Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2017, 09:17   #89
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carmen uśmiechnęła się uroczo do ambasadora, opierając na jego ramieniu przy tym z poufałością.
- Och, nie martw się. Na razie zamierzam tylko błyszczeć, by przyciągnąć jej uwagę. Jak rozumiem pomiędzy wyścigami będą jakieś przerwy? - zapytała towarzysza, posyłając mimowolne spojrzenie Orłowowi, by z jego oczu wyczytać jak sobie radzi z rolą.
- Oczywiście. Przygotowanie lokomotyw do startu też zajmuje sporo czasu.- potwierdził ambasador obejmując w pasie Brytyjkę na oczach stojącego za nimi uzbrojonego lokaja.
Ten zaś skupił się lustrowaniu otoczenia w poszukiwaniu zagrożeń, zerkając tylko czasem na Carmen z pożądliwością. Niewątpliwie chciałby być na miejscu ambasadora. Niewątpliwie też planował jakoś wynagrodzenie sobie tych “tortur”.
Tym bardziej jednak ona nie miała litości. Podeszła wraz z Joshuą do barierki, by lepiej widzieć linię startu. Oparła się przy tym o barierkę i wypięła zgrabną pupę odzianą w drogą, ale zdecydowanie kusą sukienkę.

[MEDIA]http://s6.ifotos.pl/img/41bDucJVh_qxhaqxe.jpg[/MEDIA]

- Jak ci się podobają wyścigi? - zapytał uprzejmie Joshua, którego omijały te widoki. Za to mógł tulić dziewczynę do siebie. Sama agentka niemal czuła wzrok Orłowa na sobie, ześlizgujący się po jej plecach w dół.
- Na pewno rozmach imprezy jest ogromny. Zastanawiam się tylko czy emocje towarzyszące wyścigowi maszyn będą do tego adekwatne. - Powiedziała, pełzając palcami po jeo ramieniu i od czas du czasu zerkająs w stronę ich “celu”. - Chyba jednak preferuję atrakcje oparte na sile i sprawności ciała niż maszyny, ale może za chwilę zmienię zdanie. - uśmiechnęła się promiennie.
- Może. Z tego co wiem Andrea finansuje dwie drużyny biorące udział w wyścigach i posiada własną lokomotywę wyścigową.- stwierdził z uśmiechem Joshua, od czasu do czasu schodził niżej by muskać pupę swej towarzyszki. Zaś cel akurat zaczął przez chwilę rozmawiać z przystojnym młodzianem, uśmiechając się i śmiejąc głośno. Przez chwilę, bo potem ów młodzian odstąpił od kobiety i ruszył do jakieś blond ślicznotki, która nudziła się osłaniając trefione loki parasolką przed słońcem.
- Dziękuję, że znalazłeś w ogóle czas na to przedsięwzięcie. To kiedy będziesz chciał odebrać swoją nagrodę? - zapytała Carmen towarzyszącego jej mężczyznę, zupełnie nie przejmując się jego palcami, błądzacymi po jej ciele. Wręcz przeciwnie. Cały czas stała wyprężona, jakby pozując do zdjęcia.
Nie musiała spoglądać za siebie by wiedzieć co się dzieje. By czuć spojrzenie Rosjanina na swym ciele. By wiedzieć, że buduje w nim żądzę i irytację zarazem. Bo on wiedział, że pogrywa sobie z jego pragnieniami.
- Kiedy ci będzie wygodnie. Nie chcę przeszkadzać w twojej misji swoimi żądaniami. W każdym razie sala ćwiczebna ma wystarczająco wysoki sufit i jest dostępna w każdej chwili. - odparł z uśmiechem sir Drake.
Carmen zastanowiła się.
- Nie chcę znów przeszkadzać. Mogłabym zjawić się jutro rano albo... wieczorem. - powiedziała, pamiętając, że w południe była umówiona z kimś innym już.
- Hmm… może rano więc? -zapytał z uśmiechem mężczyzna rozkoszując się dotykiem pośladków Brytyjki pod jej suknią. Tymczasem lokomotywy zaczęły drugie i ostatnie okrążenie. Na razie czarna prowadziła. Brytyjka skupiła się więc na obserwowaniu tego widowiska i tylko od czasu do czasu zmieniała nogę, na której się podpierała.
- Jakieś… poza zawieszeniem trapezów, jakieś konkretne przygotowania są potrzebne w tej sali. Siatka zabezpieczająca z pewnością. Coś jeszcze? - pytał cicho ambasador nie chcąc zakłócać Carmen widowiska.
- To od ciebie zależy. Ja postaram się spełnić oczekiwania mego wiernego fana. - Odpowiedziała znów zerkając w kierunku Andrei. - Masz pomysł jakbyśmy mogli przyciągnąć jej uwagę w niewymuszony sposób? Myślałam o posłaniu Orłowa z drinkiem na mój koszt, ale to chyba mało subtelne.
- Niezupełnie. Raczej da jej znać, że wpadła ci w oku i masz ochotę na romantyczne relacje. Przy czym ta romantyczność może się wahać od czułych liścików, do wskoczenia od razu do łóżka.- ocenił jej plan sir Drake.- Mało subtelne, przyznaję. Ale odważne. A ta kobieta… - spojrzał w jej kierunku oceniając. - … należy z pewnością do śmiałych kobiet i nie bawiących się w zawoalowane rozmowy. Na pewno taka jest w interesach, z tego co słyszałem. Może też i prywatnie.
- Cóż, pozwolę więc sobie jeszcze jeden wyścig powdzięczyć do ciebie, po czym dostaniesz zadanie, by znaleźć sobie inne towarzystwo. A żebym ja mogła wyglądać na znudzoną i porzuconą. - Powiedziała z uśmiechem Carmen.
- Zgoda… acz oczywiście… miałem też inne plany. Moglibyśmy podejść do niej propozycją biznesową. Więc… zawsze mamy coś w odwodzie. - uśmiechnął się ciepło Joshua, gdy wzrok Carmen wodził po pociągach. A potem… natrafił znów na Huai. Wyglądało, że ostatnio ciągle trafia na te sami imprezy co bladolica Chinka. Z drugiej strony jej obecność nie mogła dziwić. Wszak było tu pełno bogaczy, także tych zajmujących się finansami… z pewnością Huai była tu w interesach. Gdy Chinka popatrzyła w jej kierunku, Carmen uśmiechnęła się szelmowsko i pomachała do niej uwodzicielsko.
- Znajoma. - Wyjaśniła ambasadorowi.
- Masz ciekawych znajomych. Wszędzie poznam takie ruchy biodrami. Piratka?- zapytał zaintrygowany ambasador.- Nie do końca wie jak chodzić na stałym lądzie. Za długo przebywała na morzu. Lub w powietrzu.
Huai zaś uśmiechnęła się lubieżnie do Carmen, wodząc leniwie językiem po wargach. Za daleko była, by mogła usłyszeć ich wymianę zdań.
Brytyjka posłała jej całusa w powietrzu, po czym rzekła do Joshuy:
- No cóż, na pewno nie jest typem grzecznej dziewczynki, a doświadczenie na morzu pasowałoby do jej charakteru. Myślę też, że mogłyby się świetnie dogadać z Lizbeth, gdybyś kiedyś chciał komu innemu powierzyć... dyscyplinowanie jej.
- Noo tak. - westchnął zawstydzony arystokrata, jakby go przyłapała na wykradaniu bielizny ze swojej komody. - Dużo ci mówiła o dyscyplinowaniu?
- Nie. Ale trochę się domyślam. - Carmen była rozbawiona jego zawstydzeniem. Przekrzywiła lekko głowę, by przyjrzeć się Drake’owi.
- Lizbeth… zyskała drugie życie. Być może wieczne, bo jak dotąd żaden z jej rodzaju nie umarł z przyczyn naturalnych. Ale cena, poza częściową utratą pamięci, jest diabelnie przekorna. Lizbeth ma dwie natury… tę bardziej ludzką i tę bardziej zwierzęcą. Bywa że ta druga zaczyna dominować. Wtedy staje się drapieżna i dostaje.. rui. Oczywiście może się sama zaspokoić, lub… złapać sobie jakąś “ofiarę”. Niemniej czasami… jej zwierzęca natura nasila się i wtedy potrzebuje skarcenia przez swego pana. Zdominowania jako samicy, pochwycenia i zmuszenia do uległości. I… jak każde zwierzątko Lizbeth może mieć tylko jednego właściciela, którego słucha posłusznie i bezwarunkowo. - wyjaśniał nieco zmieszany, choć w jego głosie słychać było nutki pożądania i czuła pobudzenie niżej ocierając się o niego ciałem.- Wszechimperium uczyniło mnie jej właścicielem, dzięki czemu jest mi bezwarunkowo lojalna, a przez to samemu imperium. Ale w zamian muszę zaspokajać jej potrzeby… brać ją w dziki i zwierzęcy sposób, a czasem zmuszać do dość… upokarzających dla dobrze wychowanej niewiasty aktów, by uciszać budzącą się w niej drapieżność.
- Wydajesz się zawstydzony, lecz czy nie jest to po prawdzie spełnieniem marzeń takiego żadnego przygód człowieka, jak ty? - zapytała Carmen wciąż żonglując słowem. Teraz miała po prawdzie aż cztery obiekty do obserwacji. Lokomotywy, tajemnicza AC, Huai i od czasu do czasu pochwycenie “morderczych” spojrzeń Jana Wasilijewicza.
Lokomotywy stały się z tych obiektów najmniej ciekawymi, AC skupiła się na ich obserwowaniu, Huai zaś zaczęła rozmowę ze starszym acz nadal przystojnym mężczyzną, otoczonym dwoma ślicznymi kobietami. Bez wątpliwości człowiek o dużej władzy i bogactwie.
- Niewątpliwie wolałbym, żebyś nie widziała w mej skromnej osobie jakiegoś… wyuzdanego osobnika, który bierze każdą ślicznotkę do łóżka jak leci.- wyjaśnił nieco kraśniejąc na twarzy. - I sądziła, że moje… umizgi wobec ciebie są tylko kolejnym podbojem. Uważam cię za wyjątkowy klejnot korony. A i masz rację… Lizbeth niewątpliwie jest wyzwaniem, niebezpieczna nawet w łóżku gdy jej dwie natury walczą ze sobą. Mam kilka blizn na plecach od takich… figlów.
- Na pewno nie mam prawa cię oceniać na tej podstawie. - Odpowiedziała wciąż rozbawiona sytuacją Carmen, teraz przeciągając się zmysłowo, gdy poczuła, że jej ciało sztywnieje. - Bardzo mi pomagasz, bardziej niż wymaga tego protokół i jestem tego świadoma. Natomiast twoje prywatne sprawy... nie powinny mnie nawet interesować, stąd i nie ma o czym mówić.
- Ale widać cię ciekawią, skoro pytasz. Ja to rozumiem. Lizbeth jest fascynująca, jeśli kogoś podnieca igranie z ogniem.- stwierdził z uśmiechem ambasador spoglądając gdzieś w dal. - Czasami jest milutka niczym kotka, czasami to prawdziwe obłaskawianie tygrysa. Zależy zupełnie od tego w jakim jest humorze.
- Właściwie to nie pytałam, powiedziałam tylko że jest w typie Huai. - zachichotała Brytyjka.
- Fakt. Ale trudno mi powiedzieć, co Lizbeth naprawdę lubi. Została uwarunkowana na mnie więc spełni każdy mój kaprys.- zadumał się Joshua.- Bez względu na jej własne preferencje.
- No cóż, to była tylko luźna uwaga, aby czas nam miło płynął. - Powiedziała Carmen, po czym dodała. - Chyba już dość się naprezentowałam. Może usiądziemy?
- Oczywiście.- uśmiechnął się sir Drake szukając spojrzeniem wygodnych foteli. Tych zresztą pilnował już Rosjanin, by sir i madame mieli gdzie usadzić swe kuperki. Stał tam z poważną miną profesjonalnego lokaja i tylko dzikie spojrzenie zdradzało kotłujące się w nim emocje.
I to był ten moment, na który Carmen długo czekała. Usiadła i dystyngowanym gestem skinęła na Rosjanina.
- Janie... przynieś coś do picia dla mnie i pana ambasadora. Moje gusta znasz, natomiast pana Drake’a musisz sam wybadać. - Powiedziała i omal nie zaczęła chichotać na głos.
- Tak madame. - spokojny ton głosu, powolne ruchy. Orłow był profesjonalistą. Oczywiście Carmen na tyle znała swego kochanka, by wiedzieć jakie to tortury obiecuje jej w duchu w zamian za drażnienie go. Lokaj zostawił więc ich samych, a Brytyjka i jej towarzysz mogli podziwiać przygotowania do następnego wyścigu.
- Ufam że czas mija miło? A jeśli nie to zawsze można pogrzebać, za kolejnym wstydliwym sekretem jaki skrywa ród Drake’ów.- na razie próbował dłonią skryć reakcję jaką wywołał ostatni temat i przyjemna bliskość uwielbianej przez niego kobiety.
Carmen zresztą zachowywała dyskrecję i nie przyglądała się specjalnie rzeczonym okolicom.
- Czas mija mi bardzo przyjemnie, aczkolwiek wiesz, że jako agentka mam słabość do sekretów. - Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z czoła.
- Cóż… to zrozumiałe. - potwierdził ambasador z uśmiechem i iskierkami pożądania w oczach wpatrując się w Carmen. Którą wszak wielbił jako artystkę jak i kobietę. - A i niewątpliwie masz talent do ich wyciągania z ludzi.
I po chwili milczenia dodał cicho. - A co jeszcze udało ci się wywiedzieć… na temat jej i mojej… alkowy?
Tymczasem do obojga zbliżał się Orłow z dwoma drinkami.
- Chyba damie nie wypada mówić o takich rzeczach, prawda? - zaśmiała się, po czym jednak uspokajająco pogładziła przedramię mężczyzny. - Niewiele, a i tak wszystko zostanie w sferze wiedzy nieoficjalnej, więc bądź spokojny.
Carmen przyjęła drinka z czarującym uśmiechem, który posłała Rosjaninowi.
- To dobrze. - uspokoił się nieco ambasador i zakrztusił czystą wódką jaką podał mu lokaj.
- Wolałbym rum. - mruknął, ale po pierwszym szoku wywołanym trunkiem, popijał dalej bez skrzywienia ust. - Ufam że masz doświadczenie w tym co planujesz ? Nie wątpię że wiele razy byłaś uwodzona, że kusisz samą swoją… obecnością. Ale zamierzasz sama postawić się w roli zachwyconej uwodzicielki.
Patrzył jak lokomotywy ruszy z kopyta do pierwszego okrążenia. Tym razem zielona i żółta.
- Czyżbyś chciał dać mi jakieś rady? - Brytyjka zdusiła śmiech. Jan Wasilijewicz zdecydowanie musiał gotować się w środku, skoro pozwolił sobie na taki psikus.
- Zważywszy na moje ostatnie porażki, nie sądzę bym był najlepszym ku temu wyborem. Pewnie Lizbeth bardziej się by ku temu nadawała. - zaśmiał się wesoło Joshua. Jedynie Orłowowi nie było do śmiechu. Z drugiej strony, lokaj winien zawsze zachowywać powagę.
Carmen pokręciła z rozbawieniem głową, lecz nie skomentowała tych słów.
- Czy zostawić mój automobil pod twoją opiekę dzisiaj? - zapytał zaciekawiony ambasador.- Jaki masz plan rozwoju tej rozmowy z Andreą i tego co ma się zdarzyć potem?
- To zależy ile uda mi się osiągnąć. Idealnym wynikiem byłoby, gdyby zainteresowała się mną i moim urokliwym lokajem... - Posłała uśmiech Orłowowi - Na tyle, by nas zaprosić na jakieś afterparty. Myślę więc, że jeśli mój plan wypali nie będę potrzebowała twojej limuzyny i... cóż, wybacz, jeśli cię porzucę.
- Poradzę sobie.- sir Joshua nachylił się ku niej i pocałował delikatnie kącik ust Carmen powoli wodząc czubkiem języka po jej skórze.- Ale skoro mam cię porzucić, to niech przynajmniej się wydaje, że jest pomiędzy nami jakaś iskra.
- A czy to nie powinno działać wręcz odwrotnie, skoro uznamy oboje, że powinniśmy znaleźć sobie inne towarzystwo. - Zapytała Carmen, lecz nie broniła się.
- W takim razie to ty winnaś… wyjść z inicjatywą.- usłyszała w odpowiedzi, gdy mężczyzna wodził językiem po szyi Carmen, całując ją czasem bez pośpiechu. Delikatne i nie przeszkadzające Brytyjce pieszczoty. Mogła przyglądać się wchodzącym w łuk lokomotywom, jak i pożądaniu i zazdrości kotłującej się w spojrzeniu Rosjanina.
Przygryzła wargę z jednej strony czując wobec partnera coś na kształt wierności, z drugiej... pieprzny wymiar samej sytuacji. Odchyliła lekko szyję, by ułatwić ambasadorowi dostęp do niej i przymknęła na moment powieki.
- Nie ułatwiasz mi zadania... - szepnęła do Drake’a.
- Mam odmienne wrażenie…- mruczał Joshua, pieszcząc jej skórę językiem i całując podbródek. - Dzięki temu, nie musisz… sama okazywać mi uczucia. Wystarczy, że reagujesz na nie.
- Wiesz, że zaraz będę musiała zrobić... scenę. - Szepnęła, po czym dodała. - Oficjalna wersja jest taka, że... nie zgodziłeś się na trójkąt z moim lokajem. - Uśmiechnęła się mimowolnie na samą myśl o możliwości takiego zdarzenia.
- Zgoda… ale skoro chcesz zrobić scenę… zaraz… to…- usta mężczyzny opadły na dekolt Brytyjki, język wodził po jej piersiach łapczywie. Usta całowały jej skórę.- … to niech będzie z widowiskowych powodów.
Carmen przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła sobie odpłynąć, rozkoszując się tym dotykiem.
Delikatnie muskał jej skórę zębami, wodził językiem po unoszących się w szybszym oddechu piersiach. Zafascynowany nią mężczyzna, który nie przejmował się swym dobrym imieniem, pieszcząc uwielbianą kobietę na oczach śmietanki towarzyskiej Zurychu. Nic dziwnego że Lizbeth była zadowolona ze służby jemu.
Aż ciężko było Brytyjce zmotywować się do odegrania sceny, jednak świadomość, że Orłow wciąż na nią patrzy i może być bliski utraty panowania nad sobą pomogła.
Nagle zdecydowanym ruchem odtrąciła ambasadora i wstała. Nie chciała go przy tym obrażać, więc powiedziała tylko głośno.
- Zna pan moje warunki panie Drake. Gdyby się pan rozmyślił... będę w pobliżu. - Rzekła.
- Nie łamię moich zasad dla nikogo.- odezwał się obrażonym tonem ambasador wstając powoli i z trudem. Spojrzał rozpalonym spojrzeniem na Brytyjkę, ukłonił się jej i odwrócił ruszając. Orłow uśmiechnął się kwaśno, ale nic nie powiedział. Trudno powiedzieć czy był zadowolony z obrotu sytuacji. Na pewno jednak panował nad sobą. Był profesjonalistą, tak jak ona.
Odgrywając rolę niezadowolonej damy, Carmen potoczyła wzrokiem wokół, głównie po to, by zobaczyć, czy udało jej się zyskać uwagę tajemniczej AC.
Andrea… przyglądała się sytuacji, acz z ciekawością jaką kolekcjoner przygląda się ładnemu okazowi w swej kolekcji. Z lekkim zainteresowaniem, acz bez wielkiego entuzjazmu.
Carmen przeciągnęła się, aby podkreślić swoją wygimnastykowaną sylwetkę, po czym niby to przypadkiem odkryła spoczywający na sobie wzrok kobiety. Uśmiechnęła się do niej, okazując lekkie zawstydzenie.
Ta odpowiedziała lekkim uśmiechem i skinięciem głowy, ale jej spojrzenie znów skupiło się na lokomotywach. Brytyjka tymczasem wróciła na swoje miejsce i gestem przywołała Jana Wasilijewicza.
- Tak?- zapytał mężczyzna spokojnie nie ujawniając w nim kipiących emocji.
- Udało mi się nawiązać kontakt wzrokowy - szepnęła do niego agentka - Gdy ten wyścig dobiegnie końca zaniesiesz naszemu celowi drinka z przeprosinami ode mnie za niepotrzebne odciągnięcie uwagi od tak wspaniałego widowiska, dobrze? Staraj się przy tym być jak najbardziej czarujący.
- Oczywiście… tak czarujący jak ambasador. Bardzo podobało ci się jak pieścił cię na moich oczach.- mruknął ironicznie Rosjanin pozwalajac na moment, by zazdrość przemówiła przez niego. - Możesz sobie pozwalać na takie zabawy, gdy jesteśmy na misji, ale nie próbuj testować mnie poza nimi. Dobrze?
Brytyjka mimo groźnego tonu nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu.
- Gdzieżbym śmiała, mój drogi lokaju. - rzekła tonem niewiniątka.
- Obawiam się że kiedyś spróbujesz… a ja ci na to pozwolę. Wtedy jednak radzę, byś miała pod ręką łańcuchy do skrępowania mnie.- mruknął jej do ucha, kąsając je delikatnie. Po czym powrócił do roli obojętnego lokaja i skłoniwszy się udał wykonać jej polecenie.
Carmen zaś nie pozostało nic innego jak ponowne skupienie się na wyścigu i tylko od czasu do czasu zerkanie w stronę Andrei.
Kątem oka zauważyła jak Rosjanin podchodzi do Andrei. Jak uśmiecha się do niej. Jak podaje jej drinka i wskazuje na swą panią. Kątem oka zauważyła jak ta przygląda mu się badawczo… jakby chciała… Było coś dziwnego w jej spojrzeniu. Jakby coś chciała sobie przypomnieć. A potem.. zainteresowała się samą Carmen schodząc powoli schodkami w jej kierunku.
Brytyjka podniosła głowę i jakby zmieszana nieco wstała, by powitać swojego gościa, któremu towarzyszył teraz Orłow.
- Nie co dzień kobieta zamawia dla mnie drinka panno…?- zaczęła Andrea Corsac przyglądając się w zaciekawieniu arystokratce, zwłaszcza delikatnym śladom zębów na jej dekolcie i zgrabnym nogom w pełni odsłoniętym i kuszącym.
- Carmen Stone. - Przedstawiła się ujmując dłoń kobiety. - Prosze mi wybaczyć, wydawała się pani bardzo zaangażowana wyścigiem, a ta scena... cóż, wyraźnie nie porozumieliśmy się z panem ambasadorem, za co szczerze przepraszam, że musiała pani na to patrzeć. - rzekła ze skruchą, po czym dodała - Od dawna interesuje się pani lokomotywami, panno... - teraz ona zrobiła znaczącą przerwę.
- Corsac. Andrea Corsac. I czuję się rozczarowana. Zwykle gdy ktoś mi stawia drinka, to nie z tak trywialnych powodów jak przeprosiny.- wyjaśniła kobieta uśmiechając się ironicznie. - A więc interesują panią wielkie stalowe bestie? Nic dziwnego. Co pani w nich lubi?
Carmen wskazała pannie Corsac miejsce obok siebie.
- Nie będę pani oszukiwać, jestem amatorką w tym temacie i to moje pierwsze zawody, które obserwuję. Ostatnie miesiące spędziłam w dusznym Kairze, który choć piękny nie oferuje zbyt wielu... ekscytujących rozrywek. Jedynym ich źródłem był właściwie mój lokaj Jan, toteż pani rozumie... nadrabiam teraz. - Uśmiechnęła się czarująco.
- Wydaje mi się znajomy. Nie spotkaliśmy się wcześniej, gdzieś ? - zwróciła się bezpośrednio do Rosjanina.
- Obawiam się, że nie madame.- odparł poprawnie Orłow siląc się na spokojny ton.
- Jestem jednak pewna…- zamyśliła się siadając obok Brytyjki na miejscu ambasadora.- Przysięgłabym, że….
Pokiwała głową dodając.- Nieważne. Nie pytam o znajomość ligi, tylko co panią zafascynowało w tym… widoku.-
Wskazała na pędzące lokomotywy.
- A czy to nie oczywiste? - Carmen spojrzała zafascynowanym wzrokiem na stalowe olbrzymy - W nich wszystko jest piękne. Od geniuszu twórców, bo ogromną masę, która jednak nie jest bezwładna. Precyzja każdego szczegółu sprawia, że te olbrzymy osiągają szybkość i zwinność, o jakich można tylko śnić. Gdy na nie patrzę... widzę oczyma wyobraźni jak nagle znajduję się na dachu takiego stalowego potwora i pozwalam mu się nieść w nieznane... przekraczać granice, które dotychczas wydawały się nie do przekroczenia... - zamarła na moment z rozchylonymi zmysłowo ustami, po czym zamrugała oczami - Och, przepraszam, pewnie opowiadam głupoty…
- Zdecydowanie nie...czuć pęd powietrza wręcz...otaczający cię całą. I drżenie kolosa pod tobą… tej wielkiej pulsującej ogniem bestii gnającej na złamanie karku. Wiedza, jak kruche wtedy jest życie, jak szalona jazda… jak każdy zakręt może być tym ostatnim. To podniecające wielce doświadczenie.- odparła ze zmysłowym uśmiechem Andrea. - W takich chwilach naprawdę czujesz, że żyjesz.
Carmen westchnęła cicho.
- To brzmi wspaniale. Czasem zastanawiam się czy nawet takie doświadczenie nie warte jest najwyższej ceny... ceny życia. - znów westchnęła, po czym dodała z rozbrajającym uśmiechem - Póki co jednak brakuje mi odwagi i muszę zadowalać się innymi... rozrywkami.
- Jakimiż to? - zapytała Corsac i dodała z uśmiechem.- Bo ja nie… Mój stalowy potwór jest właśnie taki, a deus ex machina nim zawiadująca pilnuje, żeby nie można było przekroczyć tej granicy.
- Och, ma pani własną lokomotywę? Zazdroszczę! - Powiedziała z zachwytem Carmen. Zauważyła już jednak że Andrea należy do tych konkretnych ludzi, którzy nie dają się łatwo wyprowadzić w pole, toteż spuściwszy wzrok odpowiedziała. - Cóż, nie chciałabym aby miała pani o mnie złe zdanie, jednakże... nie będę ukrywać, że mój pobyt w Szwajcarii służy przede wszystkim rozrywkom towarzyskim. Nigdzie indziej chyba nie można spotkać tak ciekawych person, ot choćby jak pani. A ja jestem wygłodniała takich znajomości po Kairze, toteż z góry przepraszam jeśli... zachowam się czasem niewłaściwie. Człowiek dziczeje, gdy spędza większość czasu wśród wykopalisk.
- Wykopalisk? To dość…intrygujące. - zamyśliła się słysząc te słowa. - Ostatnio dochodzą ciekawe wieści z Egiptu.
Po czym uśmiechnęła się do Angielki.- Ja natomiast jestem kobietą konkretu i interesu. Nie jestem pewna czy to czyni mnie interesującą, nawet dla tak wygłodniałej komplementów kobiety jak pani. Obawiam się że… poza lokomotywami i paroma innymi zainteresowaniami, nie jest tak… słodka jak ambasador, którego raczyła pani odprawić z kwitkiem.
Carmen zaśmiała się.
- Och, aż taka straszna nie jestem. Po prostu... ambasador mimo całego swojego uroku jest dość... konserwatywny. Natomiast ja i mój lokaj... - udała zmieszanie, by dobrać odpowiednie słowa - Jan odebrał staranne wykształcenie jeśli chodzi o umiejętność zaspokojenia potrzeb swej pani. I tak sobie myślę... prosze wybaczyć śmiałość, ale czy była pani kiedyś w Wenecji? Bo to mogłoby tłumaczyć skąd pani zna jego twarz.
- Och… wiele… razy…- Andrea zamruczała zmysłowo i spoglądając w oczy Brytyjki dodała.- Uwielbiam adrenalinę, niebezpieczeństwo, ryzyko… i przekraczanie granic. W Wenecji także to lubię… a ty Carmen?
Spoglądając w oczy arystokratki, ściągnęła swoją rękawiczkę i położyła dłoń na jej udzie i powoli powiodła nią w górę po siateczkowej pończoszce.
Brytyjka udała zdziwienie po czym jednak posłała swojej rozmówczyni zmysłowy uśmiech.
- Myślę, że... mamy podobne zainteresowania. Choć moje hobby wiąże się raczej z odkrywaniem tajemnic przeszłości, to widzę spore... podobieństwo. - Spojrzała w oczy Andrei niemal wyzywająco.
- No tak… archeolożka…- zamruczała Andrea wsuwając bezczelnie dłoń pod jej krótką sukienkę i wodząc palcami po bieliźnie Carmen. Muskała paznokciem jej punkcik rozkoszy poprzez satynę majteczek. - … opowiedz więc o swoich… zainteresowaniach?
Brytyjka westchnęła słodko, zasłaniając zaraz potem usta.
- Obawiam się, że pewne tematy ciężko opisać słowami... choć nie znaczy to, że nie chciałabym się nimi z tobą podzielić. I doprawdy nie zgadzam się, jesteś bardzo interesującą osobą madame. - rzekła, pieszczotliwie odgarniając włosy z ramienia kobiety i wodząc palcami po jej szyi. Przy okazji zerknęła na Orłowa.
Ten był idealnym lokajem… stał sztywny i to w różnych znaczeniach tego słowa posłusznie przyglądając się obu kobietom i czekając na ich polecenia. Wszelkie żądze tliły się tylko w jego spojrzeniu.
- Intrygujące, przyznaję…- zamruczała Andrea nadal obdarzając Carmen tą jedną prowokującą pieszczotą palca, między udami.-... cenię jednak takie śmiałe i szczere podejście. Więc jakich to kontaktów jest pani wygłodniała?
Brytyjka spojrzała jej w oczy i nagle bez ostrzeżenia sama zanurkowała dłonią między jej uda wsuwając ją w rozcięcie jej sukni.
