Lekcji niziołka o żeglowaniu Bernhardt wysłuchał w skupieniu. Wszak nikt z kompanii nie potrafił prowadzić pewnie łodzi po zdradliwych wodach a taka wiedza mogła okazać się bezcenna. - To nie wygląda jakoś strasznie - skwitował, gdy Zachariasz skończył perorować i objaśniać tajniki żeglugi. - Przynajmniej jak człowiek patrzy i słucha. Gorzej zapewne z praktyką, ale w kościach czuję, że jak się przyłożę to się nauczę.
Na słowa Zachariasza o modłach do Ranalda Zingger pokiwał poważnie głową, choć oczy błyszczały mu zawadiacko. - Macie, kupcze rację. Oj, macie. Ranald patrzy, Ranald wspiera, no i... czasami zabiera - dodał nieco ciszej, aby nie kontestować wiary Pańskiej.
Barka okazał się być pełna worków z wełną. Kamraci dywagowali co z fantem zrobić. Bern miał swoje zdanie. - Dumną Syrenkę dostaliśmy z jakiegoś celu. Przed nami zapewne jakaś droga, tylko jeszcze jej nie dostrzegamy. Ranald daje i odbiera. Ale do rzeczy. Bawełnę można sprzedaż z zyskiem. Mój ojciec trochę się passs.... znaczy handlem para. Taki mały lombard prowadzi. Potrafię się targować od dzieciaka, znam kupieckie obyczaje. A jak sprzedamy ładunek, to i możemy kupić towar i sprzedać w innym miejscu. |