale te pozostało nadal bezwładne. Przez całą kuchnię przechodziły teraz krwawe ślady butów gdy kilka osób przeszło przez centrum pomieszczenia obok ciała leżącego w kluczowym miejscu. Wreszcie facet westchnął, schylił się i przeciągnął kabel pod ramionami zastrzelonego.
 
Aiko jest offline