- Myślę, że wciąż mówimy o tym samym. O adrenalinie. - Powiedziała, po czym zrobiła krótką przerwę by przejechać języczkiem po swoich wargach - To na co nie zgodził się ambasador to współudział mojego lokaja, który potrafi być bardzo... dzikim zwierzęciem i czasem sama nie jestem w stanie go okiełznać.
Carmen nie mogła sama sobie odmówić inspiracji tematem Lizbeth i Drake’a, tym razem jednak to z Orłowa czyniąc bestię w ludzkiej skórze. Po prawdzie też miała ku temu powody…
- Aż kusi by zobaczyć go w akcji i poczuć.- mruknęła Andrea i zerknęła na pociągi dodając.- Masz teraz czas moja droga? Ty i twoja bestyjka?
- Jeśli to zaproszenie, to pojęcie czasu nie istnieje. Wszystkie obowiązki wszak można nadrobić, a pewne okazje... zdarzają się tylko raz w życiu. - szepnęła jej do ucha Carmen, również obserwując wyścig. - Doprawdy fascynujące... - powiedziała, poruszając delikatnie paluszkami między udami Andrei, muskając przy tym jej niczym nie okryte łono.
- Jako… współwłaścicielka tego… miejsca mam pewne przywileje. Mogę wchodzić… gdzie zechcę… - mruknęła Andrea odchylając nieco bieliznę Brytyjki i sięgając palcami głębiej w jej kwiatuszek. - Przyznaję, że jest jeszcze jeden powód dla którego uwielbiam wyścigi lokomotyw. Widok pędu jest podniecający.
Carmen jęknęła cichutko i przygryzła na moment wargi. Nie musiała nawet udawać podnieconej. Joshua, a potem ta zabawa w kotka i myszkę z Corsac mocno zwilżyły jej bieliznę.
- Nie śmiałabym ci go odbierać. Jeśli więc masz takie miejsce, gdzie moglibyśmy się przyglądać tym stalowym potworom, a ja mogłabym spuścić ze smyczy mojego własnego potwora - popatrzyła wymownie na krocze Orłowa - to... myślę, że chętnie dam się ponieść każdemu szaleństwu w twoim towarzystwie, moja interesująca nowa znajomo.
- Jestem zachłanną kobietą, więc… najpierw sama chciałabym rozpakować tą uroczą niespodziankę, a jemu pozwolić jedynie patrzeć. A potem… patrzeć jak on…- przygryzła wargę przyglądając się Orłowi poniżej pasa.- Udowadnia że jest taką bestią jaką twierdzisz… a potem… spełnimy twój… kaprys… jeśli udowodni. Nie lubię kupować kota w worku, a ty… jesteś pewna że mnie rozpali wasz widok na tyle by dołączyć?
- Och... to brzmi... bardzo niegrzecznie. - Carmen cofnęła rękę - Wiem jedno, pani Andreo, sam twój wzrok powoduje, że mam przekraczać granicę. Podejrzewam więc, że my będziemy bawić się wybornie. Jeśli zaś do nas dołączysz... obiecuję, że nie będziesz żałować. - Oblizała się - Zdecydowanie nie.
- Cieszy mnie to…- uśmiechęła się Andrea i mocniej naparła palcami na rozpalony zakątek Brytyjki, tak mokry jak jej własny. Kilka silnych ruchów palców i wysunęła dłoń spomiędzy ud Brytyjki. Wstała, dłonią w rękawiczce poprawiła okulary, a palce odsłoniętej oblizała powoli i ze smakiem.- Obawiam się że nie gwarantuję dobrych widoków na wyścigi, ale pewne inne atrakcje już tak. Mam cichy zakątek w tunelu technicznym. Chodźmy zatem.
Carmen spojrzała na nią rozpalonym wzrokiem po czym wstała i ujęła kobietę pod ramię, gestem drugiej ręki przywołując Orłowa.
- Nie musisz być delikatna... On na pewno nie będzie. - szepnęła jeszcze do ucha Andrei.
- Hmmm… kusisz…- mruknęła kąsając jej ucho.- Spełnisz wszystkie moje kaprysy? Bez pytania czy wahania?
- A masz dla mnie jakąś marchewkę? - zapytała ponętnie Brytyjka.
- Myślałam że ja nią jestem.- obruszyła się ironicznie Andrea, gdy ruszyły w dół po schodach.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline