Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2017, 22:43   #87
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie pamiętała swojego snu w szczegółach. Ot, po przebudzeniu pozostały w jej głowie impresje. Parna afrykańska dżungla, odgłos bębnów, odurzający zapach kwiatów. Przebudziła się i rozejrzała. Było tak gorąco w sypialni, czy to tylko wrażenia pozostałe po śnie? Sądząc po odgłosach Rosjanin już wrócił i brał prysznic. To musiał być on, w innym przypadku Hilda wezwałaby goryli z ochrony.
Carmen leżała na łóżku wpatrując się w sufit. Kiedy wydawało jej się, że jej życie nie może być już dziwniejsze, los robił kolejną pętelkę w tym arcy-skomplikowanym ściegu.
Brytyjce trudno było określić czy ten sen był ważny, wszak go nie pamiętała. Odpoczywała w łóżku słysząc odgłos prysznica. Potem zaś ostrożne kroki na miękkim dywanie. Jan Wasilijewicz starał się zachowywać cicho i nie wchodził do sypialni. Zapewne by nie przeszkadzać jej w drzemce.
- Nie śpię... - powiedziała cicho, przewracając się na bok i patrząc na mężczyznę przez uchylone drzwi.
- W takim razie… powinnaś się schować. Jestem wynudzony, nabuzowany i sfrustrowany. Twoja pupcia jest w niebezpieczeństwie.- odparł Orłow, owinięty w pasie ręcznikiem i wycierający drugim ręcznikiem głowę.
Zachichotała, udając, że chowa się pod kołdrę.
- A czemu sfrustrowany? Przytyłeś? - zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Postarzałem się o wieki… o całe stulecia. I to w dodatku w celibacie. - westchnął w irytacji.- Strata czasu. A ty… co ci się udało ustalić w muzeum?
- Jestem jednak pewna, że w stroju lokaja, będziesz prezentował się cudownie - cmoknęła na Rosjanina, po czym dodała - Tylko jeden mały trop. Przed atakiem była przy tych mumiach reporterka, która prawdopodobnie reporterką nie jest, bo nie znalazłam żadnych jej tekstów w bibliotece. Gabi ma jutro pójść tym tropem.
- To nie będzie się nudziła. A ty… nudziłaś się dziś? Dyrekcja była interesująca?- Orłow podszedł do łóżka, chwycił za kołdrę i ściągnął ją z łóżka by napawać się widokami ukrytymi pod nią.
Carmen przeciągnęła się zmysłowo, wiedząc, że w ten sposób rozbudza jego apetyt.
- Och, czyżbyś badał czy ten młody przystojny dyrektor zawrócił mi w głowie? - zażartowała.
- Może jestem ciekaw… czy robiłaś coś… z tym młodym przystojnym dyrektorem… by pokazać, że ja to zrobię… lepiej.- odpowiedział żartem, choć jej sugestia lekko go podrażniła. Jednak Brytyjka odruchowo oblizała wargi widząc reakcję kochanka. Był jak ogier którego ukuła ostrogą.
Chwycił ją za stopy i przyciągnął drapieżnie do siebie, nachylił się liżąc piersi Carmen, ten obszar którego koronkowa bielizna nie zasłaniała.
Westchnęła, czując ten ogień który ją samą rozpalał od razu. To było zupełnie inne przeżycie niż to z Magnusem i... poczuła, że jest głodna, bardzo głodna.
- W takim razie musisz się bardziej postarać... on... był prawdziwym zwierzaaakiem... - zamruczała rozbawiona i podniecona jednocześnie.
- Doprawdy? - Orłow zdarł z siebie ręcznik ujawniając swą twardą gotowość do podboju. Jego spojrzenie spoczęło na jej majteczkach, gdy tak górował nad nią stojąc. Pochwycił palcami za nie i zaczął je zsuwać gwałtownie by odsłonić intymne obszary kochanki.
Carmen uniosła nieco nogi, by mu to ułatwić, a potem sięgnęła do swych piersi, wciąż okrytych koronkowym materiałem stanika. Spojrzała zmysłowo na Rosjanina.
- To był bardzo, bardzo władczy i charyzmatyczny dyrektor…
- Przekonasz się… że nikt nie jest bardziej.. ode mnie. - warknął z gniewu i podniecenia kochanek, a majtki dziewczyny ciśnięte zostały w kąt pokoju. Orłow chwycił za uda kochanki rozchylając je stanowczo i gwałtownie, by bezlitośnie wbić swe żądło między płatki jej rozpalonego pragnieniem kwiatu. Był władczy i dziki zarazem traktując ciało Carmen jak swą własność, a ją samą jako niewolnicę swej chuci. Brytyjka poczuła ten brutalny szturm na swe ciało i jego przeszywającą obecność w sobie. Tym razem… sprowokowała go do jakże barbarzyńskich zachowań.
Krzyknęła, gdy tak niespodziewanie wtargnął do jej wnętrza, kolejny krzyk dusząc dłońmi w ustach, by nie zaniepokoić Hildy. Spojrzała na Orłowa z wyrzutem, ale i z podnieceniem. Po chwili uniosła brew, jakby chciała powiedzieć “to wszystko?”, choć wiedziała, że drogo przyjdzie jej za ten gest zapłacić.
Jego nozdrza drżały w gniewie jak u byka, gdy mocnymi ruchami bioder napierał na kochankę w tym drapieżnym akcie miłości. Ciało Carmen poruszało się lekko po łóżku, a piersi falowały nie tylko pod wpływem jej oddechu, ale sztychów kochanka. Silniej i intensywniej. Trzymając mocno za uda kochankę Orłow rozładowywał napięcie wykorzystując swą siłę i agentka to czuła… tak głęboko w sobie odruchowo się prężąc i wijąc na pościeli.
Ból mieszał się z rozkoszą, gdy tak zagryzając zęby na dłoni wiła się na łóżku z uniesionymi w górę biodrami. Jej noga oparła się teraz o ramię kochanka, dzięki czemu mógł być w niej jeszcze głębiej. To była dzika i zwierzęca chwila namiętności. Lwica przyszpilona przez lwa, poddawała się twardości jego ogonka. Nie było tu miejsca na czułości, słowa, uśmiechy. Były: doznania, rozkosz, ból i dzikość. I wreszcie… po kolejnym ruchu bioder, eksplozja kochanka i wyginający w łuk ciało Brytyjki krzyk rozkoszy, którego zdusić nie mogła.
A potem leżała przygnieciona jego ciężarem, spocona i sponiewierana... i była w tym wszystkim jakaś idylla. Carmen delikatnie gładziła ramię kochanka.
- Mam ochotę na więcej… więc czeka cię długa noc. Jutro oddaję cię ambasadorowi więc muszę sprawić, byś chciała do mnie wrócić wieczorem.- mruczał jej od ucha Orłow przygniatając swym ciałem kochankę i całując jej ucho delikatnie.
- A jeśli odmówię? - zapytała prowokacyjnie.
- Zakładasz że cię zapytam.- zaśmiał się drapieżnie Rosjanin przeturlając się na plecy i ciągnąc kochankę za sobą. Teraz to ona znalazła się na nim.
- Zakładasz, że ci nie ucieknę? - zapytała prowokacyjnie kręcąc tyłeczkiem.
- Nago?- po tych słowach podciągnął stanik i chwycił łapczywie za obie persi kochanki ugniatając je namiętnie.- To nie Kair, tu nie można ganiać nago po dachach.
Zamruczała, przeciągając się tak, by jeszcze bardziej wyeksponować swoje krągłości.
- Szkoda... w takim razie muszę cię... zmęczyć - powiedziała i powolnymi ruchami bioder zaczęła się ocierać o jego męskość, ponownie budząc ją do życia.
- Mam wrażenie… że twoje działania raczej mnie pobudzają.- odparł ze śmiechem Orłow nie przestając miętoszenia dwóch krągłości kochanki, która czuła wyraźnie efekty swych ruchów. Orłow musiał bardzo cierpieć i bardzo nudzić się podczas przymierzania. Nic dziwnego, że namiętność w nim buzowała jak lawa w wulkanie.
- Mam przestać? - zapytała z uśmiechem, po czym pochyliła się i polizała powoli jego wargi w rytm tego, jak poruszały się jej bioderka. Góra... dół... góra... i dół.
- Nie… tego nie powiedziałem…- szepnął jej kochanek, gdy ona czuła jak nabiera apetytu na nią. I twardości. Wieża wznów zaczęła się wznosić.
- Opowiedz mi... jakie teraz fantazje... będziesz chciał ze mną spełnić... - poprosiła. Pomagając sobie palcami, znów nabiła się na przyrodzenie kochanka, tym razem jednak poruszając się bardziej po to by go drażnić, niż dawać zaspokojenie.
- Teraz?- zapytał rozpalonym spojrzeniem wędrując po krągłościach jej ciała i pieszcząc silnymi dłońmi jej piersi, gdy unosiła się i opadała na falach jego pożądania i jego maszcie rozkoszy.- Teraz… ciężko mi myśleć… o tym...choć… może otulę moją włócznię twoim piersiami… wymuskam twymi usteczkami… a potem… podobało ci się … w parku?
Carmen śmiała się wesoło i ujeżdżała mężczyznę z rosnącym pożądaniem.
- Taaak... to było podniecające... choć i stresujące. - powiedziała, opierając się dłońmi o jego szeroką pierś, dzięki czemu mogła wykonywać pełniejsze ruchy biodrami.
- Możemy… kochać się u Gabi… i nie dać… się jej przyłapać…- zaproponował z łobuzerskim błyskiem rozkoszując się miękkością jej piersi, jednocześnie czując ruch jej bioder na swym wrażliwym ogonku. Tak jak i ona czuła tę nieustępliwą obecność w sobie przy każdym ruchu i pożądliwie dłonie ściskające jej biust. Nawet teraz, gdy potulnie leżał na łóżku poddając się jej dominacji… był rozkoszną bestią.
- Jesteś szalony - roześmiała się Carmen, po czym dodała - U Gabi nie, bo jakby nas przyłapała, to zamiast uciec pewnie chciałaby się przyłączyć i już bym się od niej nie odczepiła. Ale może jakiś... ekskluzywny klub? Albo teatr? - zaproponowała, rytmicznie ujeżdżając Rosjanina niby wytrawna amazonka.
- Teatr… albo ekskluzywny… klub… można… są takie kluby...bez deus… ex… machin…- zaśmiał się chrapliwie, rozpalonym wzrokiem wędrując po ciele Carmen.
- Lepiej dla ciebie żeby były... - powiedziała władczo i przyspieszyła tempa, drapiąc tors kochanka paznokciami.
- Są… za prywatność… jednak się płaci. Słono…- dyszał rozpalonym wzrokiem wędrując po ciele i rozkoszując się ciałem kochanki. Aż ciało jego zaczęło drżeć od wzbierającej się w nim fali rozkoszy.- … na szczęście… na szczę… ambasa.. rosy… dała.. nam dość… pienieędz..yy…- z trudem mówiąc z powodu gwałtownego galopu jaki był efektem ruchów bioder kochanki.
- A gdyby nie dała, to byś na mnie skąpił? - zaśmiała się panna Stone, opadając coraz bardziej gwałtownie na kochanka i nabijając się mocniej na jego lancę. Sama też powoli zatracała się w tym galopie dysząc coraz ciężej.
- Nie… ale… pewnie… posz… libyśmy… prowokować.. Huai…- zaśmiał się Orłow drżąc od doznań, aż w końcu Carmen poczuła rozlewającą się po jej ciele ekstazę i rozlewający się dowód żądzy kochanka w sobie.
- Jak ci idzie jej łamanie?- zapytał z trudem łapiąc oddech i pochwyciwszy dłonią za kark agentki przyciągnął ją ku sobie by całować zachłannie jej usta.
- Nie bardzo miałam na to czas... - odparła zdyszana, kładąc się na jego szerokiej piersi i delektując coraz bardziej rozleniwionymi pocałunkami, które wymieniali.
- No tak… - mruknął Orłow głaszcząc ją po pośladku czule.- W końcu… byłaś zapracowana. Myślisz, że już za tobą tęskni, że zalazłaś jej pod skórę?
- Pytasz tak, jakbyś chciał ją odwiedzić... - Carmen spojrzała na niego ciekawie.
- Bo wiem, że pod jej wpływem tracisz wszelkie hamulce. - stwierdził z uśmiechem na twarzy Rosjanin i dał delikatnego klapsa w sprężysty pośladek dziewczyny.- Jeśli twoje usteczka zajmą się moim żołnierzem, to… potem udamy się zobaczyć mroczną stronę Zurychu. I tam poszukamy okazji by zrobić coś… niegrzecznego.
- Och... mówisz to tak, jakby to tylko dla mnie miała być nagroda. - Prychnęła, lecz powoli zaczęła zsuwać się w dół jego ciała.
- Nagroda dla nas… - jęknął Orłow leżąc i poddając się całkiem dotykowi kochanki.
- No właśnie, a dlaczego to tylko ja mam na nią pracować? - prychnęła Carmen i... obróciła się tak, że jej pośladki znalazły się teraz na wysokości oczu kochanka. Sama zas umościła się wygodniej, by mieć dobry dostęp do jego męskości.
- Uczciwie postawiona sprawa.- dłonie Rosjanina zacisnęły się na pupie kochanki, a język lubieżnie przesunął pomiędzy nimi powoli docierając do kwiatuszka, którego słodyczy zamierzał posmakować. Brytyjka jednak była szybsza. Ujęła ustami czubek jego męskości, miętosząc go przyjemnie samymi wargami i ssając lekko.
- To… nie jest… wyścig... - wymruczał Orłow, tylko po to by zacisnąć mocniej dłonie na pośladkach dziewczyny i wodzić czubkiem języka po wrażliwych obszarach jej łona. Nawet jeśli nie był to wyścig, to nim się stał. Wszak oboje nie odmawiali wyzwaniom.
Ich dłonie, palce i języki były teraz ich bronią, która miała przeciągnąć drugą osobę przez słodką granicę orgazmu. Carmen przy tym dodatkowo kusiła kochanka zmysłowymi ruchami bioder i pośladkami które raz za razem napinała przed jego oczami.
Coś tam próbował wymamrotać… głuptasek. Wszak tracił przewagę, jego duma prężyła się wprost przed jej oczami. Był coraz bliżej, a choć jego język z wprawą pieścił jej intymny zakątek, to Carmen wygrywała. Jeszcze parę pieszczot i zobaczy wystrzał oznajmiający jej zwycięstwo. Aby to przypieczętować Brytyjka zachichotała i... usiadła lekko na twarzy Orłowa, kręcąc przy tym zalotnie tyłeczkiem i nie przestając ssać czubka jego męskości oraz pieścić jej dłońmi wraz z okolicą klejnotów rodowych. Poczuła jak oddaje w końcu jej zwycięstwo wraz z białym hołdem. Czuła też że jej kochanek nie zamierzał przestać pieszczot jej intymnego zakątka, tylko dlatego że przegrał… to się nazywało sportowe zachowanie. Z twarzą opryskaną świadectwem rozkoszy kochanka, Carmen wygięła się w łuk i przeciągnęła zmysłowo. Zamknęła oczy całkiem skupiając się na pieszczotach Orłowa, by po chwili dojść z głośnym jękiem.
- To załóż teraz coś miłego oku i możemy ruszać.- mruknął Orłow wodząc palcami po pośladkach dziewczyny.- Ja też się ubiorę.
- Najpierw jednak prysznic. - Westchnęła Carmen wstając powoli, jakby wszystko ją bolało. - I biore go sama, dla twojej informacji. - spojrzała znacząco na Jana Wasilijewicza.
- Nie będę się narzucał. - zgodził się z nią kochanek. - Bo byśmy utknęli w pokoju na dłużej.
Przytaknęła po czym szybko zabrała suknię i pobiegła do łazienki nim ten gest dobroduszności Rosjaninowi minie.
