Santiago zadrżał słysząc złowróżbny świst lecącego pocisku. Przed oczami ponownie ujrzał scenę, gdy dzielny Bodo ratował jego rękę ze śmiertelnego postrzału. - Gdzie jesteś Karelio, bogini moja? - Wymamrotał bezwiednie.
Niestety jego zbawczyni nie było nigdzie w pobliżu. Pchnięty nagłym impulsem kazał się podsadzić Elmerowi i wspiął się na dach magazynu - ten, na którym rozległ się tupot stóp.
Czas dopaść łajdaków i zuchwalców, którzy skrytobójstwem się niecnie parają. - Vamos, vamos... - ponaglał sam siebie.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |