Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2017, 00:01   #73
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Dave całkowicie zignorował reakcję dziewczyny. Podszedł do łóżka i pochylił się nad chłopczykiem. Mamrotał przez chwilę pod nosem ale ranę oglądał z czystej przezorności. Na pierwszy rzut oka widać było co spowodowało niedyspozycję. Skrzywił się brzydko. Kto strzelałby z czegoś takiego do dziecka? Po spojrzeniu na twarz widział, że gorączkuje. Czoło wręcz parzyło.
- Co mu podaliście? - spytał dziewczynę wskazując na miseczkę przy łóżku. Ta spojrzała niepewnie na Treva. Chyba nie dostrzegła tam niczego podejrzanego bo ręka wysunęła się zza koszulki i opadła luźno.
- Tylko wywar z korony wierzby. Przemyliśmy też rany.
- Widzę - odparł kręcąc głową. - Sposób prymitywny ale pozwala na łagodzenie bólu i zbijania gorączki. Mniemam, że żadnych porządnych leków nie macie?
Posmutniały wzrok i delikatny ruch głową wskazywał na odpowiedź negatywną. Dave potarł czoło i ponownie spojrzał na chłopaka. Myślał intensywnie próbując przypomnieć sobie wpojoną wiedzę.

***

- Davidzie Marcusie Coulsonie, co ty sobie wyobrażasz!?
Głos kobiety przeciął powietrze jak bicz. Chłopak momentalnie wyprostował się. Zakrwawione rękawiczki schował za siebie jakby zrobił coś złego. To był nawyk wpojony mu w tym domu słowem i linijką. Nawet jeżeli wiedział, że nie robił nic złego ten głos świadczył o niezadowoleniu. Spojrzał jeszcze raz na stolik i leżące na nim rzeczy zastanawiając się co znowu zrobił. Nic nie przychodziło mu do głowy.
- Zamierzałem zamknąć ranę i odkazić.
Jeszcze zanim skończył mówić, wiedział już że to nie jest dobra odpowiedź. Kobieta zarzuciła ramiona na pierś i patrzyła na niego z rosnącym niezadowoleniem. Cisza trwała krótką chwilę, jakby dawała mu jeszcze szansę na poprawę ale młodzieniec kompletnie nie rozumiał co się mu zarzuca. W końcu kobieta zrezygnowała.
- Skąd masz ciało? - podpowiedziała.
David spojrzał na leżącego cielaka. To było podchwytliwe pytanie, nie z kategorii tych na które wypadało odpowiedzieć wprost. Oboje doskonale wiedzieli, że ciało przywiózł ich tatulek prosto z pola. Ale nie o to tutaj chodziło.
- Przywiezione z polowania, przypadkowy postrzał przed kilkoma godzinami w trakcie polowania na wilki. Osobnik młody, należało podać dodatkowe środki uśmierzające ból - powiedział rzeczowo, przypominając sobie wszystko czego się dowiedział.
- Z jakiej broni go postrzelono?
David chciał odpowiedzieć od razu, ale zorientował się, że tego nie wiedział. Scenariusz nie zakładał takiego pytania. Spojrzał jeszcze raz na stolik szukając jakichś podpowiedzi.
- Nie miotaj się i nie zerkaj. Ciało powie ci wiele ale prawdziwe a nie ćwiczebne - wtrąciła ostro kobieta podchodząc do niego i kładąc mu rękę na ramieniu. - Nie spytałeś bo zaufałeś, że podałam ci wszystkie informacje. Gdybyś zostawił tak prawdziwego cielaka, nie przetrwałby do końca tygodnia.
Wzięła skalpel ze stołu i nacięła wcześniej zaszyte miejsce. Wyciągnęła z niego małą, kilkumilimetrową kuleczkę. Najprawdopodobniej wcześniej tam umieszczoną bo David nie podejrzewał by strzelała do martwego ciała.
- Ofiara otrzymała postrzał ze śrutówki małego kalibru. Nie uszkodził wielu organów ale zatrzymał się w mięśniach. Niedokładne usunięcie spowodowało by szybkie jątrzenie i obumarcie tkanki, niezależnie od środków jakich byś użył. Musisz być bardziej dociekliwy, Davidzie.
Chłopak poczuł jak krew mu się gotuje ale szybko ochłonął. Źle znosił krytykę. Nie należało jednak wyżywać się z tym na kobiecie, jego matce. Zwłaszcza gdy miała rację.
- Ale matko, przecież w normalnej okoliczności widać byłoby ranę postrzałową. Mógłbym się szybciej zorientować w charakterze użytej broni.
- Możliwe - przyznała mu rację myjąc dokładnie ręce. - Ale to ćwiczenie miało cię przygotować na niespodziewane. Nigdy nie będziesz miał stu procentowej pewności, chyba że sam pociągniesz za spust. Zawsze musisz zaczynać od zbierania informacji i dokładnego przemyślenia tego co chcesz zrobić, Davidzie. Inaczej stracisz tylko siły, czas a przede wszystkim potrzebne środki medyczne. Zrozumiałeś mnie?
Chłopak skwapliwie kiwnął głową ale minę miał marsową. Zignorowała to.
- Dobrze, to koniec na dzisiaj. Posprzątaj tutaj i wytnij co się da z cielaka. Szkoda marnować dobre mięso. Tylko oczyść dokładnie!

***

- Z tym masz na myśli rannego chłopaka czy operacje ratunkową, młody? - wtrącił się nagle do rozmowy Dave gdy już skończył wstępną obdukcję. Nie czekając na odpowiedź udał się umyć ręce. Przy okazji pozbył się wierzchniego odzienia, żeby zbytnio nie przeszkadzało.
- Jeżeli chodzi o pierwsze to nie ma sprawy, bo inaczej nam skapcieje do rana. A na pewno będzie cierpiał. Zabierajmy się wiec do roboty. Alice daj trochę tego bimbru bo na trzeźwo tego robić nie będę.
Po wzięciu solidnego łyka wylał trochę do miseczki.
- Ty, lalka - zwrócił się w kierunku młodej dziewczyny. - Będę potrzebował pomocy. Dobrze sobie z nim radziłaś do tej pory to mi pomożesz. Macie chociaż jakieś narzędzia?
Dziewczyna zaperzyła się trochę i zarumieniła. Szybko pokręciła jednak głową.
- Nic specjalnego tylko kilka noży, cążki, skalpel i pęseta...
- To wystarczy. Przynieś te dwie ostatnie i miseczkę z wodą. I jeszcze jakąś szmatkę.
Dave dyrygował dziewczyną bez żadnego skrępowania. Zdjął z siebie również niepotrzebną broń i podwinął rękawy. Nie chciał żeby cokolwiek mu przeszkadzało w tej sytuacji. Gdy przychodziło do zajmowania się rannymi potrafił się całkowicie odciąć od tego co działo się dookoła, do pewnego stopnia oczywiście. Usiadł na zwolnionym przez dziewczynę miejscu. Czoło chłopaka było rozpalone.
- Hej brzdącu, co tam? - spytał niby przyjaznym głosem ale cały czas przyglądał się ciału. - Jak się nazywasz?
- Mark - odpowiedziała dziewczyna kładąc przy nim zamówione narzędzia. - Mówimy tutaj na niego Mark. Albo błyskawica.
- Błyskawica, hę? - Dave golnął sobie z butelki. - To dlatego, że taki szybki co?
Spojrzał na moment na butelkę, potem na chłopaka i znowu na butelkę. Przysunął szyjkę do ust leżącego.
- Nie, ponieważ wszędzie go pełno i zawsze ma za dużo energii. Czy to rozsądne, żeby dawać mu alkohol?
- Spokojnie, byłem młodszy gdy podkradałem ojcu bimber. Nic mu nie będzie. Słuchaj Błyskawico. Sprawdzimy teraz jak bardzo oberwałeś. Nie mogę wiele obiecać poza tym, że będzie pewnie bolało jak skurwysyn ale jesteś facet, no nie partnerze?
Dzieciak nie odpowiedział ale wydawało się, że kiwnął delikatnie głową. Teksańczyk zerknął na stojącą nieopodal dziewczynę. Skalpel i pinceta leżały już w misce ze spirytusem.
" No to jazda".

Zaczął od delikatnego badania ran opuszkami palców. Pod każdym dotykiem chłopak jęczał z bólu. Dziewczyna stała nieopodal niego trzymając go za ramię. Była blada. Dave wyraźnie wyczuwał pod palcami zgrubienia w których podejrzewał tkwiący śrut. Na początek musiał się zorientować z czym miał do czynienia. Wybrał wiec miejsce gdzie bolesna reakcja była największa. Delikatnie naciął ranę. Chłopak ze świstem wciągnął powietrze i chwycił dziewczynę za dłoń. Ta próbowała go uspokoić. Teksańczyk nie słuchał. Oczyścił okolice rany z sączącej się ropy i delikatnie rozszerzył nacięcie. Sięgnął po pęsetę. Chciał zrobić to szybkim ruchem ale wiedział, że bezboleśnie się nie uda. Spojrzał w oczy dziewczyny i kiwnął jej głową. Ta zbladła jeszcze bardziej i chwyciła chłopaka w swoje ramiona. Chłodny metal zanurzył się w jego ciało. Usta rozwarły się w krzyku. Dave uchwycił twardszy od reszty przedmiot i ostrożnie wyciągnął. Przepłukał ranę i wrzucił przedmiot do miseczki by go oczyścić. Chciał go dokładnie obejrzeć przy świetle lampy.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline