Wątek: Knurzysko [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2017, 20:40   #4
CHurmak
 
CHurmak's Avatar
 
Reputacja: 1 CHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputację
Wszewład

Przez jedno mgnienie oka Wszewład spozierał na rozmówcę, jednak próbując zrozumieć, co mówi, znów zdawał się patrzeć w głąb siebie. Mimo że kto spotkał leśnego człowieka, przez wzgląd na jego sposób wymowy miał go za półgłówka, nie była to w zupełnej mierze prawda. Jednak otoczenie, w jakim spędził ostatnie dni, odcisnęło swoje piętno na zdolnościach poznawczych Wszewłada. Wątki rozmowy mieszały się w jego głowie. Wolność, Knurzysko, przedstawienie się. Przedstawiać się nie miał za często okazji. Dlatego prędzej było mu zacząć o knurzysku.
-Knu. Rzysko. Knurzysko. Ale że woda nic mi jeszcze nie powiedziała. Ja szacownemu panu opowiem o wszystkim, od niedźwiedzia po najmniejsze ździebełko. To wszystko nam przyrodzone. A knu-rzysko, to nie takie, to do tego nie należy. Nieprzyrodzone. Stara baba co dużo wie, dużo o nim powie. Ale nie żyje już dawno. Co szanowniejny ksiądz życzy sobie jeszcze aza li chcieć? - podniósł wzrok i spojrzał na współrozmówcę, wyraz wodnistych oczu zdawał się wzmacniać wrażenie bezczelności, ale i silnego niepokoju.

Kneź siedział i słuchał Wszewłada, wydawać się mogło, że z zaciekawieniem. Lecz zaraz parsknął śmiechem, a drobne plwociny wylądowały na bujnej czuprynie więźnia.
- Ależ z ciebie śmieszny dzikus! – plasnął otwartą dłonią w policzek Urzycana, niemocno, jako nieznośny wuj bardziej. - Gówno ty masz, a nie pojęcie o Knurzysku, ale wiesz co? Przyjrzałem ja się tobie, dobry z ciebie będzie obszarpaniec, wpasujesz się do wojmirowskiej kompanii! – dłoń raz jeszcze poleciała i niespodziewany gość tak jak szybko się pojawił, tak i szybko zniknął gdzieś za starymi kratami tej więziennej celi.
I znów sam ze sobą pozostał, a los jego już rozpisany. Że niby szedł będzie na jakiegoś zwierza? Że go w kajdanach będą po lasach wlekli? To nie wiedzą oni, że między drzewami dom Wszewłada jest? Pod próg go zaprowadzą, pod próg własny!
Chyba zapomnieli mu łańcuchy przedłużyć, bo przez ostatek czasu musiał się gimnastykować, aby cokolwiek zyskać, czy to snu trochę czy wody w misce oddalonej, w tej niewygodnej pozycji. Na szczęście jego, po czasie, którego ciężko określić w ciemnościach sandomierskiego lochu, przydreptało doń i porwało za ramiona trzech wojów. Odkuli go od ściany, zerwali stare, zabrudzone łachy, opłukali lodowatą wodą i przyodziali w jakieś szmaty, a wyglądał jak klasztorny kaznodzieja. Wyprowadzili go na zewnątrz, gdzie Słoneczko kłuło straszliwie w oczy, a do uszu jego dobiegł głos ochrypły, ten, co mu nahajką plecy garbował.
- No wreszcie, pod pachami dobrze się namydlił? He he he – wąsaty, łysiejący z lekka jegomość związał na powrót dłonie Wszewłada, a sznur przytroczył do chudego konia, co ciągnął za sobą wóz z licznym prowiantem. Po chwili do orszaku przyłączyło się trzech kolejnych żołdaków i w chichrach i w śpiewach ruszyli przed się, mijając lada moment z potężnych bali pobudowaną bramę. Nie dane było Urzycanowi zwiedzić grodziska, a jedynie podziwiać mógł szczyty zabudowań, które nikły od coraz to niższej wysokości, błyskając odbijanym światłem porannego Słońca.
- Będziesz grzeczny, ośle? – po niedługim czasie odezwał się wąsaty – Bo jak żeś zdążył swoim łebem pojąć, stałeś się żołdak sandomierski, tylko trochę niższy rangą! – śmiał się on i wojacy, lecz żart ten przecież nawet żartem nie był. – Pytam, kurwa, czy uciekał będziesz, bo łuki są, a nawet balysta potężna, widziałeś kiedyś taki osprzęt? Nie przejdziesz ty w bory bez dziur w plecach!
Łuki były Wszewładowi znajome. Balysta już niekoniecznie, ale nie w tym rzecz. Nastroju jego za wysokim nazwać nie można było. Raz, że zmuszono go do służby. Po drugie, że służba owa wiązała się z czymś, czego nie umiał i na czym się nie znał. Polowanie na potwora - nieprzyrodzonego. Po trzecie, nadal był skrępowany. Pęta zdawały się na dobre wpojone w nadgarstki. Nie brakowało więc przyczyny, dla której wciąż mając sposobność odezwać się, zdobył się na zuchwałość.
-U księca żołdacy zacni. Ufny im być może, nie uciekną, nie pozostawią go. Lecz nie ucieknąwszy, jeno tylko tak mu wierności dochowają. Żołdak ręką związaną dzidy ni miecza nie sięgnie. Tą przyczyną, księcu trzeba wielu nowych żołdaków. A ja nie żołdak. Nie wiem co za zasługę poczynić, aby poważanie zdobyć, doczekawszy zwolnienia ramion.
Ale nadać się mogę i nie będąc związanym. Zawszeć się co schwyta w lasach tutaj i oporządzi. Żołdaka ze mnie nie będzie ale z was głodnych żołnierzy i też nie. A głodny nie chce być nikt, ani wy, ani ja, ani wilk.
Wszewładowi nie zależało na tym żeby podważać czyjąkolwiek zwierzchność. Starał się mówić to co myślał, nie będąc świadomym zależności między stopniami władzy. Jego wewnętrzne myśli i odczucia kazały mu na ową chwilę twierdzić, że jeśli zostanie uwolniony z lin, dotrzyma słowa i wszelkich zobowiązań
Wąsaty wojak widać pojął co Wszewład miał na myśli, bo zatrzymał się na moment, ostrym nożykiem przeciął więza pętające jego nadgarstki.
- Przynajmniej teraz język masz, a chociaż ci się plącze. Przyda nam się dziki człek w tych cholernych lasach. Lecz o grotach strzał pamiętaj, bo lepiej dla nas wszystkich, kiedy słowa złożone dotrzymane są należycie. Bądź mi wiernym wojakiem, to i w machaniu swoim kijasem zaznasz we mnie towarzysza - mówiąc to, podał Wszewładowi jego kostur i dozbrojenie skórzane, co by mógł odziać się należycie, kiedy dotrą do celu.
Słoneczko stało już nad horyzontem, a choć spowity mgłą ranek dawał się we znaki, drażniąc chłodem przeszłej nocy, wesołe promienie złotego lica, co przebiły się przez mglistą tarczę, łaskotały przyjemnym ciepłem. Dawno już minęli usypane pod palisadą podgrodzie, których karłowate, zlepione drewnem oraz gliną domki, chwiały się pod ciężarem lat. Nieliczni mieszkańcy jakoś obojętnie mijali karawanę, czasem tylko rzucając zaspane spojrzenia ku podróżującym.
W oddali dało dojrzeć się, porośnięty gęstym borem, spowity we mgle szczyt Pieprzowych Gór.
 

Ostatnio edytowane przez CHurmak : 16-11-2017 o 21:30.
CHurmak jest offline