Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2017, 09:14   #15
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Ustaliwszy niemal jednogłośnie, że warto przyjąć zaproszenie jednookiego Bertranda, dokończyli posiłek a następnie każdy zajął się swoimi sprawami, ruszając na spoczynek jeszcze zanim mrok otulił swym całunem całe miasteczko. Co prawda do północy z dołu dochodziły jeszcze odgłosy rozmów, wznoszonych toastów i salwy śmiechu, jednak w końcu i gospoda pogrążyła się w spokojnym śnie.


Kolejny dzień przywitał ich hałaśliwym dźwiękiem dzwonka i okrzykiem Gogo, który chodząc po korytarzu na piętrze oznajmiał wszystkim śpiącym, że za chwilę zostanie podane śniadanie. Większość gości odziała się więc i zeszła na dół, delektując się wspaniałymi zapachami pieczonej kiełbasy i jajecznicy. Szóstka podróżnych poawiła się w głównej sali niemal w tej samej chwili, szybko dostrzegając siedzącego przy jednym ze stolików pod oknem łysego mężczyznę. Ten gestem dłoni zachęcił, by do niego dołączyli.
- Cieszę się, że podjęliście mądrą decyzję - powiedział, gdy zasiedli przy stole. Podłubał widelcem w puszystej jajecznicy i wziął solidnego kęsa. - Patrząc po niektórych z was, widzę, że to zadanie będzie dla was łatwym zarobkiem. Ale dobrze, mój pan powinien od razu zatrudnić ludzi, którzy znają się na rzeczy. - Bertrand patrzył spode łba to na Kaspara, to na Żara i Vitaliya. - Zjedzcie śniadanie i pójdziemy. Mój pracodawca nie lubi, gdy musi zbyt długo czekać.

Gorzałek raz dwa uwinął się z pysznym posiłkiem dla nich i niedługo później ruszyli za Bertrandem. Poranek był ciepły i choć słońce wciąż było nisko, zapowiadał się pogodny dzień bez choćby chmurki na niebie. Miasteczko żyło już swoim codziennym życiem - sklepikarze kończyli wystawiać rzeczy na swoje stragany, po ulicach kręciło się sporo ludzi zajętych rozmowami albo sprawdzaniem co niektórych towarów. Bertrand poprowadził ich brzegiem wielkiego placu, na którym odbywał się targ i przeszedł między kilkoma budynkami, które z piętrowych, szarych domów przeszły w dumnie stojące, kolorowe i schludne domostwa.
- Jesteśmy w dzielnicy szlacheckiej. Chyba widać, nie? - Zarechotał Bertrand. - Już niedaleko.

W istocie, daleko nie było. Minęli dwie ulice i podeszli pod metalowe drzwiczki łączące się z wysokim murem. Łysy woj nacisnął klamkę i puścił ich przodem. Prowadząc wąską ścieżką, które otaczały wysokie klomby i niewielkie drzewa, po kilku metrach dotarli pod duży, piętrowy dom, który musiał robić wrażenie.


- Rezydencja mojego pracodawcy, zapraszam. - Bertrand otworzył solidne, dębowe drzwi i wpuścił ich do środka.
Przeszli przez pięknie urządzony korytarz, od którego z obu stron odchodziły wejścia do innych pomieszczeń, a na wprost znajdowały się schody na piętro. Wiszące na ścianach przeróżne obrazy dały im do zrozumienia, że ktokolwiek tu mieszka, jest zdecydowanie typem światowca. W końcu podeszli pod jedne z drzwi w głębi domu. Jednooki mężczyzna nakazał im zaczekać, po czym wszedł do środka i po dłuższej chwili wrócił, zapraszając ich do środka.

Gabinet był sporym pomieszczeniem, w którym znajdowało się biurko, kilka foteli, sekretarzyk i umieszczona na wschodniej ścianie biblioteczka. Naprzeciw drzwi dostrzegli kominek, w którym wesoło strzelał delikatny ogień, zaś przy biurku stał wysoki, bogato odziany mężczyzna polewający wina do finezyjnie wykonanych sześciu kieliszków. Siódmy stał po drugiej stronie blatu, tam, gdzie zasiadał.


- Witajcie, witajcie. Rozgośćcie się, proszę - powiedział mocnym, pewnym siebie głoem, wskazując fotele przy biurku i kieliszki. - Nazywam się Bela Dustermann i jak już wiecie, chcę skorzystać z waszych usług.
Bela był mężczyzną w sile wieku i mógł się podobać kobietom. Ruda broda była idealnie zadbana, tak samo jak perfekcyjnie ułożone włosy. Wzrok szlachcica zdradzał błyskotliwość i inteligencję a mężczyzna trzymał się prosto i pewnie. Poczekał, aż awanturnicy zasiądą i podał każdemu z nich kieliszek z winem. Sam rozsiadł się w fotelu obok paleniska i zaczął mówić.
- Bardzo dziękuję za przybycie. Bertrand wspomniał mi, że spotkał wczoraj w karczmie niziołków ludzi, którzy wyglądają na osoby, które będą w stanie wykonać dla mnie pewne zadanie. Gdybym spotkał was wcześniej, nie wynająłbym tych biednych chłopców, aby wykonywali pracę należną dorosłym mężczyznom. I kobietom. - Tutaj skinął głową Kasji, uśmiechając się lekko znad kieliszka. - Niestety, okoliczności zmusiły mnie do podjęcia tak nierozsądnego kroku. Chodzi bowiem o moją córkę. Ona uciekła z domu.

Zawiesił opowieść na moment, biorąc delikatny łyk wina.
- Moja córka Julianne uciekła, aby być u boku mężczyzny, którego uważa za miłość swego życia. Wybrankiem jej serca okazał się niejaki Rudiger Kaltblut, z moich informacji wynika, że to herszt rozbójników, którzy od kilku lat nękają ludzi podróżujących drogami na wschód od Mittlersdorfu. Gdy dowiedziałem się, że się z nim spotyka, wpadłem w szał. - Bela uniósł głos, jednak po chwili poskromił emocje, wracając do tego samego, wesołego tonu głosu. - Zabroniłem jej się z nim spotykać, ale oczywiście nie posłuchała, więc zamknąłem ją w jej pokoju, by przemyślała sytuację. Szlachcianka i jakiś zbój? Nie godzi się. Po moim trupie. Miałem nadzieję, że jeśli posiedzi kilka dni w zamknięciu, o wodzie i chlebie, zrozumie, jakie ma szczęście, że urodziła się w rodzinie o szlachetnym pochodzeniu i porzuci pomysł wiązania się z tym łachudrą. Niestety, nie doceniłem siły tego uczucia, gdyż nazajutrz rano, gdy przyszedłem z nią porozmawiać, zastałem pusty pokój, otwarte okno i powiązane ze sobą prześcieradła za nim. Uciekła do niego. Do tego...

Dustermann zacisnął pięść, jednak po chwili ją rozluźnił.
- Chcę, żebyście ją odnaleźli i sprowadzili całą i zdrową, a Rudigerowi pokazali, jak bolesna bywa miłość. - Szlachcic uśmiechnął się paskudnie. - Dostaniecie dziesięć koron zaliczki za fatygę, jednak nie próbujcie mnie oszukać i zwiać z pieniędzmi z miasta. Moje kontakty sięgają daleko poza Mittlersdorf a wiecie, jak karze się na tych ziemiach złodziei. Liczę, że potraktujemy siebie profesjonalnie a wy odnajdziecie moją córkę. Jest niska, ma długie, czarne włosy i urodę po matce. Nie sposób pomylić jej z żadną inną. To moja krew. - Upił wina. - Jakieś dodatkowe pytania?

 
Tabasa jest offline