Zamieszanie okazało się chwilowe i wkrótce było po wszystkim. Przynajmniej na razie. Wewnątrz magazynu miał przebywać zakapturzony osobnik, który mógł okazać się kimkolwiek, wliczając w to duchownego jak i któregoś ze skrytobójców.
W tej pierwszej opcji ojczulek byłby albo nieświadomym niebezpieczeństwa durniem albo bezczelnym kłamcą, a w drugiej - cóż, zapewne okaże się w środku.
Sterczeć jednak na zewnątrz nie zamierzał - jeśli gdzieś tutaj polowali zbóje z łukami, to nie widział nic przyjemnego w oberwaniu szypem w pośladek. - Chodźmy, muchachos, im szybciej załatwimy sprawę, tym szybciej wrócimy na zasłużoną kolację. - Rzekł półgłosem do towarzyszy. - Bieganie po dachach wzmaga apetyt. - Wyjaśnił z uśmiechem.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |