Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2017, 11:44   #230
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
W pizdu i wylądowali. I cały misterny plan też poszedł w pizdu. Już nie dało rady jechać na wariata i liczyć na parchate szczęście, bo to wypięło się na całą załogę rozklekotanej kabaryny, pokazując im jak bardzo głęboko ma ich plany i marzenia. Szczególnie te o przeżyciu i dojechaniu na lotnisko w miarę nierozwałkowanym kawałku. No jasne, że życie nie było aż tak usłane różami, ale ile można się było brandzlować kolcami? Diaz nie dane było zastanowić się głębiej nad tym filozoficznym zagadnieniem. W jednej chwili podziwiała karmę dla burka, w jaką zmienią się noga ich kaktusiego przydupasa w mundurze przy okazji dyndoląc blachę bocznej ścianki, aż tu nagle świat wywinął oberka i znaleźli się w jeszcze gorszej chujni niż te pół minuty temu. Z perspektywy gleby gnida obrabiająca ich niedawny transport wyglądała jeszcze gorzej niż ryj Połyka przytknięty do dupska Tatuśka. Nie pozostawało nic innego jak znaleźć coś odpowiedniego kalibru, albo wykonać taktyczny odwrót. Żadnej bomby pod ręką nie mieli, musiała wystarczyć druga opcja. Black 2 otrząsnęła się jak pies, pozbywając się dzwonienia w uszach pozostałym po kraksie i koziołkowaniu przez syfiastą glebę. Kolorowo nie było, coś mówiło jej też, że zjeba z rozwaloną nogą będzie trzeba targać gdy przyjdzie etap biegu. Słysząc mędzenie w słuchawce, popatrzyła na psiarskiego z przodu i pokiwała głową. Powinni stąd spierdalać, zdobyć sprzęt i wrócić. Dokończyć rozwałkę.

Grupka Parchów i mundurowych porozumiała się spojrzeniami i gestami. Czołgać się. Spróbować się odczołgać. Mieli szansę. Trzaśnięta maszyna wraz ze swoim dewastatorem zatrzymali się na pierwszych drzewkach i zaroślach. Pozostałą grupkę byłych kierowców i pasażerów rozrzuciło nieco po tym młodniku utkanym dodatkowo krzakami. Kucnięta czy leżąca postać nie była w nim taka widoczna. Co innego gdy ktoś by stał. Wówczas ten drzewka i krzewy kryły go gdzieś do połowy sylwetki. Ruszyli więc pełni nerwowego oczekiwania na ten dźwięk. Ten w którym bestia się znudzi albo ich zauważy ruszając w pogoń. Coś tych gabarytów bez ciężkiego sprzętu musiało być skrajnie wymagającym przeciwnikiem. A z ciężkiego sprzętu mieli tylko działko Black 7 a wcale nie było pewne czy to wystarczy bo coś zrobić temu czemuś nim to coś coś zrobiło by im. Ale udało się.

Spotkali się gdzieś wewnątrz młodnika. Najpierw trójka którą wyrzuciło najdalej czyli Black 2, 7 i Patino. Póki się czołgali mieli wszyscy zbliżone tempo. Potem doczołgała się do nich Black 8. Na końcu wreszcie Hollyard który miał najdalej bo wyrzuciło go z pojazdu najbliżej. Widać przez młodnik było jaśniejszy skraj oznaczający jego koniec. Z kilkadziesiąt metrów. Tam wedle HUD już biegła linia kolejki magnetycznej. Ale za sobą słyszeli już skrzeki tych małych kreatur. Całkiem blisko. Co dalej? Wstać i biec? Może udało by się dobiec do tych kanałów co mówił o nich gliniarz. Ale gdyby wstali byliby dużo widoczniejsi także dla tego wielkiego czegoś. Czołgać się? Wtedy pewnie te małe by ich ogarnęły zanim by wyszli do tej kolejki. Czasu było mało. Musieli decyzję podjąć teraz.

Najlepiej gdyby zostawili rannego lambadziarza na przynętę, a sami podrałowali gdzie trzeba, ale parchata piromanka miała dziwne wrażenie, że ich kula u nogi zostanie nią, bo nikt prócz niej i Wujaszka nie będzie go chciał zostawić. Tak to było, gdy przychodziło do współpracy z osobami krótkowzrocznymi i nieobeznanymi w prawdziwym świecie, lecz cóż począć? Można było tylko cierpieć za swoje i nieswoje grzechy.
- Mierda… Trzeba odwrócić jego uwagę - nadała szeptem przez komunikator do pozostałej czwórki - Jebnąć granatem gdzieś w las, albo w kompletnie drugim kierunku. Romeo, ty masz lunetę. Zajeb z oka czy nie ma czegoś, co narobi hałasu. Jak tak kurew pobiegnie sprawdzać - wtedy, por tu puta madre, i my pobiegniemy. Będzie jeden wielki jak dupsko mojej starej problem mniej.

- Dobry pomysł. Walnij gdzieś tam.
- Raptor przytaknął szeptem na pomysł Latynoski i zwrócił się do rudowłosej saper. Wskazał na jej granatnik zamontowany do pancerza.

- Czekaj. Masz claymore. Ustaw najpierw claymore.
- Patino nie wyglądał zbyt zdrowo i dobrze. Twarz obficie rosiły mu krople potu i pojedyncze krople czerwieni. Ale jednak dostrzegł charakterystyczny, wklęsły prostokąt w oporządzeniu Black 8. Ta skinęła głową. Jej dłonie wprawnie zaczęły ustawiać przeciwpiechotną minę. Karl dał znać i pozostała czwórka zaczęła się odczołgiwać od rozstawionej niespodzianki. Zaraz potem Black 8 załadowała granatnik flashbangiem. Chwilę mierzyła po czym wystrzeliła z broni ciężkiej. Nieduży pojemniczek zniknął z oczu prawie od razu skryty przez najbliższe krzaki. Zaraz potem gdzieś dalej rozległo się charakterystyczne trzaśnięcie hukowego pojemnika. Xenos też musiały to usłyszeć bo rozległy się ich skrzeki. Te wielkie coś przerwało swoja robotę bo zgrzyty rozdzieranego metalu ustały. Ruda saper o złotych oczach dała znać gestem i pozostała czwórka zaczęła czołgać się dalej. Nabiorą się te maszkarony czy nie?

Nie nabrały! Wahanie wśród stada kreatur trwało tylko chwilę. Po tej chwili skrzeki znów zaczęły się zbliżać. Słychać już było coraz wyraźniejszy klekot szponów. Najpierw po drodze a potem po ziemi i drewnie. - Biegiem! - krzyknął Raptor widząc, że fortel i sprzyjające okoliczności przestały działać. Wstał a wraz z nim i Black 7 i Patino. Odbiegli jednak tylko kilka kroków gdy eksplodował postawiony claymore. Zlały się z nim trzaski pękających gałęzi krzaków i pękających wnętrzności. Już dobiegali! Brakowało im ze dwa tuziny metrów młodnika! I gdzieś tyle samo już do samej kolejki! Ale to wielkie coś i reszta już ruszyły w pogoń!

Jak te niewielkie odległości potrafiły się złośliwie wydłużać. Black 2 odczuła to na własnej skórze, kiedy nagle ta garstka kroków zmieniła się w pierdoloną pielgrzymkę na drugi koniec globu.
- Wujaszek bierz kaleczniaka! - wrzasnęła ruszając z kopyta do celu. Może zdążą, o ile nic ich nie rozjedzie po drodze. Zaczynając bieg zarejestrowała jeszcze jak Latarenka majstruje przy uprzęży i po chwili rzuca im za plecy obłą puszkę.
- Mierda, mierda, mierdaaaa! - piromanka zwiększyła tempo. Lepiej nie być w zasięgu jednej z wybuchowych bombek świątecznych gdy się odpali.

Płuca kłujące tak bardzo. Buty grzęznące w bogatej ściółce i błocie pod spodem tak głęboko. Każdy metr wydłużający się tak daleko. Każdy skrzek za plecami tak blisko. To straszliwie dudniące coś zbliżające się tak szybko! Jeszcze kawałek! Jeszcze pusty, zbombardowany pas niskiej trawy wzdłuż torów! jeszcze osuwisko wysypanych kamieni przy torze! Dech tłukący się razem z kołaczącym sercem jakby obydwa miały zaraz rozsadzić żebra i pancerz od środka. Trzask łamanych gałęzi i drzewek. Wycie palonych xenos. Ale to nie wszystko! Było ich zbyt wiele by jeden granat dał radę je wszystkie spalić.
- Tam! - z trudem wysapał biegnący Raptor wskazując na właz przy jednym z filarów na których jeszcze stała kolejka. Okrągły, ciemny, żeliwny właz na dnie bloku z gazobetonu. Ale tak wąski! Musieli przeciskać się przez niego pojedynczo! Pierwszy dopadł go Black 7 i bez ceregieli odwalił i równie bez ceregieli wrzucił do środka drugiego Latynosa. Ale kto teraz?! Xenos już zaczynały pojawiać się na skraju młodnika. Te wielkie coś pruło przez niego jak torpeda wyrywając wszystko na swojej drodze! Jedna, dwie osoby pewnie zdołały by wskoczyć do środka ale cztery to było mało prawdopodobne!

Mieli dwa problemy - pierwszy to małe kurwy, a drugi kurwa ponadgabarytowa. Na te pierwsze mieli sposób gorzej z szarżującą lochą. Black 2 zrobiło się nieswojo. Wylatywanie na solo do takiej to jak lecieć z kastetem na czołg. Nic przyjemnego.
- Wujaszek, pruj tą kurwę! Reszta wypierdalać! - wydarła się, łapiąc za miotacz. Na mniejsze gówna wystarczy, a reszta… tylko Wujaszek miał parę w łapach żeby chociaż bydle spowolnić.

Dwójka wskazana do “wypierdalania” spojrzała pytająco na siebie nawzajem a potem na Latynoskę. A potem Raptor wskazał na odwalone wejście włazu a potem na Black 8. Black 7 zaś obniżył lufę z ciężkiego działka i przez moment słychać było wizg rozpędzającego się mechanizmu obracającego lufy by zaraz te lufy rzygnęły ciągłym ogniem. Black 8 znikła już w okrągłej czerni. Maszkarony runęły już przez otwarty teren ale ciężka broń Black 7 żłobiła w nich całe wyrwy. Zaś miotacz stawiał żywą barierę napalmowego ognia. Hollyard zniknął w otworze włazu. Stwory mimo wyrw sunęły już tuż za zasłoną z ognia. Zwłaszcza, że Latynos przesunął ogień na to wielkie coś co też właśnie wypadło przeorawszy cały młodnik i nawet pewnie nie zwalniając. Black 2 zniknęła w otworze. Postawiła ścianę ognia i właściwie więcej ciężko było coś zrobić w tej sytuacji. Z góry przez moment dochodził odgłos ciężkiej broni i skrzeki rozwścieczonych xenos. I tętent tego wielkiego czegoś. Potem rozległ się klekot, trzask metalu i światło dnia prawie znikło zablokowane przez pancerne cielsko operatora pancerza wspomaganego. Z góry zaczęły się obsypywać jakieś fragmenty gdy to potężne coś musiało być już tuż - tuż! Jeszcze zgrzytnięcie metalu i ciemność. Black 7 zasłonił właz nad sobą.

- Tam! Na południe! - Raptor nie dawał chwili do namysłu tylko wskazał kierunek. Mapy wyświetlane przez HUD jakie mieli Parchy potwierdzały i to, że tam jest południe i to, że w tamtą stronę jest rzeka. Za jakieś trochę ponad 400 m. Niby blisko. Ale byli w dość wąskim tunelu w którym potężny Black 7 mieścił się z takim trudem, że musiał iść mocno pochylony często podpierać się dłońmi. Drobniejsi towarzysze mogli się zmieścić nawet we dwójkę ale wówczas robiło się dość ciasno i niewygodnie. O wiele swobodniej było iść w pojedynkę. No i to coś. To coś co zaryczało wściekle ale sądząc bo odgłosach z góry albo próbowało rozwalić właz albo go odwalić. Ciężko było zgadnąć czy jest aż tak cwane by zrobić ten numer. Co prawda było zbyt wielkie by wejść do tunelu ale gdyby zlikwidować w ten czy inny sposób barierę włazu mogłyby ruszyć w pościg te mniejsze. - Co 100 m są włazy kontrolne! - powiedział Raptor odzyskując oddech.

- Que… i znowu musimy zapierdalać z buta taki kawał? - Diaz pokręciła ponuro głową, wzdychając przy tym ciężko. Zapowiadało się chujowo po całości, ale co im zostało? - Może będą zamknięte - spojrzała na psiarczyka, chociaż dużo nadziei w jej głosie nie dało się znaleźć.
- Weź im zostaw coś na deser, Loca - mruknęła do Latarenki, pokazując nieopróżnioną przywieszkę przy jej pancerzu. - Idę przodem, te zjebane Obroże nie zrozumieją jak któregoś z was pendejo przypadkowo oczywiście i całkowicie niechcący shajcuję żywcem - znowu westchnęła, oznajmiając jak wielce niezadowolona jest z podobnego ograniczenia.

Black 8 klęknęła i chwilę majstrowała przy jednym z granatów. Trochę poluzować tam, trochę zaczepić tutaj i już powstała improwizowana mina przeciwpiechotna. To coś nie próżnowało. Widzieli już w świetle latarek właz. Ale ze złej strony. Jeśli Hollyard się nie mylił z tym włazem co setkę metrów to ten południowy musiał być chyba z prawie całą setkę w przeciwną. Ruszyli w jego stronę. Pierwsza Black 2 z wycelowanym przed siebie karabinkiem z podczepionym miotaczem. Za nią policyjny specjals z ciężkim rewolwerem. I we dwójkę mieli względnie najwygodniej. Za nimi szła kolejna para ale tym razem uszeregowana w poprzek korytarza a nie wzdłuż. Black 8 pomagała dźwigać się Latynosowi który miał zmasakrowaną nogę obwiązaną improwizowanym opatrunkiem właśnie zrobionym z jej rękawa. Przez co jej uniform zrobił się dziwnie niesymetryczny. Na końcu człapał ciężko Black 7 dla którego było zdecydowanie zbyt ciasno i niewygodnie. A jeszcze zanim to coś, wciąż waliło i grzmociło we właz lub obok nie rezygnując z prób przebicia się do uciekającej zdobyczy. Już powinni dotrzeć gdzieś do połowy drogi do tego włazu, już odgłosy biegnące od powierzchni nieco przycichły gdy piątka ludzi usłyszała ten szarpiący dźwięk na jaki czekali i jakiego się obawiali. Brzdęk włazu! I skrzek xenos prawie od razu potem. Już były wewnątrz, już lądowały na podłodze gdy któryś musiał widocznie zaczepić o granat pozostawiony przez złotooką saper. Za plecami Parchów, żołnierzy i policjantów eksplodowało światło a przez wąski tunel przetoczył się grzmot wybuchu uderzając ich w plecy. Zaraz tunelem nadeszło światło jakby ścigając uciekinierów. Przez chwilę wydawało się, że błyskawicznie zbliżająca się chmura napalmu ich pochłonie. Ale zatrzymała się o kilka kroków za ich plecami owiewając ich jedynie dymem i gorącym powiewem.

W chmurze i płomieniach zginęła najszybsza fala pościgu stworów. Ale granat musiał w końcu się wypalić. Musieli się spieszyć! Nie mogli odpocząć! Ogień wypalał się, temperatura w wąskim tunelu rosła, sekundy mijały, kroki mijały. Gdy w tunelu nastała ciemność piątka ludzi zdołała podejść tak blisko, że idąca na czele Latynoska już w oddali widziała majaczącą płaszczyznę włazu. Był tam! Teraz tylko tam dotrzeć, otworzyć i zamknąć zanim dopadną ich te xenos!

Ale one nie ustępowały. Znowu kolejne wskoczyły na dno tunelu, zeskakując na zwęglone resztki poprzedników. I zbliżały się błyskawicznie! Żaden człowiek nie miał szans umknąć tak błyskawicznie przemieszczającym się stworzeniom! Ale jednak żaden z nich nie był szybszy od fali rozprężających się gazów z zapłonu materiału z granatu. Jednym ruchem Black 8 potoczyła niewielki pojemniczek w tył. Ten zniknął pochłonięty przez ciemność. Światło. Huk. Ogień. Kolejna eksplozja. Już! Już prawie! Już wszyscy widzieli ten cholerny właz. Już ostatnie metry. Ale wtedy znowu napalm z granatu wypalił się. Znowu gnidy których ogień z drugiego końca tunelu już nie był w stanie wypalić rzuciły się do pościgu. A ludziom zostały ostatnie metry! Ale musieli się zatrzymać by otworzyć ten cholerny właz, by przejść przez niego i by go zamknąć. Dłoń złotookiej saper spoczęła na obłym pojemniku po raz kolejny. To już ostatni zapalający jaki miała. Ale było warto! Cisnęła go i ściana ognia po raz ostatni odgrodziła ich od potwory. Jeszcze jeden wysiłek. Latynoska i Raptor naparli na ciężkie drzwi otwierając je. Przeszli na drugą stronę. Potem Nash i Patinio. Wreszcie przeczołgał się wujaszek. I na sam koniec mogli wreszcie zamknąć ten cholerny właz. Zablokować. I zaraz potem dał się słyszeć drażniący uszy drapiący dźwięk szponów na metalu. Ale udało się. Ludzie i xenos byli rozdzieleni solidnym kawałem metalu. Wreszcie była chwila na złapanie oddechu.

Black 2 bez zbędnego cackania zrobiła pierwszą rzecz, na jaką miała ochotę od dłuższego czasu. Walnęła z impetem na glebę, dysząc jak po maratonie klepania frajerów w obskurnym zaułku meksykańskiej dzielnicy.
- Przydałaby się agua… albo jebać, kto ma wódkę? - mruknęła na chwilę zamykając oczy. Poszłaby w kimę, chociaż tak na pół godziny, ale chyba jeszcze nie był czas na sjestę, szkoda.


Przez chwilę słychać było tylko ciężkie oddechy. Black 7 też się nie oszczędzał. Właściwie rzucił się przez przejście i teraz opadł na brzuch na dno kanału. Gliniarz na chwilę oparł się o ścianę ale po chwili osunął się po niej na ziemię sadzając na niej tyłek. Światło mieli tylko z latarek zamontowanych przy broni więc albo coś było oświetlone jaskrawą strugą światła albo tonęło w kompletnej ciemności. Wszyscy zdawali się pogrążeni w chwili milczenia. I nagle dało się słyszeć dziwny dźwięk. Inny niż drapanie i szorowanie szponów po metalu. Raptor chyba był też zaskoczony bo nakierował lufę rewolweru na źródło dźwięku. I promień światła wylądował na twarzy Latynosa. Leżał na plecach więc była wyraźnie widoczna. Patino śmiał się. Teraz to było słychać i widać wyraźnie choć w pierwszej chwili jego dźwięk ewoluował od ciężkiego i łapczywego łapania oddechu przez jakiś kaszel więc brzmiało raczej jakby się ktoś krztusił. Ale teraz wyglądało, że kapral FA się jednak śmiał.

- Elenio? Coś ci się stało? Jesteś cały? - Karl zapytał z mieszaniną fascynacji i obawy tym niezrozumiałym zachowaniem kolegi. Sądząc z cichego syku siłowników Ortega też musiał obserwować uważnie tą scenkę.

- Ja jebię. No nie wierzę… - kapral przyłożył sobie dłoń do czoła i na chwilę całkowicie opanował go śmiech. - No nie widzicie tego?! Pojechaliśmy w samo gniazdo tego dużego! Wszystko się zawaliło. Otoczyły nas. Ale się przebiliśmy do fury. Odjechaliśmy ale ścigały nas. W końcu nas dogoniły. Rozjebały brykę. Nas wyjebało w kosmos! - tu wymachnął rękę wysoko w górę jakby chciał zademonstrować jak bardzo mocno ich wyjebało w kosmos. - Ale podnieśliśmy się. Było ich więcej i były szybsze a jednak udało nam się zwiać do tunelu. Zwialiśmy im tuż przed nosem! Ale rozjebały właz! Wbiły się do tunelu. Ale je też upiekliśmy. I na sam koniec znowu im zwialiśmy przed samym nosem. No nikt nam w to nie uwierzy! - Latynos roześmiał się znowu i tym razem inni też chyba już podzielali jego powód do radości.

- A tam nie uwierzy - Diaz pomacała się po pancerzu i w końcu znalazła manierkę. Odkręciła ją, upiła solidny łyk, skrzywiła się z powodu braku procentów i oddała zapojkę Wujaszkowi, żeby też się napił bo pewnie nie tylko ją suszyło - Jak ta wielka puta zaczęła nas gonić włączyłam nagrywanie. Normalnie nie możemy grzebać w zapisach, ale da się nagrywać na ten szmelc - popukała paluchem w Obrożę, szczerząc się szeroko i gapiąc na kulawego - Dostaniesz kopię i będziesz się mógł brandzlować przed zaśnięciem… chociaż akurat ty cabrón niewiele zrobiłeś - zmieniła ton na szczery smutek - No ale wiadomo. Krwi nie oszukasz, a wiadomo że jak meks to nierób i pasożyt. No chyba że Wujaszek - głos jej się ocieplił, gdy zaniuniała do olbrzyma - Ale nie każdy może być taki muy bonito.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline