Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2017, 08:13   #38
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
post napisany we współpracy z Grave Witch oraz GreKiem

Na miejscu czekały nowe informacje, oczywiście każda gorsza od poprzedniej. Brown posiadał wiele narzędzi, aby czynić swoich ludzi lojalnymi, lecz jeśli miało im zabraknąć wody oraz pożywienia, sprawy mogły przybrać parszywy obrót. Nie dało się wykarmić protegowanych samym posłuszeństwem.
Druga rzecz, która nie dawała mu spokoju, to śmierć Syntyche. Gdzieś po cichu spodziewał się, iż Szara może mieć kłopoty. Do tego czasu powinien już przecież o niej usłyszeć lub o ruchu, dzięki któremu ogarnęłaby część burdelu, w tym przybierająca liczbę trupów. Lubię cię. Choć tylko morfa wie dlaczego - wspomnienie jej słów zaskoczyło nawet jego i przez bardzo krótką chwilę poczuł coś zimnego w okolicach żołądka.
Obiecał jednak sobie, że weźmie byka za rogi i słowa zamierzał dotrzymać. Musieli skupić się na przesłuchaniu. Pozwolił, aby to Decato jako pierwsza podeszła do miejsca izolacji Ety. Obserwował ją uważnie, niczym rzemieślnika przy swoim fachu.

Przystając przed drzwiami, skupiły się na tym co tkwiło za nimi. Dłonie spoczęły na drewnie, z którego została zrobiona bariera drzwi. Wciągnęły powietrze, wyczuliły słuch. Ciemność dostarczała im informacji, sącząc je do ich umysłu. Skrobanie...
Odsunęły się bowiem dostarczono pokarm. Strawa nie była najlepszej jakości, jednak była jedzeniem mogącym częściowo odnowić ich nadwyrężone zasoby siły, zatem spożyły ją nie komentując. Zmęczenie jednak było większym problemem. Panowanie, jakie umysł miał nad ciałem nie było na tyle silne, by mogły całkiem zniwelować efekt ubytku krwi, którą wykorzystały do tworzenia run. Potrzebowały odpoczynku, na ten jednak musiały poczekać.
- Morfa - wyszeptały między kęsami, spoglądając na Narzędzie. Pozostali byli dla nich tylko uciążliwym tłem, które w tej chwili ignorowały. Jasne oko diatryski wbijało się tylko w tego, który miał dla nich znaczenie. To do niego należało zapanowanie nad owym tłem.
- Spaczenie - padł wyrok, zanim wzrok ich padł na naczynie, które za drzwiami się znajdowało. Ich głos był cichszy niż do tej pory. Zebranie sił by formować kolejne słowa kosztowało więcej energii niż zwykle.
- Nadal chce przepytać? - zapytały obojętnym głosem, po czym zamilkły. Powiedziały już dość, skupiły się zatem na mackach Ciemności, które pilnowały pokoju, w którym znajdowało się spaczenie. Zarówno ona jak i Decato czuły przyjemne mrowienie na myśl o konfrontacji, o ostrzu zagłębiającym się w ciało i krwi, która zostanie przez to ostrze wytoczona.

Brown dokończył swoją rację i wlał ostatnie krople do suchego jak kurz gardła. Skinął głową.
- Tak, chce. O ile niewiasta nadal mówić potrafi. W przeciwnym razie… - jedynie zasugerował ruch palca na gardle, gdyż diatrys i tak najlepiej wiedział, co robić w takim przypadku.

Pomieszczenie za drzwiami było niewielką klitką służącą za skład wszystkiego i niczego, graciarnią pokrytą warstwą kurzu gratów wszelakich. Za jedną z pustych szaf ukryto, niezbyt przemyślnie, teraz odsłonięte, zejście do korytarzy. Pomieszczenie było ciasne i właśnie - zagracone. Otwarte na ościerz drzwi i pochodnia wetknięta w ścianę pozwalała zobaczyć to wszystko i Etę siedzącą na jednej z drewnianych, morfa jedna wiedziała do czego przeznaczonej, skrzyni. Kobieta siedziała do nich bokiem, z głową opuszczoną na potężne piersi. Gruba Eta była... gruba. Zagadką pozostawało jak ta drewniana skrzyneczka pod nią była w stanie utrzymać ciężki korpus. W powietrzu wyczuwało się zdenerwowanie ludzi Browna, stojącego tuż za nimi, pocącego się obficie Katapensisa, przestępujących z nogi na nogę Francy i Szczura, i chłopaka, który schował się za plecami pozostałych.
Kobieta podniosła powoli głowę, obracając powoli twarz w ich kierunku. W jej wyglądzie było coś niepokojącego. Coś, co mimowolnie przyprawiło ich o ciarki na plecach. Czy to nerwowe cienie rzucane przez drgające światło łuczywa pełzające po jej wygolonej czaszce, czy może...
i wtedy zrozumieli. Lewa, górna część jej głowy, ta która początkowo była dla nich niewidoczna była zmiażdżona tuż nad oczodołem a to co wzięli za cienie na łysym czerepie było brunatną tkanką odkrytego mózgu, w którą powbijane, teraz dostrzegali to, były drobne kawałki kości. Oczy Grubej spoglądały na nich smutno. Milczała.

Decato przyglądała się spaczeniu z fascynacją połączoną z odrazą. Czerń wokół niej zafalowała, wyciągając swe ciekawskie macki by badać ów obiekt ich zainteresowania, by smakować Morfę, która utrzymywała naczynie przy życiu. Bo cóż innego za tym stało? Wedle wiedzy Decato, kobieta powinna nie żyć. Powinna leżeć trupem i powoli stawać się pożywką dla robactwa. Żyła jednak, a przynajmniej utrzymywała stan, który można było chyba nazwać życiem. Stan, który należało czym prędzej zmienić na ostateczny. Narzędzie chciało jednak rozmawiać, więc stanęły z boku, skupiając się na naczyniu, gotowe w każdej chwili zareagować. Czujne i spokojne.

Powieka starca tylko nieznacznie drgnęła. Sapnął ciężko, przenosząc ciężar ciała na palce stóp i nachylając do przodu. Widział takie obrazy jak ten przed sobą wielokrotnie, lecz zawsze pod postacią rzuconych do rynsztoka trucheł. Zastanawiał się więc niniejszym jaka część świadomości tliła się jeszcze w roztrzaskanej głowie.
Skinął lekko na Decato.
- Ustalmy najpierw jedną rzecz. Jeśli nic z niej nie wyciągnę, spróbuj w nią jakoś “wejrzeć”, o ile twoje umiejętności na to pozwalają. Gdyby wszystko spaliło, pozbędziemy się tego czegoś natychmiast.
Nie wydawał jej rozkazów, zdążył przywyknąć do tego, że diatryska była poza zasięgiem jego władzy. Czuł jednakże, że najlepiej rozmawiać z nią za pomocą konkretnych faktów. Zróbmy to i to, jeśli nie wyjdzie działajmy inaczej. Czysta pragmatyka, jaką sam lubił.
Postawił tylko krok, woląc być możliwie daleko od zarażonej.
- Jesteś w stanie mówić? - zapytał Ety najprościej, jak się dało.

<z perspektywy Decato> Ciemność smakowała przestrzeń wokół nich. Pomieszczenie było czyste. Nie wyczuwała żadnych zaburzeń może poza tym... że było czyste. Odwykły już od tak czystego, nieskażonego morfą powietrza. Jakby całe spaczenie zostało stąd wyssane.

Eta spojrzała wprost na Mistrza z niemą prośbą w dużych, szklistych oczach. Zagryzła dolną wargę w skupieniu i po chwili skinęła głową. Powoli. Twierdząco.

Czysta? Cień niedowierzania odbił się na obliczu Decato gdy Ciemność przekazała jej zdobytą dzięki swym działaniom, wiedzę. To co widziały, to co widziały i co czuły, nie zgadzało się ze sobą. Jaki inny czynnik był w stanie utrzymać naczynie przy życiu gdy otrzymało taką ranę? Nie wiedziały. Cofnęły się o krok.
- Naczynie… - urwały, nie spuszczając z obiektu wzroku. - Czyste… - Otarły dłonie w szatę. Czyste… Jedno słowo, a niosło tyle pytań. Słyszały jednak dobrze, nie pomyliły się. Skąd zatem owe skrobanie, tak podobne… Czy naczynie coś wiedziało?
- Skrobanie… - wyszeptały do siebie. Skrzynie. Nie patrząc na Narzędzie ale i nie spuszczając wzroku z naczynia, podeszła do najbliższej i przesunęła po niej paznokciami, naśladując słyszany w tunelach dźwięk.

Tymczasem kobieta wciąż wpatrywała się w Browna, przedstawiając sobą widok cokolwiek zatrważający. Nie dla niego jednak. Posoka oraz flaki na wierzchu mało poruszały starego zabójcę. Musiał jednak przyznać, że był zaciekawiony dlaczego Eta wciąż w ogóle egzystowała. Nie było na świecie ludzi mogących wytrzymać taką ranę bez chociażby utraty świadomości.
- Mówią, że wróciłaś z dołu. Chcę, abyś powiedziała mi co tam widziałaś i w jaki sposób udało ci się przeżyć.
Jego głos był pozbawiony zarówno troski, ale i gniewu. We wszelkich pertraktacjach zazwyczaj odnosił się do lęku rozmówcy, lecz po tym, co przeszła kobieta, trudno byłoby ją czymkolwiek zastraszyć.
- Mów. Jesteś bezpieczna. O ile okażesz się pomocna, możemy zapewnić ci ochronę na miarę obecnych okoliczności. Lub litościwy koniec, jeśli cierpisz.
Rzecz jasna, jej życie było dla Browna gówno warte, lecz skuteczniejsza była czasem metoda wyciągniętej ręki. Nawet jeśli stanowiła tylko iluzję.

Surowe drewno zaskrzypiało cicho pod palcami Jednookiej. Mała zadra wbiła się w palec. Diatryska skrzywiła się, nie tyle przez nieprzyjemne ukłucie, co przez dźwięk, tak inny od tego, który słyszała w głowie.
Eta wpatrywała się w Mistrza intensywnie. Jak gdyby chciała mu coś przekazać samym wzrokiem. Tak dziwnie, nienaturalnie milcząca.
Tym razem powoli potrząsnęła przecząco głową i wyciągnęła ciężką rękę. Drugi palec wskazywał kochanka.
- Ona - stęknął Katapensis - chyba nie chce się odzywać. Ona... nie chce nam zrobić krzywdy. - Przełknął ciężko.

Uniosły skaleczony palec do oka, niezadowolone. Wyjęły drzazgę, sprawdziły czy nie pozostały po niej drobne fragmenty drewna, na wszelki wypadek wyssały rankę. Cały czas obserwowały naczynie, ledwie zwracając uwagę na Narzędzie i jego ludzi. Skrobanie… Nie dawało im spokoju. Słyszały je wyraźnie, identyczne jak tam, pod ziemią. Skąd dochodziło? Kto za nie odpowiadał?
Próba ze skrzynią nie przyniosła skutku więc wybrały ścianę. Szukały, badały. Ciemność im w tym pomagała, słuchając jednocześnie słów, które wypowiadano. One nie widziały potrzeby by wysilać się na kolejne. Narzędzie chciało pytać, niech pyta.

- Nie chce zrobić krzywdy - powtórzył tymczasem Brown. - Diatrysie. Czy możliwe, aby skazić kogoś samym słowem? - mistrz obserwował kątem oka zagadkowe oględziny Decato.
Następnie podszedł do Karpia. Skinął na niego.
- To co się gapicie, jak ta sroka w gnat? Skoro mówić nie chce, dajcie papirus i pióro. Jeśli piśmienna nie jest, namaże po swojemu, co się tam w jej głowie roi. W najgorszym przypadku... dla ciebie, nie mnie... to ty z nią pogawędkę utniesz. Lubiła cię wcześniej, to może i teraz łba ci nie urwie.
Przez chwilę taksował mężczyznę piorunująco. Całym ciałem sygnalizował, że oczekuje natychmiastowych działań.
- Mówiłeś, że muszę tu przyjść i to zobaczyć. Jak na razie nic z tego nie mam. Mój czas jest bardzo cenny i nie chcesz, abym pomyślał, że go marnujesz.

Palce Decato zaszurały po ścianie. Dźwięk, aczkolwiek bliższy temu w głowie, nie wydał im się interesujący.

- Eta, kruszyno - zaskomlał Katapensis, - pokaż im. Pokaż im!
Spojrzeli na dziewczynę w tym samym momencie. W jednej chwili wydało im się, że nim otworzyła usta, z policzka spłynęła jej łza. Z otwartych ust wydobył się niski pomruk, który wprowadził powietrze w lekkie drżenie zdające się wibrować aż gdzieś wewnątrz, w płucach. Na jednej z półek pękło jakieś gliniane naczynie, z którego wylała się zawartość.
- Poooommmmmmoooocy - wymruczała Eta.
Usłyszeli przekleństwo zmlęte w ustach przez jednego z ludzi Browna. Szczęknęło ostrze czyjejś broni. Tupot małych nóg i trzask drzwi poinformowały ich, że chłopak chowający się do tej pory za plecami innych postanowił poszukać bezpieczniejszego miejsca. Grubas otarł rękawem spocone czoło. Jego dziewczyna siedziała dalej na drewnianej skrzynce, wpatrując się uporczywie, dużymi, mokrymi oczami w Agatone.

Pomruk ponownie skupił ich uwagę na kobiecie. Decato przekrzywiła głowę.
- Nie można - odpowiedziały na pytanie. - Czysto… Brak Morfy… Nie rozumieją, powinna być - wyraziły swoje przemyślenia w formie skondensowanej, by nie tracić energii na mówienie. Słyszały o tym, że magusi byli w stanie dokonywać takich rzeczy, jednak potrzebowali do tego spaczenia, a one go nie wyczuwały. Czy były za słabe? Czy skryła się przed ich zmysłami? Brak odpowiedzi na pytania budził w nich słabe uczucie gniewu.
- Pobiegł po braci? - do własnych, które kłębiły się w głowie, dodała nowe, skierowane do Narzędzia. W głosie zabrzmiała ledwie wyczuwalna nuta niezadowolenia. Była dziwna bo zwykle ich głos był emocji pozbawiony. Zdziwiła nawet je same. Nie chciały interwencji braci z zakonu. Jeszcze nie teraz, było za wcześnie.

Brown spojrzał gniewnie na trójkę mężczyzn za jego plecami.
- Tego nie wiem. Ale jestem pewien, że tutaj obecni dopełnią wszelkich starań, aby nikt nam nie przeszkadzał - skwitował tylko i ponownie oddał pole działania Decato.
Zrozumiał, iż może kipieć złością i grozić, lecz działa na obcym sobie poletku. A co jak co, wolał trzymać się z daleka od rzeczy nadnaturalnych. Temu też najchętniej przerwałby marny żywot Ety, aczkolwiek diatryska nadal próbowała z nią coś zadziałać.

Zbliżyły się o dwa kroki do siedzącej kobiety. Czy jej śmierć mogła rozwiązać zagadkę jej obecnej egzystencji? Jedno było pewne, im to nie przeszkadzało. Czy żyła czy nie, czy cierpiała czy nie. Interesowały je tylko odpowiedzi.
- Morfa… Gdzie? - do pytań Narzędzia dorzuciła własne. Może to naczynie było w stanie wskazać gdzie tliło się spaczenie, które utrzymywało je przy życiu.

Mimo, że pytanie skierowane było do Ety, odezwał się Katapensis.
- Została zaatakowana przez zmorfieńców, tam w korytarzach - wskazał ręką na zejście ziejące czarną dziurą w ścianie. - Porzucili ją i później przyszła tutaj... z tym... czymś... Pomóżcie jej, ona nikomu nie chce zrobić krzywdy.

Ciężka plwocina uderzyła z plaśnieciem o podłogę. Mistrz wtarł ją w ziemię i złapał się za boki. Nie rozumiał co tu się działo i zaczynało go to irytować. Stali w miejscu, tymczasem musiał działać. Zbyt wiele rzeczy ostatnio się spieprzyło, a tutaj nie znaleźli nic innego jak kolejny znak zapytania.
- Zaraza - mruknął. - Wszyscy won. Najlepiej znajdźcie chłopaka. Upewnijcie się, że nic durnego nie zrobił. Tutaj zostaję tylko ja i diatrys - zlecił rozkaz, stojąc do reszty plecami.

Zebrali się szybko. Tylko Katapensis z ociąganiem, lecz mina Browna sugerowała, że to nie jest prośba.

Jego ton jasno z resztą sugerował, że nawet nie zakładał możliwości, aby ktokolwiek zaprotestował. Niniejszym odczekał jeszcze chwilę, pozornie w spokoju słuchając zmierzających do wyjścia kroków. Dopiero jak wszyscy opuścili kryjówkę, spojrzał w oko towarzyszki.
- Nie ma sensu dłużej zwlekać. Jeśli możesz, pomóż grubej. W przeciwnym wypadku, zabijmy ją - powiedział półszeptem, wciąż nie wiedząc do czego zdolna jest pokiereszowana kobieta.

- Nie widzimy jak pomóc - odpowiedziały tak jak zwykle, czyli ciszej nawet niż Narzędzie. Nie były z tego powodu zadowolone, jednak miał rację, nie było sensu dłużej zwlekać i zarówno Decato jak i Ciemność popierały jego decyzję. Westchnęły jednak bowiem liczyły na więcej.
- Poza śmiercią - dokończyły, słowa swe podkreślając wzruszeniem ramion. Skoro kobieta nie była w stanie udzielić im informacji to nie było sensu pozwalać jej dłużej żyć. Może bracia by się nią zainteresowali i obie z Ciemnością były tego nawet pewne jednak to by się wiązało ze ściągnięciem ich tu, czego nie chciały.
- Może to da odpowiedź na - przerwały by zebrać kolejne słowa, które paść musiały w zdecydowanie zbyt długim jak dla nich zdaniu - pytania. Lub więcej pytań.
Zastanawiały się czy wspomnieć o tym, że zakon z chęcią by się bliżej przyjrzał temu naczyniu, uznały jednak, że mężczyzna zdaje sobie z tego sprawę. Nie lubiły też marnować czasu na niepotrzebne rozmowy, więc tylko utkwiły w nim wzrok wyczekująco. W kobiecie nie wyczuwały Morfy, nie była spaczona, zatem zabicie jej także nie było ich zadaniem.

Osoba, której było to zaś powinnością, zrozumiała sytuację bez słów. Sędziwy zabójca ostrożnie postąpił do przodu. Gotów był wycofać się w każdym momencie, gdyby doszedł go jakiś alarmujący sygnał. Jednocześnie nie zamierzał zwlekać - szedł prosto na Etę, wyciągając do niej dłonie, prawie że po ojcowsku. Trzeba było w miarę możliwości niewiastę uspokoić, uśpić jej baczenie.
- Biedne dziecko… - rzucił ku niej pokrzepiająco - oczywiście, że ci pomożemy.
Stanął przed kobietą i przyłożył ręce do odsłoniętej czaszki, na znak jakoby nie czuł doń wstrętu. Więcej nawet. Nachylił się nad nią i ucałował w ranę, niby gestem świętej celebracji. Na twarzy Browna wykwitł dziki uśmiech.
- Być może nie będzie to jednak sposób, który ci się spodoba - dokończył poprzednią myśl, a ukryte w rękawie ostrze wytrysnęło niczym pstrąg z rwącego strumienia.
Jego ruch był diablo precyzyjny, tak jak tysiące mu poprzednich. Nie czuł w tym momencie więcej niźli oprawiając wołową tuszę.
 
Caleb jest offline