Szprycha narzuciła kaptur na brudny łeb i wypełzła z chaty razem z trojgiem chętnych do pomocy mężczyzn. Podreptała skulona do stajni po swój wózek, z którego wygrzebała łopatę, chwaląc się nią i pokazując jak trofeum. Zawiązała wór, co by nic nie zmokło i gdy chłopy poszły z Baronową do lasu, ona chwilę została z końmi. Dała im żryć i zajęła się zwierzakami,
uspokoiła, trochę grzywę przeczesała, zabezpieczyła przed ewentualną ucieczką i zdjęła siodła, co by grzbiet odpoczął. Gdy wracała z powrotem do domu, nie zarzucała już kaptura. Pozwoliła by kasztanowe włosy obmył czysty deszcz i to samo uczyniła z buzią, nadstawiając jej wysoko ku niebu. Była to orzeźwiająca chwila, po której wróciła do domu. Tam już zastała tylko Gereke i Eckharda, którzy grzali się w cieple kominka i korzystali ze spokoju.
- Myślita, że wrócą? - spytała Szprycha wyżymając wodę z długich włosów. Zdjęła wierzchnie szmaty zostając w samej sukni, pokroju tych, w których kobiety z wiosek zwykły chodzić - skromne, proste, jednobarwne i wypłowiałe, nieco zniszczone, aczkolwiek całkiem przyzwoite jak na niską majętność. -
Jak dla mnie to zwykły zwid był, poleźli za własnymi obrazami w głowie, żadnego ducha nie było. To głupie. Ino Ludo szkoda, bo dobre te racuchy były, skubany karzeł! - dodała jeszcze wieszając swoje podmokłe odzienie. Zarzuciła włosy na plecy i rozsiadła się wygodnie w miękkim fotelu, odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy. W tej pozycji bardziej uwidoczniła swoją ranę na policzku, która zaczynała się paskudzić, ale widać Maud jakoś to znosiła. Od czasu do czasu skrzywiła się z bólu i nic poza tym. Na płacenie konowałowi nie było ją stać, więc pozwoliła ranie żyć własnym życiem. Kiedyś będzie z tego blizna, no i dobrze.
Gdy trójka mężczyzn wróciła, Szprycha już przysypiała przykryta kocem. Jej długie włosy zdążyły przyschnąć w cieple i nie były już mokrymi stronkami wokół jej smukłej twarzy. Uśmiechnęła się przez ramię widząc wchodzących i przemęczonych chłopów.
- No już żem myślała, że wos tam pożarły bydlaki jakie drapieżne! - rzuciła na powitanie i powstała z fotela ustępując miejsca pierwszej osobie, która się zbliżyła - a był nią trzęsący się niziołek. Zarzuciła nawet swój cieplutki kocyk na plecy nieszczęśnika.
- Proszę proszę, nagrzane-zagrzane ustępuję bohaterom! - wyszczerzyła zęby i ciężko było stwierdzić po tonie głosu, czy to szydera czy uprzejmość. Nie mniej jednak, skoro było ciepło... to chyba najważniejsze.
- Sama grzałam, nic tylko brać! Najlepsze ode mnie - zareklamowała jak kolejny produkt ze swojego wózka, po czym zasiadła sobie na podłodze i oparła się o ścianę, patrząc wyczekująco to na Nilsa, to na Andreasa, a nawet i wymęczonego Ludo.
- No? I co? - wgapiła się jak sroka w gnat czekając na jakieś opowieści i wyjaśnienia.