Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2017, 15:11   #88
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sir Joshua Drake przyjechał po Carmen i jej kamerdynera z samego rana. I cierpliwie czekał w samochodzie, aż oboje przygotowują się na tą wyprawę. Godne podziwu opanowanie, zważywszy, że Jan Wasilijewicz i sama Brytyjka intensywnie i długo kończyli wczorajszy wieczór. Ambasador czekał grzecznie nie wychodząc z samochodu. Lizbeth poinformowała recepcję o ich przybyciu, a ta oboje agentów.
Następnie Lizbeth, ubrana w jak szofer, wróciła na miejsce za kierownicą, zawadiacko przesuwając czapkę na bok. Najwyraźniej lubiła tę robotę. Bo i kto by nie lubił? Siedziała bowiem za kierownicą prawdziwego ekskluzywnego potwora.


Royce Rolls Bird of Prey, limuzyna dla bogaczy. Szybka i zwinna maszyna, często opancerzona i zawsze ukrywająca różne niespodzianki i udogodnienia. Bird of Prey bowiem były robione na zamówienie i piekielnie drogie. Zwykłego ambasadora nie powinno na taką maszynę stać. Sir Joshua musiał więc ją zakupić z własnych funduszy. Co Carmen nie dziwiło, Drake’owie byli wszak sławnym i zasłużonym dla Korony rodem szlacheckim

Carmen i Orłow zeszli na dół. Carmen z przodu, Rosjanin za nią. Wyprzedził ją tylko po to, by otworzyć jej drzwiczki pojazdu, a potem zasiadł z przodu obok Lizbeth. Całkowicie wszedł w swoją rolę lokaja i ochroniarza.
Ruszyli w kierunku celu. Orłow milczał, Lizbeth zachowywała się poprawnie, co jakiś czas tylko zerkając przez lusterko wsteczne na dwójkę pasażerów. Sir Joshua zaś się rozgadał, choć Brytyjka nie miała nic przeciwko. Nie były to wszak czcze pogaduszki. Drake zaznajamiał ją z zasadami związanymi z wyścigami lokomotyw. Że zawsze ścigały się dwie, że musiały mieć określony rozmiar kotła. Że przemierzały w dwóch okrążeniach splątane torowisko, że nie mogły mieć w sobie deus ex machiny i automatycznego palacza. Bo dorzucanie do ognia węgla, było tak samo ważne jak prowadzenie maszyny. Że maksymalna prędkość nie była celem ścigających się maszyn. Prędkość wszak oznaczała pęd, a ten oznaczał zwiększającą się szansę na wypadnięcie z toru na zakrętach. Że mimo całej tej technologicznej otoczki liczyli się ludzie i refleks i wyczucie toru. Bo trzeba było wiedzieć, kiedy przyspieszyć, kiedy zwolnić. Na który tor skręcić w odpowiedniej chwili.
- To jak lot na rozpędzonej rakiecie. Jeden błąd grozi wywrotką.- wyjaśnił na koniec.


Nic dziwnego że trybuny toru wyścigowego były wypełnione po brzegi widzami. Wyścigi te bowiem, tak samo jak konne, można było obstawiać. Co prawda zasady obstawiania, awansu lokomotyw i załóg w drabince ligowej, które ambasador próbował wyjaśnić Carmen, okazały się dość skomplikowane… to wyniki poszczególnych wyścigów sprowadzały się do tego : kto pierwszy przekroczy metę.
Dopiero w samych awansach ligowych liczyło się z kim się wygrało i jaką przewagą czasu. To wszystko Joshua tłumaczył Brytyjce, by mogła swobodnie rozmawiać Andreą Corsac jeśli rozmowa zejdzie na temat lokomotyw i wyścigów. Gdy wchodzili na trybuny, te już się właśnie zaczynały.


Dwie potężne maszyny parowe, o wiele potężniejsze od zwykłych lokomotyw ciągnących pociągi. Kolos z Kairu był znacznie większy co prawda, ale z pewnością nie tak szybki, jak te dwie stalowe strzały na szynach.


Carmen obserwowała ten wyścig wchodząc po schodkach na trybuny VIPowskie jak dwie maszyny rywalizowały ze sobą. Jak próbowały prześcignąć docierając do pierwszych zwrotnic i wybrać najlepszy tor na pierwszy zakręt. Ani czarna, ani czerwona maszyna nie zamierzała się poddać, przy czym czarna ryzykowała wypadnięcie z toru podchodząc do zwrotnic i zakrętu szybciej niż jej czerwona konkurentka.

Loże VIPowska do której doszli była oczywiście wygodniejsza i lepiej wyposażona, niż ławki dla mieszczan. Wygodne siedziska, zamontowane przy nich lornetki, lokaje podający wino i przysmaki. Goryle pilnujące bezpieczeństwa bogaczy i reagujące nerwowymi sapnięciami na każdy podejrzany ruch. Loża VIPowska była też pełna entuzjastów wyścigu obu płci i… także tych którzy widowiskiem się nie ekscytowali. Natomiast wykorzystywali to miejsce do nieformalnych rozmów na temat interesów, kontraktów i zawieranie niespisanych nigdzie dżentelmeńskich umów.
- Oto ona…- wskazał ambasador po przywitaniu się z kilkoma przyjaciółmi i przedstawieniu im: "swojej uroczej towarzyszki i wspaniałej artystki, jedynej i niepowtarzalnej Lady Stone".
Oto ona... te słowa przyciągnęły uwagę Carmen do ubranej na ciemno
kobiety czytającą jakąś broszurkę i raczącą się jakąś miksturą z fiolki. Kobietą która władczy charakterek miała wypisany na twarzy i pokusy widoczne nieco poniżej.
- Andrea Corsac. Uważaj z nią. To może nie zabójczyni ale za to ma naturę rekina. Może cię pożreć jeśli nie będziesz… czujna.- dodał ambasador cicho.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline