Kolejny strzał, kolejny sukces, kolejny mutant znalazł się tam, gdzie powinien, czyli na drugim świecie.
Czy takie paskudztwa też trafiały do Ogrodów Morra, czy lądowały w jakimś przeklętym kręgu piekieł, tego nie wiedział i, nie da sie ukryć, wcale go to nie obchodziło. Ważne było, że nie żył.
Radość z sukcesu szybko została przyćmiona przez coś, co Axel widział, a w co nie chciał uwierzyć. Jakoś ani latający, ani pomarańczowy stwór nie zdziwiły go tak, jak to co zaczęło wyłazić z wody.
Owszem, słyszał opowieści o stworach, co miały macki i żyły w wodzie, ale to było daleko, w morzu, a nie w porządnej rzece.
- Topory, dawać topory! - zawołał, gdy otrząsnął się z zaskoczenia. Doszedł do wniosku, że garść ołowiu może nie wystarczyć, nie mówiąc już o tym, że w taką mackę trudno byłoby trafić.
Rzucił nienaładowany garłacz na pokład, a sam, z mieczem w dłoni, ruszył w sukurs Lotharowi. |