Gdy ona się myła i szykowała, jej kochanek zapewne również się ubierał. I szykował gotówkę. Trudno było powiedzieć, gdzie zamierzał ją zabrać ale ciekawie było poznać kolejną tajemnicę Zurychu.


Taksówką którą zajechali na miejsce. Był to duży niewyróżniający się niczym budynek kamienicy. Tyle że po dotarciu do drzwi nie powitał ich głos deus ex machiny, a odsuwana zapadka odsłaniająca zwierzęce spojrzenie i basowy głos.
- Nikogo nie ma w domu.- rzekł ów goryl.
A nie zmartwiony tym Orłow sięgnął do kieszeni i wyciągnął plik banknotów pokazując je małpie.
- Doskonale o ty wiemy.- uśmiechnął się po czym wsunął je przez szczelinę w drzwiach znajdującą się tam gdzie listonosze wrzucają listy.
- Loża? - zapytał goryl.
Carmen zdziwiła się na ten klucz zachowań, ale nie powiedziała nic. Orłow widać wiedział dokąd ją prowadzi.
- Loża.- potwierdził Orłow i przez chwilę zostali sami, bo zasuwka się zasunęła.
Po kilku minutach odsunęła się i pojawiły się małpie oczy.
- Szef mówi, że się spóźniliście, ale… argumenty przekonujące. - odparł goryl. Drzwi się otworzyły i zobaczyli małpę w liberii. Czarnego goryla o pysku pokrytym bliznami.
- Za mną… loża numer osiem. Walka za piętnaście minut. Chcecie obstawiać?- zapytał ruszając przodem.
- Chcemy. - powiedziała nagle Carmen, choć nie wiedziała ani co to za walka, ani kto walczy.
- Bargu Szary przeciw Barrackowi. 6 do 3 obecnie.- wyjaśnił goryl, gdy przemierzali korytarz w kierunku loży.
- A coś więcej o nich? - dopytała, wciąż czując się dziwnie przy tych ogromnych ni to zwierzętach ni... ludzkopodobnych istotach.
- Barrack jest złapany niedawno. Duże kły i pazury. Bargu to czempion, zwyciężył w wielu walkach.- odparł goryl z dumą. - Prawdziwy wojownik. Barrack jest… buntownik i uciekinier. Umie walczyć, ale nie tak.
- Umiejętności czy... serce wojownika... - powiedziała na głos Carmen, zwracając się do kochanka - Co ty byś wybrał, mój miły?
- Na pierwszy raz… pewnie to co obstawiają wszyscy.- zastanowił się Jan Wasilijewicz.
Carmen zmarszczyła brwi.
- Widać, że się starzejesz - dogryzła kochankowi, po czym powiedziała - 100 na Barracka.
- Na jaki pseudonim?- rzekł goryl wyjmując kasetkę, by Orłow wpłacił ową sumę, a potem notatnik, by zanotować.
- Stary piernik. - powiedziała Brytyjka, patrząc na swojego towarzysza z uśmiechem.
- Stary piernik.- zapisał goryl pokazując zupełny brak poczucia humoru.
Po załatwieniu kwestii zakładu, zostali doprowadzeni do loży którą mieli dla siebie. Dwa wygodne fotele, stoliczek na wino i widok na dużą cyrkową arenę wysypaną piaskiem. A raczej arenę dla gladiatorów. Wszystko to znajdowało się poniżej poziomu ulicy i było oświetlone elektrycznie. Oprócz ich loży było około trzydziestu podobnych im i poniżej… tuż przy arenie, zapełnione ludźmi ławeczki dla gości, których nie stać było na lożę.
- Więc... przyszliśmy oglądać walki? - zagadnęła Orłowa, pochylając się do przodu, by lepiej widzieć co się dzieje wokół.
- Oczywiście… że nie…- poczuła dłonie mężczyzny na swych pośladkach pieszczące jej pupę i podciągające jej sukienkę do góry.-... już mówiłem. Żadnej deus ex machiny i nikt nam nie będzie przeszkadzał, nawet jeśli coś zobaczy.
Dreszczyk ekscytacji przeszedł po ciele Carmen. Powody tego mogły być różne: dotyk Orłowa, zbliżająca się walka, albo fakt… że dostrzegła Huai popijającą wino i siedzącą dwie loże na prawo od loży Brytyjki.
Westchnęła, czując jak robi się wilgotna.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie... - wskazała Huai, próbując jednocześnie dopatrzeć się z kim Chinka przyszła.
- Nie. Przypuszczałem natomiast, że może być tutaj. Wyglądała na taką co lubi walki, łażąc wszędzie ze swoim mieczem.- odparł Orłow podwijając jej sukienkę i zsuwając majtki do kolan. Zanurkował pod nią… sukienka opadła mu na czuprynę, a Brytyjka poczuła leniwe muśnięcia języka pomiędzy pośladkami i muśnięcia ust na pupie. Huai zaś za towarzysza miała jedynie swój miecz. Najwyraźniej przyszła sama.
Carmen poczuła dreszcz emocji na myśl, że mogłaby zostać zauważona przez bladoskórą Chinkę. Oparła dłonie o barierkę, by nie stracić równowagi, gdy Orłow pieścił jej intymność.
- Specjalnie mi to robisz... - szepnęła do kochanka i rozejrzała się po innych lożach, zastanawiając się czy ich rezydenci także wykorzystują tę przestrzeń do czegoś więcej niż obserwowania walk.
- Oczywiście. - łajdak nie próbował nawet zaprzeczyć, ustami wodząc po jej pupie, a palcami muskając jej kobiecość. Zaskakująco delikatnie i z wyczuciem. Drażnił się z apetytem Brytyjki.
- A co będzie jak ten goryl nas przyłapie? - zażartował. Carmen zaś rozglądając się zauważyła że jej kochanek nie był w zamysłach odosobniony. W loży nieco na lewo i poniżej, inna parka uprawiała miłość. Tyle że tam mężczyzna siedział, a jego kobieta pochylała się nad jego kroczem. Głaskana po włosach, unosiła i opadała w dół głową, nie pozostawiając zbyt dużego pola na domysły.
Dreszcz przeszedł przez ciało Carmen, przez co stała się jeszcze bardziej wilgotna. Napięła pośladki, mrucząc cichutko za każdym razem, gdy język Orłowa muskał jej skórę.
- O nie... myślisz, że chciałby mnie... ukarać... - wyszeptała agentka, patrząc teraz w drugą stronę.
- Nie… zdarzały się jedyne napaści takich goryli na kobiety i próby naruszenia ich czci. Bądź co bądź pewne zapachy wywołują… frustrację. Prawo do rozrodu… to przywilej, za pomocą którego kontroluje się posłuszeństwo małp. - mruczał Rosjanin nie przestając lubieżnych muśnięć języka i palców pieszczących jej wilgotny zakątek. Dorzucał nowych szczap do płonącego w niej ognia, ale nie próbował go ugasić.
- Och... w takim razie... ciężko się im dziwić... - Carmen z coraz większym trudem panowała nad swoim ciałem, spoglądając w drugą stronę... w kierunku Huai. Ta z początku skupiona na arenie, nie zauważyła Brytyjki. W końcu jednak ich spojrzenia się spotkały. I Chinka była zdziwiona obecnością Carmen. Bo kucającego za nią Orłowa którego język prowokacyjnie muskał obszar między pośladkami Carmen, nie widziała. A sam Rosjanin choć wodził paluszkami po muszelce kochanki, nie sięgał palcami głębiej.
Brytyjka przygryzła wargę i uśmiechnęła się psotnie.
- Zauważyła nas... znaczy mnie... - powiedziała do kochanka cicho.
- To chyba dobrze. - mruknął Orłow i czule ukąsił Carmen w pośladek. Huai zaś gestem dłoni zaprosiła “samotną” arystokratkę do siebie.
Brytyjka pokręciła głową i wskazała gestem na dół swojej loży po czym zmarszczyła brwi, gdy kochanek znów ją ukąsił. Jej ciało zadrżało.
Huai skinęła z uśmiechem i skupiła spojrzenie na arenę, a Orłow pochwycił zachłannie dłońmi pośladki dziewczyny zmuszając ją do wychylenia się bardziej i mocniej wypięcia pośladków. Jego język zaczął tańczyć po kobiecości, muskać delikatnie i pieścić Brytyjkę… znów prowokująco nie sięgając głębiej.
- Panie i panowie. Czas na pierwszą z trzech walk. Po jednej stronie… straszliwy Barrack, krwiożerczy renegacki kapitan.
Drzwi areny się otwarły i na arenę został wpuszczony biały niedźwiedź.
- Ja was pozabijać. Nie uwięzić mnie. Ja was zabić...gupie człowieczki.- ryknął rozglądając się dookoła i poruszając się na dwóch łapach jak człowiek.
- Wypuścić mnie… a oszczędzę was. - targował się.
Nawet agentka brytyjskiego wywiadu podskoczyła z trwogi. Jednoczesnie jej ciało zaczęło jeszcze intensywniej reagować na pieszczoty kochanka.
- Wejdź we mnie... gdy zaczną walkę. - Poprosiła rozpalona.
- No nie wiem… a co dostanę… w zamian.- droczył się z jej apetytem, podczas gdy biały niedźwiedź próbował się wydostać z areny. Na szczęście ciężar jego nie pozwalał wspiąć się po drewnianych ścianach, mimo ostrych pazurów.
- Jego przeciwnikiem będzie Bargu Szary! Czempion i zwycięzca 22 walk. - na te słowa otworzyły się wrota naprzeciw tych z których wyszedł Barrack. I wyłonił się z nich szary łysiejący goryl pokryty bliznami na pysku.
Carmen jęknęła zarówno na widok obu potworów, jak i tego, co wyprawiał z nią Jan Wasilijewicz.
- Mnie dostaniesz. A jak ci mało to... Huai mnie zapraszała już do siebie. - powiedziała, kręcąc pupą prowokacyjnie.
- Ciebie… nie mnie…- udał żal Orłow, ale nie przerywając wodzenia języka po jej pośladkach zaczął rozpinać spodnie, by uwolnić swą męskość. - Ciebie dostanę… jak tylko zechcę?-
Tymczasem goryl i niedźwiedź zaczęli krążyć dookoła Areny. Barrack próbował łamaną ludzką mową namówić Bargu do rewolty przeciw ludziom. Trudno powiedzieć czy skutecznie, bo goryl się nie odzywał.
Carmen przyglądała się temu z mieszaniną niechęci do samej sytuacji oraz fascynacji tymi dwoma wielkimi cielskami. No i z pożądaniem, choć ono bezwzględnie było skierowane ku Rosjaninowi.
- Przecież wiesz, że tak... - drżała już z oczekiwania na męskość kochanka - Nawet jeśli nas wyrzucą... chyba umrę, jeśli cię teraz nie poczuję... - szeptała.
- Dobrze…- poczuła jak wstaje, patrząc, jak Bargu przyspieszył i ruszył w kierunku niedźwiedzia. Ten zamachnął się łapą raniąc pazurami bark goryla, który uderzył w ciałem w jego tors, by go powalić na plecy. Nie udało się mu. Dwa uszlachetnione zwierzęta starły się w zwarciu. A Carmen poczuła dłonie zaciskające się pośladkach i męskość kochanka zanurzającą się powoli między nimi podbijającą ową norkę wyuzdanych rozkoszy ukrytą między tymi pagórkami.
- No wiesz co... - syknęła z bólu i zdziwienia. Teraz rozumiała czemu taką uwagę skupił na jej pośladkach. Kolejny niecny plan Rosjanina został wprowadzony w życie, a Carmen właśnie była penetrowana w najbardziej zawstydzający sposób wśród groma ludzi.
Dziewczyna z trudem zdusiła w gardle krzyk, gdy kochanek wdzierał się do jej ciasnego wnętrza.
- Mam przestać? - zapytał szepcząc jej wprost do ucha i przestając się poruszać, choć nadal tkwiąc w kochance. Dookoła niej słychać było wrzaski i okrzyki dopingujące obu wojowników. Niedźwiedź zaś szarpał pazurami plecy goryla, który zaciskał łapy w okolicy jego brzucha. Niedźwiedź próbował dopaść paszczą ciała przeciwnika, ale… nie był w stanie.
- Ani się waż... - odpowiedziała Carmen, sycząc gniewnie. Musieli teraz stanowić ciekawy widok odruchowo spojrzała w stronę Huai, by stwierdzić czy jej uwagę bardziej pochłania walka, czy to, co z agentką robił Rosjanin.
Ku jej rozczarowaniu Huai skupiła się na walce, wszak na nią tu przyszła. A Orłow pochwyciwszy agentkę jedną dłonią za pukle włosów, drugą przyciskając do pośladków, rozpoczął szturmy… powolne i delikatne, ale tylko po to by przywykła do podboju.
Pozwalał jej patrzeć w dół, na dwie ścierające się bestie. Słychać było ryk bólu niedźwiedzia i trzask łamanych kości. Zapewne małpi uścisk złamał kilka jego żeber.
Carmen jęknęła głośno, co jednak utonęło w hałasie wywoływanym dopingiem oraz rykiem samych bestii. Ona już dawno przestała myśleć o walce, traktując rozgrywający się przed jej oczami pojedynek bardziej jak obraz stymulujący jej podniecenie niż widowisko samo w sobie.
- Jeszcze... - szepnęła pożądliwie, gdy udało jej się odchylić głowę tak, że jej wargi dotknęły ucha kochanka. Ugryzła go po chwili.
Trzymał ją za włosy władczo, jakby były uzdą… z każdym ruchem bioder tracił na delikatności, zdobywając wyuzdaną norkę rozkoszy Carmen silnymi pchnięciami i takie też wyuzdane doznania kreując. Czuła go doskonale, całego… ruch, rozmiar, siłę. Była zdobywana bezlitośnie i patrzyła na bezlitosną walkę dwóch ludzko inteligentnych bestii.
Niedźwiedź nie mogąc pazurami rozerwać przeciwnika z tej pozycji zaczął z całej siły uderzać z góry łapami w przeciwnika. Mocne i silne uderzenia mogły by przetrącić kręgosłup człowiekowi, ale nie tak potężnej małpie. Niemniej ich impet sprawił, że na wpół oszołomiony goryl poluzował uchwyt i niedźwiedź wyrwał się, by następnie rzucić z krwawią pianą na pysku wprost na Bargu. Ten zasłonił się włochatą łapą przed paszczą niedźwiedzia i pochwycił dłonią jedną z pazurzastych łap. Arena spłynęła krwią której zapach docierał nawet do nozdrzy ujarzmianej władczo Carmen.
To było straszne, a jednak podniecało ją. Jako agentka i akrobatka już dawno przekroczyła granicę tego, co u zwykłych ludzi przynosiło skok adrenaliny. Ona potrzebowała więcej i właśnie to więcej dostała.
- Jesteś... szalony... - wyjęczała, a potem krzyknęła, nie bacząc na nic - ani na otoczenie, ani na walkę. Krzykiem tym obwieściła swój szczyt tak gwałtowny, że dreszcze przechodziły z jej ciała na ciało kochanka.
- Ja? - dyszał coraz bliżej ekstazy Orłow.- To ty wypinasz publicznie… gołą pupę.-
Jeszcze kilka ruchów bioder, jeszcze kilka pchnięć, jeszcze kilka klapsów i Orłow doszedł do szczytu, Carmen zauważyła, że jej krzyki nie przemknęły bez echa. Co prawda widzowie byli skupieni na kotłowaninie na dole i Bargu duszącym obecnie niedźwiedzia. Co prawda Huai obserwowała ten pojedynek, ale parka którą Carmen przyłapała na figlowaniu… kobieta obecnie dosiadała siedzącego kochanka i gwałtownie go ujeżdżała spoglądając w górę… na oddającą się rozpustnej rozkoszy Carmen… i uśmiechała się podniecona.
Brytyjka jednak nie potrafiła odpowiedzieć uśmiechem. Dyszała teraz ciężko, z trudem łapiąc powietrze i patrząc na arenę półprzytomnym wzrokiem.
Tam już niedźwiedź leżał na plecach duszony ciężarem siedzącej na nim małpy. Bargu ze złamaną lewą łapą, prawą miażdżył krtań przeciwnika, który z trudem próbował wciągnać powietrze do miażdżonych płuc i niemrawo machał łapami próbując jeszcze walczyć. Było już za późno. Barrack przegrywał.
Carmen poczuła ukłucie smutku, jednak szybko go zdusiła. Wycofała się z powrotem na lożę, by poprawić swe odzienie.
- Kiedy myślę, że niczym nowym mnie nie zaskoczysz, tobie się to udaje - powiedziała tonem ni to pochwały, ni wyrzutu do kochanka.
- To mnie cieszy…- odparł Orłow siadając w fotelu obok dziewczyny i również poprawiając strój.
Ostatnie ciche charczenie niedźwiedzia, triumfalny ryk małpy. I wrzask konferansjera.
- Bargu znów zwyciężył. Proszę o owacje dla zwycięzcy.-
Po nich, zaś dodał.- Następna walka to Gardan i Ugar, potężni wojownicy którzy już nieraz pokazali co potrafią. Jeden z nich zostanie dziś zaliczony do czempionów, drugi umrze. Obstawiać można przy barze jak zwykle. Robimy 30 minut przerwy na uporządkowanie Areny.
- Nie przestaną mnie dziwić takie widowiska. - Skomentowała Brytyjka siadając obok i krzywiąc się lekko, gdy jej pośladki dotknęły siedzenia. - Choć dla nas to przydatne. Możemy zobaczyć jak walczą…
- Nie jestem do końca pewien. Te małpy walczą bez broni. Żołnierze i policjanci są uzbrojeni. - zastanowił się Rosjanin i spojrzał czule na dziewczynę. - W hotelu mamy lecznicze serum.
Prychnęła.
- Bywało, że gorzej kończyłam nasze spotkania. Jeszcze zanim... sam wiesz. - Uśmiechnęła się znacząco.
- Wiem…- nachylił się i pocałował usta Brytyjki, jednocześnie rozpinając palcami jej surducik, a potem koszulę. Całując zachłannie jej usta wsunął dłoń pod nią ściskając zaborczo jej pierś.
- Ej, nie słyszałeś co pan mówił? Przerwa! - skarciła go, śmiejąc się przy tym, po czym zapytała - Można tu coś zamówić?
- Można… przycisk przy stoliku.- Orłow jakoś nie przejął się jej uwagami. Bo jego dłoń pod jej bluzką rozkoszowała się sprężystością jej biustu.
- Przestań! Chcę coś zamówić! - Warknęła na niego Carmen i spojrzała przy okazji w kierunku Huai.
Tej akurat nie było w loży. Zapewne zeszła do baru. A Rosjanin spoglądając w oczy dziewczyny i nie przerywając pieszczoty spytał.- Podobno chciałaś zostać przyłapana przez goryla?
Poczuła jak traci dech w piersi.
- To chyba jednak za dużo emocji jak na jeden raz i... nie wiem czy chcę być przyłapana. Boję się ich. - Wyznała cicho. Jako agentka w końcu postrzegała każdą napotkaną osobę jako potencjalnego przeciwnika.
- Ja tu jestem. Nie jesteś sama.- stwierdził ciepło Rosjanin wysuwając dłoń spod jej bluzki i pochwyciwszy za jej podbródek, znów pocałował jej usta zachłannie i żarliwie. Ich gorące figle sprzed paru chwil w ogóle nie stępiły jego apetytu.
Kiedy oderwał się od niej, pokręciła głową.
- Jesteś niemożliwy... - powiedziała i nacisnęła przycisk.
- Słucham.- odezwał się głos z głośniczków loży.
- Poprosimy... - spojrzała uważnie na usta Rosjanina - szampana... i... jakieś owoce. Mogą być truskawki. - rzekła pieszcząc palcem jego wargi, jakby już wsuwała mężczyźnie do ust jakiś smakołyk.
- Oczywiście madame. Będą przyniesione za piętnaście minut.- odpowiedział głos, gdy usta mężczyzny pochwyciły palce Brytyjki i języki pieścił ich opuszki.
- Ja ci chyba kaganiec kupię... - powiedziała Carmen chichocząc i starając się odzyskać palec.
- Na razie to ja kupiłem ci obróżkę. Ciekaw jestem kiedy znowu ją założysz.- wymruczał z lubieżnym uśmieszkiem Orłow.
- Jak zasłużysz, albo... wskażesz mi jakieś gratyfikacje w zamian. - dodała przebiegle.
- A czego może pragnąć kobieta, która ma wszystko? - zapytał zaciekawiony Rosjanin przyglądając się Carmen.- Jakie marzenia, jakie fantazje… pragnienia.
- No nie wiem czy wszystko... spokojnie posiedzieć nie mogę. - Pokazała mu język.
- Nie przyszliśmy tu dla wygodnych siedzeń. - przypomniał jej Jan Wasilijewicz i uśmiechnął się ciepło.- Jak ci się podobają walki?
- Przerażające trochę. - przyznała i... wdrapała się Rosjaninowi na kolana, by wtulić się w jego pierś.
- Nie musimy ich oglądać. - mruknął Orłow znów wsuwając dłoń pod jej rozpiętą koszulę i delikatnie masując pierś dziewczyny.
- Mówisz, że są tu inne ciekawe widoki? - zapytała, kopiując jego gest i wsuwając dłoń pod jego koszulę, by pogładzić muskularną pierś.
- To zależy… ty wypatrzyłaś Huai. - przypomniał jej Orłow rozkoszując się miękkością jej skóry pod palcami i pieszczotą jej palców na swojej.
- Chcesz żebyśmy jej poprzeszkadzali? - zapytała Carmen delikatnie wodząc palcami po jego gorącym torsie.
- Hmm… nie… to nie jest właściwe pytanie. Powinno brzmieć czy ty Carmen chcesz byśmy jej poprzeszkadzali. Możemy też kochać się w barze, gdy rozpocznie się kolejna walka.- składał jej różne propozycje spoglądają w oczy kochanki.
- Szampan i owoce.- usłyszeli zza drzwiczek do ich loży. Po czym te otworzyły się i goryl wkroczył z tacą, na której to niósł ich zamówienie.
Carmen drgnęła cofając odruchowo dłoń spod koszuli Rosjanina. Przyglądała się ogromnej małpie.
Ta zatrzymała się przy stoliku i postawiła w milczeniu zamówienie. Spojrzała na dwójkę gości, sapnęła i ruszyła do wyjścia z loży.
Brytyjka wróciła wzrokiem do kochanka.
- Nawet nie cofnąłeś ręki! - powiedziała z wyrzutem, po czym wróciła do przerwanego wątku, sięgając po kieliszek szampana.
- Huai albo nie jest zainteresowana, albo taką udaje, więc z przyjemnością pominę ją dzisiaj, licząc jednak na to drugie i jej udrękę wywołaną naszym widokiem. - zaśmiała się szelmowsko.
- Oczywiście że nie cofnąłem ręki. To była małpa i my jesteśmy małpkami. Musiałem zaznaczyć, po co sięgnąć nie może.- rzekł żartobliwie Rosjanin nadal korzystając ze swej dłoni do delikatnego, jak na niego, masażu dekoltu Brytyjki. - A więc liczysz na to, że ją przetrzymasz? Ciekawe kto wygra w tej batalii.
- To nie tak. Na nic nie liczę. Po prostu... mam ochotę ją podrażnić. Tak jak drażniłam ciebie nieraz i... chyba wciąż mi się udaje... - dotknęła noskiem jego nosa.
- Tyle że ja nie mam tyle cierpliwości.- przypomniał jej Orłow i dodał smętnie.- A jutro czeka mnie trzymanie dłoni przy sobie, gdy będziesz flirtowała z ambasadorem na tylnym siedzeniu.
Na oczach Lizbeth, o czym przypomniała sobie Carmen.
- Pamiętaj o tej AC. Któreś z nas powinno ją uwieść. Może zresztą uda się nam obojgu, gdy zaproponuję jej trójkąt z moim przystojnym sługą. - mrugnęła do niego i znów wtuliła się, pozwalając mu wędrować dłonią po swoim biuście.
- Chcesz mnie użyć jako karty przetargowej? Niegrzeczna z ciebie arystokratka. Kiedy zostałem twoim niewolnikiem? - odparł z udawanym wyrzutem Rosjanin. I westchnął cicho. - Co nie zmienia faktu, że jednak będziesz też musiała wodzić za nos samego ambasadora. Przydaje się ta jego słabość do ciebie.
Rozłożyła ręce w geście bezradności.
- Chociaż wiesz, jak ja się czuję w takich chwilach. - powiedziała ni to żartem, ni serio.
- To że będę patrzył z zazdrością i pożądaniem powinno ci nieco uprzyjemnić ten obowiązek. Nie ma to jak nieszczęście drugiego, na osłodzenie sobie kiepskiej sytuacji.- odparł z uśmiechem jej kochanek.
- No już, już... a jeśli ci obiecam, że jeśli dobrze odegrasz swą rolę, to następnego wolnego wieczora ubiorę obróżkę? - popatrzyła na niego i uśmiechnęła się kusząco.
- Postaram się być idealnym służącym. -stwierdził z uśmiechem Rosjanin zerkając na twarz Carmen.- Ale jeśli założysz obróżkę, to z pewnością… zrobimy coś zwariowanego.
Tymczasem goście zaczynali się schodzić, zbliżała się kolejna walka.
- Jeszcze bardziej niż to? - wskazała na miejsce, gdzie przed chwilą brał ją w jeden z najbardziej wyuzdanych sposobów. - Trudno mi w to uwierzyć…
- Może coś bardziej… ryzykownego w tym mieście. - zamruczał jej do ucha Orłow.- Może pójdę z tobą do Huai… może… zrobimy coś wyjątkowego. W zamtuzie na przykład. Pomyślę.
- Może... - podchwyciła i ujęła go za podbródek, jakby to jednak ona była panią całej sytuacji - Spisz się jutro, a każde z tych może będzie w twoim zasięgu. - rzekła i pocałowała go namiętnie w usta.
- A co jest obecnie w naszym zasięgu? Oglądamy kolejne walki, czy podkradniemy się do loży któregoś z klientów by figlować za jego plecami? - zapytał zadziornym tonem Orłow. - A może wrócimy do naszego hotelu i zedrę z ciebie każdy kawałek materiału jaki masz na sobie?
- Mmmm brzmi jak plan to ostatnie... - wyznała Carmen, która choć starała się być twarda, nie bardzo miała ochotę oglądać kolejnej walki.
- Co tylko sobie życzysz.- mruknął Orłow całując ją w usta.- Tak czy siak zobaczysz dziś bestię.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline