Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2017, 14:32   #23
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Księga była rękopisem spisanym na pergaminie dziewiczym, zrobionym ze skóry nienarodzonych jagniąt. Nie ma droższego materiału w piśmiennictwie... Okładkę zdobiły okucia ze stopu srebra z jakimś innym metalem. Sama w sobie ze względu na materiały była warta majątek, i naprawdę lepiej już nią nie rzucać.
Pobieżne kartkowanie wykazało, że spisano ją na poły po łacinie, na poły po hebrajsku. Część pierwsza przybliżała stwory nadnaturalne: wampiry, wilkołaki, upiory, demony, przy czym pod kategorię demonów podpadły autorowi nie tylko byty piekielne, ale itopielce. Sensowne i prawdziwe kompedium mimo to, autor wiedział, o czym pisał. Część druga zawierała rytuały przyzywania i spętania poszczególnych stworów, w celu posiadania ich na swoje usługi. Część trzecia - metody odesłania lub uśmiercenia bytów nadnaturalnych. Część czwartą spisano wyłącznie po hebrajsku. Anna obejrzała liczne obrazki, kobiet w wannach, być może, albo podessanych przez rośliny.


Szybko odkryła, że Laurentin pominął w ogóle akapit o przedmiotach rytualnych - najpewniej przeoczył, bo de facto pojawiały się tylko raz w przygotowaniach do rytuału i mag powinien je po prostu mieć przy sobie, nic nimi nie robi poza tym. Symbole przepisał za to sumiennie, razem z paginacją strony i dopiskiem po hebrajsku, który prawdopodbnie był komentarzem któregoś w właścicieli księgi, na co wskazywał inny kolor atramentu i charakter pisma niz reszta księgi.
Błędem niedzielnego okultysty było prawdopodobnie złe skopiowanie symboli oraz brak jednego z rekwizytów. W połączeniu pozwoliły upiorowi na swobodę i dostęp do Laurentina, który sobie potem rzekoma Nataly poszerzała.
IPrawidłowo wykonany rytuał powinien skończyć się tak, że duch zmarłej osoby zostawał uwięziony w pomieszczeniu zamkniętym drzwiami na których nakreślono znaki, a mag może swobodnie w tym pokoju przebywać, nie obawiając się ataku psychicznego czy fizycznego. Rytuał działał do najbliższej pełni, potem duch odzyskuje samoistnie wolność i wraca w zaświaty.
Można było próbować zrobić rytuał jeszcze raz - ale jAnna, że to inny byt, a nie duch zmarłej. Należało go odesłać lub unicestwić.
Potrzebna jest krew żywego stworzenia, czytała. Księga sugerowała lotne ptaki albo drapieżniki. Zaznaczano, iż niektórzy praktykują tu ofiary z człowieka.
Niezbędny był też kamień krwawnik - karneol. Oral olej szklany - witriol.

Uprzejme chrząknięcie oderwało Annę pochyloną nad księgą od lektury.
- Jitka poszła rozmówić się z księciem i panem - oznajmił Libor. Po tonie ciężko było poznać, czy drwi. - Nie rzekła tak, ale nie ciska się już jak Żyd po pustym sklepie.
-No ale coś mówiła? Między wami się coś… wyjaśniło?
- Jest Gangrelem. Zrobi, co trzeba - podsumował Libor oględnie, promieniejąc niechęcią do drążenia tematu.
-Powiedziałam jej o twoich uczuciach do niej. Nawet się nie ustosunkowała? - Anna wydawała sie jednak zawiedziona. Wydawało jej się że coś jest czego kobiecie potrzeba. Coś co pomoże Jitce poukładać życie.
- Posiada zdumiewającą zdolność ignorowania faktów i własnej wiedzy. I zacietrzewienia na jednej rzeczy. - Libor z kolei nie zdawał się poruszony. - Przypomina ci to kogoś?
-Że niby mnie? Czy Oldrzycha prędzej? - Anna uśmiechnęła się kącikiem ust. - A na jaką rzecz się zacietrzewiła, ze jest ślepa na pozostałe?
- Potrafi opętać niezgorzej, nasz gospodarz miły - spojrzał na nią z ukosa. - Aż ciekawym, jak to robi. Może kiedyś też bym chciał.
-Jest na to wyjście. Krzesimir ci wygląd poprawi aż Jitce się oczy przewrócą - klepnęła Gangrela w ramie. - Z drugiej strony co to za uczucie co sie opiera na pięknym licu?
- Nie wiem - prześwidrował spojrzeniem jej cudzą twarz, jakby prawdziwą spod niej zobaczyć mógł. - Jakie? I pamiętam, jak nas przywitał, brudny i obszarpany jak dziad proszalny i kazał się wynosić, a tyś mu z ofartami pomocy spieszyła.
-Och Liborze. Przecie nie o jego dobru wtedy myślałam a o naszym, by z jego dóbr coś wycisnąć i się do miejsca przytulić. Tłumaczyłam ci. Chyba że chcesz usłyszeć że Patrycjusz piękny jest? Jest. Czy wstrętnym mi było gdym go krwią poiła? No raczej przeciwnie. Czy mógłby jednak mi męża zastąpić? Nie. Kocham tego upartego osła choć pewnie mogłabym się postarać o bogatszą czy lepiej politycznie rokującą partię.
Brwi ściągnął w zdziwieniu.
- Nie szukam pocieszenia, Anno. Ani winnych, tłumaczeń czy czarownicy do spalenia. Tylko metody. Bo cel jego, to akurat widzę jasno i wyraźnie.
-A jak ci zdaje, jaki cel jego? Bo mnie się zdaje, że on teraz bez celu żyje.
- A popatrz… niby bez celu, a już was obydwie uwiódł. To też jakaś władza, Anno. I on ją nad wami ma.
- A to jest dyskusyjne czy on ma nade mną, czy ja nad nim. Co by nie mówić to mnie chronią więzy, nie jego.
- A… - machnął ręką. - Argumenta mi wyschły. Idziemy do nich? Jakiś plan?
- Idziemy - przytaknęła, księgę dźwignęła pod pachę acz z należytą delikatnością i ruszyła za Liborem. - Plan prosty choć wymagający kilku kroków. Najpierw krwią się wymienim. Rytuał odesłania upiora mysle, ze bede w stanie przeprowadzić ale wpierw zdobyć trza składniki a czasu mało. Potem… Krzesimira odzyskać i odczynić mą fizjognomię co by Ołdrzych w szał nie wpadł gdy tu się wreszcie przez śniegi przebije. Potem… pomyślimy potem. Choć trzeba to będzie też omówić. Bo ja bym chciała nas pod Horaku podpiąć. Laurentina jeśli nie do rodziny podłączyć to choć sojusz zawrzeć. Odbudować jego domenę byśmy mieli gdzie spać, co jeść a i odkładać coś do skrzyń na czarną godzinę. Jak się Patrycjusz odkuje, to my z nim, zresztą widziałam że w przeszłości brylował na salonach. Do tego jest stworzony i znów się w łaski wkupi, a my… no z nim. Choć nie za darmo oczywiście. Zemsty łaknie i będziemy musieli mu w niej pomoc.Choć nie wiem co na to wszystko Ołdrzych. Gorzej jak powie „nie, bo nie” i będzie nas chciał nazad wszystkich do młyna wlec.
- Tylko jednego się boję. Byśmy nie upadli razem z nim. By nas nie pociągnął za sobą, dla towarzystwa chociażby.
Parł naprzód, Annę swoim ciałem nieco od wiatru osłaniając.
- I cóż ty chcesz we mnie poprawiać. Jestem nadzwyczajnie oku miły. Jeno niski.
Oberwana okiennica trzaskała o ścianę na wietrze, okno jaśniało ogniem zapalonym wewnątrz ruiny.
-Zaufaj Krzesimirowi. Ma on nadzwyczajne wyczucie estetyki. Zresztą, czy nie warto dobre poprawić by było lepsze? Jeśli nie Jitka, to doceni inna, pewna jestem.
- Zawsze zostaje mi Ernest Sokol - Libor wzruszył ramionami. - Gdy już odbędę karę. Jak przyjdzie co do czego, nie mieszaj się. Zrzuć wszystko na mnie. Krzywdy mi nie zrobi. Przynajmniej wielkiej krzywdy… - odwrócił się na moment i uśmiechnął blado, by znowu zerknąć przez okno. - Jeśli zaś o docenianie idzie, ktoś inny docenia akuratnie i jest doceniany. Mam czas. Cholernie dużo czasu...

Przy ogniu majaczyły dwie splecione w uścisku sylwetki, a nawet przez zawodzenie wichury do Anny docierały westchnienia.
Kapadocjanka zatrzymała się w progu i chrząknęła delikatnie. Niech i sobie dokończą ale nie przedłużają w nieskończoność - uznała. Pogładziła Libora po ramieniu.
-Krzesimir potrzebny od zaraz. Może i tak dalece by Sokol cię nie poznał? - poruszyła brwiami. Poczuła lekką złość na Jitkę ze taka ślepa. Dobrych ludzi jest na tym świecie niewielu, ale Anna nie miała wątpliwości że Libor do nich należał. A Jitka nie potrafiła docenić co ma. Niedorzeczne!
- Ugładzę Sokola, jak i Oldrzycha sobie ugładziłem - odparł bez złości i do drzwi ruszył. Gdy weszła, tamci się jeszcze nie rozpletli, a Libor zdążył przy ognisku się rozsiąść. Dobyty skądyś pucharek miedziany obczyścił krajem rękawa i pocałował ją w rękę z rewerencją, zanim naczynie podał. Na czułości tuż obok patrzał bez gniewu i bez zazdrości, jakby koni parzących się doglądał.
Anna z kolei nie patrzyła wcale. A i udawała, że nie widzi kątem oka. Nożykiem cięła po nadgarstku, napełniła kielich i podała Liborowi zalizując ranę. Głowę jak ptak przekrzywiła i obserwowała jego reakcję podczas picia ciekawa czy jej krew mu dostarczy jakiś przeżyć głębszych czy je stłumi całkiem albo co najwyżej pod przyjaźń podepnie. Ciekawe na ile można procesem więzów w ogóle manipulować, myślała.
Gangrel pucharkiem zakręcił i przyglądał się wirowi, by krwawy trunek unieść w bezgłośnym toaście i wlać w siebie na raz, jak szlachta gdy gorzałę grzmoci. Nie wykrzywił się tylko jak oni od goryczy napitku.
- Słodka - szepnął, ku Annie się lekko nachylając. - Ale zimna jak zbocza piekła.
Na twarz wybiły mu całkiem ludzkie rumieńce.
-Romantycznie zabrzmiało mimo iż o komplement nawet sie nie otarło - Anna uśmiechnęła sie z sympatią. - Teraz ja, co by było sprawiedliwie.
Pucharek w ręku obracal, zanim nadgarstek zębami rozerwal, dobywaniem sztyletu się nie trudzac.
- To raczej pusty gest. Acz miły. Doceniam.
Anna dla odmiany piła powoli, delektując się smakiem jakby chciała na dnie pucharu odnaleźć część z Liborowej dobroci. Przyszła tylko ekstaza która pokryła wszystko. Anna zadrżała ledwo zauważalnie i oblizała bezwiednie usta.
Gangrel przyglądał się z brodą podpartą na pięści, a i Jitka odkleiła się od swego pana akuratnie na czas, by zostać widownią. I Anna była przekonana, że żaden szczegół, jej nie umknął. Schowała je skrzętnie w pamięci, na wypadek gdyby można ich było kiedyś użyć przeciw Annie. Libor ślizgnął się spojrzeniem po Patrycjuszu i Gangrelce, i zbliżał się nieuchronnie moment, w którym - o ile wymiana krwi miała trwać dalej - ktoś powinien coś powiedzieć. I Anna miała podejrzenia, że tym kimś będzie ona.
Tymczasem nieoczekiwanie ozwał się Libor, szeptem szeleszczącym ostrzegawczo jak łuski węża.
- Ktoś jest na zewnątrz.
Annie zostało na dnie pucharu troszkę Liborowej krwi. Włożyła go w rękę Patrycjusza.
-Po łyku. Teraz - jeśliby coś na zewnątrz miało przeszkodzić w wymianie krwi to lepiej zrobić to teraz. W końcu jutro był czas na rundę drugą a poślizgi mogły wszystko zepsuć. Jak i goście.
-Ja wyjdę - rzekła Anna i gestem nakazała im kontynuować.
Wyjrzała przez okno a potem zmysły wyostrzając wyszła przed chatę.
 
Asenat jest offline